Wiek XX to w Europie czas wielkich wojen oraz totalitarnego zniewolenia. W jaki sposób te bolesne doświadczenia przekładają się na współczesne stosunki między państwami? Na ile Europa poradziła sobie z trudną przeszłością i czy istnieje wspólna europejska kultura pamięci? O tym rozmawiamy z prof. Janem Rydlem, przewodniczącym Komitetu Sterującego Europejskiej Sieci Pamięć i Solidarność.
Muzeum Historii Polski: Przed dwoma tygodniami w Tallinie zakończyło się dziewiąte Sympozjum „Pamięć Europy” zorganizowane przez Europejską Sieć Pamięć i Solidarność. Czemu poświęcone było to spotkanie?
Jan Rydel: Tegoroczne sympozjum przebiegało pod hasłem „Pamięć i tożsamość w Europie: teraźniejszość i przyszłość” i jak wskazuje sam temat, poświęcone było zagadnieniom tożsamości europejskiej. To jedna z kluczowych kwestii nurtujących współczesną humanistykę: jesteśmy obecnie świadkami poszukiwania przez Europę tej tożsamości, odkrywania jej na nowo. To ważny, ale i trudny temat: dyskusje dotyczące tego, co należy rozumieć przez tożsamość europejską i w jaki sposób ją definiować były nader żywe.
MHP: Jaki przyniosły skutek? Czy możemy dziś jednoznacznie określić współczesną tożsamość europejską, wskazać, co odcisnęło na niej największe piętno? Proces odbudowy i powstania nowych państw po I wojnie światowej, doświadczenie II wojny światowej, okres zimnej wojny?
Jan Rydel: Trudno wskazać okres czy wydarzenie, które w największym stopniu ukształtowało pamięć europejską.
Zacznijmy od tego, że tożsamość europejska nie jest obecnie dominującą tożsamością Europejczyków. Każdy z nas posiada kilka różnych tożsamości – oprócz europejskiej – narodową oczywiście, ale też kulturową czy np. regionalną.
Jan Rydel: Trudno wskazać okres czy wydarzenie, które w największym stopniu ukształtowało pamięć europejską.
Mimo postępujących procesów integracji europejskiej czy – mówiąc szerzej – globalizacji, to właśnie one stanowią dla społeczeństw wielu państw podstawowy punkt odniesienia, wyznaczają sposób postrzegania swojego miejsca we wspólnocie europejskiej. Tożsamości te uzupełniają się i na ogół harmonizują ze sobą nawzajem.
To pociąga za sobą także odpowiednie konsekwencje – sprawia, że dla różnych krajów, różne wątki ze wspólnej historii europejskiej mają kluczowe znaczenie. Przykładowo Holandia czy Norwegia nie uczestniczyły w I wojnie światowej, a więc w ich narodowej tożsamości pamięć tego konfliktu praktycznie nie istnieje. Inaczej jest natomiast z II wojną światową, która już odcisnęła na tych krajach istotne piętno i z tego względu stanowi centralny element ich pamięci historycznej.
Dla Niemców najważniejsze znaczenie ma Holokaust i kwestia odpowiedzialności za zbrodnie popełnione w czasie II wojny światowej. W Rosji do dziś szczególne miejsce zajmuje pamięć tzw. wielkiej wojny ojczyźnianej, w krajach byłego Związku Radzieckiego, takich jak Estonia, Łotwa i Litwa, na plan pierwszy wysuwa się doświadczenie ucisku ze strony dwóch totalitaryzmów oraz walki z systemem komunistycznym. Ciężko zatem wskazać, które wydarzenia z przeszłości w największym stopniu ukształtowały pamięć i tożsamość europejską – jest to zależne od doświadczeń poszczególnych narodów, a te są zdecydowanie różne.
MHP: Czy zimnowojenny podział świata na dwa bloki jest dziś zauważalny w sferze pamięci?
