Na Wybrzeżu – szczególnie w Trójmieście – pamięć Grudnia ’70 była żywa. Już w trakcie strajków z początku 1971 r. (zwłaszcza styczniowych) do najważniejszych żądań oprócz realizacji postulatów z grudnia 1970 r. należało wyciągnięcie wniosków personalnych wobec winnych tragicznych wydarzeń oraz ogłoszenia listy zabitych. Kolejną okazją do zamanifestowania pamięci o zamordowanych oraz upomnienia się o ukaranie odpowiedzialnych za ich śmierć stało się obchodzone w PRL z wielką pompą „robotnicze święto”, czyli 1 maja.
Udało się to mimo przeciwdziałania ze strony peerelowskich władz, a szczególnie Służby Bezpieczeństwa. Ta ostatnia dysponowała nawet sporą wiedzą na ten temat. Jak np. informowała Ministerstwo Spraw Wewnętrznych w dniu 29 kwietnia 1971 r. Komenda Wojewódzka Milicji Obywatelskiej w Gdańsku: „Utrzymują się od dłuższego czasu we wszystkich środowiskach – przede wszystkim Trójmiasta – pogłoski o przygotowaniach stoczniowców Gdańska i Gdyni do nadania manifestacji pierwszomajowej cech demonstracji żałobnej dla uczczenia pamięci ofiar grudniowych zajść ulicznych”. I dodawano: „Najczęściej powtarzały się stwierdzenia, że stoczniowcy: wejdą w pochód pierwszomajowy z trumnami, ubiorą czarne żałobne stroje lub inne oznaki żałoby np. w postaci czarnych kokardek, wstążek, opasek itp., przybiorą kirem sztandary i szturmówki, nieść będą wieńce i wiązanki kwiatów w celu złożenia ich w miejscach gdzie zginęli stoczniowcy, udadzą się pochodem na cmentarze, w celu złożenia wieńców i kwiatów, idąc w pochodzie – ominą trybunę honorową i udadzą się na miejsca, gdzie zginęli stoczniowcy”. Była to wiedza, którą funkcjonariusze SB uzyskali od swoich tajnych współpracowników.
SB osłania pochód 1 maja
Oczywiście bezpieka nie ograniczała się do biernego obserwowania sytuacji, ale podejmowała również działania w celu niedopuszczenia do realizacji tych wrogich – z punktu widzenia peerelowskich władz – zamierzeń. Funkcjonariusze ustalali osoby, które zamierzały podjąć tego rodzaju działania oraz próbowali je zastraszać przeprowadzając z nimi rozmowy ostrzegawcze. Stosowne działania podejmowały także miejscowe władze. I tak np. z grona zatrudnionych w Stoczni Gdańskiej im. Lenina wytypowano osoby, które miały – w przeddzień 1 maja 1971 r. – złożyć kwiaty na grobach zabitych w grudniu 1970 r. Ponadto do zakładu tego w dniu 30 kwietnia – z niezapowiedzianą wizyta – przyjechali I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Gdańsku Alojzy Karkoszka oraz sekretarz Komitetu Centralnego PZPR Stanisław Kania.
Las szturmówek, sztandarów i flag. Transparenty z hasłem o przewodniej roli PZPR i przyjaźni z Krajem Rad. Ale nagle pojawiają się dwa hasła, które wywołują wstrząs i wspomnienie sprzed pół roku: „Żądamy ukarania winnych za zajścia grudniowe” i „Żądamy odsłonięcia tablicy ku czci poległych stoczniowców S.G.”.
Jak się jednak okazało, wszystkie te działania nie były w stanie zapobiec planowanym w czasie pochodu pierwszomajowego demonstracjom czy innym przejawom oddania czci pomordowanym przed czteroma miesiącami. Jak to barwnie opisywał na lamach „Gazety Wyborczej Trójmiasto” Piotr Piotrowski: „Pochód jak zwykle prowadzi delegacja Stoczni Gdańskiej […] Ulicą przed trybuną [honorową – GM] przepływają robotnicy z kolejnych wydziałów stoczni. Las szturmówek, sztandarów i flag. Transparenty z hasłem o przewodniej roli PZPR i przyjaźni z Krajem Rad. Ale nagle pojawiają się dwa hasła, które wywołują wstrząs i wspomnienie sprzed pół roku: >>Żądamy ukarania winnych za zajścia grudniowe<< i >>Żądamy odsłonięcia tablicy ku czci poległych stoczniowców S.G.<<. Powiewają wysoko. Tak, żeby wszyscy na trybunie dokładnie przeczytali, co na nich napisano. Transparenty mijają trybunę, jednak nie znikają. Widać je nawet na ulicy Szerokiej, tam gdzie kończy się pochód. Dopiero tutaj do akcji wkraczają esbecy – nagle słychać krzyk, widać szarpaninę i zwoje płótna znikają znad głów uczestników pochodu, a niosących je mężczyzn ktoś wpycha do pobliskich klatek schodowych”. I rzeczywiście ta niezwykła pierwszomajowa demonstracja nie została przeoczona. Informowano o niej m.in. w partyjnym sprawozdaniu z obchodów pierwszomajowych w Gdańsku. Dodawano w niej zresztą, że oprócz tych dwóch transparentów niesiono również biało-czerwoną flagę przepasaną czarnym kirem.
