Intencją ataku na konsulat RP w Łucku i aktów wandalizmu wobec miejsc pamięci jest zatrucie relacji polsko-ukraińskich, a wiele przesłanek wskazuje, że to prowokacyjne działania ze strony rosyjskiej - uważa dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich Adam Eberhardt.
Według eksperta, zarówno środowy ostrzał konsulatu w Łucku, jak i wcześniejsze incydenty związane m.in. dewastacją polskich miejsc pamięci narodowej na Ukrainie, miały charakter prowokacyjny. Jak ocenił, nie ma wątpliwości, że ich intencją jest zatrucie relacji polsko-ukraińskich. Jego zdaniem, bardzo wiele przesłanek wskazuje, że były to działania inspirowane przez rosyjskie służby specjalne.
Ostrzelanie z granatnika konsulatu w Łucku, po którym - zgodnie z decyzją MSZ - zamknięto do odwołania wszystkie polskie konsulaty na Ukrainie, nie było pierwszym incydentem wobec polskich placówek dyplomatycznych w tym kraju. W lutym konsulat we Lwowie został oblany czerwoną farbą, a na jego parkanie nieznani sprawcy napisali sprayem po ukraińsku "Nasza ziemia".
W ostatnich tygodniach dochodziło też do aktów wandalizmu wobec polskich miejsc pamięci narodowej w Hucie Pieniackiej, Podkamieniu czy Lwowie. Wszystkie te incydenty zostały potępione przez władze Ukrainy.
Zdaniem dr. Eberhardta można mówić o nakręcaniu spirali prowokacji wymierzonych w stosunki polsko-ukraińskie. "Obserwując spiralę takich wrogich działań, i to po obu stronach granicy, nie mam wątpliwości, że robią to osoby wynajęte przez inspiratorów. Zarówno liczne poszlaki wynikające z nieudolności sprawców, jak i odpowiedź na pytanie +komu to służy?+, najwyraźniej wskazują ślad rosyjski" - mówił.
Przedstawiciele ukraińskich władz informowali, że po ataku na konsulat w Łucku rosyjskie służby specjalne podjęły nieudaną próbę zorganizowania w imieniu Ukrainy rozmowy telefonicznej z prezydentem Polski Andrzejem Dudą. Prowokacją ze strony rosyjskich służb miało być również zablokowanie trasy między Lwowem a przejściem granicznym w Rawie Ruskiej, przez ok. 150 osób domagających się m.in. "zaprzestania ludobójstwa Polaków".
Zdaniem dr. Eberhardta można mówić o nakręcaniu spirali prowokacji wymierzonych w stosunki polsko-ukraińskie. "Obserwując spiralę takich wrogich działań, i to po obu stronach granicy, nie mam wątpliwości, że robią to osoby wynajęte przez inspiratorów. Zarówno liczne poszlaki wynikające z nieudolności sprawców, jak i odpowiedź na pytanie +komu to służy?+, najwyraźniej wskazują ślad rosyjski" - mówił.
Jak przypomniał, napisy na zdewastowanych polskich pomnikach zawierały rusycyzmy, a uczestnicy blokady granicy nie znali języka polskiego, chociaż rzekomo mieli być przedstawicielami żyjącej na Ukrainie mniejszości polskiej. Ponadto nieznani sprawcy profanując pomniki wielokrotnie sięgali po symbolikę nazistowską w wersjach, do których nie odwołują się ukraińskie środowiska neonazistowskie.
Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich podkreślił, że pomimo różnic w postrzeganiu historii XX wieku przez Ukraińców i Polaków oraz ukraińskiej redefinicji pamięci historycznej w kierunku, który - jak przyznał - z naszej perspektywy jest nie do zaakceptowania, na Ukrainie jest wysoki poziom sympatii wobec Polski.
Według niego, celem prowokacji nie jest wywołanie jakiegoś jednostkowego aktu oburzenia, ale dalekosiężne działanie "na zasadzie kropla drąży skałę", które doprowadzi w końcu do zatrucia wzajemnych relacji między Polakami i Ukraińcami. Dlatego - jak ocenił - należy się spodziewać dalszej eskalacji takich działań i to po obu stronach granicy.
"Dla nikogo kto obserwuje metody działań rosyjskich służb specjalnych kolejne prowokacje uderzające w relacje polsko-ukraińskie nie były zaskoczeniem. Oczywiste jest również, że to nie koniec. Należy się spodziewać incydentów również po polskiej stronie granicy, być może na tle okrągłej 70. rocznicy Akcji Wisła" - powiedział dr Eberhardt.
"W przyszłym roku z kolei czekają nas obchody związane z setną rocznicą wybuchu konfliktu polsko-ukraińskiego z lat 1918-1919 i walk o Lwów. Dlatego kluczowe jest zapewnienie przez stronę ukraińską ochrony Cmentarza Orląt Lwowskich przed prowokacjami" - dodał.
Zdaniem eksperta to, że Ukraina nie była dotychczas w stanie zapewnić bezpieczeństwa polskim miejscom pamięci i placówkom dyplomatycznym jest bardzo niepokojące, bo "zachęca do kolejnych tego typu incydentów". Dlatego - jak podkreślił - same głosy potępienia takich zdarzeń ze strony tamtejszych władz, to za mało.
"Oczywiście często jesteśmy bezradni wobec prowokacji, do których dochodzi z dala od obszarów zamieszkanych. Wydaje się jednak, że w takich przypadkach jak ochrona konsulatów czy najważniejszych miejsc pamięci można oczekiwać większej skuteczności ze strony służb ukraińskich, również w zakresie wykrywania sprawców" - przyznał.
W ocenie Eberhardta, jest oczywiste, że prowokacje będą się powtarzać, więc takie miejsca powinny zostać objęte szczególnym nadzorem. "Zarówno po ukraińskiej, jak i po naszej stronie granicy powinniśmy być bardziej wyczuleni i być może wprowadzić mechanizmy wspólnego reagowania na tego typu incydenty" - mówił.
Ekspert dodał, że incydenty wymierzone w relacje z Polską należy traktować jako element szerszego obrazu tego, co dzieje się na Ukrainie. Jego zdaniem, dochodzi tam do wielu innych działań o charakterze dywersyjnym, bo - jak tłumaczył - Rosji zależy na stworzeniu wizerunku Ukrainy jako kraju nieprzewidywalnego, gdzie nie ma rządów prawa, a mamy do czynienia z bandytyzmem.
"Rosja prowadzi przeciwko Ukrainie wojnę w dwóch wymiarach. Poza frontem militarnym w Donbasie, jej intencją jest również wewnętrzna destabilizacja Ukrainy, doprowadzenie do tego, że zamienia się ona w państwo upadłe, niezdolne do reform i modernizacji, skonfliktowane z sąsiadami" - ocenił Eberhardt. (PAP)
mbo/ mok/