Jan Rydel: Zdecydowanie tak. Sprawia on, że kraje znajdujące się wówczas po różnych stronach żelaznej kurtyny, mają stanowczo odmienne doświadczenie minionego wieku. Państwa, które znalazły się w sowieckiej strefie wpływów, po upadku nazistowskich Niemiec stały się ofiarami drugiego totalitaryzmu - komunistycznego. Dla nich wojna tak naprawdę zakończyła się dopiero wraz z jego upadkiem – czyli z początkiem lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Dla tych państw było to szalenie trudne doświadczenie i wiele z nich po dziś dzień zmaga się z jego konsekwencjami. Kraje leżące po zachodniej stronie żelaznej kurtyny nie mają podobnych doświadczeń. Dla nich centralnym wydarzeniem XX wieku jest II wojna światowa, stąd w ich pamięci dominuje kwestia nazizmu, okupacji niemieckiej czy zbrodni popełnionych w czasie tego konfliktu.
MHP: Jeden z paneli na sympozjum poświęcony był transformacji, jaka dokonała się w Europie Środkowo-Wschodniej i symbolicznie wiązana jest z rokiem 1989. Jak zmieniała się pamięć o niej na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat?
Jan Rydel: Dość znacząco. Pierwsze lata po transformacji ustrojowej upłynęły w wielu krajach Europy Środkowo-Wschodniej pod znakiem pewnego wypierania „świeżej” przeszłości. Próbowały one w pierwszej kolejności odnaleźć się w nowej rzeczywistości i nauczyć w niej funkcjonować. Dopiero później, kiedy to się udało, kraje zaczęły stopniowo pochylać się nad przeszłością, pojawiały się próby jej przepracowania i rozliczenia. Jak wiadomo, od tej prawidłowości były wyjątki, szybko, bez wspomnianej zwłoki rozliczenia podjęli Czesi oraz Niemcy ze wschodu, którzy mając moralne i polityczne wsparcie ze strony starej RFN osiągnęli godne uwagi rezultaty.
Jan Rydel: Pierwsze lata po transformacji ustrojowej upłynęły w wielu krajach Europy Środkowo-Wschodniej pod znakiem pewnego wypierania „świeżej” przeszłości. Próbowały one w pierwszej kolejności odnaleźć się w nowej rzeczywistości i nauczyć w niej funkcjonować. Dopiero później, kiedy to się udało, kraje zaczęły stopniowo pochylać się nad przeszłością, pojawiały się próby jej przepracowania i rozliczenia.
Co również ciekawe, w perspektywie ogólnoeuropejskiej przez długi czas dominowała zachodnioeuropejska pamięć tego okresu, która – przynajmniej początkowo – nie traktowała podwójnego doświadczenia totalitaryzmu Europy Środkowo-Wschodniej całkiem poważnie, nieco je marginalizowała. Uważano, że przypominanie zbrodni czasów stalinowskich może w pewien sposób umniejszać wyjątkowość Holokaustu. To było poważne pęknięcie w naszej ogólnoeuropejskiej pamięci, powód wielu sporów, a nawet kryzysów dyplomatycznych. Na szczęście głosy przedstawiające taką narrację straciły na znaczeniu. Dzisiaj znacznie poważniej traktuje się doświadczenia Europy Środkowo-Wschodniej, choć mam wrażenie, że jeszcze nie możemy mówić o całkowitej równoprawności tych doświadczeń. Nie mówię tu o balansowaniu cierpień wywołanych przez oba totalitaryzmy, tylko o równouprawnieniu postaw wobec przeszłości Europejczyków z Zachodu i ze Wschodu.
MHP: Jak zatem w pamięci Zachodu i Wschodu zapisała się transformacja roku 1989?
Jan Rydel: Jak się okazuje – bardzo różnie. Sympozjum pokazało wyraźnie, jak odmienne jest spojrzenie badaczy z Europy Zachodniej i Środkowo-Wschodniej na tę kwestię. O ile my postrzegamy ją jako rewolucję i widzimy w niej przełomową datę w naszej najnowszej historii, o tyle badacze z Niemiec czy Szwecji stoją na stanowisku, że cezura 1989 roku nie jest tak ostra, jak nam się wydaje. Przekonują, że już w latach siedemdziesiątych pojawiały się w krajach komunistycznych silniejsze lub słabsze tendencje reformatorskie i nastąpiło otwarcie systemu komunistycznego wobec wpływów zewnętrznych, toteż zmiana ustrojowa miała charakter raczej płynny, ewolucyjny.
Ponadto znacznie rzadziej niż kiedyś można spotkać się z głosami twierdzącymi, że przewrót 1989 roku był wynikiem pewnej rozgrywki wewnątrzfrakcyjnej w partii komunistycznej. Dyskusja na temat transformacji ustrojowej jest wciąż żywa i daleka od ostatecznych konkluzji – wciąż budzi kontrowersje.
