W 1920 r. amerykańscy lotnicy bronili Lwowa przed siłami bolszewickimi. „Spełnili obietnicę daną Piłsudskiemu i pokazali, co potrafią. Przysłużyli się Polsce, spłacając dług wdzięczności za Kościuszkę i Pułaskiego” – mówi PAP historyk lotnictwa i wykładowca PWSTE w Jarosławiu dr hab. Andrzej Olejko.
"Wiosną 1919 r. na Zachodzie trwała wielka demobilizacja po zakończonej niedawno I wojnie światowej. Żołnierze wojsk lądowych byli już zmęczeni wojną. Nieco inaczej wyglądało to wśród lotników. Była duża grupa pilotów, zwłaszcza amerykańskich, która czuła pewien niedosyt mocnych wrażeń w trakcie walk powietrznych. W tym czasie w składzie przebywającej we Lwowie American Relief Administration (amerykańskiej humanitarnej misji żywnościowej) Herberta C. Hoovera znalazł się weteran wojenny, kpt. pilot Merian Caldwell Cooper. Przedstawił on pomysł utworzenia grupy amerykańskich lotników ochotników, która wsparłaby polskich kolegów. Pomysł zaakceptował w Paryżu premier Ignacy Jan Paderewski, a następnie Naczelnik Państwa Józef Piłsudski. To on, spotkawszy się z Cooperem w 1919 r. w Polsce, powiedział mu: +Pokażcie, co umiecie+" - wyjaśnił PAP historyk lotnictwa i wykładowca Państwowej Wyższej Szkoły Techniczno-Ekonomicznej w Jarosławiu, dr hab. Andrzej Olejko.
We wrześniu 1919 r. do Polski przybyła grupa siedmiu amerykańskich lotników - pięciu pilotów, jeden obserwator oraz dowódca, mjr pil. Cedric Faunt le Roy. Podpisali oni kontrakty na służbę w Wojsku Polskim na identycznych warunkach jak ich polscy koledzy.
"Dziewięciu amerykańskich pilotów marszałek Piłsudski odznaczył osobiście Srebrnymi Krzyżami Virtuti Militari. Czterem lotnikom przyznano Krzyże Walecznych" - dodał Olejko.
"Jesienią 1919 r. powstała polsko-amerykańska 7. Eskadra Lotnicza, późniejsza 7. Eskadra Myśliwska. Na jej czele stanął por. pil. Ludomił Antoni Rayski - niezwykła postać o barwnym życiorysie. Pochodził z Galicji. Walczył w Legionach, był ranny pod Łowczówkiem w Wigilię 1914 r. Po rekonwalescencji trafił do armii tureckiej, a później tworzącego się tureckiego lotnictwa wojskowego. Gdy Polska odzyskiwała niepodległość, wziął kurs +do domu+. Przedostał się przez Odessę i Rumunię do Polski, by wstąpić w szeregi powstających właśnie polskich sił powietrznych. Skierowano go do Lwowa, na lotnisko Lewandówka" - powiedział historyk.
Po Rayskim dowództwo nad eskadrą objął mjr Faunt le Roy. Oficjalna nazwa jednostki brzmiała "7. Eskadra Myśliwska Polsko-Amerykańska im. Tadeusza Kościuszki". "Jeśli zajrzymy do materiałów źródłowych z 1919 r., to znajdziemy nazwę +Polsko-Amerykański Lotniczy Oddział Pościgowy im. Kościuszki+. Wybór patrona był oczywisty: bohater Polski i USA, twórca amerykańskiej artylerii i założyciel akademii wojskowej w West Point" - dodał Olejko.
Jednostka została zaopatrzona w austriackie samoloty Oeffag D.III - licencyjną wersję niemieckiego myśliwca Albatros D.III. Uzbrojone one były w dwa karabiny maszynowe Schwarzlose M.7/12. Rozwijały prędkość maksymalną 195 km/h. Do Polski trafiło łącznie 38 egzemplarzy.
"Godło 7. Eskadry przetrwało do czasów nam współczesnych. W latach trzydziestych malowano je na kadłubach PZL P.11 ze 111. Eskadry Myśliwskiej; w czasie II wojny światowej - na kadłubach myśliwców z 303. +Warszawskiego+ Dywizjonu Myśliwskiego RAF im. Kościuszki. Obecnie widnieje na samolotach MIG-29 z 23. Bazy Lotnictwa Taktycznego" - przypomniał historyk.
