30 lat temu, 11 kwietnia 1990 r., Sejm RP uchwalił ustawę o likwidacji Głównego Urzędu Kontroli Publikacji i Widowisk. Decyzja ta kończyła 45-letnią epokę, w której całość funkcjonowania mediów i życie intelektualne były kontrolowane przez reżim komunistyczny z pomocą niewielkiej grupy zdyscyplinowanych cenzorów.
Próby kontroli przez państwo słowa pisanego i innych form wyrazu sięgają czasów starożytnych. Wielu autorów antycznych traktatów politycznych postulowało stosowanie zabiegów cenzorskich w celu zwalczania np. demoralizacji młodzieży. Nawet w ówczesnych ustrojach demokratycznych i republikańskich próby ograniczania swobody wypowiedzi przybierały bezwzględne formy. Charakter cenzorski miał m.in. proces Sokratesa, który został oskarżony o brak szacunku dla bogów. Czterysta lat później cesarz August zesłał na krańce Imperium Rzymskiego poetę Owidiusza. Prawdopodobnie jedną z przyczyn było uznanie przez cesarza niektórych jego pism za niezgodnych z promowaną przez Augusta wizją tradycyjnych rzymskich wartości. Również w średniowieczu władze świeckie i kościelne, na miarę ówczesnych możliwości, dążyły do kontroli pism, głównie uważanych za heretyckie. W Rzeczypospolitej zwalczano druki wymierzone w króla oraz niektóre dzieła religijne, najczęściej radykalnych nurtów reformacji. Republikański porządek i umiłowanie „złotej wolności” sprawiały jednak, że Rzeczpospolita była krajem o wielkiej swobodzie druku.
Rozwój nowoczesnej prasy przypadł na okres, w którym ziemie polskie znajdowały się pod zaborami. W ciągu ponad 120 lat skala ingerencji państw zaborczych była bardzo różna. Stosunkowo liberalne nastawienie władz konstytucyjnego Królestwa Polskiego i Galicji kontrastowało z policyjnym reżimem Rosji i Prus. Pełną wolność druku zadekretował jesienią 1918 rząd Jędrzeja Moraczewskiego. Szybko, bo już 2 stycznia 1919 r., Naczelnik Państwa Józef Piłsudski wprowadził stan wyjątkowy uprawniający komisarzy powołanych przez szefa MSW do „zarządzania konfiskat wszelkich wydawnictw, zagrażających bezpieczeństwu publicznemu, i zamykania na czas trwania stanu wyjątkowego drukarń służących do ich rozpowszechniania”. Cenzura prewencyjna była stosowana najczęściej w najgroźniejszym okresie wojny z bolszewikami. Za złamanie wymogów cenzorskich groziły wysokie grzywny. Przepisy o cenzurze wojennej zniesiono późną jesienią 1920 r.
Pełną wolność słowa i druku zagwarantowała konstytucja marcowa w artykule 105.: „Poręcza się wolność prasy. Nie może być wprowadzona cenzura ani system koncesyjny na wydawanie druków”. Nielegalna próba cenzury prasy była jedną z bezpośrednich przyczyn przeprowadzonego przez Piłsudskiego zamachu stanu w maju 1926 r. 10 maja rząd Wincentego Witosa wydał polecenie konfiskaty nakładu „Kuriera Porannego”, w którym publikowano niezwykle ostry wywiad z Piłsudskim. Po 1926 r. rządy piłsudczykowskie dokonywały konfiskat niektórych druków. Pod koniec lat trzydziestych jednym z najbardziej jaskrawych przykładów zwalczania prasy krytycznej wobec sanacji było osadzenie w miejscu odosobnienia w Berezie Kartuskiej redaktora naczelnego wileńskiego „Słowa” Stanisława Cata-Mackiewicza. Słynny pisarz i publicysta został zwolniony po osiemnastu dniach. Latem 1939 r. władze dokonały konfiskaty „proroczej” książki Władysława Studnickiego „Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej”. Tytuł trafił do rąk czytelników dopiero w 2018 r.