Jan Rydel: Sympozjum pokazało wyraźnie, jak odmienne jest spojrzenie badaczy z Europy Zachodniej i Środkowo-Wschodniej na tę kwestię. O ile my postrzegamy ją jako rewolucję i widzimy w niej przełomową datę w naszej najnowszej historii, o tyle badacze z Niemiec czy Szwecji stoją na stanowisku, że cezura 1989 roku nie jest tak ostra, jak nam się wydaje.
MHP: Coś jeszcze je wywołuje? Jakie wydarzenie z historii XX wieku najbardziej dzieli państwa europejskie?
Jan Rydel: Takich wydarzeń jest niestety wiele. W świadomości Węgrów jest to przykładowo bolesne wspomnienie traktatu z Trianon, pozostawiającego poza granicami Węgier ogromną część ich historycznego terytorium. Rewizja tego porozumienia stała się głównym celem węgierskiej polityki zagranicznej w dwudziestoleciu międzywojennym i doprowadziła do zbliżenia z Trzecią Rzeszą. Całkiem odmiennie jawi się ten traktat z perspektywy Bukaresztu: tam traktat z Trianon odebrano jako dziejową sprawiedliwość, potwierdzenie sukcesu polityki łączenia ziem zamieszkałych przez Rumunów. Mało tego, podpisanie tego porozumienia i przyłączenie do swojego kraju Siedmiogrodu Rumuni uznają dziś za swoje święto narodowe.
Równie sporną kwestią jest chociażby wojna polsko-bolszewicka z 1920 r. i znaczenie pokoju ryskiego w dziejach naszego kontynentu. Takich przykładów jest wiele, co do zasady tym więcej pojawia się różnic, im bardziej skomplikowane były relacje między danymi państwami czy narodami. Kwestią, która w ostatnich latach przyciąga uwagę intelektualistów i części opinii publicznej, jest - nieco marginalizowane w naszym kraju - zjawisko kolonializmu. Pomimo iż proces dekolonizacji trwał w zasadzie przez całe stulecie i mamy go już za sobą, to jednocześnie odcisnął ogromne piętno, zarówno w krajach będących mocarstwami kolonialnymi, jak i w byłych koloniach. Do dzisiaj jest to przyczyna wielu napięć i sporów.
MHP: Czy wobec tego wiek XX bardziej łączy, czy dzieli Europejczyków?
Jan Rydel: Bardziej skłaniam się ku zdaniu, że mimo wszystko łączy. Chociaż naznaczony był bolesnymi, tragicznymi wydarzeniami, wydaje się, że państwa europejskie wyciągnęły zeń wiele wniosków. Najważniejszą nauką jest niewątpliwie potępienie wojny, wyrzeczenie się jej jako sposobu rozwiązywania konfliktów międzynarodowych.
Nauczona doświadczeniami XX wieku Europa stała się kontynentem co do zasady pokojowym. Z odrzuceniem wojny przyszła w parze idea integracji europejskiej. Mimo różnych sporów czy niezgodności, państw europejskie dążą do trwałej, harmonijnej współpracy. Jeśli uda nam się w dłuższej perspektywie utrzymać tę tendencję i zapewnić pokój w Europie i wokół niej, będziemy mogli cieszyć się prawdziwie wspólnym, zjednoczonym kontynentem. Ale to perspektywa kilkudziesięciu lat, a może nawet więcej niż wieku.
Jan Rydel: Bardziej skłaniam się ku zdaniu, że mimo wszystko łączy. Chociaż naznaczony był bolesnymi, tragicznymi wydarzeniami, wydaje się, że państwa europejskie wyciągnęły zeń wiele wniosków. Najważniejszą nauką jest niewątpliwie potępienie wojny, wyrzeczenie się jej jako sposobu rozwiązywania konfliktów międzynarodowych.
MHP: Rozwijanie dialogu i pokojowej współpracy to jedno z głównych zadań, jakie obrała sobie za cel Europejska Sieć Pamięć i Solidarność - organizacja powołana z inicjatywy ministrów kultury kilku krajów europejskich. Dlaczego pojawiła się potrzeba stworzenia takiej instytucji?
