W biografii Gustawa Herlinga-Grudzińskiego jest jeszcze wiele do odkrycia. Mamy zarówno do wyjaśnienia liczne kwestie związane z jego biografia prywatną, jak i biografią publiczną – mówi PAP filolog prof. Włodzimierz Bolecki z Instytutu Badań Literackich PAN.
Polska Agencja Prasowa: Czego nadal nie wiemy o Gustawie Herlingu-Grudzińskim?
Prof. Włodzimierz Bolecki: W zasadzie wszystko jest jeszcze do opisania. Mamy do wyjaśnienia zarówno liczne kwestie związane z jego biografia prywatną, rodzinną, jak i biografią publiczną.
Szczególnie trudne do rekonstrukcji jest dzieciństwo przyszłego pisarza, np. przemilczana przez lata kwestia żydowskiej rodziny jego ojca. Ten temat wymaga dużej delikatności i empatii, a także bardzo dużej wiedzy i informacji. Wiemy tylko, że ojciec Herlinga-Grudzińskiego był Żydem, człowiekiem niepiśmiennym, drobnym przedsiębiorcą. Gdy urodził się Gustaw, jego najmłodsze dziecko, Józef Herling-Grudziński był właścicielem folwarku we wsi Skrzelczyce w kieleckiem, na którym, jak ustaliła prof. Irena Furnal, pracowało co najmniej kilkunastu Żydów.
Prof. Włodzimierz Bolecki: Szczególnie trudne do rekonstrukcji jest dzieciństwo przyszłego pisarza, np. przemilczana przez lata kwestia żydowskiej rodziny jego ojca. Ten temat wymaga dużej delikatności i empatii, a także bardzo dużej wiedzy i informacji.
Z tego wyłania się następna kwestia – gdzie urodził się Gustaw Herling-Grudziński? W akcie urodzin, który został zarejestrowany w gminie żydowskiej w Daleszycach, wymieniona jest wieś Skrzelczyce i jest to wersja urzędowa. Natomiast w wersji rodzinnej, pielęgnowanej przez samego pisarza, miejscem jego urodzin są Kielce.
PAP: Z czego może wynikać ta różnica?
Prof. Włodzimierz Bolecki: Mogło być tak, że przyszły pisarz urodził się 20 maja 1919 r. w folwarku w Skrzelczycach, ale dopiero na początku lipca t. r. ojciec zdecydował się pojechać z dzieckiem do siedziby gminy żydowskiej w Daleszycach, gdzie, zgodnie z ówczesnym prawem, dokonał rejestracji urodzin syna. Ale mogło być inaczej: Gustaw urodził się w Kielcach, po czym – ale nie wiemy, czy w maju, w czerwcu czy lipcu – cała rodzina wyjechała do Skrzelczyc na tzw. letnisko. Ale czy ojciec wyjechał z rodziną z Kielc, czy czekał na żonę z dziećmi na folwarku – tego też nie wiemy. W każdym razie, będąc w Skrzelczycach, postanowił dopełnić obowiązku zarejestrowania narodzin syna i w związku z tym udał się do najbliższej gminy żydowskiej, czyli do Daleszyc. To by mogło tłumaczyć, dlaczego – skoro Gustaw urodził się w Kielcach – ojciec nie zarejestrował jego urodzin w gminie żydowskiej w Kielcach. Ale może z tego też wynikać, że ojca nie było przy urodzinach syna lub zaraz po jego urodzinach wyjechał sam do Skrzelczyc i dopiero, gdy żona przyjechała do niego z dziećmi, Jakub Herling-Grudziński mógł z niemowlakiem pojechać do gminy żydowskiej, do Daleszyc.
PAP: Jaki był stosunek Gustawa do pochodzenia jego ojca i tego, że fakt jego narodzin został zarejestrowany z gminie żydowskiej?
Prof. Włodzimierz Bolecki: To bardzo ciekawy problem, ale trudny do interpretacji. Matka pisarza, Dorota z Bryczkowskich, była Polką spod Grodna, ale o jej rodzinie także niewiele wiemy. W sensie narodowym, religijnym i prawnym Gustaw Herling-Grudziński był zarejestrowany jako dziecko żydowskie. Jednak we wszystkich autobiograficznych wspomnieniach pisarz przez całe życie podkreślał, że jego rodzina była polska, głęboko patriotyczna, nie pielęgnowała żadnych żydowskich tradycji, nie mówiła po żydowsku, nie należała do gminy. Był to więc wybór kulturowy, który powinien być uszanowany.
