Badania w archiwach dotyczące sprawy Katynia prawdopodobnie pozwolą ujawnić obcych agentów w otoczeniu prezydenta Franklina D. Roosevelta, którzy tuszowali wiele spraw - twierdzi dr Ewa Cytowska, autorka przygotowywanej do druku książki „Stany Zjednoczone i Polska 1939-1945“.
"Opublikowane obecnie amerykańskie dokumenty dotyczące sprawy katyńskiej nie ujawniają nowych faktów, nie odsłaniają też głębszych kulisów polityki amerykańskiej. Mogą być punktem wyjścia do dalszych badań w archiwach amerykańskich. Można mieć nadzieję, że pozwolą one na ujawnienie, kto w otoczeniu prezydenta Roosevelta w Departamencie Stanu był odpowiedzialny za ukrywanie bądź niszczenie dokumentów informujących o zaginionych, a w rzeczywistości już zamordowanych oficerach polskich" – mówi dziennikarzowi PAP Ewa Cytowska.
Zanim w kwietniu 1943 r. podana została publicznie informacja o odkryciu grobów w Katyniu politycy amerykańscy doskonale wiedzieli o zaginionych oficerach, a nawet o dramatycznych domniemaniach strony polskiej.
Zanim w kwietniu 1943 r. podana została publicznie informacja o odkryciu grobów w Katyniu politycy amerykańscy doskonale wiedzieli o zaginionych oficerach, a nawet o dramatycznych domniemaniach strony polskiej. "Już w styczniu 1942 r. premier Sikorski poinformował o zaginionych ambasadora amerykańskiego przy rządzie polskim A. D. Biddle’a. Amerykanie wiedzieli też, że od początku 1942 r. rotmistrz Józef Czapski bezskutecznie prowadził poszukiwania na terenie ZSRS i że poinformował o tym przedstawiciela amerykańskiego w Moskwie. Ten ostatni przekazał do Departamentu Stanu wyczerpujący raport. Raport ten – opublikowany przed laty w amerykańskich dokumentach dyplomatycznych - wywołał wówczas wielką konsternację w Waszyngtonie, a nawet na pewien czas +zaginął+" - mówi badaczka.
"Od dawna wiemy z opublikowanych przed laty dokumentów amerykańskich, że premier Sikorski pod koniec maja 1942 r. miał kilka rozmów z ambasadorem Biddle’m na temat zaginionych w ZSRS oficerów polskich. Biddle wysłał raport 2 czerwca, ale urzędowy bieg dokumentu został zatrzymany i dopiero 10 czerwca odnotowano jego wpływ w Departamencie Stanu, mimo przeznaczenia dla najwyższych osobistości: prezydenta i sekretarza stanu. Dlaczego tak się stało? Oczywiście nie była to sprawa biurokracji, czy przeoczenia. Było to raczej skutkiem świadomego i celowego działania" - mówi dr Cytowska.
Odpowiadając na pytanie dlaczego ten bieg dokumentów został zatrzymany dr Cytowska mówi: "W tym czasie w Waszyngtonie przebywał komisarz ludowy spraw zagranicznych ZSRS Wiaczesław Mołotow. W rozmowach amerykańsko – sowieckich zapadły wtedy ważne dla Roosevelta, choć bardzo ogólne ustalenia, co do udziału Związku Sowieckiego w kształtowaniu powojennego świata. Nie był to dobry czas na występowanie w sprawach polskich. Przeciwnie, podejmowanie zgłoszonej przez stronę polską sprawy zaginionych oficerów mogło – w przekonaniu wysokich urzędników demokratycznej administracji - narazić na ryzyko pojawiającą się szansę długofalowej współpracy amerykańsko–sowieckiej. Do spraw polskich starano się zachować bezpieczny dystans, a najlepiej w ogóle ich unikać".
"W tym właśnie czasie - mówi dr Cytowska - pojawił się nowy problem, a mianowicie niszczenie dokumentów zawierających wzmianki o zaginionych. O tej praktyce wiemy z innych dokumentów. Tak więc już w 1942 r. Amerykanie nie tylko unikali spraw polskich, przede wszystkim unikali tematu zaginionych, nie dopuszczali do upowszechnienia żadnych informacji, zablokowali możliwość jakiegokolwiek przecieku. To wszystko razem przekonuje, że właśnie wtedy Stany Zjednoczone weszły na drogę, która ukształtowała amerykańską postawę wobec Katynia".
