Była niedziela, 28 czerwca 1981 r. Piękny, czerwcowy letni dzień. Jeden z ostatnich dni w Los Angeles. Marian Zacharski był już na walizkach, na dniach wraz z rodziną miał się przeprowadzić do Chicago. Tego dnia też miał lecieć. Plany krzyżuje jednak FBI. Agenci do drzwi zapukali k. 15.00.
Tak 40 lat temu zakończyła się kariera wywiadowcza jednego z najsławniejszych szpiegów czasów PRL. Przez cztery lata udało mu się przejąć i przekazać tysiące tajnych dokumentów dotyczących budowy nowoczesnych systemów obronnych. Amerykański wywiad straty oceniał na kilka miliardów dolarów.
Amator, który stał się superszpiegiem
Scenę zatrzymania tak opisał we wspomnieniach: „Pukanie do drzwi. Zastygam. Otwarte! krzyczy Basia w stronę drzwi i w jej głosie mógłbym usłyszeć spokój, że to sąsiadka, albo mały Sean chce wyciągnąć Małgosię na plac zabaw. Mógłbym, gdyby nie błyskawiczny strumień skojarzeń, który połączył ostatnie miesiące i dni z godzinami dzisiejszego przedpołudnia. Strumień, który nie był pytaniem. Był pewnością. Patrzę na Basię otwierającą drzwi, zdziwioną widokiem +Chińczyka+. (...) Special Agent Tom Moon Eng Linn nie wchodzi. Stoi w progu, wyciągając przed siebie legitymację FBI. Patrzy mi w oczy i mówi: Marian, jesteś aresztowany pod zarzutem złamania tytułu 18 paragraf 794 kodeksu karnego Stanów Zjednoczonych.(...) Basia blednie i pyta +Chińczyka+: Pod zarzutem?... Czego? Szpiegostwa odpowiada Tom Moon Eng Linn, nie patrząc na nią, i przekracza próg mojego domu. Zza jego pleców dosłownie wylewa się grupa uzbrojonych agentów. Wbiegają do mieszkania z odbezpieczoną bronią. Trzy, cztery, pięć... Po co ja ich liczę? Jakie to ma znaczenie? (...) Rozbiegają się po całym mieszkaniu”.
Agentom trudno się dziwić, Zacharski od pewnego momentu był jednym z najważniejszych celów amerykańskich służb. Dokumenty, które dostarczał na wschodnią stronę żelaznej kurtyny były niezwykle cenne i dotyczyły najbardziej zaawansowanych amerykańskich projektów zbrojeniowych. W sumie były dziesiątki tysięcy stron tajnych dokumentów. Specyfikacje radarów (stosowanych w bombowcach, na okrętach wojennych czy sonarów dla atomowych okrętów podwodnych), szczegółowe dane o systemach przechwytywania celów i naprowadzania na nie rakiet stosowanych w ówczesnych samolotach bojowych, dokumentacja dotycząca rakiet takich jak Hawk czy Patriot. Być może dzięki jego informacjom udało się przejąć czołg M1 „Abrams”, płynący do Turcji.
Gdy kilka lat wcześniej był werbowany do tajnych służb nikt nie liczył na takie zdobycze.
Zacharski dorastał w Sopocie. W 1969 r. zdał maturę, a później z rodzicami przeniósł się do Warszawy, gdzie ukończył prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Tuż po studiach zaczął pracę w Centrali Handlu Zagranicznego „Metalexport”. Jak pisze we wspomnieniach, wtedy właśnie dochodzi do pierwszego spotkania z oficerem wywiadu. „On składa mi propozycję podjęcia dodatkowych obowiązków na rzecz polskiego wywiadu cywilnego działającego w ramach struktur Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Czuję się poniekąd jak bohater książek, którymi do niedawna się zaczytywałem. Moja pierwsza myśl? Jestem wewnętrznie poruszony. Wiem, że powiem: tak. Ale mówię: - Poproszę o dziesięć dni do namysłu”.
Wkrótce zostaje oddelegowany do nowo założonej firmy Polamco (Polish American Machinery Corporation), która miał zajmować się sprzedażą obrabiarek na terenie Stanów Zjednoczonych. W 1976 r. dostaje zadanie otworzenia oddziału firmy w Los Angeles. Odpowiada za sprzedaż na terytorium 13 stanów. Narzędzia sprzedaje m.in. centrom serwisowym linii lotniczych.
