Przez następne trzy tygodnie walki na froncie polskim trwały nadal. Miały już jednak inny charakter i cel. O ile do tej pory zmagania nad Wisłą wiązały gros sił niemieckich, o tyle po agresji ZSRS Wehrmacht i Luftwaffe mogły przerzucić część swych sił za Ren i osłonić bardzo słabo bronioną do tej pory granicę. Pozostałe wojska miały dobić WP i opanować resztę terytorium Polski, w części zresztą ewakuując się z obszarów (np. Białostocczyzna), które miały przypaść ZSRS.
O północy 16 września weszło w życie zawieszenie broni w konflikcie sowiecko-japońskim, jaki od czterech miesięcy trwał na terytorium Mongolii. Po przegranej bitwie pod Chałchin-Goł Japończycy musieli uznać przewagę Armii Czerwonej i zrezygnować z ekspansji na kierunku północnym.
Następne kilkanaście dni trwał odwrót strategiczny WP w głąb kraju. Można go określić jako wyścig polskich piechurów i niemieckich zgrupowań pancerno-motorowych, czyli jako konkurencję, której strona polska wygrać nie mogła. W dzień trwały zacięte walki. Przy rosnącej z dnia na dzień przewadze Luftwaffe przemarsze sił polskich musiały odbywać się przede wszystkim nocą. To oznaczało, że żołnierze WP byli coraz bardziej zmęczeni, a przez to słabła zdolność obronna poszczególnych oddziałów.
Wybuch wojny w krótkim czasie izolował od reszty kraju Wybrzeże. Do południa 1 września opanowany został Gdańsk, gdzie Niemców zaskoczyła kilkugodzinna obrona gmachu polskiej poczty i skuteczny opór garnizonu Westerplatte.
Niemiecki Bundestag uchylił we wtorek jednomyślnie wyroki nazistowskich sądów skazujące za zdradę wojenną. "Decyzja ta przywróciła honor i godność grupie ofiar narodowosocjalistycznego wymiaru sprawiedliwości, która długo była zapomniana" - oświadczyła minister sprawiedliwości Brigitte Zypries. Zdrada wojenna była szczególnym rodzajem zdrady państwa, za którą zazwyczaj karano śmiercią. Wydano 30 tys. takich wyroków, ponad 20 tys. wykonano.
Niemcy raczej nie ośmieliłyby się rozpocząć działań wojennych przeciwko Polsce, gdyby ta w 1939 roku zgodziła się na przepuszczenie przez swoje terytorium Armii Czerwonej - ocenił znany rosyjski historyk, prof. Michaił Miagkow. Miagkow, szef Ośrodka Historii Wojen i Geopolityki przy Instytucie Historii Powszechnej Rosyjskiej Akademii Nauk (RAN), mówił o tym, broniąc w czwartek w wywiadzie dla rządowej "Rossijskiej Gaziety" paktu Ribbentrop-Mołotow.