Upamiętnienie ofiar Grudnia ’70
Opisywane powyżej zdarzenia były dziełem pięciu stoczniowców, z których czterech „na gorącym uczynku” zatrzymali funkcjonariusze SB, a personalia ostatniego z nich ustalili jeszcze tego samego lub następnego dnia. I tak transparent ze słowami: „Żądamy odsłonięcia tablicy ku czci poległych stoczniowców – SG” nieśli 24-letni Tadeusz Łotysz (od 1962 r. pracownik Stoczni Gdańskiej, wiertacz na Wydziale S-4) oraz rok młodszy od niego Ryszard Kawala (zatrudniony w tym samym zakładzie od 1965 r., wytaczacz na tym samym wydziale). Natomiast drugi o treści: „Żądamy ukarania winnych za zajścia grudniowe” był niesiony przez 30-letniego Bogdana Saleja (od 1963 r. pracującego w Stoczni Gdańskiej, tokarza na Wydziale S-4) oraz jego rówieśnika Krzysztof Dąbrowskiego (kolegę z tego samego wydziału, zatrudnionego na stanowisku konserwatora maszyn). Z ich grona wyróżniał się Salej, który był nie tylko członkiem Związku Młodzieży Socjalistycznej oraz PZPR, ale również – przynajmniej w ocenie Służby Bezpieczeństwa – „aktywnym organizatorem strajków grudniowych 1970 r. i styczniowych 1971 r.”. Z kolei biało-czerwoną flagę przepasaną kirem w pochodzie pierwszomajowym niósł 36-letni Aleksander Krzysztofowicz, który również pracował (od 1953 r.) w Stoczni Gdańskiej, w dziale transportu, jako konserwator-elektryk.
Działania bezpieki nie powstrzymały upominania się o upamiętnienie ofiar Grudnia ’70 w Gdańsku, również ze strony stoczniowców manifestujących 1 maja 1971 r. I to mimo, że ci byli nie tylko szykanowani, ale również znajdowali się pod „opieką” Służby Bezpieczeństwa.
Salej relacjonował po latach Piotrowskiemu, który zebrał wspomnienia trzech z pięciu bohaterów tych wydarzeń: „Ustalenia zapadły chyba tydzień przed 1 maja. W całkowitej konspiracji wybraliśmy na wydziale ludzi do niesienia transparentu […] Liczyliśmy się ze wszystkim, dlatego postanowiliśmy, że dwa transparenty poniosą jedynie kawalerowie, ewentualnie, ci którzy nie mają dzieci”. „Nieśliśmy je wysoko nad głowami, tak żeby wszyscy stoczniowcy je widzieli. Jak się pojawiły, to od razu przez tłum poszedł szmer, więc większość widziała transparenty” – dodawał Kawala. Notabene, na jednym z transparentów był błąd ortograficzny w słowie „żądamy” – zamiast „ż” wpisano „rz” i dopiero na trasie pomyłkę tę zauważono i poprawiono. Warto w tym miejscu przypomnieć, że próbę interwencji – w momencie kiedy stoczniowcy z transparentami weszli na wiadukt – podjęli funkcjonariusze bezpieki. „Patrzę, a ze szpaleru ludzi na chodniku wpadają w naszą grupę jacyś faceci w marynarkach. Drą się jak opętani, żeby schować transparenty, ale my twardo trzymamy je w górze” – wspomina Ryszard Kawala. Działania funkcjonariuszy uniemożliwili stoczniowcy, nie zaangażowani bezpośrednio w samą akcję, ale ją popierający.
Szykany bezpieki
Organizatorów tej niezwykłej demonstracji (poza Łotyszem) zatrzymano i pobito. Jednak wbrew obawom dość szybko – po kilkunastu godzinach – zwolniono ich do domu. Nie oznaczało to jednak końca, lecz dopiero początek szykan wobec nich. I tak Ryszarda Kawalę i Bogdana Saleja w czerwcu 1971 r. skierowano na trzymiesięczne „szkolenie” rezerwy w Drawsku Pomorskim. Wojsko pamiętało o nich jeszcze przez trzy lata.: „Akurat wtedy kiedy był 1 maja albo rocznica Grudnia ‘70” – jak wspominał Salej. Tadeusz Łotysz był również wzywany na rozmowy ze „smutnymi panami”, z kolei na rozmowy, ale z dyrekcją – również jednak w obecności esbeków – byli przez kilka lat „zapraszani” również Kawala i Salej.
Gdańsk pamięta o Grudniu ’70
Nie powstrzymało to jednak upominania się o upamiętnienie ofiar Grudnia ’70 w Gdańsku, również ze strony stoczniowców manifestujących 1 maja 1971 r. I to mimo, że ci byli nie tylko szykanowani, ale również znajdowali się pod „opieką” Służby Bezpieczeństwa. I tak np. w przypadku Bogdana Saleja, którego gdańska SB uznała zresztą za „głównego inspiratora i wykonawcę haseł” niesionych w pochodzie pierwszomajowym, jej funkcjonariusze informowali: „Przed 1 listopada tow. Salej prowadził aktywną działalność zmierzającą do uroczystego uczczenia rocznicy wypadków grudniowych. W tym celu domagał się postawienia tablicy pamiątkowej oraz ustanowienia rocznicy dnia, w którym pod brama nr 2 zginęli stoczniowcy – świętem narodowym”.
Grzegorz Majchrzak
Autor jest pracownikiem Biura Badań Historycznych IPN
Źródło: Muzeum Historii Polski