Dr Mateusz Szpytma wskazuje, że „udzielanie pomocy Żydom w czasie II wojny światowej było równie niebezpieczne, a może nawet bardziej, niż udział w konspiracji, np. w Armii Krajowej”. Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką jest „wyrazem hołdu dla tych (…), którzy w trudnym okresie okupacji niemieckiej, mimo grożącej kary śmierci, zdecydowali się pomóc współobywatelom narodowości żydowskiej” - mówi PAP wiceprezes IPN.
Według historyka, "dopiero wiele lat od zakończenia II wojny światowej zaczęto te osoby doceniać". "Najpierw czynił to Instytut Yad Waszem w Jerozolimie, a później powoli zaczęto ich także dostrzegać w Polsce. Na dużo większą skalę jest to czynione obecnie" – powiedział w wywiadzie dla PAP.
Dr Szpytma jest współinicjatorem, współtwórcą i byłym szefem powołanego trzy lata temu Muzeum Polaków ratujących Żydów im. Rodziny Ulmów w Markowej (Podkarpacie). Jest też autorem opracowań dotyczących relacji Polaków i Żydów podczas okupacji niemieckiej.
PAP: Przypomnijmy, jaki był cel ustanowienia Narodowego Dnia Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką. Komu ma służyć?
Dr Mateusz Szpytma: Ten dzień ma być wyrazem hołdu dla tych wszystkich Polaków, którzy w trudnym okresie okupacji niemieckiej, mimo grożącej kary śmierci, zdecydowali się pomóc współobywatelom narodowości żydowskiej. Oczywiście o Polkach ratujących Żydów mówi się od dawna, zwłaszcza w ostatnich kilkunastu latach, ale cały czas jednak zbyt mało podkreśla się te bohaterskie czyny. Musimy wiedzieć, że udzielanie pomocy Żydom w czasie II wojny światowej było równie niebezpieczne, a może nawet bardziej, niż udział w konspiracji, np. w Armii Krajowej. Jeśli popatrzymy na represje, to np. w przypadku AK zwykle dotyczyły one tych, którzy w niej działali, czasem represjonowano również rodzinę konspiratora. Natomiast w sytuacji, kiedy ktoś był zaangażowany w pomoc Żydom, to nie tylko ginął ratujący, ale często cała jego rodzina, a niekiedy nawet sąsiedzi.
Już widzimy pozytywną rolę tego dnia. W tym roku obchodzimy go po raz drugi. Przed rokiem było mniej różnych inicjatyw, bo był obchodzony w kilka dni po jego formalnym ustanowieniu. W tym roku jest ich dużo, dużo więcej. W całej Polsce przedsięwzięcia z tej okazji organizuje wiele instytucji. Są inicjatywy podejmowane przez IPN i inne urzędy, muzea, instytuty badawcze, samorządy, środowiska kościelne. Podkreślamy wagę tych osób, bo w każdym regionie, w każdym województwie, w każdym powiecie, a i pewnie w większości gmin byli Polacy ratujący Żydów.
Jeszcze żyją ci najmłodsi z nich. To jest ostatni moment, żeby oddać im hołd osobiście. Nie tylko poprzez wspominanie tych, którzy odeszli, ale także jeszcze można podziękować tym, którzy ratowali i są z nami. Można ich zaprosić na te uroczystości, można z nimi porozmawiać także w mediach, zrobić z nimi spotkania w szkole jako świadkami historii. To był ostatni moment na to żeby ten Dzień ustanowić, kiedy jeszcze ci Sprawiedliwi żyją.
PAP: Czy ustanowienie Narodowego Dnia Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką nie było spóźnione? Jak można nadrobić stracony czas?
Dr Mateusz Szpytma: Oczywiście, że lepiej byłoby, gdyby był obchodzony wcześniej. Już zaraz po wojnie powinien być czczony taki rodzaj działalności. W czasach PRL zdarzały się okresy zainteresowania tym tematem, jednak nie zawsze wynikało to ze szlachetnych pobudek, jak np. w latach 1967-1968. W początkach III RP na fali odejścia od zainteresowania historią bohaterowie przeszłości, w tym i Sprawiedliwi, pozostawali na marginesie życia społecznego. Raczej do wyjątku niż zaplanowanego szerzej planu należało zasłużone odznaczenie Władysława Bartoszewskiego i Ireny Sendlerowej.
Dopiero od 2007 r. uhonorowanie Polaków ratujących Żydów na dużo większą skalę było możliwe dzięki prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu. Prezydent Kaczyński odznaczył bardzo dużo Sprawiedliwych oraz tych Polaków ratujących Żydów, którzy nie mają tego tytułu (wielu z nich uzyskało go w latach kolejnych). W trochę mniejszym zakresie kontynuował to prezydent Bronisław Komorowski. A teraz, podobnie jak prezydent Lech Kaczyński, na większą skalę czyni to prezydent Andrzej Duda i to nie tylko przez przyznawanie orderów. Prezydent brał udział w otwarciu Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny świtowej im. Rodziny Ulmów w Markowej. Zgłosił też do Sejmu projekt ustanowienia Dnia Pamięci Polaków Ratujących Żydów podczas okupacji niemieckiej.
