55 lat temu, 18 lutego 1966 r., zmarł pisarz i publicysta Stanisław Cat-Mackiewicz. Ostatnie lata jego życia są ilustracją wyborów dokonywanych przez dużą część polskiej emigracji. Wiele podjętych wówczas decyzji jest uznawanych za skazę na jego życiorysie. Inne zaś stanowią świadectwo jego odwagi.
Stanisław Cat-Mackiewicz należał do wąskiego kręgu publicystów, którzy niezwykle krytycznie oceniali zarówno politykę prowadzoną przez rząd RP przed wybuchem II wojny światowej, jak i działania uchodźstwa, które w jego opinii nie uchroniły Polski przed utratą niepodległości i wpadnięciem w ręce sowietów. Twarda, krytyczna postawa publicysty nie przysparzała mu przyjaciół. Cat był osamotniony, a jego jedynym zajęciem było publikowanie broszur politycznych. Miał również ogromne problemy finansowe, skazujące go na wegetację, szczególnie dolegliwą w obliczu jego ekstrawaganckiego stylu życia.
Cat-Mackiewicz jako premier RP
W listach do przyjaciół Cat określał lata 1952–1954 jako „wyjątkowo marne”. Był to okres narastających podziałów, których zwieńczenie stanowiła decyzja prezydenta Augusta Zaleskiego o przedłużeniu siedmioletniej kadencji. Większość polityków emigracyjnych skrytykowała to działanie. Wśród nich byli generałowie Władysław Anders i Tadeusz Bór-Komorowski. Do dymisji podał się rząd Jerzego Hryniewskiego. Próbując ratować swoją pozycję, Zaleski podjął decyzję o nominowaniu na stanowisko premiera postaci znacznie bardziej wyrazistej od wszystkich polityków pełniących tę funkcję od roku 1945. 8 czerwca 1954 r. Cat-Mackiewicz przyjął nominację na urząd prezesa Rady Ministrów RP. Zdaniem jego przyjaciela jeszcze z czasów pracy w wileńskim „Słowie” Wacława Alfreda Zbyszewskiego „od śmierci Sikorskiego nie jest najinteligentniejszym polskim premierem, ale pierwszym”. Dodawał też, że Cat-Mackiewicz był zachwycony swoim urzędem „jak młoda panna swym pierwszym balem”.
Bez wątpienia Cat traktował swoją misję jako docenienie jego bezkompromisowych poglądów, lecz i drogę do ich propagowania wśród polskiej emigracji. Okres premierostwa był dla niego także czasem drobnej stabilizacji finansowej. Wcześniej, podobnie jak wielu innych emigrantów, żył w biedzie. Dla kogoś uwielbiającego dobrą kuchnię i alkohole było to doświadczenie wyjątkowo poniżające. Mackiewicz nie był jednak „premierem malowanym”. Porzucił wszelkie zajęcia literackie i poświęcił się wypełnianiu obowiązków. Oczywiście były to zadania na miarę polityka nieposiadającego żadnej realnej władzy. Za jedno ze swoich najważniejszych zadań uważał przekonanie prezydenta Zaleskiego, aby nominował swoim następcą zamieszkałego w Kenii Eustachego Sapiehę. Były minister spraw zagranicznych II RP mógłby pogodzić zwaśnione środowiska emigracyjne. Dla Cata-Mackiewicza jego nominacja byłaby też spłatą długu wdzięczności. Z Sapiehą znali się od 1919 r., później publikowali razem w wileńskim „Słowie”. Łączył ich konserwatyzm „żubrów kresowych”. Zaleski nominował Sapiehę swym następcą w 1955 r. Kresowy arystokrata nigdy nie objął tej funkcji i zmarł w roku 1963.
W sierpniu 1955 r., krótko po ustąpieniu ze stanowiska premiera emigracyjnego rządu na skutek pogłębiających się konfliktów w środowisku emigracyjnym oraz konfliktu z Zaleskim, Mackiewicz podjął próbę „wynegocjowania” swojego powrotu do kraju. W liście do czołowego funkcjonariusza komunistycznego życia literackiego Jerzego Putramenta pisał: „Szanowny i Drogi Panie, Dobrze Panu znany Szatybełko gotów jest odbyć z Panem, lub z kimś od Panów poważną rozmowę na zupełnie zasadnicze tematy, na razie oczywiście najściślej poufną i nie gdzie indziej, jak tylko w Londynie”. „Szatybełko” to nazwisko, pod jakim Mackiewicz pojawił się w powieści Putramenta „Rzeczywistość”. Wkrótce Mackiewicz, któremu nadano kryptonim Rober, rozpoczął regularne spotkania z agentem PRL-owskiego wywiadu w Londynie Jerzym Klingerem ps. Oskar. W rozmowach z nim bronił się przed zostaniem formalnym agentem, jednak z raportów „Oskara” wynika, że chętnie udzielał informacji.
Współpraca Cata-Mackiewicza z PRL-owskim wywiadem
Mackiewicz nie składał pisemnych raportów, jednak godził się na robienie przez rozmówców notatek. Pieniądze przyjmował pod pretekstem „zaliczek” na pisane książki. Z dokumentów zachowanych w IPN wynika, że od marca do czerwca 1956 r. otrzymał od swojego agenta prowadzącego 1085 funtów oraz 300 dolarów. „Oskar” płacił za niego czynsz, kupował ubrania, chodził nawet z Catem na zakupy, a przed wyjazdem pomagał mu się pakować i odwiózł go na lotnisko.
