„W okresie 5–19 czerwca 1981 r. będzie przebywał w Polsce emigracyjny literat Czesław Miłosz – laureat nagrody Nobla w dziedzinie literatury […] Przewidujemy, że pobyt Cz. Miłosza w Polsce wyzwoli w środowiskach kulturalnych demonstracyjne postawy polityczne opozycji intelektualnej, afirmujące z jednej strony kult wielkości literackiej Cz. Miłosza, z drugiej zaś dla jego postawy ideowo-politycznej i wolności literatury […] Nadmienić należy, że całą dotychczasową twórczość Cz. Miłosz opublikował w Instytucie Literackim w Paryżu. Istnieje więc uzasadniona konieczność podjęcia operacyjnych działań zmierzających do zabezpieczenia dopływu informacji z imprez i spotkań, jakie będą miały miejsce w czasie pobytu Cz. Miłosza na terenie Warszawy, Krakowa, Lublina i Łomży; rozpoznania osób uczestniczących w tych imprezach i postaw politycznych i powiązań z grupami antysocjalistycznymi” – pisano we wniosku o wszczęcie tzw. sprawy obiektowej, której nadano kryptonim „Poeta”.
Owszem po powstaniu „Solidarności” w Polsce zmieniło się wiele i noblista mógł przyjechać do kraju, ale jego pobyt w Ojczyźnie – jako potencjalne zagrożenie dla władz PRL – był pilnie śledzony przez Służbę Bezpieczeństwa oraz jej agenturę. Tak na marginesie SB prowadziła w związku z jego przyjazdem do kraju nie tylko tę jedną sprawę ogólnopolską, ale również – na forum lokalnym – szereg mniejszych (np. w Krakowie sprawę operacyjnego sprawdzenia kryptonim „Wizyta”).
„Były kłopoty z wyswobodzeniem się Cz. Miłosza z tłumu, który ścieśnił się bardzo i uniemożliwiał dojście do samochodu” – stwierdzali esbecy opisując jego powitanie w kraju. I dodawali: „Nie zanotowano żadnych ekscesów lub wrogich okrzyków, wypowiedzi; było szereg krytycznych uwag na brak porządku [zgłaszanych] przez samych zgromadzonych i [na] nadmierny tłok”. Dzień później (6 czerwca), kiedy noblista wziął udział w zorganizowanym przez Ministerstwo Kultury i Sztuki (w Pałacu na Wodzie w warszawskich Łazienkach) spotkaniu (cocktailu) z „przedstawicielami świata kultury” odnotowali obecność na nim m.in. Karola Małcużyńskiego, Gustawa Holoubka, Tadeusza Mazowieckiego, Jerzego Turowicza oraz „niewielkiej grupy młodych osób bez żadnych emblematów”. Tego samego dnia po spotkaniu autorskim pisarza ze studenta w słynnym warszawskim klubie studenckim „Stodoła” funkcjonariusze stwierdzali z kolei, że „dwukrotnie usiłowano skierować dyskusję na tematy polityczne, lecz Miłosz nie podjął tych tematów […] Z jego wypowiedzi wynikało, że nie znając realiów życia w Polsce, nie czuje się kompetentny do wydawania osądów”.
Po spotkaniu noblisty – w dniu 7 czerwca 1981 r. – z pracownikami oraz współpracownikami Niezależnej Oficyny Wydawniczej „NOWA” w mieszkaniu Elżbiety i Pawła Bąkowskich czujni funkcjonariusze odnotowali m.in., że „złamał swój zwyczaj i podpisał setki książek wydanych nielegalnie w Polsce”. Od 8 do 10 czerwca poeta przebywał w Krakowie. Wziął tam udział w sesji naukowej zorganizowanej przez Uniwersytet Jagielloński i poświęconej jego twórczości. Spotkał się również ze studentami oraz naukowcami z Uniwersytetu Jagiellońskiego, pisarzami z Krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich, a także członkami redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Jak podsumowywała krakowska Służba Bezpieczeństwa: „Dokonując oceny przebiegu imprez z udziałem C. Miłosza należy stwierdzić, że nosiły one charakter krótkich, fragmentarycznych spotkań. Środowisko kultury Krakowa jest raczej zawiedzione, gdyż spodziewało się czegoś głębszego w postaci dyskusji i większej bezpośredniości kontaktu”.
Równie pilnie śledzono jego pobyt w Lublinie (10-12 czerwca). I tak np. po jego spotkaniu z członkami NSZZ „Solidarność” i Niezależnego Zrzeszenia Studentów na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim odnotowano, że „w krótkim wystąpieniu oddał hołd robotnikom za to co zrobili w ostatnim okresie dla narodu polskiego, a co jego zdaniem łączy się z jego dotychczasową twórczością. Wskazał przy tym, że działacze nowego związku zasługują bardziej na uznanie niż on sam jako pisarz. Wspomniał, że obecnie dopiero Polska jest krajem +wolnych robotników+”.