Jan Rydel: Dlatego, że relacje między państwami europejskimi nie do końca układały się tak, jak życzyliby sobie ich przywódcy. Najlepszym przykładem są skomplikowane stosunki między Polską i Niemcami – głównymi inicjatorami powołania organizacji. Między Warszawą a Bonn (stolicą Niemiec Zachodnich), mniej więcej do połowy lat sześćdziesiątych panowała lodowata atmosfera.
Pierwszym poważnym sygnałem zmian był list biskupów polskich do biskupów niemieckich z 1965 r.; m.in. za jego sprawą dwa niezwykle zantagonizowane dotąd kraje weszły na drogę pojednania. Była to zapowiedź zmian, dowód na to, że możliwe jest pozostawienie w tyle traumatycznej przeszłości i budowanie rzeczywistości opartej na empatii. Ta atmosfera nie trwała jednak wiecznie. Na przełomie XX i XXI wieku doszło do poważnego, związanego z historią kryzysu w relacjach polsko-niemieckich. Jego przyczyną były niemieckie plany dotyczące powołania w Berlinie Centrum przeciwko Wypędzeniom, instytucji mającej zająć się dokumentowaniem przesiedleń ludności w XX wieku, ze szczególnym uwzględnieniem przymusowej migracji Niemców z państw Europy Środkowo-Wschodniej po II wojnie światowej. Pomysł ten spotkał się z dużym sprzeciwem, głównie Czech i Polski. Nie bez podstawy obawiały się one, że poprzez „oderwanie” przymusowych migracji od ich historycznego kontekstu, czyli zdarzeń II wojny światowej, dojdzie do próby napisania historii XX wieku na nowo i obsadzenia naszych rodziców i dziadków głównie w roli winnych.
Istniało wówczas realne ryzyko, że konflikt wokół pamięci i narracji o historii doprowadzi do trwałych i namacalnych szkód w stosunkach polsko-niemieckich. Aby do tego nie dopuścić, ministrowie kultury kilku krajów postanowili znaleźć jakieś wyjście z tego impasu oraz stworzyć forum międzynarodowego dialogu o historii XX wieku, w szczególności o jej trudnych i bolesnych aspektach. Oparty na ustaleniach nauki dialog ma być w pełni otwarty i partnerski, to znaczy respektować punkt widzenia i wrażliwość jego uczestników. Tak właśnie powstała Europejska Sieć Pamięć i Solidarność, której członkami stały się Polska, Niemcy, Słowacja i Węgry, zaś obserwatorami Czechy i Austria. W późniejszym okresie jako członek dołączyła też Rumunia, zaś status obserwatora otrzymały Albania, Gruzja, Estonia i Litwa.
MHP: Czy ten kryzys polsko-niemiecki udało się zażegnać?
Jan Rydel: Udało się w tym sensie, że nie doszło do większego konfliktu między państwami. Tym niemniej, trzeba było postawić trudne pytania. Jeszcze zanim doszło do kryzysu na tle planów powołania Centrum przeciw Wypędzeniom, niemiecki dziennikarz Klaus Bachmann w jednym ze swoich artykułów użył pojęcia „kicz pojednania”, krytykując redukowanie go do pustych gestów.
Jan Rydel: Kryzys z początku XXI wieku obnażył słabe fundamenty pojednania: pokazał, że wbrew pozornej zgodzie, wciąż niemało jest kwestii spornych. Jak się wydaje, obecnie nadszedł czas, by przenieść kwestie dialogu naszych zbiorowych pamięci na wyższy poziom.
Kryzys z początku XXI wieku obnażył słabe fundamenty pojednania: pokazał, że wbrew pozornej zgodzie, wciąż niemało jest kwestii spornych. Jak się wydaje, obecnie nadszedł czas, by przenieść kwestie dialogu naszych zbiorowych pamięci na wyższy poziom. Zwiastunem takiego kroku jest przyjęta w ubiegłym roku uchwała Bundestagu o powołaniu w stolicy Niemiec „miejsca pamięci i spotkań” z Polską. To duży przełom w relacjach polsko-niemieckich. Po wielu latach starań Niemców i Polaków udało się zacząć pracę nad stworzeniem w środku Berlina miejsca informującego o koszmarze wojny i niemieckiej okupacji, ale i o kwestiach łączących oba kraje. Jest to o tyle istotne, że los Polaków w czasie II wojny światowej jest w szerokich kręgach niemieckiego społeczeństwa praktycznie nieznany. Pojawienie się „miejsca pamięci i spotkań” pomoże zmienić ten stan rzeczy, zwiększyć świadomość Niemców. To jednak zadanie nie na dziś czy jutro, a na dziesięciolecia.
