
Kilka dni po zarejestrowaniu „Solidarności” Lech Wałęsa zapowiedział zbudowanie w Polsce „drugiej Japonii”. Stał się z tego powodu celem krytyki komunistycznej propagandy. Z najnowszych danych wynika, że pod względem ekonomicznym hasło Wałęsy właśnie udało się zrealizować.
Polska gospodarka w roku 2025 będzie na 20. miejscu na świecie i wyprzedzi Szwajcarię, a siła nabywcza Polaka jest wyższa niż Japończyka – poinformował premier Donald Tusk w poniedziałek podczas konferencji prasowej.
W 1980 r. Japonia była symbolem gospodarczego sukcesu. Pod względem wielkości PKB ustępowała jedynie Stanom Zjednoczonym (i szybko je doganiała), a eksportowane stamtąd samochody i urządzenia budziły powszechny podziw ze względu na nowoczesność i stosunkowo niską cenę.
Polska była na drugim biegunie. Wprawdzie dzięki wielomiliardowym kredytom zaciągniętym w latach 70. udało się zbudować różne zakłady i kupić licencję na produkcję niewytwarzanych wcześniej dóbr, ale już po kilku latach okazało się, że wiele pieniędzy wydano bez sensu. Nowe zakłady i tak w większości oparte były na przestarzałych i zbyt energochłonnych technologiach. Kredyty próbowano spłacać wpływami z coraz wyższego eksportu węgla. W rezultacie w kraju, który pod względem wydobycia ustępował jedynie Stanom Zjednoczonym, Związkowi Radzieckiemu i Chinom, wciąż brakowało paliwa, a elektrownie regularnie odcinały dostawy prądu.
Do słów Wałęsy o zbudowaniu drugiej Japonii początkowo mało kto przywiązywał wagę. Po pewnym czasie zaczęła je jednak wykorzystywać rządowa propaganda – dla ośmieszenia szefa „Solidarności” i zdyskredytowania całego związku.
Sytuację pogorszyły niedobory podstawowych towarów – od 1976 r. wprowadzono reglamentację cukru, mimo że Polska należała do jego czołowych producentów. Gdy rząd, szukając środków na spłatę zagranicznych kredytów, zdecydował się na podwyżki cen, w kraju wybuchły masowe protesty robotnicze. Najpierw – od 8 lipca 1980 r. - w Świdniku, a potem na Wybrzeżu. Nadzieją na dobre zmiany dla milionów ludzi, a jednocześnie zagrożeniem dla władzy stała się założona przez przedstawicieli komitetów strajkowych z całej Polski „Solidarność”.
24 września lider „Solidarności” Lech Wałęsa na konferencji prasowej powiedział dziennikarzom, czym zamierza się zająć. Pytany m.in. o to, czy otrzymał do dyspozycji mercedesa, odpowiedział z uśmiechem: „Też o tym słyszałem, ale mam tylko dwa garnitury, w tym jeden sprzed ślubu, i cztery pary skarpetek”. Zapewnił, że gdyby faktycznie otrzymał taką propozycję, z pewnością odmówiłby przyjęcia samochodu.
Do słów Wałęsy o zbudowaniu drugiej Japonii początkowo mało kto przywiązywał wagę. Po pewnym czasie zaczęła je jednak wykorzystywać rządowa propaganda – dla ośmieszenia szefa „Solidarności” i zdyskredytowania całego związku.
W styczniu 1981 roku pretekstem do ataków stało się żądanie „Solidarności” wprowadzenia 40-godzinnego tygodnia pracy. „Trybuna Robotnicza” — organ prasowy Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach — wsparła się nawet opiniami zachodnich dziennikarzy. „»Solidarność« ogłosiła, że pragnie uczynić z Polski drugą Japonię. Jest to ambicja bardzo chwalebna. Aby to jednak osiągnąć, trzeba mieć pracowitość Japończyków” – komentował korespondent zachodnioniemieckiej telewizji, odnosząc się do postulatu wprowadzenia wolnych sobót. Inny dziennikarz był jeszcze bardziej dosadny: „Tym razem Polacy chyba przeholowali. Już i tak brakuje żywności i opału, a kraj tkwi po uszy w długach. (...) Na luksus 40-godzinnego tygodnia pracy mogą sobie pozwolić tylko państwa gospodarczo zdrowe” – podkreślił.
