40 lat temu, w nocy z 24 na 25 listopada 1981 r., studenci Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej w Warszawie ogłosili strajk okupacyjny. Uformował się komitet strajkowy. 2 grudnia protest został brutalnie spacyfikowany. Wydarzenia te były zapowiedzią wprowadzenia stanu wojennego.
Jesienią 1981 r. napięcie w stosunkach między „Solidarnością” a władzami komunistycznymi sięgało zenitu. Wybór Wojciecha Jaruzelskiego na stanowisko I sekretarza KC PZPR wskazywał, że coraz bardziej prawdopodobne stawało się siłowe rozwiązanie narastającego kryzysu. Jednak porażka zorganizowanego przez „Solidarność” 28 października 1981 r. jednogodzinnego strajku ostrzegawczego sprawiła, że władze związku zdecydowały się na wygaszanie trwających strajków. Wyjątkiem były protesty studenckie. Od 24 października w Wyższej Szkole Inżynierskiej w Radomiu trwał strajk, którego powodem był niedemokratyczny wybór wiernego wobec władz rektora uczelni. Strajk cieszył się poparciem Niezależnego Zrzeszenia Studentów. W wielu miastach podejmowano protesty solidarnościowe. 13 listopada działacze NZS powołali Akademicki Komitet Strajkowy, który miał koordynować wszystkie protesty studenckie.
Do tego czasu strajki nie obejmowały wyspecjalizowanych uczelni zawodowych. 15 listopada na zebraniu Komitetu Uczelnianego PZPR w warszawskiej Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarniczej ogłoszono, że przygotowywany przez władze projekt ustawy o szkolnictwie wyższym zakłada, że szkoła zostanie podporządkowana władzom wojskowym. Oznaczało to m.in. całkowity zakaz działalności studenckiej i związkowej wśród pracowników oraz możliwość wykorzystania podchorążych do tłumienia protestów społecznych. Reakcja studentów była niemal natychmiastowa. 19 listopada, w trakcie zebrania Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” z udziałem studentów, zaprotestowano przeciwko decyzjom władz. Co ciekawe, następnego dnia Rada Uczelniana Socjalistycznego Związku Studentów Polskich przyjęła takie samo stanowisko. Reakcją władz uczelni były groźby skierowane wobec pracowników i studentów. Ostrzegano przed zwolnieniem z pracy lub wydaleniem ze szkoły. Jednocześnie zapewniano, że zmiany w prawie nie zmienią charakteru WOSP.
24 listopada o 20:00 miał się rozpocząć wiec studentów uczelni. Reakcja komendanta WOSP była natychmiastowa. O 18:00 zarządził stan podwyższonej gotowości bojowej i zakaz opuszczania szkoły oraz akademika na Jelonkach dla najstarszych roczników studentów. W wyniku protestów NZS i „Solidarności” decyzja o zakazie uczestnictwa w proteście została odwołana, ale podchorążowie udający się z Jelonek na wiec zostali zatrzymani przez ORMO. Część studentów została zatrzymana także w budynku szkoły wyższej. Na wiecu, który rozpoczął się tuż przed północą, ogłoszono proklamowanie strajku okupacyjnego. Przystąpili do niego niemal wszyscy studenci i pracownicy. Po kilku dniach ich liczba zmniejszyła się z powodu nacisków, ale wciąż strajkowało ok. 350 z 400 studentów. Na czele działań stanął komitet z dwoma przewodniczącymi reprezentującymi NSZ i Socjalistyczny Związek Studentów Polskich.
Komendant szkoły płk Kazimierz Smolarkiewicz początkowo rozpoczął negocjacje ze strajkującymi, ale pod wpływem nacisków przełożonych zażądał od studentów natychmiastowego przerwania protestu i opuszczenia WOSP. Władze odrzuciły też pomysł uczestnictwa w rozmowach ekspertów repezentujących NSZZ „Solidarność”. Rozmowy ostatecznie przerwano wieczorem 28 listopada. Jednocześnie szef MSW gen. Czesław Kiszczak poinformował, że wystąpi do rządu z wnioskiem o rozwiązanie szkoły. Taka decyzja zapadła już następnego dnia, a więc w Dzień Podchorążego, obchodzony również w WOSP.