MHP: Doświadczenia historyczne są bolesne i konfliktowe nie tylko dla Niemiec i Polski – wystarczy przywołać chociażby niełatwe relacje między Polską a Litwą czy pomiędzy Węgrami i Rumunią. Czy możliwy jest rzeczowy, pozbawiony emocji dialog między tymi państwami?
Jan Rydel: Chłodny naukowy dialog między historykami prowadzony jest od lat. Oni spierają się nader rzadko. Niezwykle ważne jest jednak to, co czują i pamiętają społeczeństwa, co istnieje w ich świadomości. A z tym już jest różnie. Pamięć wzajemnych uprzedzeń czy bolesnych doświadczeń jest wciąż żywa. W przypadku Polski i Litwy tematem, który po dziś dzień potrafi wywołać niemałe napięcie, jest zapiekły konflikt o Wilno w okresie międzywojennym. Walcząc o prawa do niego Litwini powoływali się na niekwestionowalny status miasta jako historycznej stolicy litewskiej, Polacy z kolei mówili o stosunkach etnicznych w tym mieście i zasadzie samostanowienia. Oba argumenty były słuszne, kto więc miał rację? Nie zawsze jest to zresztą najważniejsze. Trzeba próbować zrozumieć racje drugiej strony i na tej postawie szukać porozumienia, wiedząc jednak, że proces pojednania może trwać wiele lat.
MHP: Wiek XX zapisał się na kontynencie europejskim w niejednoznaczny sposób – historie i doświadczenia narodów z tego okresu są nierzadko skrajnie różne. Czy w takim wypadku możemy mówić o czymś takim, jak wspólna europejska kultura pamięci?
Jan Rydel: W tej chwili z pewnością nie. Dowodzą tego chociażby dość dyskusyjne próby jej redukowania. Ich przykładem jest chociażby europejski podręcznik do historii czy Dom Historii Europejskiej w Brukseli. Opowiada on co prawda historię Europy, z tym, że jest to bardzo specyficzna opowieść – przedstawiająca w dominujący sposób lewicową wizję historii. A historia nie ma i nie może zyskiwać barw politycznych. Kultura europejska, a więc to, co mogłoby pomóc w tworzeniu kultury pamięci, została na tej wystawie niemal całkowicie pominięta, nie uwzględniono na niej również w ogóle wielu państw europejskich. O ile więc jest to jak najbardziej słuszna i potrzebna inicjatywa, kiedyś przecież trzeba zrobić pierwszy krok, o tyle sposób jej realizacji dowodzi, że nie ma europejskiej kultury pamięci, że wciąż trzeba nad nią pracować.
MHP: Jaką zatem rolę w budowaniu tożsamości Europejczyków odgrywa dziś pamięć o przeszłości?
Jan Rydel: Zdecydowanie kluczową. Świadomie czy nie, większość trapiących nas obecnie problemów czy wyzwań rozpatrujemy w kontekście historycznym. Weźmy na przykład zajmujące dziś uwagę Europejczyków kwestie zmian klimatycznych. Szukając ich przyczyn, odwołujemy się mimowolnie do przeszłości, zastanawiamy się, jakie działania rządów czy organizacji z minionych lat mogły wywołać lub pogłębić te problemy, a jakie mogą być stawiane za wzór. Podobnie jest i z innymi kwestiami. Przeszłość i teraźniejszość są ze sobą ściśle powiązane, nie sposób postawić między nimi definitywnej granicy. Człowiek jest istotą historyczną, dlatego świadomość historyczna jest jego podstawowym punktem odniesienia, a tym samym - dominującym składnikiem tożsamości. Tożsamość europejska zbudowana w oderwaniu od przeszłości, to tożsamość o wyjątkowo słabych fundamentach, ustępująca przy pierwszym konflikcie czy kryzysie dyplomatycznym. Historia XX wieku jest tego najlepszym przykładem.
Rozmawiała Natalia Pochroń
Źródło: MHP