„Powołać wolne i niezależne od Partii i Rządu związki zawodowe oraz stworzyć warunki ich niezależnej działalności” – głosił pierwszy z listy 36 postulatów, wysuniętych przez szczeciński MKS w sierpniu 1980 r. Tego samego na pierwszym miejscu domagali się strajkujący w Stoczni Gdańskiej. Tamtejszy MKS wysunął nieco krótszą listę żądań, jednakże w obu miastach świadomość znaczenia postulatu pierwszego odgrywała kluczowe znaczenie.
Potrzeba powołania niezależnego przedstawicielstwa pracowników, które w długofalowej perspektywie będzie dbało o interesy ludzi pracy była dla strajkujących bezdyskusyjna. W pozostałych postulatach, zarówno w Szczecinie, jak i w Gdańsku, mieszały się sprawy socjalno-ekonomiczne i polityczne. Żądania strajkowe Sierpnia’ 80 można uznać za zwierciadło, w którym odbijała się ówczesna, polska rzeczywistość.
Zanim jednak 36 postulatów stworzono i przedstawiono Komisji Rządowej trzeba było je ułożyć, a nie było to proste zadanie. Po proklamowaniu strajku w Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego 18 sierpnia 1980 r., do zakładu natychmiast przyjechał Janusz Brych, I sekretarz KW PZPR w Szczecinie, który wraz z dyrektorem stoczni Stanisławem Ozimkiem, stoczniowcem Eugeniuszem Szerkusem, członkiem komitetu strajkowego z Grudnia 1970 i Stycznia 1971, oraz Waldemarem Ronisem z Meramontu stanął na przyczepie ciągnikowej i rozpoczął rozmowę ze stoczniowcami. Brych starał się na bieżąco odpowiadać na sypiące się w jego kierunku pytania-postulaty zebranych stoczniowców. Chaos i tumult powodowały, że I sekretarz nalegał na przeniesienie spotkania do świetlicy i domagał się od strajkujących sformułowania postulatów i wybrania delegatów.
Jarosław Mroczek zapamiętał, że: „osoby z władz starały się nas nie przekonywać, żebyśmy wrócili do pracy, ale i...żeby rozejść się na wydziały, wybrać przedstawicieli i tam sformułować żądania. I tu była ciekawa reakcja ludzi, chyba związana z pamięcią o Grudniu – ludzie bali się tego rozejścia, bo czuli, ze w kupie, mości panowie, jest lepiej, łatwiej i bezpieczniej...”. Dopiero głos Eugeniusza Szerkusa, jego autorytet, zadziałały na stoczniowców, którzy rozeszli się po wydziałach i rozpoczęli pracę nad postulatami. W czasie kolejnego spotkania z Januszem Brychem delegaci poszczególnych wydziałów odczytywali swoje propozycje. Wiele z nich miało charakter ekonomiczno-socjalny i dotyczyło spraw stricte branżowych, stoczniowych. Warto zauważyć, że na listach, które pochodziły z różnych wydziałów znalazły się odważne postulaty polityczne, które musiały wprawić władze w stan daleko idącego niepokoju. Były to między innymi: zniesienie cenzury, zapisanie prawa do strajku w Konstytucji PRL, możliwość istnienia opozycyjnych partii politycznych, żądania uwolnienie więźniów politycznych, czy niedyskryminowania opozycji, przywrócenia zwolnionych po Grudniu 1970 r. do pracy czy żądania wymierzone w milicję i wojsko.