Strajkujący zwrócili się z prośbą o pomoc do prymasa Józefa Glempa oraz o wsparcie do robotników największych warszawskich zakładów przemysłowych. Zarząd Regionu Mazowsze NSZZ „Solidarność” wyraził poparcie dla studentów. Podobne deklaracje składali studenci pozostałych warszawskich uczelni wyższych. W szkole pojawili się doradcy „S”. Do Warszawy przyjechał przewodniczący związku Lech Wałęsa, który wraz z przywódcą mazowieckiej „Solidarności” Zbigniewem Bujakiem negocjował telefonicznie z ministrem ds. związków zawodowych Stanisławem Cioskiem, który obiecał, że władze wrócą do negocjacji. Niemal w tym samym czasie na posiedzeniu Biura Politycznego KC PZPR Wojciech Jaruzelski zapowiedział „radykalne rozwiązanie” strajku. Na kolejnym posiedzeniu BP KC PZPR pojawiły się głosy, że protest musi zostać zdławiony natychmiast. W przeciwnym razie rosło ryzyko rozlania się strajku na wszystkie uczelnie i wiele zakładów przemysłowych. Ten argument wysuwał m.in. współodpowiedzialny za zbrodnie popełnione w grudniu 1970 r. Stanisław Kociołek.
Z każdym dniem strajku wokół gmachu WOSP na warszawskim Żoliborzu gromadził się coraz większy tłum mieszkańców Warszawy i rodzin studentów. Na miejscu trwała zbiórka żywności dla studentów odciętych przez milicję od świata. Do środka, przez kordon milicjantów, przekradł się duszpasterz „Solidarności” ks. Jerzy Popiełuszko, który odprawił dwie msze święte. Takie gesty były możliwe do wieczora 1 grudnia. Wówczas dostęp do szkoły został całkowicie odcięty. W odpowiedzi Zbigniew Bujak ogłosił gotowość strajkową Regionu Mazowsze oraz wezwał władze do podporządkowania szkoły innemu resortowi niż MSW. Misji ostatniej szansy podjęli się powszechnie szanowani intelektualiści – Aleksander Gieysztor, Klemens Szaniawski i Andrzej Stelmachowski – oraz sekretarz episkopatu bp Bronisław Dąbrowski. Obie próby mediacji zostały odrzucone przez władze, które argumentowały, że rozmowy nie są możliwe, ponieważ gmach WOSP jest pełen pijanych prowokatorów.
Od pierwszych dni strajku w MSW trwały przygotowania do jego siłowego stłumienia. W ramach operacji o kryptonimie Syrena podsłuchiwano rozmowy protestujących w siedzibie WOSP i akademiku na Jelonkach. W działaniach wokół WOSP wzięło udział ok. 3,5 tys. funkcjonariuszy milicji. Ich najważniejszym celem było zablokowanie dostępu do szkoły. Dzień przed pacyfikacją przed WOSP zorganizowano manifestację siły. Ulicą Słowackiego przejechała kolumna sił milicyjnych gotowych do ataku.
