Rozstrzyganie, czy rzeź wołyńska była ludobójstwem wychodzi poza zakres kompetencji parlamentów Polski czy Ukrainy; nie otwierajmy puszki Pandory, nie zatruwajmy naszych wzajemnych relacji - mówił w środę w Warszawie pierwszy prezydent niepodległej Ukrainy Leonid Krawczuk. Krawczuk wziął w środę udział w spotkaniu z delegacją Społecznego Komitetu "Pojednania Między Narodami", które zostało zorganizowane przez Ambasadę Ukrainy w Polsce oraz Studium Europy Wschodniej UW. Stronę polską reprezentował szef Studium Jan Malicki.
Były prezydent Ukrainy przekonywał, że wydarzenia wołyńskie sprzed 70 lat należy widzieć w kontekście historycznym, a stosowanie do ich określenia słowa "ludobójstwo" nie jest właściwe. Jak mówił, kwalifikacja wydarzeń na Wołyniu jako ludobójstwa wychodzi poza zakres kompetencji parlamentów naszych państw.
Zaznaczył, że parlamenty mogą rozpatrywać tę kwestię w kontekście historycznym, natomiast sprawa oceny, czy było to ludobójstwo, jest domeną Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości. Według niego nie warto jednak kierować tej sprawy do Hagi, bo to jedynie pogorszy wzajemne relacje między naszymi państwami.
"Ludobójstwo, tak jak to widzi ONZ, jest to zaplanowane działanie państwa. Polega na tym, że państwo używa swego aparatu, by dokonać zbrodni ludobójstwa. W czasie zbrodni wołyńskiej Ukraina nie miała swego państwa, nie miała mechanizmów państwowych i struktur państwowych, które mogłyby ludobójstwa dokonać" - argumentował pierwszy prezydent niepodległej Ukrainy.
"Ludobójstwo, tak jak to widzi ONZ, jest to zaplanowane działanie państwa. Polega na tym, że państwo używa swego aparatu, by dokonać zbrodni ludobójstwa. W czasie zbrodni wołyńskiej Ukraina nie miała swego państwa, nie miała mechanizmów państwowych i struktur państwowych, które mogłyby ludobójstwa dokonać" - argumentował pierwszy prezydent niepodległej Ukrainy.
Apelował o zrozumienie ukraińskiego punktu widzenia. "Chciałbym, abyście zrozumieli Ukraińców. Doświadczyliśmy straszliwego głodu, zadokumentowano 4 mln jego ofiar. Jeżeli teraz ktoś będzie oskarżał Ukrainę, która doświadczyła takiego cierpienia, o ludobójstwo może to wywołać bardzo ostre reakcje. Nie otwierajmy puszki Pandory" - wzywał Krawczuk.
Jak podkreślił, stanowisko ukraińskiego prezydenta Wiktora Janukowycza i ukraińskiego parlamentu w sprawie rzezi wołyńskiej jest wyważone. "Wiemy, że nie przychylą się do skrajnych opinii, które pojawiają się na Ukrainie" - zapewnił. Podkreślił, że Ukraińcy nie próbują przewartościowywać problemu.
"Stworzyliśmy ten Komitet, by zatrzymać ekstremistyczne siły na Ukrainie. Chcielibyśmy skłonić wszystkich do wyważonych opinii i do uznania, że przyszłość i teraźniejszość są najważniejsze, bo nie możemy zmienić tego, co się stało" - mówił Krawczuk. Zdaniem byłego prezydenta Ukrainy "to, co dziś możemy zrobić, to uszanować ofiary i zrobić wszystko, aby nie było bezimiennych i zaniedbanych grobów".
Również inny członek komitetu, historyk Andrij Kozyczkij przekonywał, że rzeź wołyńska nie jest ludobójstwem, ponieważ w czasie, gdy do niej doszło Ukraińcy nie mieli swego państwa, a tylko państwo może dokonać ludobójstwa. Poza tym, mówił, w 1943 r. na Wołyniu była "sytuacja walki wszystkich przeciwko wszystkim, nie było tak, że to Ukraińcy mieli monopol na broń i stosowanie przemocy".
Jak dodał, "na Ukrainie w najmniejszym stopniu nie ma odczucia, że Ukraińcy są winni ludobójstwa, bo był to konflikt wielostronny". Zaznaczył, że "nie można oczywiście w żaden sposób usprawiedliwiać mordów ludności cywilnej". "To nie jest dyskutowane czy kwestionowane, ale słowo +ludobójstwo+ jest zbyt mocne" - ocenił. Według niego "słowo +ludobójstwo+ nie tylko będzie boleć Ukraińców, ono może zatruć na dziesiątki lat stosunki między naszymi krajami".