Dr Cytowska: "Już w 1942 r. Amerykanie nie tylko unikali spraw polskich, przede wszystkim unikali tematu zaginionych, nie dopuszczali do upowszechnienia żadnych informacji, zablokowali możliwość jakiegokolwiek przecieku. To wszystko razem przekonuje, że właśnie wtedy Stany Zjednoczone weszły na drogę, która ukształtowała amerykańską postawę wobec Katynia".
W sierpniu i wrześniu 1942 r. miały miejsce dwie misje amerykańskie w Moskwie z wątkiem polskim - przypomina autorka przygotowywanej do druku książki „Stany Zjednoczone i Polska 1939-1945“. Pierwsza W. Averella Harrimana i druga Wendella Willkie’go, republikańskiego kontrkandydata Roosevelta w wyborach prezydenckich w 1940 r. Harriman miał przemówić w Moskwie w imieniu prezydenta. "Do niczego jednak nie doszło. Harriman doskonale rozumiejący intencje prezydenta zabiegał wyłącznie o dobry klimat w stosunkach z Moskwą i świadomie pominął drażliwy temat polski" - podkreśla badaczka.
Podkreśla, że w przypadku misji Willkie’go w Waszyngtonie szła walka na najwyższym szczeblu między Departamentem Stanu, a prezydentem o jej kierunek. W tym czasie Stanach Zjednoczonych nabrzmiewała sprawa zaginionych. Sekretarz stanu Cordell Hull dążył do jej wyjaśnienia i takich instrukcji udzielił ambasadorowi w Moskwie, Wiliamowi H. Standleyowi.
"Inni, w tym także prezydent, w ogóle nie chcieli dopuścić do jej podniesienia. Podjęto działania szczególne, w rezultacie których Willkie wyruszał do ZSRS w otoczeniu +doradców+, którzy byli sympatykami Związku Sowieckiego, a nawet wręcz otwartymi zwolennikami komunizmu. Oni to czuwali nad krokami Willkie’go nieposiadającego poważniejszych kwalifikacji politycznych i przejęli pełną kontrolę nad przebiegiem misji" - mówi.
"O specyfice misji Willkie’go także wiemy z dawniej opublikowanych dokumentów. Teraz można by się pokusić o podanie bardziej wyczerpujących informacji. Na przykład, stwierdzić kto typował wspomnianych doradców Wilkie‘go, kto był ich mocodawcą i udzielał im instrukcji, kto stał za operacją +prania mózgu+ zgotowaną Willkie’mu przed podróżą do Moskwy. Wreszcie, kim była osoba tak bardzo zainteresowana niedopuszczeniem do podniesienia w Moskwie sprawy zaginionych, a wtedy już zamordowanych oficerów" - pyta dr Cytowska.
Badaczka stwierdza, że dokładniejsze badania w archiwach, mające na celu przyjrzenie się kontaktom polsko – amerykańskim w 1942 r., w szczególności dotyczącym zaginionych oficerów polskich prawdopodobnie pozwoli potwierdzić przypuszczenia o agentach w Departamencie Stanu i w otoczeniu prezydenta Roosevelta, którzy wpływali na jego decyzje, tuszowali wiele spraw, służyli interesom obcego mocarstwa, a przede wszystkim szkodzili Polsce. Zresztą nie tylko w sprawach dotyczących zbrodni katyńskiej.
"Będzie to bolesne i zapewne wywoła burzę w Stanach Zjednoczonych. I być może - tak jak przed laty - stanie się dynamitem politycznym, który podczas II wojny światowej został zneutralizowany. Powstaje pytanie jak będzie teraz? Przyszłość pokaże czy sprawa Katynia okaże się wyłącznie kategorią historyczną czy też problemem oddziałującym na współczesne zagadnienia polityczne?" - mówi PAP dr Cytowska. (PAP)
sts/ mjs/ ls/