2 grudnia, ok. 9:30, milicja zatrzymała ruch drogowy na wszystkich ulicach prowadzących do WOSP. Tuż przed 10:00 wezwano strajkujących do opuszczenia szkoły. Niecały kwadrans później milicja rozpoczęła atak. Na dachu WOSP wylądował śmigłowiec, z którego desantowali się funkcjonariusze oddziałów specjalnych. Inna grupa milicjantów zajęła plac uczelni oraz parter. W tym czasie odłączono połączenia telefoniczne w siedzibie mazowieckiej „Solidarności”. Studenci nie stawiali jakiegokolwiek oporu i postanowili skupić się w głównej auli na trzecim piętrze. „Dowodzący akcją stanął za katedrą w auli. Miał na głowie hełm wojsk spadochronowych z rogami i kalkowaniem trupiej czaszki na przodzie. […] Uderzając parokrotnie pałką szturmową w katedrę, powiedział: To ja wam teraz pokażę, jak się k… strajkuje” – wspominał w rozmowie z PAP Stanisław Kryda, jeden ze strajkujących podchorążych. Wspomnianym dowódcą był służący w jednostkach antyterrorystycznych MO Jerzy Dziewulski. Wspomniany rysunek trupiej czaszki został zapamiętany także przez pozostałych uczestników protestu. „Rosłe chłopy w panterkach, hełmach z opuszczonymi przyłbicami, z pałami wystającymi ponad tymi hełmami, gdzieś za kurtkami. Trupie czaszki gdzieś tam namalowane na hełmach” – mówił PAP jeden ze strajkujących, student WOSP Lesław Dec.
Tuż przed 11:00 cały budynek szkoły został opanowany. Około południa wszyscy strajkujący studenci opuścili gmach. Aresztowanych zostało 35 uczestników protestu. Wśród nich było dwóch członków komitetu strajkowego, dziewięciu członków mazowieckich władz „Solidarności” i 24 osoby solidaryzujące się z protestującymi przed budynkiem WOSP. Kilka osób zostało pobitych. Najdotkliwiej Krystyna Kolasińska, szefowa kuchni WOSP i członkini komitetu strajkowego. Została przewieziona do szpitala MSW. Po kilku dniach została stamtąd „odbita” przez działaczy opozycji, studentów WOSP i towarzyszącego im ks. Jerzego Popiełuszkę. Pacyfikacja nie przerwała strajku, który był kontynuowany przez 229 studentów rozwiązanej uczelni w gmachu Politechniki Warszawskiej do 6 grudnia, a następnie jako strajk rotacyjny do wieczora 13 grudnia.
Tuż po pacyfikacji władze mazowieckiej „Solidarności” ogłosiły gotowość strajkową, ale ostateczną decyzję o ogłoszeniu strajku miały podjąć władze Komisji Krajowej, jeśli zatrzymani nie zostaliby zwolnieni w ciągu 24 godzin od ataku na szkołę. Wezwano również władze wszystkich uczelni technicznych do przyjęcia studentów rozwiązanej szkoły. W ciągu kilku dni miejsca na uczelni zaproponowały im władze Politechniki Warszawskiej i Uniwersytetu Warszawskiego. 6 grudnia Ogólnopolska Konferencja Rektorów Szkół zaprotestowała przeciwko pacyfikacji. Zapowiedziano tworzenie kierunków przeznaczonych dla relegowanych podchorążych. Jednak pod wrażeniem wydarzeń w WOSP 6 grudnia władze krajowe NZS zdecydowały o zakończeniu wszystkich strajków. Aż do 13 grudnia strajkowała Wyższa Szkoła Inżynierska w Radomiu. Tego dnia studenci opuścili jej gmach w asyście funkcjonariuszy ZOMO. 12 grudnia, kilka godzin przed wprowadzeniem stanu wojennego, Komisja Krajowa NSZZ „Solidarność” wezwała władze do przywrócenia WOSP wcześniejszego statusu prawnego i zapowiedziała pomoc prawną dla wszystkich podchorążych.
Decyzje rektorów i zapowiedzi NSZZ „S” w większości pozostały niespełnione z powodu wprowadzenia stanu wojennego. Śledztwo przeciwko strajkującym toczyło się do marca 1982 r., kiedy to zostało umorzone. Dzięki pomocy Kościoła część podchorążych znalazła miejsca na uczelniach technicznych w całym kraju. Droga do wyższego wykształcenia została zamknięta dla najważniejszych członków komitetu strajkowego. Część została wcielona do wojska lub wyemigrowała z Polski.(PAP)
Michał Szukała
szuk / skp /