Podczas spotkania ogłoszono deklarację Społecznego Komitetu "Pojednania Między Narodami" o ukraińsko-polskim pojednaniu. Deklarację podpisali m.in.: Krawczuk, patriarcha Kijowski i Całej Rusi-Ukrainy Filaret, metropolita Winnicki i Barski Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Symeon, a także emerytowany zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego kardynał Lubomyr Huzar.
"Stworzyliśmy ten Komitet, by zatrzymać ekstremistyczne siły na Ukrainie. Chcielibyśmy skłonić wszystkich do wyważonych opinii i do uznania, że przyszłość i teraźniejszość są najważniejsze, bo nie możemy zmienić tego, co się stało" - mówił Krawczuk. Zdaniem byłego prezydenta Ukrainy "to, co dziś możemy zrobić, to uszanować ofiary i zrobić wszystko, aby nie było bezimiennych i zaniedbanych grobów".
"Deklaracja jest bardzo mocnym tekstem wzywającym do tego, by niezapominając tego, co się stało, w imię Boże wybaczyć i myśleć o przyszłości" - powiedział Malicki. Przypomniał, że Komitet, którego inicjatorem jest m.in. Krawczuk, powstał w związku ze zbliżającą się 70. rocznicą tragedii wołyńskiej.
"Poruszamy się po bardzo trudnym obszarze. Wszyscy już wiemy, szczególnie w Polsce, że nie da się trudnych spraw załatwić bez nazwania prawdy po imieniu, ale nie da się też nic osiągnąć, jeśli nie będzie szlachetnych ludzi, którzy będą chcieli podejmować trudne zadania, stąd z uznaniem przyjmujemy państwa inicjatywę" - powiedział Malicki, zwracając się do członków Komitetu.
Jak napisano w ogłoszonej w środę deklaracji, "Ukraińcy i Polacy mają w swojej historii wiele kart pokojowego współżycia i wspólnych zwycięskich czynów, ale obok nich również dużo wzajemnych konfliktów, które dzięki Opatrzności nigdy nie osiągnęły powszechnego charakteru między naszymi narodami".
"Oba narody przeżyły straszną tragedię w latach II wojny światowej, kiedy doznały zagłady ze strony dwóch totalitarnych reżimów - nazistowskiego i komunistycznego". "Ukraińcy i Polscy nie raz pomagali sobie nawzajem przeżyć owe straszne dni, czasem jednak biernie obserwowali cierpienie innych, zajęci własnymi staraniami o przeżycie" - czytamy.
Jednocześnie zaznaczono w deklaracji, że "w historii naszych narodów były też karty, kiedy kierowaliśmy broń przeciwko sobie, której ofiarami stały się tysiące ludzi z obu stron". "Wyrażamy swoje szczere współczucie współcześnie żyjącym Polakom - potomkom tych, którzy zginęli lub ucierpieli wtedy z rąk ukraińskich, również potomkom Ukraińców, którzy zginęli z rąk polskich" - napisano w deklaracji.
W 2013 r. mija 70. rocznica masowych zbrodni popełnionych przez Ukraińską Powstańczą Armię (UPA) na ludności polskiej na Wołyniu i w Galicji Wschodniej. Kulminacja zbrodni nastąpiła 11 lipca 1943 r., gdy oddziały UPA zaatakowały ok. 100 polskich miejscowości.
Dla polskich historyków tzw. rzeź wołyńska z lat 1943-44, która swoim zasięgiem objęła także tereny południowo-wschodnich województw II RP, była ludobójczą czystką etniczną liczącą ponad 100 tys. ofiar (są też szacunki mówiące o ok. 120-130 tys. ofiar).
Dla badaczy z Ukrainy zbrodnia ta była konsekwencją wojny Armii Krajowej z UPA, w której wzięła udział ludność cywilna. Ukraińcy podkreślają, że w czasie II wojny światowej obie strony popełniały zbrodnie wojenne, ponieważ polska partyzantka podejmowała akcje odwetowe. Strona ukraińska ocenia swoje straty na 10-12, a nawet 20 tys. ofiar, przy czym część ofiar zginęła z rąk UPA za pomoc udzielaną Polakom lub odmowę przyłączenia się do sprawców rzezi.(PAP)
mzk/ son/ mow/