Jednak kryteria szacunku do tego wyboru zmieniają się w czasie. Przed II wojną światową, czyli przed Holokaustem, pytanie pisarza polskiego o jego pochodzenie, a właściwie wskazywanie, że wywodzi się on z rodziny żydowskiej, było największą obelgą. Pisarze, których to spotykało – Julian Tuwim, Antoni Słonimski, Marian Hemar, Bruno Schulz, Bolesław Leśmian, Aleksander Wat – uważali, że ci, którzy pytają o żydowskie korzenie, chcą ich wyrzucić z polszczyzny, że to jest sposób ich wykluczania z kultury polskiej. Nie można było bardziej obrazić polskiego pisarza, niż powiedzieć mu: co prawda pisze pan po polsku, ale tak naprawdę jest pan Żydem, a swoje pochodzenie ukrywa pan w polszczyźnie.
Po II wojnie światowej, po procesie Adolfa Eichmanna w latach sześćdziesiątych, wszystko zaczęło się zmieniać, ponieważ Holokaust stał się znakiem tożsamości wszystkich Żydów, znakiem wspólnego żydowskiego losu, do którego zaczęły się przyznawać dzieci i wnuki osób, które ocalały z Holokaustu. Żydowskość stała się źródłem dumy, więc pytanie o etniczne pochodzenie pisarzy nie tylko nie jest uważane za obraźliwe, ale jest nawet uważane za najważniejszy klucz do twórczości. Herling-Grudziński wychował się w jednak w innej epoce, w czasach, gdy pochodzenie rodziców pisarza, w tym przypadku ojca, było sprawą wyłącznie osobistą, nieprzeznaczoną do publicznego roztrząsania. Dlatego pisarz na wszelkie zmianki o swoim pochodzeniu reagował nerwowo, odmawiał rozmowy, a w swoich utworach, rozmowach i wspomnieniach nie pozostawił żadnych śladów o rodzinie ojca. Jeśli chcemy zatem badać ten temat, jesteśmy zdani na zbieranie okruchów informacji, a ponieważ te okruszki są bardzo podatne na wszelkie przeciągi i podmuchy, należy z nimi postępować bardzo delikatnie i nie budować konstrukcji, które nie są potwierdzone w faktach.
Pisarz podkreślał, że jego rodzina była całkowicie spolonizowana, ale wiemy, że rodzeństwo jeszcze w czasie wojny, w prywatnej korespondencji, w najbliższym kręgu, który musiał być również częściowo kręgiem żydowskim, używało imion żydowskich nadanych im przy urodzeniu.
PAP: Co zatem wiemy o rodzeństwie Herlinga-Grudzińskiego?
Prof. Włodzimierz Bolecki: Wiemy niewiele. Praktycznie nic nie wiemy o najstarszej siostrze Eugenii. Wiemy tylko, że była nauczycielką, a Gustaw mówił o niej, że była komunistką. Żadnych relacji po wojnie chyba nie utrzymywali. Więcej wiemy natomiast o starszym bracie Gustawa – Maurycym, przez rodzinę zwanym Morkiem. Był bardzo szanowanym prawnikiem, przed wojną miał kancelarię prawną, a w czasach PRL-u był sędzią Sądu Najwyższego, autorem cenionych publikacji prawniczych. Wiadomo, że przed wojną miał kancelarię, w której pracowała jego młodsza siostra Łucja i że Gustaw wpadał do niego na niedzielne obiady. Całkiem sporo wiemy też o Łucji dzięki badaniom prof. Andrzeja Paczkowskiego w archiwach IPN. Łucja ocalała z getta, wzięła udział w Powstaniu Warszawskim i zmieniła nazwisko na Górzyńska. Zaraz po wojnie wstąpiła do Ludowego Wojska Polskiego i związała się z wywiadem wojskowym, w którym pracowała jako maszynistka, i w takiej roli została wysłana do Londynu, w czasie gdy mieszkał tam jej młodszy brat, czyli Gustaw. Nie mamy jednak żadnej wiedzy na temat relacji między rodzeństwem w czasie pobytu Łucji w Londynie. Łucja w Londynie związała się z płk. Marianem Utnikiem, o którym stosunkowo dużo wiadomo, bo jest to jedna z kluczowych postaci procesu gen. Stanisława Tatara. Małżeństwo wróciło do Polski. Gdy komuniści rozpoczęli proces gen. Tatara, Łucja, która była już usunięta z wywiadu, została osadzona w więzieniu. Trzymano ją bez wyroku przez kilkanaście miesięcy. Później zamieszkała z mężem na Woli, w willi na osiedlu Boernerowo. Z tym budynkiem związana jest bardzo ciekawa historia. Okazało się, że Maurycy Grudziński działał w Żegocie, kierując największym oddziałem tej organizacji o nazwie „Felicja”. Przyczynił się do uratowania wielu Żydów, których ukrywano w willi na Boernerowie, w której później zamieszkali Utnikowie.