Mniej więcej rok później służby zakładają mu teczkę osobową. Jest „kontaktem operacyjnym” pod pseudonimem „pay”. Bruno Kowalsky, były agent, w swojej książce „Ile oni wiedzą o Tobie. Szpiedzy i podsłuchy w Polsce”, nazywa go „stukiem”, czyli kontaktem, który pracuje w określonym miejscu, a przy tym zbiera i przekazuje informacje. „To nie jest zawodowiec. Jest tylko przeszkolony. I to nie zawsze”.
Oswajanie szpiega
Przełomowym momentem była impreza sąsiedzka. Zacharski wie od innych sąsiadów, że na tym samym osiedlu mieszka niejaki William Holden Bell. Wiedział też, kim jest. Kierownikiem zaawansowanych projektów w Radar Systems Group w Hughes Aircraft Company w niewielkim miasteczku El Segundo. Firma pracowała nad przyszłościowymi rozwiązaniami dla obronności kraju.
Impreza była świetną okazją do „przypadkowego” zaznajomienia.
„Bill podniósł głowę, słysząc głos swej żony. Zobaczyłem zmęczoną twarz i podkrążone, lekko nieprzytomne oczy człowieka, który myślami jest zupełnie gdzie indziej. Jasna sportowa koszulka miała odjąć mu lat, ale tylko podkreślała jego ciężką sylwetkę sześćdziesięciolatka, który zbyt wiele czasu spędza za biurkiem. W ręku ściskał pustą szklankę po drinku. (...) Uścisnęliśmy sobie ręce. Przysiedliśmy się. - Polacy! My z Ritą uwielbiamy Europę, bo tam się poznaliśmy - powiedział i w oczach zapaliły mu się iskierki”.
Bell był człowiekiem po przejściach, niewiele wcześniej rozstał się z pierwszą żoną, by ożenić się drugi raz ze swoją byłą sekretarką. Do tego niedawno w wypadku zginął jego syn. Miał spore kłopoty finansowe, do tego lubił nadużywać alkoholu. Dla Zacharskiego był więc idealnym kontaktem.
Ale jego zdobycie zajęło mu sporo czasu. Zaczęli się regularnie spotykać, grać w tenisa, wychodzić do restauracji. Zacharski pod pretekstem szlifowania technicznego języka zaczął też wypytywać Bella o szczegóły jego pracy. Pierwsze pieniądze przekazuje Bellowi za ułatwianie kontaktów biznesowych, a także właśnie za konwersację techniczne.
Pierwszą zdobyczą jest oficjalnie wydana książka „Radar Handbook” - publikacja wydana z okazji jubileuszu firmy. Nie jest to tajny dokument, Bell trzyma ją na półce. Zacharski pożycza ją, bo jak mówi jego angielski „nadal kuleje”. Kopiuje wszystkie strony i wysyła je do Warszawy. Po kilku dniach oddaje publikacje, wręczając jednocześnie Bellowi 400 dolarów. „To moja drobna inwestycja w poprawę twojej sytuacji finansowej” – mówi. Ksero osobiście zawozi do Chicago i przekazuje oficerom Rezydentury. Jest 2 maja 1978 r.
Bell do współpracy wciągany jest stopniowo. Kolejno pokazuje Polakowi wzór formularza patentowego, potem wypełniony formularz. Za wszystko dostaje pieniądze – tyle że niewielkie. Bell wciąż ma problemy finansowe – nie ma za co wykupić domu, brakuje kilkunastu tysięcy dolarów.
Zacharski proponuje transakcję 12,5 tys. dolarów w zamian za jawne materiały z Hughes Aircraft Corporation. Od tego czasu gra idzie w otwarte karty, choć oficjalnie Bell słyszy, że to pomoc dla polskiego przemysłu. W sumie w czasie 4 lat Bell otrzymał 110 tys. dolarów gotówką, a także złote monety wartości ok. 60 tys. dolarów.
Amerykańskie łowy
Amerykanie dość szybko zorientowali się, że mają poważny przeciek. Szpiega szukali już od 1979 r. Długo jednak nie byli w stanie wpaść na jego ślad. Najprawdopodobniej przyczyną rozpracowania Zacharskiego była zdrada w polskiej centrali. Z dokumentów wewnętrznej komisji powołanej w Departamencie I Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, by wyjaśnić powody aresztowania Zacharskiego, wynika, że informację przekazał amerykanom inny członek polskiego wywiadu Jerzy Koryciński. Bardzo możliwe zresztą, że od lat był on podwójnym agentem, pracującym dla USA.
Pod koniec lat 70. zajmował się nadzorem wywiadu naukowo-technicznego dla przemysłu zbrojeniowego i elektronicznego. To właśnie stamtąd miał informacje o Zacharskim i sąsiedzie. W 1979 r. rezydował w Sztokholmie, tam zapewne przekazał informacje CIA, a później zbiegł.
