Trudno rozstrzygnąć, kto był ojcem zwycięstwa. Jest nim także zwykły żołnierz powstrzymujący bolszewików pod Radzyminem. Nie ulega jednak wątpliwości, że największe ryzyko polityczne ponosił Józef Piłsudski, który zostałby obarczony winą za klęskę – mówi PAP Maciej Gablankowski, historyk, autor książki „Piłsudski. Portret przewrotny. Biografia”.
Polska Agencja Prasowa: W lipcu 1920 r. ze wschodu ruszyła ofensywa Armii Czerwonej. Czy wówczas Piłsudski miał pomysł na wyjście z pułapki, w jakiej znalazła się Polska?
Maciej Gablankowski: W dzisiejszych czasach nie docenia się skali niewiedzy dowódców wojskowych na początku XX wieku, ich niewielkiego zorientowania w rzeczywistej sytuacji zarówno po stronie przeciwnika, jak i własnej. Słynna Clausewitzowska mgła wojny stawiała przed nimi prawdziwe zagadki. Tempo ofensywy sowieckiej oraz odwrotu wojsk polskich nieustannie zaskakiwało Piłsudskiego. Próby organizowania kolejnych trwałych linii obronnych nie przynosiły rezultatów. Myślę, że Marszałek nie miał wówczas pomysłu na zorganizowanie kontrofensywy.
PAP: Krytycy Piłsudskiego mówili później o załamaniu psychicznym Naczelnika Państwa. Czy dysponujemy jakimikolwiek źródłami do zrekonstruowania stanu psychiki kluczowego bohatera tamtych wydarzeń?
Maciej Gablankowski: Najpoważniejszym źródłem wydają się wspomnienia przedstawicieli jego otoczenia. Sporo np. pisał i mówił o tym Kazimierz Sosnkowski. Dysponujemy również relacją Piłsudskiego, ale spisaną znacznie później. „Rok 1920” to raczej autoanaliza, będąca odpowiedzią na podobną publikację marszałka Michaiła Tuchaczewskiego. To niezwykle ciekawe zestawienie dwóch różnych szkół myślenia o tym, czym jest wojna i jak należy ją prowadzić.
Wspomnienia otoczenia Piłsudskiego są trudne w interpretacji, ponieważ są w wielu punktach sprzeczne, głównie w zależności od tego, jaki później był stosunek danej osoby do Marszałka. Z kolei wspomnienia Aleksandry Piłsudskiej są wyidealizowane. Nałożony jest na nie wielki ciężar symboliki i magii dat. Nieprzypadkowo w jej zapiskach Piłsudski plan kontrofensywy przygotował samotnie 6 sierpnia, a więc w rocznicę wymarszu I Kompanii Kadrowej. To wizja kogoś, kto przez całe życie budował legendę męża. Można jednak powiedzieć, że Piłsudski wierzył w ostateczny sukces. Lipiec i początek sierpnia nie były momentem załamania Piłsudskiego, podobnego do tych, które przeżywał w innych, niezwykle trudnych, chwilach. Przez cały czas pracował, nie porzucał swoich obowiązków naczelnego wodza. Sytuacja, w jakiej się znajdował, była jednak ogromnie skomplikowana. Walczył nie tylko z Sowietami, lecz i prowadził równoległą walkę o utrzymanie władzy. To drugie starcie bez wątpienia przegrywał.
PAP: Od stu lat historycy i publicyści dyskutują o wpływie generałów Maxime’a Weyganda i Tadeusza Rozwadowskiego na plan Bitwy Warszawskiej. W swojej książce sprzed roku zwrócił pan uwagę także na aspekt osobistych animozji między Weygandem a Rozwadowskim oraz stosunek Piłsudskiego do ich relacji. Co wiemy na temat stosunków między trzema kluczowymi postaciami sierpnia 1920 r.?
Maciej Gablankowski: Weygand był izolowany przez Rozwadowskiego i Piłsudskiego. Paradoksalnie chyba największym zwolennikiem defensywnej koncepcji Weyganda był najbliższy Piłsudskiemu Kazimierz Sosnkowski. Nowoczesna idea wojny pozycyjnej przemawiała do oficera, który marzył kiedyś o byciu architektem lub inżynierem. Oczywiście nie znamy dokładnych założeń planów francuskiego generała, bo nigdy nie zostały zrealizowane. Rozwadowski i Piłsudski zgadzali się co do koncepcji rozegrania bitwy za pomocą głębokiego uderzenia oskrzydlającego, choć różnili się w szczegółach, niezależnie od tego, kto jest autorem ostatecznego planu. Weygand nie miał zbyt wiele do powiedzenia – poza swoistym spektaklem, który polegał na komunikowaniu się z Rozwadowskim wyłącznie za pośrednictwem Sosnkowskiego.
