![Jan Rodowicz "Anoda". Źródło: IPN Jan Rodowicz "Anoda". Źródło: IPN](/sites/default/files/styles/open_article_750x0_/public/201503/anoda.jpg?itok=Ogt2QcJK)
Relacje i zeznania świadków nie pozwalają nam jednoznacznie ustalić okoliczności śmierci Jana Rodowicza „Anody". Obawiam się, że nigdy nie dowiemy się jak naprawdę zginął - mówi PAP Piotr Lipiński, autor książki o bohaterskim uczestniku akcji pod Arsenałem, której 72. rocznica mija 26 marca.
PAP: W akcji pod Arsenałem 1943 r. oddział Szarych Szeregów odbił z rąk Gestapo swojego kolegę Jana Bytnara „Rudego” oraz innych więźniów. Jaka była rola Jana Rodowicza „Anody” w ataku na samochód więzienny?
Piotr Lipiński: „Anoda” był dowódcą sekcji „Butelki”. On właśnie rozpoczął atak na samochód Gestapo, obrzucając go butelkami z benzyną. Samochód zatrzymał się i zapalił, co umożliwiło odbicie więźniów, w tym także „Rudego”.
PAP: Gdzie „Anoda” walczył podczas powstania warszawskiego?
Piotr Lipiński: Początkowo wraz z batalionem „Zośka” na Woli. Był kilkakrotnie ranny. Pomimo tego opuścił szpital i walczył na Czerniakowie. Po odniesieniu kolejnych ran, ewakuowano go wraz z berlingowcami na prawy brzeg Wisły.
PAP: Jakim człowiekiem był „Anoda”?
Piotr Lipiński: To wspaniała postać. Był niezwykle odważny, można określić go mianem ryzykanta, bohatera czasów wojny. Doceniono jego zasługi przyznając mu Virtuti Militari i Krzyż Walecznych. Także jako cywil świetnie się sprawdził. Po wojnie, choć komisja lekarska orzekła ponad 80 proc. inwalidztwa, rozpoczął studia na Politechnice Warszawskiej. Był niezwykle aktywny. Organizował ekshumacje żołnierzy z batalionu „Zośka”, traktował to jako obowiązek wobec poległych.
Jego wielką zasługą było udokumentowanie działań batalionu „Zośka”. Namawiał kolegów do pisania wojennych wspomnień. Dzięki temu powstały dwie znakomite książki – „Batalion Zośka” Anny Borkiewicz-Celińskiej oraz „Zośka i Parasol” Aleksandra Kamińskiego.
PAP: Co nowego udało się Panu ustalić podczas pracy nad książką o „Anodzie”?
Piotr Lipiński: Materiały zbierałem od 1995 r. Przy pisaniu zacząłem go odkrywać na nowo. „Anoda” kojarzy się z wojennym bohaterem, bohaterem tragicznym. Ale prywatnie był obdarzony dużym poczuciem humoru, uznawano go wręcz za zgrywusa. Nikt z kolegów nie uważał go za postać tragiczną, to zmieniło się dopiero po jego śmierci w gmachu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego.
Słuchając relacji osób, które go znały, odkryłem, że Szare Szeregi były bardzo demokratyczną armią, gdzie odróżniano koleżeństwo od zwierzchnictwa. Prywatnie byli kolegami, ale gdy padał rozkaz bezwzględnie mu się podporządkowali.
Piotr Lipiński: To wspaniała postać. Był niezwykle odważny, można określić go mianem ryzykanta, bohatera czasów wojny. Doceniono jego zasługi przyznając mu Virtuti Militari i Krzyż Walecznych. Także jako cywil świetnie się sprawdził.
PAP: W jakich okolicznościach, 7 stycznia 1949 r., zginął „Anoda”?
Piotr Lipiński: Spotkałem się w wieloma wersjami jego śmierci, ale żadnej nie można jednoznacznie potwierdzić ani obalić. Opinia biegłych wydana podczas drugiej ekshumacji w 1995 r. nie potwierdziła rany postrzałowej. Pod koniec lat 60. jedna z osób zatrudnionych w archiwum MSW miała widzieć teczkę „Anody”, a w niej adnotację: „zastrzelony podczas próby ucieczki”. Niedługo później zwolniono ją z pracy. Jan Rodowicz prawdopodobnie wyskoczył lub został wyrzucony z wysokiego, czwartego piętra gmachu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego przy ul. Koszykowej.
Przez lata odrzucałem wersję samobójstwa, skłaniając się raczej do hipotezy, że „Anoda” podjął próbę ucieczki. Pod oknem pokoju, w którym go przesłuchiwano, znajdował się wysoki garaż dla ciężarówek, zbudowany jeszcze przez Niemców. Dwie posesje od gmachu MBP była brytyjska ambasada. Nie wiemy jednak czy „Anoda” liczył na to, że uda mu się tam dostać i schronić.
Podczas pierwszej ekshumacji w marcu 1949 r. nie było śladów pobicia. W latach 90. pojawiły się relacje rzekomych świadków jego śmierci; okazały się jednak mało wiarygodne. Dziś nie można wykluczyć samobójstwa, choć nie można tej wersji jednoznacznie potwierdzić. Jeśli tak, to nie wiemy czy ubecy stosowali wobec niego szantaż psychologiczny. Relacje i zeznania świadków nie pozwalają nam jednoznacznie ustalić okoliczności jego śmierci. Obawiam się, że nie dowiemy się jak naprawdę zginął Jan Rodowicz.
PAP. Czy wiemy kto przesłuchiwał „Anodę” tuż przed jego śmiercią?
Piotr Lipiński: Tak, byli to oficerowie UB, Wiktor Herer i Bronisław Klejn. Klejn twierdził, że przesłuchiwał go tylko raz, ale przed prokuratorem złożył fałszywe zeznania, nie jest więc wiarygodny. Także Herer zaprzeczał by zabił „Anodę”, twierdził, że go nie torturował. To dramat tej historii, że znamy ich nazwiska, a brak jednoznacznych dowodów. Z całą pewnością ponoszą odpowiedzialność moralną, bo właśnie oni przesłuchiwali Jana Rodowicza po jego aresztowaniu.
PAP. Od kilku lat jest przyznawana Nagroda im. Jana Rodowicza „Anody”. Dlaczego jest on symbolem i wzorcem do naśladowania w czasach pokoju?
Piotr Lipiński: Nagroda jest przyznawana ludziom, których można określić mianem „Anody współczesnych czasów” lub „Powstańców czasu pokoju”. Ludzie ci potrafili się zdobyć na bohaterski czyn, np. uratowali życie innej osobie, narażając siebie pracując dla innych. Tak nagrodzono żołnierza, który wyciągnął z płonącego śmigłowca załogę, choć wokół było wiele innych osób. Nagrodę „Anody” przyznano także osobie, która od lat pomaga Polakom mieszkającym w Kazachstanie.
„Anoda” znakomicie sprawdził się jako cywil, jako obywatel, poświęcając się dla innych w swojej codziennej pracy. Ten codzienny wysiłek, poświęcenie i odwaga w życiu cywilnym w czasie pokoju to druga strony osobowości „Anody”.
Książka Piotra Lipińskiego "Anoda. Kamień na szańcu" ukaże się 9 kwietnia nakładem wydawnictwa Agora.
Rozmawiał Maciej Replewicz (PAP)
rep/ ls/