FBI nie miało problemów z wyselekcjonowaniem Bella. Pętla wokół Zacharskiego zaczęła się zaciskać. Bell pękł łatwo. W zamian za niską karę więzienia zgodził się też na założenie podsłuchu podczas rozmowy z Zacharskim. Jak wspomina polski szpieg rozmowa odbyła się w ów feralny dla polskiego szpiega niedzielny poranek. „Koło godziny 9.30 pukanie do drzwi. To Bill. – Marian, musimy pogadać. – Bill, dzisiaj wyjeżdżam, nie mam czasu, naprawdę nie mogę. – Proszę cię, wyjdź ze mną na chwilę...”. Rozmowa, jak ją opisuje Zacharski, jest typowa. Wymiana informacji o kolejnych dokumentach i programach, które Bell może wyciągnąć i o wynagrodzeniu.
Więzienie i droga do kraju
Zacharski ani podczas śledztwa, ani procesu nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów. Odmawia też składania zeznań podczas procesu, który zaczyna się 20 października. Jak pisze, proces mimo zebranego materiału dowodowego nie jest dla prokuratury łatwy. Wynika to choćby z pytań zadawanych przez adwokata śledzącym go agentom FBI:
„– Czy widział pan, jak pan Marian Zacharski robi coś niezgodnego z prawem na terenie Stanów Zjednoczonych? Kolejno odpowiadali: – Nie. Dopiero gdy przesłuchiwany był Eugene McCarthy, ten, który najpierw jeździł za mną zderzak w zderzak (...) – Tak, widziałem. – Co takiego zrobił pan Zacharski, co było niezgodne z prawem? – Przejechał dwa razy na czerwonym świetle. Salwa śmiechu na sali”.
Wyrok został wydany 14 grudnia 1981 r., dzień po tym jak w Polsce wprowadzony został stan wojenny. Zarówno przysięgli, jak i sędzia uznali Zacharskiego winnym. Zostaje skazany na dożywocie.
Bell dzięki temu, że współpracował z FBI dostaje 8 lat.
Zacharskiemu nadzieję przywraca obrońca. Na pożegnanie wręcza mu książkę Jamesa B.Donovana „Obcy na moście. Sprawa pułkownika Abla”, z dopisaną dedykacją: „Marian, czekam na dzień, kiedy obaj spotkamy się na moście”.
Zanim jednak trafi na most, mijają długie cztery lata dyplomatycznych przepychanek. Zacharski spędza je w więzieniu w Memphis. Jaki twierdzi, w tym czasie agenci FBI próbowali nakłonić go do współpracy. „Cztery razy próbowano mnie łamać, oferując w zamian wiele, ale dla mnie nie wchodziło to w grę”.
Na moście Glienicke, który łączy Berlin Zachodni ze Wschodnim (czyli ówczesną RFN z NRD) i jest tradycyjnym miejscem wymiany szpiegów, pojawia się 11 czerwca 1985 r. Jeszcze przed wylotem otrzymuje akt łaski sygnowany przez prezydenta Ronalda Reagana. Tego dnia dochodzi do wielkiej wymiany szpiegów, wraz z Zacharskim na wschodnią stronę przechodzi Bułgar i dwóch obywateli NRD, a w przeciwnym kierunku 25 więźniów odbywający wyroki we Wschodnich Niemczech i Polsce. Wśród nich ma być też sławny szermierz Jerzy Pawłowski, ale on w ostatniej chwili rozmyśla się.
Zacharski w Polsce przyjmowany jest jak bohater. Na lotnisku wita go kierownictwo służb specjalnych, a gen. Czesław Kiszczak odznacza go Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Nie jest mu źle. Dostaje prace w sieci sklepów „Pewex”, w którym za dewizy można było kupować niedostępne w Polsce towary. W 1990 r. został nawet dyrektorem całej firmy.
Po przełomie 1989 r. został pozytywnie zweryfikowany, dzięki czemu mógł pracować w Urzędzie Ochrony Państwa. W 1995 r. był jednym z bohaterów tzw. afery Olina. To on zdobył informacje, z których miało wynikać, że długoletnim współpracownikiem KGB był ówczesny premier Józef Oleksy. Od prezydenta Lecha Wałęsy w ostatnim dniu jego urzędowania otrzymał awans na generała. Od 1996 r. mieszka za granicą.
W artykule wykorzystałem fragmenty książki: Mariana Zacharskiego „Nazywam się Zacharski. Marian Zacharski. Wbrew regułom”.
Łukasz Starowieyski
Źródło: MHP