Trudno mówić o zinstytucjonalizowanej cenzurze pod okupacją niemiecką i sowiecką. Prasa i wszelkie inne druki podlegały bezpośredniej kontroli władz. W Generalnym Gubernatorstwie liczba wydawanych tytułów została zredukowana do minimum – zaledwie kilku tytułów prasowych i wydawnictw praktycznych, takich jak kalendarze. Nieco większy zakres „swobód” obowiązywał na terenach „Zachodniej Białorusi” i „Zachodniej Ukrainy”. Władze sowieckie dopuszczały wydawanie polskiej prasy i literatury, aby w przekazie propagandowym pokazać, że Polacy są integralną częścią wielonarodowego imperium. Od 1943 r. własne wydawnictwa publikowały podporządkowane Stalinowi instytucje polskojęzyczne, takie jak Związek Patriotów Polskich i armia Berlinga.
Po przekroczeniu przez Sowietów przyszłej wschodniej granicy Polski w ramach Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego utworzony został Resort Informacji i Propagandy i podlegający mu Wydział Prasowo-Informacyjny. Na jego czele stanął Jerzy Borejsza, komunistyczny literat od lat kolaborujący z Sowietami. Jego zadaniem było realizowanie zakamuflowanej zapowiedzi zwalczania przeciwników politycznych: „Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego przystępuje do odbudowy państwowości polskiej, deklaruje uroczyście przywrócenie wszystkich swobód demokratycznych, równości wszystkich obywateli bez różnicy rasy, wyznania i narodowości, wolności organizacji politycznych, zawodowych, prasy, sumienia. Demokratyczne swobody nie mogą jednak służyć wrogom demokracji”. Od listopada 1944 r. Borejsza miał wsparcie sowieckich funkcjonariuszy Gławlitu (Głównego Urzędu Ochrony Tajemnicy Państwowej i Prasy) – Piotra Gładina oraz Kazimierza Jarmuza. Ich głównym zadaniem było przygotowanie wzorowanych na sowieckich uregulowań prawnych, w których miała działać polska cenzura. Polscy funkcjonariusze skupiali się na bezpośrednim kontrolowaniu nowego rynku prasowego i wydawniczego. Głównym narzędziem kontroli miały być dostawy papieru i farby drukarskiej.
Po kilku miesiącach instytucjonalna cenzura została podporządkowana bezpiece. 19 stycznia 1945 r. na wniosek ministra bezpieczeństwa publicznego Stanisława Radkiewicza utworzono Centralne Biuro Kontroli Prasy. 15 listopada tego samego roku instytucji tej nadano większe pozory niezależności, przemianowując ją na Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk (z kolei w 1981 r. z nazwy usunięto słowo „Prasy”). Wszystkie te zmiany ogłoszono dekretem Rady Ministrów z 5 lipca 1946 r. Określał on pięć bardzo ogólnie określonych sytuacji, w których zaistnieniu cenzura mogła interweniować: „godzenie w ustrój państwa polskiego, ujawnianie tajemnic państwowych, naruszanie międzynarodowych stosunków państwa, naruszanie prawa lub dobrych obyczajów, wprowadzanie w błąd opinii publicznej przez podawanie wiadomości niezgodnych z rzeczywistością”.
Co ciekawe, dekret ten był niezgodny ze wspomnianymi zapisami konstytucji marcowej, a później także z konstytucją z 22 lipca 1952 r. „Obywatele Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej mają prawo do korzystania ze zdobyczy kultury i do twórczego udziału w rozwoju kultury narodowej. […] Prawo to zapewniają coraz szerzej: rozwój i udostępnienie ludowi pracującemu miast i wsi bibliotek, książek, prasy, radia, kin, teatrów, muzeów i wystaw, domów kultury, klubów, świetlic, wszechstronne popieranie i pobudzanie twórczości kulturalnej mas ludowych i rozwoju talentów twórczych” – stwierdzała konstytucja lipcowa w stylu sowieckiej propagandy.
Funkcjonowanie urzędu cenzorskiego było niezgodne również z uchwalonym w 1960 r. Kodeksem Postępowania Administracyjnego, który orzekał, iż każda decyzja organów państwa musi zostać uzasadniona w sposób jawny i przedstawiona na piśmie. Tymczasem decyzje cenzorów miały charakter prewencyjny, a czytelnik nie zdawał sobie sprawy z zakresu ingerencji dokonywanych przez kogoś innego niż autor tekstu. Jak pisał publicysta Stefan Kisielewski, cechą „dobrej cenzury” było „zasugerowanie czytającym, że autorzy myślą tak właśnie jak piszą” i „przyzwyczajenie piszących, aby myśleli i formułowali swe myśli w pewien określony sposób, bo pisanie w inny sposób będzie likwidowane lub przez odpowiednie skreślenia zmieniane”. Kisielewski opisywał więc mechanizm zaistnienia najgroźniejszej formy cenzurowania dzieł – autocenzury.