Państwo Izrael już od 1963 r. honoruje Sprawiedliwych. W Polsce to nastąpiło dużo później. Musimy ten czas nadrabiać i staramy się na różne sposoby to czynić.
PAP: Czy możemy określić szacunkową liczbę Polaków, którzy decydowali się na pomoc Żydom podczas II wojny światowej?
Dr Mateusz Szpytma: Nauka nie ustaliła bezsprzecznej liczby Polaków, którzy Żydom udzielili pomocy. Te szacunki są bardzo różne. Zależą od tego, jaki historyk je podaje. Niektóre szacunki - jeśli wziąć pod uwagę także pomoc tymczasową, chwilowe wsparcie - sięgają od kilkudziesięciu tysięcy do kilkuset tysięcy. Władysław Bartoszewski szacował je na około 300 tys. osób. Także o 300 tys. mówi historyk z IPN dr Marcin Urynowicz.
Nie jesteśmy również w stanie, głównie dlatego, że przez długi czas po wojnie nie prowadzono badań dotyczących tej tematyki, ustalić większości nazwisk ratujących. Znamy ich około 10 tys. W przyszłości może uda się ustalić kilka kolejnych tysięcy, ale wymaga to wieloletniej, systematycznej pracy nie tylko w archiwach polskich, ale także m.in. niemieckich, izraelskich i amerykańskich.
Nie mamy też pewności jak wielu Żydów zostało uratowanych. Najczęściej mówi się o "kilkudziesięciu tysiącach". Natomiast dosyć dobrze mamy ustaloną liczbę osób zamordowanych za pomoc Żydom. Z tego powodu zginęło około tysiąca osób i nie sądzę by w przyszłości te ustalenia znacząco się zmieniły.
PAP: Kim były osoby ratujące żydowskich współobywateli?
Dr Mateusz Szpytma: Mamy przekrój wszystkich grup i warstw społecznych. Tutaj nie da się nikogo szczególnie wyróżnić. Polacy ratujący Żydów podczas niemieckiej okupacji pochodzą z bardzo różnych grup społecznych. Możemy jednak wyszczególnić rodzaje pomocy. Wpierw warto zwrócić uwagę na zabiegi rządu RP na uchodźstwie wśród społeczności światowej, mające na celu pokazanie niespotykanej skali zbrodni, jaka się dokonywała na narodzie żydowskim. Starał się także mobilizować aliantów do różnych działań, jak np. do zbombardowania torów kolejowych prowadzących do KL Auschwitz-Birkenau. Rząd polski inicjował, wspierał lub przyzwalał na różnego rodzaju działania swoich urzędników czy dyplomatów. Wśród tych ostatnich byli m.in. pracownicy ambasady RP Bernie w Szwajcarii na czele z szefem palcówki Aleksandrem Ładosiem, którzy dokonywali fałszywych wpisów w nielegalnie zdobytych blankietach prawdziwych paszportów państw latynoamerykańskich. Dzięki tej jednej placówce dyplomatycznej współpracującej w tym dziele ze środowiskami żydowskimi uratowano co najmniej tysiąc Żydów, a zajmowały się tym także nasze placówki w innych krajach. Znamy Henryka Sławika, który pomógł w uratowaniu kilku tysięcy Żydów. Sławik był na Węgrzech urzędnikiem polskiego Ministerstwa Pracy, który po zajęciu tego kraju przez Niemcy został uwięziony w Mauthausen-Gusen, a następnie tam zamordowany. Z kolei w okupowanym kraju przy Delegacie Rządu RP na Kraj działała od 4 grudnia 1942 r. Rada Pomocy Żydom "Żegota", która udzieliła wsparcia około 12 tys. Żydów, z których część przeżyła II wojnę światową. To była pomoc udzielana przez osoby i instytucje związane z państwem polskim.
Była też pomoc instytucjonalna np. zakonów, zwłaszcza żeńskich Kościoła katolickiego, czy ze strony różnych środowisk politycznych. W niektórych przypadkach, jak Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi, zakony współpracowały w tym dziele z Polskim Państwem Podziemnym.
I trzecia forma pomocy – dzięki której najwięcej osób przetrwało – to pomoc osób indywidualnych. W zdecydowanej większości nie miały one żadnego wsparcia, ani w strukturach podziemnego państwa polskiego, ani w różnych instytucjach. W niektórych przypadkach udzielający pomocy otrzymywali wsparcie finansowe za taką pomoc, które najczęściej w większości pochłaniały koszty wyżywienia, wielu czyniło to całkowicie bezinteresownie, kierując się wyłącznie tragiczną sytuacją skazanych na zagładę Żydów. Udzielanie pomocy Żydom tym bardziej zasługuje na uznanie, że z różnych przyczyn w społecznościach były też jednostki negatywnie nastawione do ukrywania Żydów gotowe donieść o tym Niemcom. Było to groźne i dla ukrywanych Żydów, ale i także dla ukrywających ich Polaków.