Po dwudniowej przerwie bez oficjalnych spotkań i uroczystości, którą spędził w gronie najbliższych, Miłosz udał się do Łomży, gdzie w dniach 15-16 czerwca 1981 r. wziął udział m.in. w „Łomżyńskiej Wiośnie Poetyckiej”, a także wziął udział w kilku spotkaniach oraz sesji literackiej. Co ciekawe w tym przypadku, przynajmniej w ocenie SB, „w opinii uczestników i organizatorów imprezy Czesław Miłosz swoim wystąpieniem wywarł niekorzystne wrażenie. Traktował z pewną wyższością pozostałych literatów, w tym również swoich dawnych kolegów. Nie ukrywał lekceważącego stosunku wobec osób uczestniczących w spotkaniach – spóźnianie się, bardzo krótki czasowo kontakt, niemal demonstracyjne opuszczenie sali Wojewódzkiego Domu Kultury w czasie trwania recitalu jego poezji. Swego rodzaju pretensje organizatorów zgłoszone wobec jego brata – Andrzeja spowodowały, że w pierwszym dniu sesji wystąpienie Cz. Miłosza było dłuższe, a ponadto bez specjalnej zachęty ze strony uczestników odczytał kilka swoich wierszy”.
Ostatnim, lecz nie najmniej ważnym miejscem, które odwiedził noblista był Gdańsk (17 czerwca). Tam m.in. spotkał się w Stoczni Gdańskiej im. Lenina ze stoczniowcami i innymi zaproszonymi gośćmi, a po drodze złożył kwiaty pod tablicą (na murze stoczni) upamiętniającą zabitych w Grudniu ’70. W stoczni wygłosił krótkie, dwudziestominutowe przemówienie. Jak odnotowała Służba Bezpieczeństwa stwierdził m.in., że „jest bardzo szczęśliwy, iż mógł przyjechać do Gdańska, w którym to mieście powstała +Solidarność+”, a także „uznał ją za ruch społecznej odnowy, a nie siłę polityczną”. Wyraził też swe uznanie Lechowi Wałęsie „za odwagę, upór i konsekwencję” w „jego działalności na rzecz +Solidarności+”. Z kolei Wałęsa stwierdził, że „postawa i twórczość Cz. Miłosza była i jest inspiracją do działań” związku.
19 czerwca 1981 r. noblista odleciał z Polski do Stanów Zjednoczonych, gdzie mieszkał od lat. Władze PRL mogły odetchnąć z ulgą. Wbrew ich obawom wizyta przebiegła nader spokojnie. W znacznej mierze zresztą dzięki postawie samego pisarza, który potraktował ją w kategoriach pobytu prywatnego. Jak podsumował złośliwie, ale nie bez pewnej racji tajny współpracownik „Matrat”, czyli Władysław Huzik: „Jego pobyt w Polsce należy oceniać wyłącznie w kategoriach wizyty starszego wiekiem artysty w kraju młodzieńczych wspomnień. Żadnych interesów tutaj nie miał, mieć nie będzie, nie chce ich mieć. Ważne jest dla niego spokojne miejsce w Berkeley, dom rodzinny, synowie, własna biblioteka. Jakiekolwiek deklaracje (choćby o katolicyzmie czy na temat socjalizmu) mogłyby mu zaszkodzić w protestanckiej Ameryce, gdzie żyje w znacznej mierze wśród liberalnych intelektualistów i trochę wśród Polonii”.
Z drugiej strony – przynajmniej według TW „Matrata”– wizyta miała służyć podbudowaniu ego poety. „Ponieważ złożyło się tak akurat – nagroda Nobla, że ma [Miłosz] okazję przyjechać do kraju, zobaczyć na własne oczy, czy rzeczywiście ludzie go czytają, skwapliwie z tego skorzystał. Każdy twórca marzy o +czytywaniu przez miliony+, licznej publiczności. Amerykański +gryzipiórek+, na którego wykłady przychodzi 10, góra 100 osób, nie mógł odmówić sobie przyjemności spotkania z tysiącem czytelników choć raz w życiu” – pisał po niej.
Jak dodawał przy tym tajny współpracownik Czesław Miłosz potraktował wizytę w Polsce absolutnie prywatnie, „jako rodzaj przygody intelektualnej, a także pewnego rodzaju spełnienia młodzieńczych marzeń i snów”. Wszelkie próby interpretowania jego wizyty w kategoriach politycznych „ucinał w zarodku”. Ponadto – według „Matrata” – żywiołowa reakcja polskiej publiczności, tłumy dziennikarzy z początku poetę zaskoczyły, potem przeraziły, a wreszcie miał on tego wszystkiego dosyć. W Krakowie miał nawet wręcz oświadczyć swoim krewnym, że ucieka, że wsiada natychmiast w samolot do Stanów Zjednoczonych, gdyż „ma dosyć dziennikarzy, cisnących się tłumów, odwołuje wszystkie spotkania”. Najbardziej natomiast zadowolony był ze spotkań ze swoimi czytelnikami, prostymi ludźmi. Kiedy w Lublinie przewodniczący NSZZ „Solidarność” Lech Wałęsa, w imieniu własnym i ludzi pracy złożył Czesławowi Miłoszowi wyrazy uznania, poczuł się autentycznie wzruszony.
Kiedy osiem lat później pisarz ponownie przyjechał do kraju – tym razem z okazji otrzymania doktoratu honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego – nie był już tak pilnie śledzony przez Służbę Bezpieczeństwa, której funkcjonariusze mieli na głowie już zupełnie inne problemy…
Grzegorz Majchrzak
Źródło: MHP
Autor jest pracownikiem Biura Edukacji Publicznej IPN