Świat był w wojnie, należało bronić ojczyzny - powiedział PAP płk Stanisław Aronson, żołnierz Kedywu - elitarnej jednostki Armii Krajowej, który w piątek w Izraelu został odznaczony Medalem Obrońcy Ojczyzny 1939-1945. Nie czuję się bohaterem - podkreśla weteran.
Uroczystość odznaczenia Stanisława Aronsona ps. Rysiek przez Jana Józefa Kasprzyka, szefa Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych, odbyła się podczas ostatniego dnia pielgrzymki weteranów II wojny światowej i delegacji państwowej do Ziemi Świętej. W piątek pielgrzymi, w tym żołnierze gen. Władysława Andersa, upamiętnili także, w Lesie Męczenników w pobliżu Jerozolimy, żydowskie ofiary zbrodni katyńskiej.
Medal Obrońcy Ojczyzny 1939-1945 przyznawany jest "w uznaniu szczególnych zasług w walce o niepodległość Rzeczypospolitej Polskiej". "Stanisław Aronson był jednym z najdzielniejszych oficerów Armii Krajowej, który wykonywał jako żołnierz Kedywu najtrudniejsze zadania w czasie okupacji niemieckiej i który w latach II wojny światowej zachował się tak jak trzeba" - podkreślił szef Urzędu ds. Kombatantów.
"Na tej pielgrzymce pisaliśmy historię, bo po raz pierwszy po wojnie przedstawiciele władz Rzeczypospolitej wraz z weteranami byli w miejscach, gdzie historia była pisana 75 lat temu. Ta nasza sześciodniowa obecność w Ziemi Świętej to nowa karta dziejów ojczystych" - podsumował szef Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych Jan Józef Kasprzyk, który podziękował weteranom 2. Korpusu Polskiego, Armii Krajowej, Batalionów Chłopskich, Narodowych Sił Zbrojnych, a także Sprawiedliwym Wśród Narodów Świata za ich obecność.
Medal Obrońcy Ojczyzny 1939-1945 przyznawany jest "w uznaniu szczególnych zasług w walce o niepodległość Rzeczypospolitej Polskiej". "Stanisław Aronson był jednym z najdzielniejszych oficerów Armii Krajowej, który wykonywał jako żołnierz Kedywu najtrudniejsze zadania w czasie okupacji niemieckiej i który w latach II wojny światowej zachował się tak jak trzeba" - podkreślił szef Urzędu ds. Kombatantów.
Płk Stanisław Aronson dla PAP: Nie czuje się bohaterem. To był obowiązek obywatelski. Świat był w wojnie, jest ojczyzna, trzeba było jej bronić. Boją się tej śmierci wszyscy, ale ważne jest to, by te chwile strachu przewalczyć, choć każdy reaguje inaczej. Są ludzie, którzy w takiej trudnej chwili są sparaliżowani - albo się odwagę ma albo nie ma. Tak samo jest z postawą obywatelską, którą dostaje się w domu.
Biografia 92-letniego płk. Aronsona, który od wielu lat mieszka w Tel Awiwie, to gotowy scenariusz filmowy. We wrześniu 1939 r. trafił do Lwowa, następnie w 1941 r. po wkroczeniu Niemców - do getta w Warszawie. Ostatni raz swoich krewnych widział na Umschlagplatzu, a sam uciekł z transportu do Treblinki, wyskakując ze zwalniającego pociągu. Wrócił do Warszawy, był w Tajnej Organizacji Wojskowej, następnie w Armii Krajowej, w której był żołnierzem słynnego Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej AK - Kedywu.
Walczył w powstaniu warszawskim. Po wyleczeniu się z ran odniesionych na Starówce trafił do organizacji "NIE" gen. Augusta Emila Fieldorfa "Nila". W Łodzi został przypadkowo zatrzymany w Grand Hotelu przez sowieckiego oficera; udało mu się jednak uciec, zamykając go w hotelowym pokoju. Po perypetiach związanych z przekraczaniem zielonej granicy dotarł do 2. Korpusu Polskiego we Włoszech, następnie wyjechał do Palestyny, gdzie jako żołnierz Sił Obronnych Izraela walczył w wojnie o niepodległość, w wojnie Jom Kipur w 1973 r. i w Libanie w 1982 r.
W rozmowie z PAP Aronson podkreślił, że nie czuje się bohaterem. "To był obowiązek obywatelski. Świat był w wojnie, jest ojczyzna, trzeba było jej bronić" - powiedział żołnierz Kedywu. Dodał też, że gdy jest się młodym, to nie myśli się często o śmierci, mimo że w czasie okupacji niemieckiej był na nią narażony codziennie. "Boją się tej śmierci wszyscy, ale ważne jest to, by te chwile strachu przewalczyć, choć każdy reaguje inaczej. Są ludzie, którzy w takiej trudnej chwili są sparaliżowani - albo się odwagę ma albo nie ma. Tak samo jest z postawą obywatelską, którą dostaje się w domu" - mówił Aronson.