PAP: Jakie były losy ratujących i uratowanych po zakończeniu II wojny światowej?
Dr Mateusz Szpytma: Spośród uratowanych bardzo wielu miało traumę. Pamiętajmy, że praktycznie nie było rodziny żydowskiej, z której ktoś by nie zginął w Holokauście. Tak więc jeśli ktoś przeżył to w gronie bliskich prawie zawsze miał kogoś kto został zamordowany. W latach II wojny światowej Niemcy unicestwili około 6 milionów europejskich Żydów, z których połowę stanowili polscy Żydzi. Zagładę przeżyło tylko ok. 10 proc. polskiej przedwojennej społeczności żydowskiej. Przetrwali w różnych miejscach. Byli ratowani przez Polaków, znaleźli się na wschodzie, w Związku Sowieckim, gdzie nie dotarł front, część przeżyła obozy koncentracyjne. Ci Żydzi w bardzo dużej liczbie wyjechali z Polski do Ameryki czy Palestyny, a później - jak powstał Izrael - do tego kraju.
Z kolei Polacy ratujący Żydów to w zdecydowanej większości prości ludzie, którzy po wojnie jakby nie widzieli niczego szczególnego w tym, że wspierali Żydów, po prostu uważając to za coś normalnego, że trzeba było ratować tego, kto mógł zostać zamordowany. Żyli swoim życiem. Również z wielu różnych powodów nie chwalono się tym szczególnie, a niekiedy nawet ukrywano to przed opinią publiczną. Podobnie zachowywali się księża, siostry zakonne, a nawet biskupi – o udziale niektórych z nich w ratowaniu Żydów dowiadujemy się w ostatnich latach.
A jeśli mówimy o tych zaangażowanych politycznie po wojnie, to znajdziemy wśród nich osoby tworzące ówczesną władzę, jak i tych, którzy walczyli o niepodległość. Widać to najlepiej na przykładzie losów działaczy Rady Pomocy Żydom. W gronie tych ostatnich sporo było osób o przekonaniach lewicowych. Z drugiej strony nie tak mało osób ratujących Żydów znajdziemy w gronie osób skazywanych przez komunistyczne sądy. Wiemy o tym stąd, że sądzeni prosili ratowanych Żydów o wsparcie i listy z takowymi apelami do składów orzekających znajdujemy w aktach np. Wojskowych Sądów Rejonowych.
Dopiero wiele lat od zakończenia II wojny światowej zaczęto te osoby doceniać. Najpierw czynił to Instytut Yad Waszem w Jerozolimie, a później powoli zaczęto ich także dostrzegać w Polsce. Na dużo większą skalę jest to czynione obecnie. W ostatnich kilkunastu latach duży wkład w propagowanie wiedzy na ten temat ma Instytut Pamięci Narodowej. Żadna instytucja nie wydała więcej publikacji dotyczących tego zagadnienia. Również dzięki IPN samorząd województwa podkarpackiego zdecydował się na realizację Muzeum Polaków ratujących Żydów, a jego pracownicy tworzyli m.in. scenariusz wystawy stałej tej placówki.
PAP: Jaka jest wiedza na ten temat na Zachodzie i w Izraelu?
Dr Mateusz Szpytma: Według mojego rozeznania, to i w Izraelu, i w Europie, i w Stanach Zjednoczonych jest wiedza o tym, że Polacy ratowali Żydów, ale uważa się, że to były całkowicie marginalne sytuacje, a większość Polaków była negatywnie nastawiona do Żydów i generalnie ze strony Polaków spotykała ich większa lub mniejsza krzywda. Te środowiska przyjmują z wielkim zdziwieniem te ustalenia, które ostatnio się dokonały, a dotyczą np. roli polskiej dyplomacji oraz kolejno odkrywanych indywidualnych przypadków pomocy. Zważywszy na tak drastyczne zagrożenie, jakim była kara śmierci, to można powiedzieć, że dużo Polaków decydowało się udzielić pomocy; inaczej będzie jeśli popatrzymy na skalę potrzeb – wtedy można mówić, że było jej zbyt mało.
Na Zachodzie bardzo często abstrahuje się bardzo od warunków i sytuacji panującej w okupowanej Polsce. Od tego, że okupacja była tu zdecydowanie bardziej drastyczna niż we Francji, Holandii, Belgii, Danii. Od ogólnych warunków od tego, że Polacy byli też narodem, który był poddany olbrzymim represjom. Pamiętajmy, że podczas II wojny światowej zginęło 3 mln polskich obywateli nieżydowskiego pochodzenia. Od tego nie można abstrahować, a o tym nie wie się na Zachodzie.
Rozmawiał: Alfred Kyc (PAP)
Autor: Alfred Kyc
kyc/ wj/