Kluczowe w jego myśleniu było dążenie do zbudowania silnej armii i rzucenie jej na front. Z pewnością musiał mieć w pamięci choćby rolę, którą Polacy odegrali w Bitwie o Anglię. Był to niebagatelny argument polityczny, który mógł zostać ogromnie wzmocniony istotnym udziałem Polaków w bezpośrednim starciu militarnym na wschodzie – mówi PAP prof. Przemysław Waingertner, historyk z Uniwersytetu Łódzkiego.
Polska Agencja Prasowa: Późną wiosną 1941 r. do Londynu docierały informacje o możliwym ataku Niemiec na Związek Sowiecki. Czy premier Władysław Sikorski brał te informacje pod uwagę i przygotowywał się do tak wielkiej zmiany sytuacji politycznej? Czy uznawał, że po 17 września 1939 r. Polska znajduje się w stanie faktycznej wojny z Sowietami?
Prof. Przemysław Waingertner: Kwestia stosunku Polski do Związku Sowieckiego była rzeczywiście dość skomplikowana. Po 17 września żadna ze stron nie stwierdziła stanu wojny. Było jednak oczywiste, że ZSRS jest zaborcą wschodnich ziem RP. Przypomnijmy, że po wybuchu wojny fińsko-sowieckiej pojawiły się plany wysłania na pomoc Finlandii Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich. To jasno wskazywało na traktowanie przez państwa alianckie ZSRS jako ich przeciwnika i sojusznika III Rzeszy. Jednak już w 1940 r. Sikorski opracował memoriał, który zawierał ideę formowania polskich sił w Związku Sowieckim. Ujawnienie tych informacji innym politykom na uchodźstwie wywołało gigantyczny kryzys polityczny. Tylko poparcie części korpusu oficerskiego uratowało premiera przed odwołaniem ze stanowiska.
Prof. Przemysław Waingertner: Kwestia stosunku Polski do Związku Sowieckiego była dość skomplikowana. Po 17 września żadna ze stron nie stwierdziła stanu wojny. Było jednak oczywiste, że ZSRS jest zaborcą wschodnich ziem RP. Przypomnijmy, że po wybuchu wojny fińsko-sowieckiej pojawiły się plany wysłania na pomoc Finlandii Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich. To jasno wskazywało na traktowanie przez państwa alianckie ZSRS jako ich przeciwnika i sojusznika III Rzeszy.
Dodajmy, że największym sojusznikiem Sikorskiego był premier Winston Churchill. Można więc powiedzieć, że premier rozważał ideę faktycznej współpracy z Sowietami, gdy ZSRS był sojusznikiem Hitlera, a niemieckie bombowce nad Wielką Brytanią latały dzięki ropie naftowej dostarczanej przez Sowietów. Jego założenia wynikały z przekonania, że sojusz niemiecko-sowiecki jest tylko czasowym porozumieniem i niebawem dojdzie do wojny między tymi potęgami. Podobne nadzieje wyrażali Brytyjczycy, którzy po klęsce Francji byli jedyną znaczącą siłą walczącą z Niemcami. Ich najcenniejszymi sojusznikami byli zaś Polacy. Należy dodać, że sam Stalin podejmował próby formowania zalążków podporządkowanej mu armii polskiej.
Sytuacja polityczna była zatem niezwykle skomplikowana, szczególnie dla Polski, która w tamtym momencie nie była podmiotem gry politycznej. W tej sytuacji strona polska nie była monolitem politycznym. Z jednej strony mamy Sikorskiego i jego najbliższe otoczenie, a naprzeciw jego oponentów, którzy wskazywali na liczne błędy popełnianie przez premiera. Wśród nich wymieniano wspomniany memoriał dotyczący nawiązania stosunków z ZSRS oraz zawierzenie sile Francji, co oznaczało utratę większości odtwarzanej od jesieni 1939 r. armii.
PAP: W pierwszym przemówieniu po ataku Niemiec na ZSRS premier Sikorski powiedział, że „Rosja pochłonie siły niemieckie”. Jednak jego pierwsza reakcja polityczna była dość ostrożna. Na ile na jego późniejszą postawę wpłynęła reakcja Brytyjczyków, którzy przywitali konflikt byłych sojuszników z entuzjazmem?
