50 lat temu wielka czwórka z Liverpoolu zagrała pierwszy koncert w USA. Tłumy rozentuzjazmowanej młodzieży nie odstępowały Beatlesów na krok, a miliony śledziły ich amerykański debiut w telewizji. Tak zaczęła się brytyjska inwazja muzyczna na Amerykę i świat.
11 lutego 1964 roku The Beatles zagrali w Waszyngtonie swój pierwszy koncert w Stanach Zjednoczonych. Około 8 tys. fanów po brzegi wypełniło sportową arenę Coliseum, gdzie za scenę służył bokserski ring. Po 20 minutach koncertu Beatlesi zmienili ustawienie na scenie, odwracając się przodem do tej części widowni, która wcześniej widziała ich tylko z tyłu.
Beatlesi zagrali podczas koncertu w Waszyngtonie 11 piosenek. W Shoreham Hotel, gdzie członkowie grupy spędzili poprzednią noc, zachowała się mała kartka papieru z insygniami hotelu, na której John Lennon odręcznie spisał kolejność piosenek, począwszy od "Roll over Beethoven" do "Long Tall Sally". Nakręcony podczas koncertu film, dostępny w internecie, ujawnia, że zespół był ledwie słyszalny. Muzyków zagłuszały krzykami i piski rozhisteryzowanych nastolatek.
Trzy tysiące oszalałych fanów czekało na członków zespołu: Johna Lennona, Paula McCartneya, Geroge'a Harrisona i Ringo Starra już cztery dni wcześniej, gdy ich samolot lądował 7 lutego 1964 roku na międzynarodowym lotnisku Johna F. Kennedy'ego. "Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Dziewczyny były wprost oszalałe" - wspomina w książce "Beatles are comming!" Bruce'a Spizera reżyser Albert Maysles, który dostał zlecenie nakręcenia filmu dokumentalnego z pierwszej wizyty The Beatles w USA.
11 lutego 1964 roku The Beatles zagrali w Waszyngtonie swój pierwszy koncert w Stanach Zjednoczonych. Około 8 tys. fanów po brzegi wypełniło sportową arenę Coliseum, gdzie za scenę służył bokserski ring. Po 20 minutach koncertu Beatlesi zmienili ustawienie na scenie, odwracając się przodem do tej części widowni, która wcześniej widziała ich tylko z tyłu.
Dla amerykańskich nastolatków brytyjski zespół nie stanowił już tajemnicy dzięki didżejom z lokalnych stacji radiowych. Ale jak wyznał reporter telewizji CBS Michael Harris, który też obsługiwał pierwszą wizytę brytyjskiej grupy w USA, nikt spośród jego znajomych, nowojorskich dziennikarzy, nie znał The Beatles dwa tygodnie wcześniej. Tę ignorancję słychać było czasem w wywiadach. "Co powiecie na to, że mówią o was, że reprezentujecie sobą społeczną rebelię?" - zapytał jeden z reporterów jeszcze na lotnisku. "To brudne kłamstwo" - odpowiedział Lennon. "A co myślicie o Beethovenie?" - dopytywał reporter próbując zdemaskować rzekomą niewiedzę muzyków. "Wspaniały, zwłaszcza jego poezja" - odpowiedział mu ironicznie Lennon.
Głównym punktem nowojorskiej części wizyty Beatlesów był występ w Ed Sullivan Show, jednym z najbardziej popularnych wówczas programów telewizyjnych nadawanym w CBS. Jak wspomina w "New York Times" Debbie Supnik, wówczas nastolatka, ledwo udało jej się przecisnąć przez tłumy, by wejść do studia. Była jedną z 728 szczęśliwców, którzy dostali zaproszenie do wzięcia udziału w nagraniu programu w charakterze widowni. CBS wybrała ich spośród ponad 50 tys. zgłoszeń. Ponad 73 mln Amerykanów zasiadło przed telewizorami, by obejrzeć nadany następnego dnia program w telewizji.
Występ nie wywarł wrażenia na wszystkich. "Z tego co widzę, od innych (zespołów) różnią się tylko fryzurami. Daję im rok" - powiedział muzyczny reżyser programu Ed Sullivan Show, Ray Bloch.
Pomylił się. Po amerykańskiej wizycie popularność Wielkiej czwórki z Liverpoolu eksplodowała w USA i na całym świecie. W historii amerykańskiego rynku fonograficznego nikt nie sprzedał więcej płyt niż The Beatles. Beatlesi przeszli do historii jako jeden z najważniejszych zespołów w historii rocka, wyznaczając trendy muzyczne dla kolejnych zespołów.
Z okazji 50. rocznicy historycznego debiutu The Beatles w USA, w Coliseum, dziś zwanym "Uline Arena", odbędzie się we wtorek koncert piosenek Beatlesów w wykonaniu grupy BeatleMania Now. Pokazywana jest też wystawa zdjęć, jakie pamiętnego wieczoru zrobił fotoreporter Mike Mitchell. Zajął miejsce na scenie, na kolanach fotografując Lennona, McCartneya, Harrisona i Starra. "Dobrze ich wtedy nie znałem" - wyznał w wywiadzie z "Washington Post" 68-letni obecnie Mitchell. Miał okazję jeszcze raz fotografować Beatlesów podczas koncertu kilka miesięcy później w Baltimore. Ale nie ma wątpliwości, że to wieczór 11 lutego 1964 roku był jednym z najbardziej decydujących momentów w jego życiu i karierze.
Z Waszyngtonu Inga Czerny (PAP)
icz/ lm/ ro/