Cat poinformował emigrację o zamiarze wyjazdu. W oświadczeniu drukowanym 11 czerwca 1956 r. przez londyński „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza” pisał m.in.: „Dziś nie możemy liczyć na chęć państw zachodnich wyłączenia kraju polskiego z systemu państw prosowieckich. [...] Nie możemy narażać bytu narodu polskiego dla polityki mirażowej. Chcę także wierzyć, że zapowiadana w Kraju liberalizacja stosunków będzie trwała i przyniesie naszemu krajowi ulgę, o ile nie będzie zerwana przez jakąś nieobliczalną prowokację. W tych warunkach zdecydowałem się na powrót do Kraju”.
Powrót Cata-Mackiewicza do kraju
Reakcja jego przeciwników politycznych w Londynie była bardzo ostra, szczególnie że, jak po latach stwierdził emigracyjny historyk Zbigniew Siemaszko, Cat był jedynym emigrantem „wybierającym wolność”, który do kraju „wyjeżdżał z taką pompą”. Jego brat Józef Mackiewicz wystosował oświadczenie, w którym całkowicie zrywał z nim kontakty. Socjalista Adam Ciołkosz określił jego powrót jako „obrzydliwą dezercję”. Pisarz, satyryk Marian Hemar nazwał Cata „samobójcą”. Juliusz Mieroszewski z paryskiej „Kultury” z kolei zlekceważył to wydarzenie: „Nie ma powodu robić z tego tragedii. Nie staliśmy Catem i nie upadniemy z nim razem”. Ten ostatni mógł mieć nadzieję na kontynuację współpracy. Jego przyjaciółka z Londynu, jako jedna z niewielu, rozumiała jego motywacje: „Byliśmy fikcją, teatrem cieni. A Mackiewicz chciał pozostać żywy między żywymi”.
Na Okęciu wylądował 14 czerwca 1956 r. Następnego dnia został powitany w warszawskim Domu Dziennikarza. W wygłoszonym tam oświadczeniu zaznaczył, że jego przyjazd ma powody ściśle polityczne i stanowi wyraz jego stosunku do innych emigrantów oraz „polityki mocarstw zachodnich” wobec sprawy polskiej. Niemal natychmiast po powrocie Mackiewicz opublikował wydanego kilka lat wcześniej w Londynie „Stanisława Augusta”. W ciągu kolejnych dwóch lat ukazały się kolejne książki, w których krytykował emigrację – „Londyniszcze” i „Muchy chodzą po mózgu”. Od pierwszych dni w PRL cieszył się przywilejami typowymi dla pisarzy związanych z reżimem. Otrzymał wygodne mieszkanie na warszawskiej Starówce. Nie miał wątpliwości, że bezpieka założyła w nim wiele podsłuchów. Otrzymywał hojne honoraria. Stale bywał w najlepszych warszawskich kawiarniach i restauracjach. Był zapraszany na wiele różnego rodzaju spotkań prywatnych lub publicznych i traktowany na nich jako swoista ciekawostka z innej epoki.
Szybko jednak przekonał się, że współpraca z komunistami nie popłaca. Cenzura odrzuciła jego książkę o polityce Józefa Becka. Sprzeciw komunistycznych cenzorów przewidział w liście do Jerzego Giedroycia: „Za wydanie Becka bardzo, bardzo dziękuję, ale niestety rezonans tej książki będzie zupełnie inny na emigracji niż w Kraju. Na emigracji będzie to książka antysanacyjna. W kraju byłaby uznana za prosanacyjną, a zwłaszcza za obronę Piłsudskiego”. Współpraca z „Kulturą” nie ograniczała się do wymiany kurtuazyjnych uprzejmości. W tym samym liście informował „Paryżan” o sprawie „Listu 34” domagającym się złagodzenia cenzury. Do „Kultury” pisywał pod pseudonimem „Gaston de Cerizay”. W wyniku śledztwa esbecja szybko odgadła, kto kryje się pod tym pseudonimem. Cat został usunięty z redakcji „Kierunków” i PAX-owskiego „Słowa Powszechnego”. Pisarzowi groził proces karny za publikowanie „fałszywych wiadomości o PRL”.
W ostatnich miesiącach życia Cat w pełni zrozumiał, że dał się wykorzystać komunistom. „„Jestem człowiekiem bez Ojczyzny, bez rodziny, bez zrozumienia w społeczeństwie. […] Na emigracji jest upiorzysko i ja byłem upiorem razem z upiorami, teraz przyjechałem do ludzi żywych, ale sam zostałem upiorem, zjawiskiem z tamtego świata” – pisał w liście do wybitnego pisarza kresowego Michała Kryspina Pawlikowskiego 6 marca 1961 r. W innym liście napisał: „Śmierć, do której szczerze wzdycham, nie chce przychodzić”.
Stanisław Mackiewicz – w konflikcie i w walce
Deklarował również, że jedyną sensowną klamrą jego życiorysu byłoby trafienie do komunistycznego więzienia. W ten sposób odrzucił składaną przez władze propozycję „paszportu w jedną stronę” i powrotu do Londynu. 22 czerwca 1965 r. złożył zeznania w prokuraturze. 3 listopada 1965 r. gotowy był akt oskarżenia, lecz do rozprawy nie doszło. W tym samym czasie w najważniejszych dziennikach reżimu ukazały się artykuły krytykujące go za zdradę i ponowne „zaprzedanie” emigracji. Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich postanowiło pozbawić go członkostwa w organizacji. W jednym z ostatnich listów do Pawlikowskiego żalił się na osamotnienie.
Zmarł 18 lutego 1966 r. Dziesięć dni później prokuratura umorzyła śledztwo przeciwko Catowi. Pogrzeb na warszawskich Powązkach zamienił się w kilkusetosobową demonstrację antykomunistyczną. Mowę wygłosił pisarz Paweł Jasienica: „Stanisław Mackiewicz umarł jak żył – w konflikcie i w walce”.
Michał Szukała (PAP)
szuk / skp /