Prof. Przemysław Waingertner: Musimy pamiętać o dwóch czynnikach. Dla Churchilla pozyskanie tak wielkiego sojusznika w walce z Niemcami oraz wyrównanie antagonizmów między Związkiem Sowieckim a rządem RP na uchodźstwie stanowiło „być albo nie być”. Z tego wynikały tak gorączkowe zabiegi brytyjskiej dyplomacji, aby Polska zawarła porozumienie z ZSRS. Za takim rozwiązaniem opowiadali się Sikorski i bliscy mu politycy. Co zrozumiałe, mogli liczyć na ogromne poparcie Brytyjczyków. Za bardziej ostrożną polityką opowiadali się zaś przeciwnicy rządu, głównie piłsudczycy. Krytykowali nadmierną ugodowość Sikorskiego i rozgrywanie przez niego brytyjskiego poparcia.
W każdej chwili premier mógł jednak zaszachować przeciwników bezwzględnym poparciem Churchilla. Pamiętajmy, że to jego poparcie (obok postawy części oficerów) zadecydowało o pozostaniu Sikorskiego na stanowisku premiera po ewakuacji resztek sił polskich i rządu do Wielkiej Brytanii. Mówiąc o jego postawie, należy więc brać pod uwagę te dwa istotne czynniki. Sikorski zdawał sobie sprawę z poparcia brytyjskiego i wykorzystywał je do forsowania swoich koncepcji politycznych.
Prof. Przemysław Waingertner: Dla Churchilla pozyskanie tak wielkiego sojusznika w walce z Niemcami oraz wyrównanie antagonizmów między Związkiem Sowieckim a rządem RP na uchodźstwie stanowiło „być albo nie być”. Z tego wynikały tak gorączkowe zabiegi brytyjskiej dyplomacji, aby Polska zawarła porozumienie z ZSRS.
PAP: Latem 1941 r. część polityków zachodnich zakładała, że Hitler podbije ogromną część Związku Sowieckiego. Czy w kontekście ówczesnej słabości Stalina możliwe było wynegocjowanie przez Sikorskiego bardziej korzystnych dla Polski zapisów układu, takich jak jasne zadeklarowanie przywrócenia granicy ryskiej?
Prof. Przemysław Waingertner: Trudno jednoznacznie wyrokować. Bez wątpienia układ Sikorski-Majski nie został dobrze przyjęty przez środowiska polityczne na obczyźnie oraz struktury Polskiego Państwa Podziemnego. Premierowi zarzucano bardzo wiele. Krytykowano podpisanie porozumienia przez premiera z przedstawicielem w randze ambasadora. Znacznie poważniejsze zarzuty wysuwano w kwestii zapisu o „amnestii” dla polskich obywateli w ZSRS. Trudno było zgodzić się z takim stwierdzeniem, skoro Polacy nie popełnili jakichkolwiek przestępstw.
Najpoważniejszym problemem był jednak brak jednoznacznego zapisu dotyczącego granic. Zapisano jedynie unieważnienie układów niemiecko-sowieckich z 1939 r., ale zabrakło deklaracji powrotu do granicy ryskiej. Sikorski „robił dobrą minę do złej gry” i stwierdzał, poniekąd słusznie z punktu widzenia prawa międzynarodowego, że unieważnienie tych traktatów jest równoznaczne z przywróceniem wcześniejszego stanu rzeczy. Inaczej na sprawę spoglądał Stalin, który kwestię granic uznawał za otwartą. Było jasne, że silniejszy z partnerów będzie decydował o tym, która z interpretacji tego zapisu jest tą obowiązującą. W tym przypadku ZSRS był pośrednio wspierany przez Wielką Brytanię, która była zachwycona pozyskaniem nowego sojusznika.
Powstaje pytanie: czy można było być twardszym? Pewnie tak. Zauważmy, że Sikorski wykluczył z negocjacji ministra spraw zagranicznych Augusta Zaleskiego, który w rozmowach z sowieckimi dyplomatami mógłby odegrać z punktu widzenia Stalina rolę tego „złego policjanta”. W efekcie przyjęcia przez Sikorskiego takiej strategii negocjacyjnej doszło do potężnego kryzysu politycznego, którego skutkiem było odejście z rządu narodowca Mariana Seydy, ministra spraw zagranicznych Zaleskiego i „liberalnego piłsudczyka” gen. Kazimierza Sosnkowskiego. Układ nie został poparty przez prezydenta ani Radę Narodową. Nie został nawet opublikowany w Dzienniku Ustaw. Zyskał jedynie formę protokołu. Jako umowa międzynarodowa powinien zostać zarejestrowany w Sekretariacie Ligi Narodów, a tak się nie stało m.in. z powodu sporu wśród polskich polityków.