Stefan Kozłowski, któremu udało się pozostać w stoczni pomimo ogromnych problemów (był członkiem WZZ Pomorza Zachodniego, a zatem uznawany był przez strajkujących za sympatyka KSS KOR, czyli nielegalną część społeczeństwa, która strajkującym mogła tylko zaszkodzić) wspominał: „Wciąż padają nowe hasła. Kresy. Ukraina. Kościół katolicki oczywiście, środki masowego przekazu, dostęp do nich. Wypływa sprawa cenzury. Delegaci nie zapominają o Polakach za granicą, w Związku Radzieckim rzecz jasna. A skoro tak, to co z Katyniem? Wiele pytań i żądań. Niektóre nierealne lub nazbyt polityczne”. Marian Juszczuk, wiceprzewodniczący KS „Warskiego”, potem MKS: „Trzeba im było długo tłumaczyć, żeby z niektórych postulatów zrezygnowali. To oni na to: jest prawie to samo, tylko inaczej sformułowane. Myśmy się mogli już dawno dogadać jako stocznia, dostalibyśmy co dusza zamarzy, my na tym na pewno stracimy, aleśmy zrobili to tylko po to, żeby wziąć pod skrzydła te drobne zakłady. Ci się upierają: no, chociaż ten postulat weźcie...”. Dla niektórych przedstawicieli innych zakładów przyłączających się do strajku był to punkt honoru, aby ich postulat znalazł się na liście. Nie da się ukryć, że proponowane przez poszczególne wydziały i zakłady żądania (nota bene ich publiczne odczytywanie w stoczniowej świetlicy było dla delegatów niezwykłym emocjonalnie przeżyciem) były niezwykle ciekawe, gdyż odzwierciedlały bolączki i stan świadomości ówczesnego społeczeństwa doby kryzysu gospodarczego.
W czasie drugiego spotkania z Januszem Brychem prosił on strajkujących o przedstawienie jednej, zbiorczej lisy żądań, gdyż odczytywanie ich przez poszczególne wydziały trwało niezwykle długo, dochodziło do wielu powtórzeń, a sytuacja była dynamiczna i zmieniała się z godziny na godzinę.
Stoczniowcowi Antoniemu Szatkowskiemu udało się zapisać pierwszą zbiorczą listę, w miarę nie powtarzających się, 70 postulatów, które wyłaniały się z tych, które stoczniowcy przedstawili I sekretarzowi KW PZPR w Szczecinie. Czy z tej listy powstało 36 postulatów szczecińskich? Niewykluczone. Nie ulega wątpliwości, że trud ich opracowania i zredagowania spadł na trzy osoby: Marię Chmielewską, Kazimierza Fischbeina i Stanisława Wiszniewskiego. To oni, w odpowiedzi na apel Mariana Jurczyka, przewodniczącego Komitetu Strajkowego zamknęli się w pokoju dyrektora do spraw produkcji i przez całą noc redagowali i układali dezyderaty stoczniowców. Rankiem 19 sierpnia 1980 r. lista była gotowa, a Komitet Strajkowy czekał na spotkanie z władzami wojewódzkimi. W tym samym czasie strajk szybko rozszerzał się na cały Szczecin, a potem województwo. O godz. 14:00 tego dnia Komitet Strajkowy Stoczni Szczecińskiej przekształcił się w Międzyzakładowy Komitet Strajkowy z Jurczykiem jako przewodniczącym i zwrócił się żądaniem o natychmiastowe przybycie do Szczecina przedstawicieli władz centralnych „celem podjęcia dyskusji na postulatami wysuniętymi przez załogi strajkujących zakładów, ze względu na rangę problemów poruszanych w tych postulatach”. W momencie ukonstytuowania się MKS akces do niego deklarowało 20 zakładów. Jakie były zatem kolejne postulaty?
Na drugim miejscu szczeciński MKS postawił żądanie „odczuwalnej przez społeczeństwo poprawy zaopatrzenia rynku w artykuły żywnościowe i konsumpcyjne”. W istocie pod koniec lat 70. naturalnym elementem krajobrazu polskich ulic były ciągnące się kilometrami kolejki, których uczestnicy nie mogli nawet być pewni, czy do czasu, kiedy nadejdzie „ich kolej”, cały towar nie zostanie już wyprzedany. Zdobycie niektórych dóbr było nie lada wyczynem. Czymś najzupełniej naturalnym była np. wyprawa pociągiem po pralkę do sklepu na drugim końcu Polski, bo tam akurat „rzucili towar”. Dla starszych czytelników przypominanie podobnych sytuacji byłoby zbędną oczywistością, dla młodszych to jednak zupełnie inny, niekiedy wręcz surrealistyczny, wymagający wielu wyjaśnień świat.