Stosunkowo szybko ukształtowała się kilkustopniowa procedura cenzurowania wydawnictw. W przypadku tych nieperiodycznych proces kontroli rozpoczynało przejrzenie maszynopisu. Jego zaakceptowanie było równoznaczne ze zgodą na składanie książki. W kolejnym etapie oceny – zarówno czasopism, jak i książek – cenzura oceniała wstępne wydruki. Na końcu sprawdzano zgodność ostatecznego druku z wersją pierwotną. Każda publikacja mogła być również wycofana z obiegu po stwierdzeniu pomyłki cenzora. Aby uniknąć tak kosztownych i niebezpiecznych dla funkcjonowania systemu wpadek, władze przeprowadzały częste szkolenia cenzorów, na których informowano o aktualnej polityce informacyjnej i celach propagandy. Częstym kontaktom między GUKPPiW a władzami partii sprzyjała bliskość gmachów tych instytucji. Cenzurę przy ul. Mysiej dzieliło od Domu Partii zaledwie dwieście metrów.
Aktywność cenzury wpływała nie tylko na bieżące działanie mediów, ale również na tradycje polskiej kultury. Już w 1945 r. rozpoczęto wielką operację swoistego wymazywania niewygodnej dla komunistów części tego dorobku. W listopadzie tego roku Centralne Biuro Kontroli Prasy wydało instrukcję skierowaną do swoich wojewódzkich oddziałów, w której nakazywano wycofanie z bibliotek wszystkich książek wymienionych w załączniku. Były to głównie przedwojenne książki o charakterze „antysowieckim”. W 1950 r. wydano instrukcję, która rozszerzała listę „libri prohibiti”, m.in. o książki „antyrządowe” i takie, które „propagowały ideologię wsteczną pod względem politycznym, społecznym, gospodarczym, kulturalnym itd.”. W rezultacie liberalizacji systemu po październiku 1956 r. nieco zwiększono dostęp do zakazanych publikacji. Szybko jednak powrócono do dawnych praktyk. Stale uzupełniano listy „nieprawomyślnych” autorów. Rozszerzano je głównie o nazwiska autorów emigracyjnych. Wyjątkiem byli twórcy, którzy zdecydowali się na powrót do rządzonej przez komunistów Polski. Tak jak Stanisław Cat-Mackiewicz mogli liczyć na przychylność cenzorów i publikacje swoich dzieł w dużych nakładach.
Działania cenzury często prowadziły do absurdalnych sytuacji. Gdy w 1980 r. literacką Nagrodę Nobla otrzymał Czesław Miłosz, polskie biblioteki niemal nie dysponowały jego dziełami. Wiele egzemplarzy znalazło się w nich dzięki bibliotekarzom i naukowcom, którzy przekazali do ich zbiorów druki pochodzące z przemytu. Przełom przyniósł dopiero okres „Solidarności”; np. strajk łódzkich studentów ze stycznia i z lutego 1981 r. wymusił na władzy wyjęcie spod kontroli druków wewnątrzuczelnianych oraz zniesienie prohibitów w bibliotekach naukowych.
Cenzura w formie wypracowanej na początku lat pięćdziesiątych XX w. funkcjonowała praktycznie do końca PRL-u, choć nie zawsze w równym stopniu. Po wstrząsach społecznych, w 1956, 1968 i 1970 r., regułą było, że na pewien czas łagodniała. Próbowano z nią walczyć także poprzez jawne protesty, takie jak „List 34” z 1964 r. Najlepszym sposobem walki o wolność słowa okazało się tworzenie drugiego obiegu wydawniczego. Już w 1981 r. w jednej z podziemnych oficyn opublikowano, wydaną trzy lata wcześniej w Londynie, „Czarną księgę cenzury”. Jej autorem był zbiegły na zachód pracownik krakowskiej cenzury, Tomasz Strzyżewski. Przez półtora roku swojej pracy w GUKPPiW zbierał materiały obnażające zasady funkcjonowania tej instytucji. „Dokumenty wywołały ogromne wrażenie w Polsce i na świecie i bez wątpienia przyczyniły się do zdynamizowania działań opozycji osłabienia prawomocności władz” – stwierdził działacz emigracyjny i redaktor naczelny „Aneksu”, Eugeniusz Smolar.