"Do Wiednia wysłano specjalną misję wojskową w celu zakupu samolotów. Potrzebne były pilnie. W komisji był mjr pil. Stefan Stec, który w czasie I wojny był pilotem austriackiego lotnictwa. Znał więc dobrze zalety Oeffagów. W czasie wojny sprzedaż samolotów bojowych byłaby potraktowana jako zdrada, ale był już 1919 r., a w czasie pokoju dla producenta - firmy Österrichische Flugzeugfabrik AG z Wiener Neustadt - liczyła się już tylko ekonomia. Była to niezwykle rzadka sytuacja. Większość jednostek polskiego lotnictwa była bowiem wyposażona w +mozaikę sprzętu+, głównie zdobytego jeszcze na zaborcach, a 7. eskadra otrzymała fabrycznie nowe samoloty i była jednolicie wyposażona" - podkreślił historyk, dodając, że słynne godło jednostki - tarczę z 13 błękitnymi gwiazdami, czapkę (tzw. krakuskę) z biało-czerwonymi pasami w tle oraz z dwiema skrzyżowanymi kosami - zaprojektował por. pil. Elliot Chess.
"Godło 7. Eskadry przetrwało do czasów nam współczesnych. W latach trzydziestych malowano je na kadłubach PZL P.11 ze 111. Eskadry Myśliwskiej; w czasie II wojny światowej - na kadłubach myśliwców z 303. +Warszawskiego+ Dywizjonu Myśliwskiego RAF im. Kościuszki. Obecnie widnieje na samolotach MIG-29 z 23. Bazy Lotnictwa Taktycznego" - przypomniał historyk. Dodał, że "Eskadra kościuszkowska składała się z dwóch kluczy po sześć samolotów - z klucza +Kościuszko"+ i klucza +Pułaski+".
W składzie jednostki znaleźli się Amerykanie (piloci i obserwatorzy): Elliot Chess, Merian C. Cooper, Edward Corsi, Cedric Faunt Le Roy, Athur H. Kelly, George Crawford, Carl Clark, Kenneth Shrewsbury, Edwin Noble, John S. MacCallum, Edmund Graves oraz polscy piloci: Ludwik Idzikowski, por. Jerzy Weber, ppor. Aleksander Seńkowski i por. pil. Władysław Konopka.
22 listopada 1919 r., w trakcie pokazów lotniczych z okazji pierwszej rocznicy opanowania Lwowa przez polskie oddziały, zginął w katastrofie por. pil. Graves.
"Wykonywał akrobacje nad miastem. W pewnym momencie oderwał się płat Oeffega. Graves próbował jeszcze przelecieć dalej, w kierunku cytadeli. Zrobił wszystko, by samolot nie spadł na tłum widzów i na gęstą zabudowę, jednak utracił panowanie nad maszyną. Uderzył w Pałac Potockich i zginął na miejscu. W budynku wybuchł pożar, zapaliły się górne piętra, poważnie uszkodzony był dach. Gorzką ironią losu był fakt, że w chwili katastrofy w budynku mieściło się przedstawicielstwo… Amerykańskiego Czerwonego Krzyża. Po zakończeniu wojny Potoccy wytoczyli proces państwu polskiemu o zniszczenia mienia, wygrali go i otrzymali odszkodowanie" - wyjaśnił Olejko. Zabitego Gravesa zastąpił inny ochotnik z USA, por. pil. Harman Chadburn Rorison.
"Jankesi w rogatywkach długo musieli przypominać polskiemu dowództwu o swoim istnieniu. Napisali nawet oficjalne pismo do naczelnika Piłsudskiego z prośbą o +wysłanie na najtrudniejszy odcinek frontu+. 5 marca 1920 r. jednostka stała się oficjalnie częścią polskich sił powietrznych. Przydzielono ją do frontu galicyjskiego. W miarę wykruszania się austriackich myśliwców amerykańskim lotnikom przekazano włoskie samoloty myśliwskie Ansaldo A.1 Balilla. Nie miały one dobrej opinii. W Polsce nazywano je +latającymi trumnami+. Mimo to rozpoczęły się loty bojowe wspierające ofensywę kijowską w okolicy Berdyczowa" - przypomniał Olejko, dodając, że "podczas lotów bojowych lotnicy 7. Eskadry atakowali bolszewicką piechotę i pociągi pancerne".