Dalej domagano się podwyżek płac, rent i emerytur. Strajkujący chcieli również, aby osobom, które utraciły zdrowie w zakładach pracy, przy przenoszeniu na inne stanowiska, gwarantowano co najmniej poprzednią stawkę wynagrodzenia. Kolejną sprawą było żądanie „trzyletnich, płatnych urlopów macierzyńskich”.
Postulat ósmy – „Rozpowszechnić treść Karty Praw Człowieka z Konferencji w Helsinkach w formie drukowanej” – był nieco nieścisły. Powszechna Deklaracja Praw Człowieka, o którą zapewne chodziło strajkującym, została uchwalona w 1948 r. przez Zgromadzenie Ogólne ONZ na sesji w Paryżu (notabene podczas głosowania przedstawiciele Polski i innych krajów strefy sowieckiej dominacji wstrzymali się od głosu). W 1975 r. PRL natomiast była sygnatariuszem Aktu końcowego Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie w Helsinkach. Jego ustalenia dzieliły się na trzy tzw. koszyki dotyczące zagadnień bezpieczeństwa europejskiego, międzypaństwowej współpracy gospodarczej oraz współpracy w dziedzinie humanitarnej i dziedzinach pokrewnych. Siódmy punkt dokumentu mówił o „poszanowaniu praw człowieka i podstawowych wolności łącznie z wolnością myśli, sumienia, religii lub przekonań”. Domagając się rozpowszechniania wiążących władze PRL, ale zazwyczaj w kraju zbywanych milczeniem międzynarodowych ustaleń, strajkujący chcieli wyegzekwować ich respektowanie.
„Zalegalizować prawo do strajku w Konstytucji PRL” – postulowano w punkcie dziewiątym. Choć oficjalnie suwerenem w PRL był „lud pracujący miast i wsi”, to pracownicy byli pozbawieni możliwości legalnego upominania się o swoje prawa. Podczas gdy reżimowe związki zawodowe reprezentowały de facto interesy władz, jedyną możliwością wywierania presji na dyrekcje przedsiębiorstw był strajki, które z kolei władze traktowały jako „nielegalne przerwy w pracy”. Oficjalna propaganda unikała samego słowa „strajk”, a strajkujących spotykały rozmaite represje. Upominając się o prawo do podejmowania strajków MKS chciał zapewnić ludziom możliwość legalnego upominania się o ich sprawy pracownicze w przyszłości. Żądanie to było w późniejszych negocjacjach rozpatrywane łącznie z postulatem pierwszym.
Kolejny punkt dotyczył zagwarantowania, że po zakończeniu strajków ich uczestników, a w szczególności liderów, nie dotkną żadne represje. Strajkujący domagali się również, aby zaprzestano prześladowań działaczy opozycyjnych i umożliwiono tworzenie nowych ugrupowań polityczno-społecznych (wszystkie działające oficjalnie do tej pory były pod kontrolą PZPR).
W postulacie 12 domagano się „całkowitych swobód do pracy Kościoła Katolickiego w Polsce oraz nadawania w radio i telewizji w niedziele i święta mszy świętej”. Podczas gdy zdecydowana większość polskiego społeczeństwa po II wojnie światowej deklarowała katolicką wiarę, komuniści przez cały okres PRL systemowo zwalczali Kościół katolicki i rugowali z przestrzeni publicznej elementy religijne. Nawet w okresach pozornego „odprężenia” w stosunkach między państwem a Kościołem w partyjnych i esbeckich gabinetach przygotowywano kolejne plany ograniczenia jego wpływów i laicyzacji społeczeństwa, którego nową wiarą miał stać się komunizm. Mimo wysiłków, nigdy nie zostały one z sukcesem zrealizowane, co było jedną z głównych porażek liderów PZPR. W sierpniu 1980 r. strajkujący, upominając się o tę kwestię, po raz kolejny dali wyraz przywiązania polskiego społeczeństwa do religii i poparcia dla Kościoła katolickiego, który przez lata represji pozostał jedyną niezależną instytucją funkcjonującą oficjalnie przez cały okres komunistycznej dyktatury w Polsce.