PAP: Co w tych historiach rodzinnych jest interesujące dla badacza zajmującego się Gustawem Herlingiem-Grudzińskim?
Prof. Włodzimierz Bolecki: Wszystko. Ale nawiązując do początku naszej rozmowy: dla mnie, jako badacza twórczości Herlinga, interesujące jest, jak przemilczane przez pisarza pochodzenie rodziny ojca staje się dla niego stłumionym, głęboko skrywanym problemem. To, że Herling o żydowskim pochodzeniu rodziny nie chciał rozmawiać, to wiemy. To, że sublimował ten temat w swojej twórczości, to też wiemy. Dlatego planowałem nasz trzeci tom rozmów poświęcić jego sprawom rodzinnym, ale, niestety, nie zdążyłem. Tymczasem całkiem niedawno temat ten odsłonił się od nieznanej wcześniej strony. Chodzi o odnaleziony przez Martę Herling, córkę pisarza, fragment diarystyczny, który zatytułowaliśmy „Dziennik z lat 1957–58” – opublikowany przez Wydawnictwo Literackie w Krakowie w 2018 r. Jest to dziennik sekretny, to znaczy, że pisarz prowadził go tylko dla siebie i nie zakładał, że kiedykolwiek go opublikuje lub że ktokolwiek poza nim będzie go czytał. W tym dzienniku znajduje się znamienny zapis: „Obiad u Chiaromonte. Potworne upokorzenie: nie zrozumiałem jego pytania – zapytał mnie, czy jestem katolikiem, odpowiedziałem, że tak, zapytał mnie, czy moi rodzice byli katolikami, odpowiedziałem, że nie – zdziwił się, i wtedy zrozumiałem za późno, że zapytał mnie, czy urodziłem się katolikiem. Czy nie zrozumiałem, bo nie chciałem zrozumieć? Czy jest to wiecznie ten sam kompleks pochodzenia? Czy się z niego nigdy nie wyzwolę?”.
Prof. Włodzimierz Bolecki: Dla mnie, jako badacza twórczości Herlinga, interesujące jest, jak przemilczane przez pisarza pochodzenie rodziny ojca staje się dla niego stłumionym, głęboko skrywanym problemem. To, że Herling o żydowskim pochodzeniu rodziny nie chciał rozmawiać, to wiemy. To, że sublimował ten temat w swojej twórczości, to też wiemy.
PAP: Ostatecznie jednak Herling-Grudziński przyjął chrzest…
Prof. Włodzimierz Bolecki: Konwersja pisarza miała charakter wieloetapowy. Nie do uchwycenia są najwcześniejsze etapy, pewne tło możemy szkicować tylko hipotetycznie. Możemy odnaleźć Gustawa w szkole, w kieleckim liceum, młodego, szczęśliwego polskiego patriotę zachwyconego niepodległym państwem, studenta i krytyka literackiego, a potem więźnia łagru sowieckiego pod Archangielskiem. I to doświadczenie było decydujące. Grudziński mawiał pod koniec życia, że jako pisarz narodził się w łagrze. Myślę, że także w sensie religijnym. A ostatnim etapem tej konwersji było przyjęcie przez pisarza chrztu w 1945 r. we Włoszech.
PAP: Mówił pan dotąd o biografii prywatnej. Czego natomiast nie wiemy o publicznej biografii Herlinga?