Uważam, że od pytania o autorstwo planu istotniejsze jest to o największego przegranego bitwy. Przegrał ją Stalin, który przeciwstawił się odejściu Armii Konnej Siemiona Budionnego na północ. Była to najbardziej mobilna część Armii Czerwonej, która mogła przesądzić o losach starcia. I właśnie to działanie (a raczej jego brak) Stalina miało większy wpływ na losy walki niż to, który z dowódców opracował plan bitwy. Wiele lat później życiem za błąd Stalina zapłacił Michaił Tuchaczewski, który był jedną z pierwszych ofiar wielkiej czystki. Zamordowany został także pisarz Izaak Babel, który był swego rodzaju reportażystą przy Konarmii i prawdopodobnie o jego losie zadecydowało to, że zdawał sobie sprawę z tego, kto był współautorem klęski Armii Czerwonej.
PAP: Na marginesie pamięci o Bitwie Warszawskiej znajduje się premier Wincenty Witos. Po sierpniu 1920 r. różnice między przywódcą ludowców a Marszałkiem pogłębiły się. Co tak bardzo dzieliło tych polityków?
Maciej Gablankowski: Długo zastanawiałem się nad tym podziałem. Wydaje się, że kluczem do jego zrozumienia jest dostrzeżenie, iż premier Witos był wówczas świadkiem jednego z najbardziej dramatycznych momentów w biografii Piłsudskiego, chwili, w której ten mógł wszystko przegrać. Piłsudskiemu trudno było zaakceptować moment, w którym musiał wręczyć Witosowi swoją dymisję (której Witos nie ogłosił). Dla kogoś o tak wielkich ambicjach musiała to być niezwykle trudna chwila, mimo że decyzja o złożeniu dymisji nie wynikała z załamania Piłsudskiego. Należy pamiętać o niechęci, którą przywódcy zachodni darzyli byłego sojusznika Państw Centralnych. W wypadku klęski Piłsudski stałby się kozłem ofiarnym w ewentualnych negocjacjach o wsparcie państw zachodnich.
Podobnym mitem dotyczącym zachowania Piłsudskiego w kluczowych dniach sierpnia 1920 r. był jego wyjazd na front. Wielu kwestionuje opuszczenie miasta w tak istotnym momencie. Moim zdaniem o decyzji Piłsudskiego zadecydowała wiara w osobisty charyzmat. Zakładał, że jego obecność na pierwszej linii frontu, wśród walczących żołnierzy, wpłynie na ich morale. Zresztą nigdy nie utracił kontaktu ze sztabem. Tymczasem bolszewicy mieli ogromne kłopoty ze skoordynowaniem swoich działań. Trudno jednak rozstrzygnąć, kto był ojcem zwycięstwa. Jest nim także zwykły żołnierz powstrzymujący bolszewików pod Radzyminem. Nie ulega jednak wątpliwości, że największe ryzyko polityczne ponosił Piłsudski, który zostałby obarczony winą za klęskę. On podpisywał rozkazy i brał za nie odpowiedzialność. W porażce nie miałby udziału Rozwadowski czy Weygand – przynajmniej nie w takim jak Piłsudski stopniu.
PAP: Zamiast klęski było zwycięstwo nad Wisłą, a następnie nad Niemnem. Geopolitycy mówią, że do zbudowania federacji środkowoeuropejskiej Piłsudskiemu zabrakło jeszcze jednego wielkiego zwycięstwa nad bolszewikami. Na ile niezrealizowanie tej idei przewodniej wpłynęło na stosunek Piłsudskiego do autorów pokoju ryskiego, którzy wywodzili się z innych obozów politycznych?
Maciej Gablankowski: Nie wierzę w możliwość realizacji koncepcji federacji pod przywództwem Polski, ponieważ narody na wschodzie nie były nią zainteresowane. Niemożliwe było także zrealizowanie idei Romana Dmowskiego, która ograniczałaby liczbę mniejszości narodowych. Obie koncepcje wynikały z braku zrozumienia uwarunkowań społecznych i narodowych. Nawet dziś, mając znacznie doskonalsze narzędzia badawcze, nie jesteśmy w stanie w pełni zrozumieć pewnych procesów społecznych. Wówczas idee tworzone przez polityków były skazane na zupełne niepowodzenie.
Według mnie Piłsudski przegrał koncepcję federacyjną znacznie wcześniej. Jej upadkiem była próba puczu zorganizowana przez Polską Organizację Wojskową na Litwie w 1919 r. Zresztą nie jestem wcale pewny, że on na pewno tę ideę traktował poważnie. W czasie wojny polsko-bolszewickiej szansa na budowę federacji była iluzoryczna, mogłaby się w jakiejś formie spełnić, gdybyśmy zupełnie rozbili bolszewików wiosną 1920 r. Pamiętajmy też o zmęczeniu wojną. Dla Polaków był to szósty rok zmagań. Skala zniszczeń była niewyobrażalna. Zapominamy o zniszczonych miastach i wsiach, bo naszą pamięć o skutkach I wojny światowej przesłania odzyskanie niepodległości.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk / skp /