Postulat trzynasty dotyczył ufundowania przed bramą Stoczni Szczecińskiej tablicy upamiętniającej ofiary Grudnia ’70. Był to jeden z postulatów, na które Komisja Barcikowskiego długo nie chciała się zgodzić. Nic dziwnego, u władzy byli ludzie, którzy brali udział w tłumieniu robotniczego buntu sprzed dziesięciu lat. Punkt czternasty po latach może być traktowany jako wyraz populizmu i ograniczonych horyzontów, warto jednak pamiętać o realiach, w jakich był spisywany. „Zlikwidować – głosił – niepotrzebne dla PRL wydatki typu Hermaszewski i pomoc dla Trzeciego Świata”. Strajkujący zresztą szybko się z niego wycofali.
Dalej domagano się m.in. poprawy kondycji służby zdrowia, zapewnienia lepszej dostępności leków, zahamowania wzrostu cen (dodatkowo podkreślano, że chodzi również o tzw. ciche podwyżki – pozostawianie cen na tym samym poziomie, przy obniżaniu faktycznej wartości danego produktu, np. zmniejszanie gramatury pieczywa). Sprzeciwiano się także uprzywilejowaniu milicjantów, wojskowych i partyjnych poprzez specjalne sklepy, z których korzystać mogli tylko członkowie tych grup polityczno-zawodowych. Sprzeciw strajkujących budziły także tzw. sklepy komercyjne, gdzie można było kupić towary niedostępne w „normalnym” obrocie, jednakże w zaporowych dla przeciętnego obywatela cenach, jak również zaopatrywanie sklepów Pewex-u (w których środkiem płatniczym były tzw. bony towarowe i zagraniczne, zachodnie waluty) atrakcyjnymi, trudno dostępnymi gdzie indziej towarami produkcji krajowej.
Charakterystyczny był postulat dwudziesty: „Żądamy wyjaśnienia sytuacji teraźniejszej w kraju i wyciągnięcia konsekwencji w stosunku do winnych”. W 1980 r. jasnym stało się, że narastający od drugiej połowy lat siedemdziesiątych kryzys gospodarczy jest następstwem nie tyle chwilowego załamania gospodarczego, co długoletniej polityki realizowanej przez komunistyczne władze w Polsce. Odpowiednio szybko reagując na alarmujące sygnały z gospodarki, można mu było zapobiec. Nikt z gierkowskiej ekipy, która chyba sama uwierzyła w swoją „propagandę sukcesu”, nie podjął jednak działań, które mogły powstrzymać nadchodzącą nieuchronnie katastrofę gospodarczą. Zdając sobie z tego sprawę strajkujący domagali się pełnej wiedzy na temat działań, które doprowadziły do kryzysu i wyciągnięcia stosownych konsekwencji wobec odpowiedzialnych za niego decydentów.
Warto odnotować, że troską MKS-u była nie tylko poprawa sytuacji pracowników, ale i zapewnienie właściwego prosperowania zakładów. Domagano się więc również np. „lepszego zaopatrzenia Stoczni w materiały potrzebne do produkcji”. Z kolei niesprawdzający się na stanowiskach kierowniczych winni byli zdaniem strajkujących być degradowani, nie zaś przesuwani na inne, równorzędne, kierownicze stanowiska.
Postulat 24 dotyczył z kolei zniesienia cenzury. Uderzało to w podstawy komunistycznego systemu władzy, w ramach którego to partia kontrolowała publiczny obieg informacji. Wszelakie publikacje prasowe, książkowe, audycje radiowe, programy telewizyjne, a nawet spektakle teatralne, musiały w PRL przejść przez sito cenzury. Cenzorzy zatrudnieni w urzędach kontroli prasy, publikacji i widowisk mogli wykreślać z kontrolowanych treści „nieprawomyślne” (najczęściej po prostu naruszające interesy PZPR, krytyczne w stosunku do władz partyjno-państwowych czy ustroju socjalistycznego) fragmenty lub blokować ich publikację w całości. Żądając likwidacji urzędów cenzorskich strajkujący domagali się nie tylko wolności słowa, ale w istocie przywrócenia prawdy w dyskursie publicznym, w którym zakłamywano nie tylko aktualną rzeczywistość polityczną, ale i polską historię, w tym takie fakty jak Katyń czy sowiecka agresja na Polskę we wrześniu 1939 r.