W polskich gazetach w tamtych dniach częściej niż o drugiej Japonii pisano o szansie na drugi Kuwejt. W Karlinie, miejscowości położonej na Pomorzu Zachodnim, od miesiąca strażacy walczyli z pożarem odwiertu naftowego. Erupcja ropy i gazu była tak gwałtowna, że wielu spodziewało się odkrycia złóż porównywalnych z kuwejckimi. Nadzieje jednak się nie spełniły, a w 1983 roku złoże w Karlinie zostało zamknięte.
Do obietnicy Wałęsy dotyczącej zbudowania drugiej Japonii nawiązał w marcu 1981 r. wicepremier Mieczysław F. Rakowski. Po tzw. kryzysie bydgoskim (pobiciu działaczy związkowych w siedzibie tamtejszej Wojewódzkiej Rady Narodowej) „Solidarność” zagroziła strajkiem generalnym. Rakowski przestrzegał, że to może doprowadzić do katastrofy gospodarczej. „Przypominam sobie, że po podpisaniu Porozumień (Sierpniowych – PAP), głośno oświadczano, że teraz będziemy pracować, stworzymy drugą Japonię, a dzisiaj przecież nie pamięta się o tym” – utyskiwał.
Ten sam motyw w następnych miesiącach – aż do wprowadzenia stanu wojennego – był często wykorzystywany. Rząd i czołowi działacze PZPR zapewniali, że zła sytuacja gospodarcza to wina „Solidarności”: obiecywała zbudowanie drugiej Japonii, a tylko podburza do strajków.
Najostrzej wypowiedział się przedstawiciel partyjnego „betonu” i szef PZPR w Katowicach Andrzej Żabiński. „Ta perfidna gra polega na tym, by wciąż więcej żądać, państwo po prostu ma wszystko dać, dowieźć, ogrzać w dni chłodne. Jeśli tego nie potrafi w istniejącej sytuacji, ogłasza się niemoc państwa, wyczerpanie się socjalizmu, uwiąd naszej myśli politycznej. Ci, co chcą władzy, obiecują teraz wszystko — będziemy np. drugą Japonią, choć nie będziemy tak wyczerpująco jak oni, Japończycy, pracować. Nie wolno się z tym godzić, nie wolno dłużej bezkrytycznie milczeć. Jeśli w miejsce fałszu o »drugiej Polsce« forsuje się fałsz o »drugiej Japonii«, to trzeba zapytać, gdzie są adresy tych szczęśliwych krain; jeden zgubiliśmy, drugiego nie możemy znaleźć” - powiedział.
Słowa o fałszu „drugiej Polski” dotyczyły Edwarda Gierka, który na początku swoich rządów, zapowiadając przyspieszenie, gospodarcze posłużył się właśnie takim sloganem.
Z ujawnionych po upadku PRL źródeł wynika, że Żabiński był kandydatem Moskwy na następcę Jaruzelskiego, gdyby ten nie poradził sobie z opanowaniem sytuacji.
Obietnica zbudowania „drugiej Japonii” wróciła ponownie zaraz po upadku PRL, ale w żartobliwej i zaprawionej goryczą formie. Trawestując jedną z wypowiedzi Wałęsy i przedrzeźniając jego sposób mówienia, ukuto hasło: „Nie o take Polskie walczyliśmy”. Pod marką Otake produkowane były popularne w Polsce magnetowidy. (PAP)
jkrz/ miś/ jpn/