"Walka wyglądała mniej więcej tak: lecący na niskim pułapie myśliwiec ze sklejki i z płótna, pilot w odkrytej kabinie kontra poruszające się, ciężko opancerzone wagony z bronią maszynową. Piloci musieli manewrować w strugach nieprzyjacielskich pocisków i ostrzeliwać cele z pokładowych karabinów maszynowych, a przypomnę, że Amerykanie latali na jednomiejscowych myśliwcach. Na rejon Berdyczowa spadło morze ognia i żelaza. Wśród bolszewickich żołnierzy atak lotników wywołał chaos i panikę. Jeszcze większe przerażenie wzbudzały samoloty w oddziałach kawalerii. Nietrudno sobie wyobrazić, co działo się ze spłoszonymi końmi i jeźdźcami" - zauważył historyk.
Skuteczność, odwaga i poświęcenie amerykańskich ochotników były wyjątkowe. W sierpniu 1920 r. Budionny nie zdobył Lwowa m.in. właśnie dlatego, że jego armia konna była spanikowana atakami z powietrza. Tempo marszu było spowalniane atakami potokowymi - wskazuje badacz.
30 maja 1920 r. por. pil. Carl H. Clark wraz z Cooperem i Corsim atakowali port na Dnieprze w Czerkasach. Udało się zatopić jedną z bolszewickich jednostek. Amerykanin został odznaczony Srebrnym Krzyżem Orderu Wojennego Virtuti Militari. Ich atak znacznie spowolnił postępy nieprzyjaciela na odcinku Czerkasy-Trypol.
Podczas jednego z lotów kpt. Crawford pierwszy z eskadry zauważył w okolicy Humania 1. Armię Konną Siemiona Budionnego i zameldował o tym w sztabie polskiej 3. Armii.
"W trakcie walk 7. Eskadra kontrolowała niebo nad Dnieprem i eliminowała jednostki pływające wroga. Jedna z nich wyleciała w powietrze po bezpośrednim trafieniu serii z pocisków zapalających w skład amunicji. Podczas bitwy o Lwów wyspecjalizowano się w atakach potokowych na bolszewickie jednostki kawalerii. Nadlatywali po dwa samoloty, atakowali i powracali na Lewandówkę, a w tym czasie do ataku przystępowała kolejna para maszyn. Naloty przeprowadzano lotem koszącym, tuż nad ziemią. Po jednym z ataków z podwozia mechanicy wyciągnęli… głowę Kozaka. Na froncie południowym nie było aktywnego bolszewickiego lotnictwa myśliwskiego, jedynym zagrożeniem był ogień z ziemi" - ocenił historyk.
13 lipca 1920 r. bolszewicy zestrzelili por. Meriana C. Coopera. Trafił do niewoli w obozie koło Moskwy, udało mu się jednak zbiec. Przebył ponad 700 km i przedostał się na Łotwę, a następnie do Polski. Na początku lat trzydziestych, już w USA, wyreżyserował film "King Kong", stając się jedną z najbardziej wpływowych osób w Hollywood.
"Na Cmentarzu Orląt Lwowskich leży trzech z nich. Dwaj, wspomniany już Graves oraz John S. MacCallum, zginęli w katastrofach. Trzeci, latający w składzie 21. Eskadry Niszczycielskiej kpt. obs. Artur H. Kelly, zginął trafiony w trakcie lotu bojowego koło wsi Zwierowce w pobliżu Łucka. Na pomniku widnieje napis: +Amerykanom poległym w walce o Polskę w latach 1919-1920+ oraz jego anglojęzyczna wersja" - zwrócił uwagę historyk, przypominając, że w kluczowym dla losów wojny sierpniu 1920 r. Amerykanie wykonali 79 lotów bojowych.
"Dziewięciu amerykańskich pilotów marszałek Piłsudski odznaczył osobiście Srebrnymi Krzyżami Virtuti Militari. Czterem lotnikom przyznano Krzyże Walecznych" - dodał Olejko.
"Skuteczność, odwaga i poświęcenie amerykańskich ochotników były wyjątkowe. W sierpniu 1920 r. Budionny nie zdobył Lwowa m.in. właśnie dlatego, że jego armia konna była spanikowana atakami z powietrza. Tempo marszu było spowalniane wspomnianymi już atakami potokowymi. To właśnie m.in. amerykańscy lotnicy bronili Lwowa przed siłami bolszewickimi. Byli naprawdę świetni. Spełnili obietnicę daną Piłsudskiemu i pokazali, co potrafią. Jak wspominał Cooper, +nie zawiedli i przysłużyli się Polsce+, spłacając dług wdzięczności za Kościuszkę i Pułaskiego" - podsumował badacz.(PAP)
autor: Maciej Replewicz
mr/ skp/ pat/