Prof. Włodzimierz Bolecki: Trudna do rekonstrukcji jest np. emigracyjna biografia pisarza. Wiedzę o niej rekonstruujemy m.in. na podstawie opublikowanych przez niego wspomnień i komentarzy autobiograficznych. Ale są to teksty niejednoznaczne, ponieważ zawierają dziesiątki kamuflaży, mistyfikacji i aluzji, które trzeba umieć rozpoznać jako wariacje autobiograficzne, co nie jest oczywiste, niemniej są to rzeczy napisane i opublikowane. Natomiast znacznie trudniejsza do rekonstrukcji jest publiczna działalność Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, czyli rozmaite działania i relacje łączące go z ludźmi i instytucjami. Dotyczy to też współpracy z tygodnikiem „Wiadomości” w Londynie i z paryską „Kulturą”.
Herling korespondował z setkami osób. Ta korespondencja jest jeszcze rozproszona i nieprędko będzie opublikowana. Na przeszkodzie stoi nie tylko czas, lecz także prawa autorskie i niekompletność naszej wiedzy. Mamy bowiem tylko nieliczne integralne zbiory listów, które spełniają kryterium korespondencji, czyli listy od i do Herlinga-Grudzińskiego. Największym zbiorem jest korespondencja pomiędzy pisarzem a Jerzym Giedroyciem. Trzeba tu również wymienić korespondencję z Marią Dąbrowską, Adamem Ciołkoszem, czy Wojciechem Żukrowskim, który – w pierwszym okresie ich epistolarnej znajomości, w latach czterdziestych – zasypywał Herlinga listami. Poza tym mamy wielu respondentów emigracyjnych – jak np. Jan Wolski – o których w zasadzie niewiele wiemy. Najtrudniejszą, ale jednocześnie fascynującą częścią pracy edytora jest odkrywanie biografii osób, które z pisarzem korespondowały. Bez rekonstrukcji tego kontekstu niezrozumiała jest treść listów, na pozór oczywista, bo przejrzysta jedynie dla piszących, ale w wielu miejscach nieczytelna dla dzisiejszych czytelników. Najlepszym tego przykładem są w listach imiona osób, których nazwiska są bardzo trudne do identyfikacji.
Osobny temat dotyczy inwigilacji i akcji służb specjalnych PRL wobec Herlinga-Grudzińskiego i jego rodziny. Źródłem są tu archiwa IPN, ale dotarcie do odpowiednich dokumentów również wymaga czasu.
PAP: Czy jest coś do odkrycia w samej twórczości?
Prof. Włodzimierz Bolecki: Wszystko. Praca badacza literatury nigdy się nie kończy, ponieważ każdy tekst nie tylko otwiera się na kolejnych czytelników, ale też na nowo odkryte fakty, interpretacje i wszelkie porcje nowej wiedzy. Do odkrycia, czyli do rekonstrukcji, jest więc biografia duchowa Herlinga-Grudzińskiego zapisana w jego utworach. Mimo obszernych komentarzy i autokomentarzy w dwóch naszych tomach rozmów (w Dragonei i w Neapolu) utwory pisarza pozostają wyzwaniem interpretacyjnym. Cała twórczość pisarza jest zjawiskiem absolutnie unikatowym w literaturze polskiej. Jego „Dziennik pisany nocą” jest, obok „Dziennika” Witolda Gombrowicza, największym osiągnięciem diarystyki w literaturze polskiej i europejskiej. To niezwykła kronika intelektualna powojennej Europy, doświadczeń duchowych i przemyśleń na temat pojałtańskiej Europy.
Prof. Włodzimierz Bolecki: Jako pisarz emigracyjny jest jednym z kilku najwybitniejszych, którzy mają swoje całkowicie niepowtarzalne miejsce w literaturze polskiej i światowej – obok m.in. Witolda Gombrowicza, Czesława Miłosza, Aleksandra Wata, Józefa Mackiewicza.
Jednak największym wyzwaniem, przed którym staje badacz twórczości Herlinga-Grudzińskiego, jest jego nieprawdopodobna erudycja, bogactwo wątków i tematów poruszanych przez pisarza. Całe jego życie było niezwykle intensywne. Ruch myśli, ciekawość świata i opisywanie wszystkiego, co znalazło się w polu zainteresowania i widzenia, także w sensie dosłownym – to wszystko przez 65 lat aktywnej twórczości pisarza stworzyło niezwykłe archiwum myśli, którego uporządkowanie i rekonstrukcja zajmie jeszcze dużo czasu, i to wielu osobom.
PAP: A co wyróżnia twórczość Gustawa Herlinga-Grudzińskiego?