PAP: W takim razie może kluczem do zrozumienia postawy gen. Sikorskiego jest dostrzeżenie tego, że jego głównym celem było dążenie do uratowania tysięcy Polaków znajdujących się w sowieckiej niewoli?
Prof. Przemysław Waingertner: Z pewnością ten czynnik również był przez niego brany pod uwagę, ale należy pamiętać, że był to okres brutalnej i krwawej wojny. Sikorskiemu przyświecała też inna myśl. Zakładał, że w tej wielkiej rozgrywce międzynarodowej Polska będzie ważyła o tyle, o ile będzie w stanie sformować własne siły zbrojne odgrywające ważną rolę na frontach II wojny. Tymczasem po ewakuacji do Wielkiej Brytanii w czerwcu 1940 r. był wodzem niemal pozbawionym armii. Zależało mu więc na odtworzeniu sił zbrojnych w oparciu o Polaków znajdujących się w niewoli w Związku Sowieckim. Czynnik humanitarny splatał się z uwarunkowaniami politycznymi i militarnymi, ale nie był kluczowy. Mówiąc brutalnie: gen. Sikorski nie był działaczem Międzynarodowego Czerwonego Krzyża i najważniejsze w jego myśleniu było dążenie do zbudowania silnej armii i rzucenie jej na front. Z pewnością musiał mieć w pamięci choćby rolę, którą Polacy odegrali w Bitwie o Anglię. Był to niebagatelny argument polityczny, który mógł zostać ogromnie wzmocniony istotnym udziałem Polaków w bezpośrednim starciu militarnym na wschodzie.
Prof. Przemysław Waingertner: Powstaje pytanie: czy można było być twardszym? Pewnie tak. Zauważmy, że Sikorski wykluczył z negocjacji ministra spraw zagranicznych Augusta Zaleskiego, który w rozmowach z sowieckimi dyplomatami mógłby odegrać z punktu widzenia Stalina rolę tego „złego policjanta”. W efekcie przyjęcia przez Sikorskiego takiej strategii negocjacyjnej doszło do potężnego kryzysu politycznego, którego skutkiem było odejście z rządu narodowca Mariana Seydy, ministra spraw zagranicznych Zaleskiego i „liberalnego piłsudczyka” gen. Kazimierza Sosnkowskiego. Układ nie został poparty przez prezydenta ani Radę Narodową.
PAP: Negocjacje nad kształtem porozumienia trwały niemal trzy tygodnie. Czy w tym czasie udało się Sikorskiemu uzyskać jakiekolwiek ustępstwa strony sowieckiej?
Prof. Przemysław Waingertner: Ustępstwa dotyczyły głównie kwestii liczebności mającej powstać armii. Sikorski dążył do powołania licznej armii i udało się otworzyć furtkę do zorganizowania pięciu dywizji. Oczywiście ich historia zakończyła się już w 1942, ale nie rzutujmy przyszłych wydarzeń na ocenę układu z lipca 1941 r. Sprawa granic była o wiele trudniejsza, ponieważ Sikorski, gdyby próbował negocjować w ostrzejszy sposób, napotkałby sojusz Churchilla ze Stalinem. W takim kontekście międzynarodowym Polska miała bardzo niewiele argumentów.
Być może można było przyjąć twardszą postawę negocjacyjną. Taką wykazaliby się pewnie gen. Kazimierz Sosnkowski lub August Zaleski. Ich nacisk na powrót do zapisów Traktatu ryskiego byłby znacznie większy, ale można sobie zadać pytanie, jakie byłoby znaczenie tych dokładniejszych zapisów po przełomie w wojnie, gdy Armia Czerwona rozpoczęła marsz spod Stalingradu. Z pewnością wkroczenie Sowietów na Kresy i próba ich przyłączenia do ZSRS spotkałyby się z mocniejszymi protestami Wielkiej Brytanii, ale byłyby to tylko protesty werbalne. Ten punkt porozumienia zostałby przez Stalina złamany, tak jak wiele innych zawartych przez niego umów.
Musimy pamiętać, że na wojnie decydowały siła i potencjał państwa, a więc czynniki ważące na pozycji na arenie międzynarodowej. Polska znajdowała się w drugim szeregu aliantów, mimo że walczyliśmy od pierwszego do ostatniego dnia wojny. Tę złotą kartę w dziejach polskiego wysiłku militarnego należy jednak doceniać. (PAP)
Rozmawiał: Michał Szukała
szuk / skp /