Dalej domagano się ustanowienia wszystkich sobót dniami wolnymi od pracy oraz „przedstawienia przez rząd programu rozwiązania kwestii mieszkaniowej z zagwarantowaniem aby okres oczekiwania nie trwał dłużej jak 5 lat”. Jednym z najbardziej odczuwalnych dla obywateli PRL przejawów niewydolności gospodarki centralnie planowanej istotnie była niemożność zaspokojenia potrzeb mieszkaniowych społeczeństwa. Podczas gdy budownictwo mieszkaniowe było zdominowane przez przedsiębiorstwa państwowe (inicjatywę prywatną ograniczały skutecznie utrudnienia biurokratyczne i braki materiałowe), uzasadnionym adresatem roszczeń w sprawach mieszkalnictwa były władze państwowe. Tymczasem czas oczekiwania na przydzielenie w spółdzielniach mieszkania w drugiej połowie lat 70. bardzo często przekraczał 10 lat. Niezadowolenie obywateli wzmagało przydzielanie mieszkań poza kolejnością osobom kwalifikowanym jako „niezbędne dla gospodarki lub administracji państwowej i partyjnej”. Spoza tego grona tylko wybrani mogli skrócić sobie długość oczekiwania na mieszkanie telefonem do odpowiednio usytuowanego w strukturze władzy partyjnego funkcjonariusza, co dodatkowo wzmagało frustrację u innych.
Spośród pozostałych postulatów polityczny wymiar miały jeszcze dwa. Pkt 32 głosił: „zaprzestać oddelegowywania pracowników do szkół partyjnych na koszt Stoczni”. Wyjaśnić trzeba, że możliwość uczęszczania na zajęcia w szkołach partyjnych była jedną z wielu form uprzywilejowania pracowników stoczni, którzy należeli do PZPR, kosztem bezpartyjnych. O tym, kto zostanie skierowany do takiej szkoły decydował Komitet Zakładowy partii, która faworyzowała swoich członków oraz osoby o przychylnym nastawieniu do władz. Koszty uczestnictwa owych „wybrańców” w zajęciach ponosił natomiast zakład pracy, a więc wszyscy pracownicy, co wzbudzało uzasadniony sprzeciw.
Z kolei ostatnim żądaniem była publikacja całej listy postulatów MKS w prasie. W obliczu cenzury i wykorzystywania peerelowskich mediów do realizacji polityki PZPR, choć łatwe w realizacji, nie było to żądanie, na które rządzący byli skłonni łatwo się zgodzić. Pozostałe punkty dotyczyły spraw ekonomiczno-socjalnych, jak podniesienie diet w delegacjach służbowych czy wypłata wynagrodzeń za czas strajku.
Gdy dziś spoglądamy na postulaty i tryb ich negocjowania z władzą w Szczecinie, pozbawionego szerokiego zaplecza eksperckiego, warto zastanowić się dlaczego się udało i strajku nie spacyfikowano? Wydaje się, że zadecydowało kilka czynników. Po pierwsze konsekwencja i upór strajkujących. Pomimo zmęczenia, narastającej frustracji i długiego procesu decyzyjnego udawało się kolejne punkty wygrywać, co motywowało do dalszego prowadzenia rozmów. Strajkującym pomagała świadomość, że protesty nie obejmowały tylko Wybrzeża, ale rozszerzały się w szybkim tempie po całym kraju. Odpowiedzialność za los innych zakładów pracy i niezwykła solidarność społeczna pomagały i dodawały sił. Jarosław Mroczek, który w czasie podpisywania porozumienia podawał dokumenty sygnatariuszom, po latach konstatował: „Wszystko, co się wówczas działo, to była miłość mojego życia! I tak wciąż o tym myślę. Wspaniały czas. Powstał wolny związek zawodowy. Uwierzyliśmy władzom. Zreflektowaliśmy się dopiero, kiedy okazało się, że nie respektują podpisanych zobowiązań”. Bo droga do powstania związku była jeszcze bardzo daleka…
Sebastian Ligarski, Michał Siedziako
Autorzy są pracownikami Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Szczecinie.
Źródło: Muzeum Historii Polski