Prof. Włodzimierz Bolecki: Jako pisarz emigracyjny jest jednym z kilku najwybitniejszych, którzy mają swoje całkowicie niepowtarzalne miejsce w literaturze polskiej i światowej – obok m.in. Witolda Gombrowicza, Czesława Miłosza, Aleksandra Wata, Józefa Mackiewicza. Rozpoznawalnym idiomem Herlinga-Grudzińskiego jest jego styl, który charakteryzuje niezwykła uroda i precyzja słowa, zaskakująca trafność metafor i sztuka modulacji opowiadania. Przyznawał to nawet najsurowszy z sędziów, czyli Witold Gombrowicz, który powiedział Grudzińskiemu, że pisze wspaniałą polszczyzną. A polszczyzna Herlinga, a zarazem cała jego sztuka narracyjna – obojętnie, czy mamy na myśli artykuły, „Dziennik pisany nocą”, czy opowiadania – jest niezwykle nowoczesna, równocześnie głęboko zmysłowa i intelektualna.
Obok sensualizmu i piękna frazy narracyjnej pisarstwo Grudzińskiego wyróżnia niewątpliwie najwyższy poziom intelektualny. Herling-Grudziński, jak o nim mówili na emigracji, był jednym z gigantów polskiej literatury – sztuki pisarskiej, głębokości myśli, powagi i odwagi intelektualnej. Wyróżniał go również model nowoczesności opowiadania. Swoje relacje, refleksje, wspomnienia, utwory opierał na figurze świadka. Rozwiązał w ten sposób najtrudniejszy problem literatury powojennej – problem wiarygodności. Grudziński bardzo wcześnie odkrył, że opowieść o XX-wiecznym koszmarze totalitaryzmu sowieckiego i niemieckiego musi mieć charakter świadectwa. Dlatego wszystkie jego opowieści robią wrażenie relacji autobiograficznej, a nie konstrukcji literackiej. Są to, co prawda, literackie mistyfikacje, ale podmiotem mówiącym w narracjach pisarza jest zawsze ktoś, ktogo identyfikujemy z autorem, choćby ten autor był też konstrukcją literacką. Ta poetyka okazała się wielkim osiągnięciem artystycznym Herlinga, dzięki czemu jego relacja o łagrach sowieckich nigdy przez nikogo nie została zakwestionowana. A przecież inne relacje na temat łagrów, choćby najwybitniejsze, były kwestionowane i od strony literackiej, i faktograficznej – choćby np. wielkie osiągnięcia, jakim są opowiadania z tomu „Pożegnanie z Marią” Tadeusza Borowskiego. Ten typ pisania, mimo że był oparty na faktach, w sensie estetycznym wielu czytelników odrzucał, ponieważ nie mogli doszukać się w nim osobistego zmierzenia się z tematem.
Herlinga-Grudzińskiego wyróżniał ponadto szczególny sposób udziału w powojennym życiu polskiej wspólnoty emigracyjnej. Swoje pozostanie na Zachodzie i uczestniczenie w tworzeniu kultury emigracji traktował jako misję. W jego dorobku mamy utwory skonstruowane wokół tematów włoskich, o których można by powiedzieć, że zostały napisane przez Włocha. Mamy do czynienia z bardzo ciekawym zjawiskiem – ze swoistą italianizacją twórczości pisarza przy całkowitym zachowaniu jego polskiej tożsamości. Grudziński tak głęboko wszedł w tematy włoskie, że stał się naprawdę pisarzem polsko-włoskim.
W przeciwieństwie do wielu pisarzy polskich i emigracyjnych Herling był pisarzem głęboko metafizycznym, religijnym. W moim przekonaniu jest najgłębszym pisarzem chrześcijańskim w literaturze polskiej XX wieku, co nie znaczy, że jego twórczość ma charakter wyznaniowy. Związek twórczości Herlinga z chrześcijaństwem polega na tym, że w figurze Chrystusa pisarz odnalazł zarówno przypowieść o losie człowieka XX, jak i metafizyczną istotę religii. Chrześcijaństwo Herling traktował jako najważniejszy klucz do odpowiedzi na pytanie, kim jest człowiek i jakie są granice człowieczeństwa. A pytał nie tylko o ofiary totalitaryzmów XX wieku, lecz także o jego funkcjonariuszy i oprawców.
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
akr/ skp/