Znaczącą zmianę przyniosła ustawa o cenzurze, uchwalona 31 lipca 1981 r. Przede wszystkim przewidziano wówczas możliwość zaskarżenia decyzji cenzorskiej do Naczelnego Sądu Administracyjnego, co spowodowało, że teoretycznie mogła być ona odwracalna, a sam cenzor przestawał być instancją ostateczną. Pojawiły się też ustępstwa: m.in. biblioteki naukowe mogły sprowadzać z zagranicy wydawnictwa „nieprawomyślne”; cenzurze przestały też podlegać publikacje naukowe i dydaktyczne. Prasa zyskała również prawo do zaznaczania ingerencji cenzury. Z tej możliwości korzystał jedynie „Tygodnik Powszechny”. Często więc drukowano jedynie pojedyncze słowa i informacje o „wycięciu” pozostałej części: „Czesław Miłosz [----] Ustawa z dnia 31 lipca 1981 r. o kontroli publikacji i widowisk, Dz.U. z 1981 r., Nr 20, poz. 99”.
Działania cenzury w całym okresie PRL-u obfitowały w wiele absurdów. Cenzorzy często nie rozumieli rzeczywistych intencji twórców. Szczególnym przykładem była piosenka „Biały krzyż” Czerwonych Gitar. Jej autor – Krzysztof Klenczon – oddał w niej hołd swemu ojcu, żołnierzowi podziemia antykomunistycznego. Utwór miał swoją premierę na festiwalu opolskim w 1968 r., gdy wielkie wpływy zdobyła „frakcja partyzantów” Mieczysława Moczara. Piosenka wpisała się w ówczesne oczekiwania partii i została jednoznacznie zinterpretowana jako opowieść o bohaterstwie Armii Ludowej.
Cenzura ingerowała także w kinematografię. Wiele filmów było skracanych lub montowanych na nowo. Ten los spotkał m.in. „Rejs”, który został pozbawiony ostatniej sceny. Mimo to powszechnie obraz zinterpretowano jako alegorię epoki Gomułki. Szczególną niechęcią władz cieszyły się filmy Stanisława Barei, które niemal wprost wyśmiewały absurdy życia w PRL-u. Reżyser prowadził długie boje o uchronienie „Misia” przed daleko idącymi zmianami. Jego premiera w wersji zgodnej z intencjami autora okazała się możliwa dopiero w okresie karnawału „Solidarności”.
Produkowane w tym samym okresie filmy poświęcone terrorowi okresu stalinowskiego – „Wielki Bieg” Jerzego Domaradzkiego i „Przesłuchanie” Ryszarda Bugajskiego – stały się tzw. półkownikami: oba na kilka lat zaległy na półkach wytwórni filmowej. Mimo to „Przesłuchanie” dotarło do widzów dzięki ówczesnemu cudowi techniki „świata kapitalistycznego”. Od 1982 r. w środowiskach opozycyjnych krążyły bowiem przegrywane pokątnie kasety wideo, odtwarzane na gromadzących często kilkadziesiąt osób pokazach w mieszkaniach nielicznych szczęśliwców posiadających magnetowidy. Czasami filmy „ratowały” interwencje najwyższych władz PRL-u. Prawdopodobnie tak było z „Hubalem” hołubionego przez komunistów Bohdana Poręby. Cenzura postulowała wycięcie sceny, w której hubalczycy na mszy w Boże Narodzenie intonują pieśń „Boże, coś Polskę”. Obecny na kolaudacji gen. Wojciech Jaruzelski ocenił ten moment obrazu jako niezwykle poruszający, a tym samym przesądził o kształcie dzieła.
Cenzura przetrwała znacznie dłużej, niż wiele instytucji-symboli reżimu PRL-u, takich jak Milicja Obywatelska czy Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. Po 4 czerwca 1989 r. jej ingerencje były już bardzo rzadkie. Dotyczyły głównie kwestii związanych z wojskowością lub nadmiernej krytyki wciąż sojuszniczego ZSRS. Ustawa o likwidacji cenzury weszła w życie 6 czerwca 1990 r. Pod koniec swojego istnienia GUKPiW w warszawskiej centrali i ośrodkach lokalnych zatrudniał 465 urzędników.
Michał Szukała (PAP)
szuk /skp /