Wcześniej w piątek w Lesie Męczenników odbyła się uroczystość upamiętnienia żydowskich ofiar NKWD z wiosny 1940 r. Położony na wzgórzach Las upamiętnia wszystkich Żydów, którzy zginęli w II wojnie światowej, niejednokrotnie z bronią w ręku. Na jego terenie znajduje się też Lasek Katyński, gdzie jest obelisk upamiętniający żydowskie ofiary zbrodni z wiosny 1940 r. Tam polska delegacja złożyła biało-czerwony wieniec.
Wcześniej w piątek w Lesie Męczenników odbyła się uroczystość upamiętnienia żydowskich ofiar NKWD z wiosny 1940 r. Położony na wzgórzach Las upamiętnia wszystkich Żydów, którzy zginęli w II wojnie światowej, niejednokrotnie z bronią w ręku. Na jego terenie znajduje się też Lasek Katyński, gdzie jest obelisk upamiętniający żydowskie ofiary zbrodni z wiosny 1940 r. Tam polska delegacja złożyła biało-czerwony wieniec.
Według szacunków historyków ok. 10 proc. ofiar zbrodni katyńskiej miało pochodzenie żydowskie.
Przedwojenna Polska była państwem o strukturze wielonarodowej; poza polskimi Żydami w Katyniu zginęli także przedstawiciele narodowości ukraińskiej i białoruskiej. W sowieckich dokumentach nie wymieniono ich odrębnie, ale potraktowano jako "obywateli byłego państwa polskiego", których poddano eksterminacji, by uniemożliwić odrodzenie się niepodległej Polski.
Do zbrodni katyńskiej, w wyniku której zginęło ok. 22 tys. polskich obywateli, m.in. oficerów Wojska Polskiego i osób cywilnych należących do elit II Rzeczypospolitej, doszło wiosną 1940 r. Z polecenia najwyższych władz ZSRS z Józefem Stalinem na czele masowych zabójstw, m.in. w Lesie Katyńskim, w Kalininie (obecnie Twer), Charkowie dokonali funkcjonariusze NKWD. Przez wiele lat władze sowieckiej Rosji wypierały się odpowiedzialności za mord, obarczając nim III Rzeszę Niemiecką.
"Na tej pielgrzymce pisaliśmy historię, bo po raz pierwszy po wojnie przedstawiciele władz Rzeczypospolitej wraz z weteranami byli w miejscach, gdzie historia była pisana 75 lat temu. Ta nasza sześciodniowa obecność w Ziemi Świętej to nowa karta dziejów ojczystych" - podsumował szef Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych, który podziękował weteranom 2. Korpusu Polskiego, Armii Krajowej, Batalionów Chłopskich, Narodowych Sił Zbrojnych, a także Sprawiedliwym Wśród Narodów Świata za ich obecność.
W patriotycznej podróży, podczas której złożono wizytę również w najważniejszych miejscach chrześcijaństwa, poza kombatantami uczestniczyli wicemarszałkowie Sejmu i Senatu - Joachim Brudziński i Maria Koc, córka gen. Andersa - Anna Maria Anders - pełnomocnik rządu ds. dialogu międzynarodowego oraz poseł PiS Anita Czerwińska. Wszyscy urzędnicy zgodnie podkreślali, że bez walki i ofiary polskich żołnierzy nie byłoby dziś niepodległej Polski.
"Ta pielgrzymka była kolejnym potwierdzeniem prawdy, którą wyrażają słowa poety, że wolność krzyżami się mierzy. Te krzyże rozsiane tutaj po ziemi palestyńskiej, a dzisiaj na terytorium państwa Izrael, pokazują, że naiwna byłaby wiara, że o niepodległość nie należy zabiegać codziennie" - podsumował Brudziński. Dodał też, że Polacy podobnie jak Izraelczycy powinni nieustannie angażować się w umacnianie własnej ojczyzny.
"Przy wszystkich różnicach i odrębności zdania, jakie nas różnią z naszymi izraelskimi przyjaciółmi, jednego moglibyśmy się dziś od Izraelczyków uczyć, mianowicie - jeżeli chcesz liczyć na kogoś, to w pierwszej kolejności licz na siebie" - zaznaczył Brudziński.
Norbert Nowotnik (PAP)
nno/ kot/ mc/