Okrągły Stół. To z pewnością najważniejszy totem III Rzeczpospolitej. Dla jednych budzący szacunek wzór politycznego dialogu i źródło pozytywnej inspiracji, dla innych zaś symbol zdrady i zmowy złowrogich sił. Od lat spotykam zwolenników jednej i drugiej opcji. I od lat mam poczucie, że opowiadają mi część tej samej historii.
Ci pierwsi przekonują, że zapoczątkowany rozmowami przy Okrągłym Stole proces demokratyzacji Polski stanowił optymalne rozwiązanie z punktu widzenia silnie podzielonego społeczeństwa, a w szczególności umożliwił bezkrwawą i ewolucyjną likwidację komunistycznej dyktatury.
Tak pisał na ten temat uczestnik obrad okrągłego stołu ze strony władz PRL, późniejszy prezydent RP Aleksander Kwaśniewski: „Jesień Ludów rozpoczęła się 6 lutego 1989 roku w Polsce. Okrągły Stół zmienił nie tylko nasz kraj. Był punktem zwrotnym w najnowszej historii Europy i świata. (…) Narodziła się wtedy nowa szkoła politycznego myślenia. Ściana nieufności została zastąpiona dialogiem; miejsce konfrontacji zajęła rozmowa; niedawny wróg stawał się politycznym partnerem. Z poczucia odpowiedzialności za Polskę wyrosło porozumienie, dzięki któremu Rzeczpospolita ma dzisiaj wszelkie szanse by się rozwijać, by zapewniać swoim obywatelom podstawowe wolności i coraz lepsze warunki życia”.
W podobny, choć mniej apologetyczny, sposób pisał o znaczeniu tego wydarzenia jego uczestnik ze strony „Solidarności”, późniejszy premier Tadeusz Mazowiecki: „Okrągły Stół był kompromisem, ale kompromisem otwierającym drogę w przyszłość. (…) elementem tego kompromisu było przyjęcie wspólnej odpowiedzialności za to, że sytuacja rozwijać się będzie w sposób obliczalny (…) Było to naturalne, niewymagające spisywania żadnego kontraktu przyjęcie założenia o wspólnej odpowiedzialności za przyszłość”.
W obu tych cytatach łatwo zauważyć wspólny element sprowadzający się do opinii, że w trosce o przyszłość narodu doszło do porozumienia elity władzy komunistycznej i opozycyjnej, co umożliwiło ewolucyjną zmianę systemu politycznego i gospodarczego.
Najważniejszym efektem Okrągłego Stołu w tej perspektywie była zatem nie tyle konkretna, spisana na ponad dwustu stronach druku umowa, która zresztą w sporej części nie doczekała się w ogóle realizacji, ile stworzenie mechanizmu porozumienia i atmosfery zaufania pomiędzy grupą osób wywodzącą się z obozów władzy i opozycji.
Taka interpretacja Okrągłego Stołu i wydarzeń, jakie po nim nastąpiły stała się dominująca zarówno na postkomunistycznej lewicy (uosabianej głównie przez Sojusz Lewicy Demokratycznej), jak i wśród liberalnej części dawnego obozu solidarnościowego (dawniej Unia Wolności, obecnie w dużym stopniu Platforma Obywatelska).
Krytycy Okrągłego Stołu są bardziej zróżnicowani wewnętrznie. Część z nich uważa, że o ile sam okrągłostołowy kompromis był z punktu widzenia opozycji racjonalnym posunięciem o charakterze taktycznym, to błędem była już polityka rządu Tadeusza Mazowieckiego (powstałego w konsekwencji wstrząsu, jakim stała się porażka PZPR w wyborach czerwcowych), a następnie prezydentura Lecha Wałęsy.
Taki pogląd wyrażali m.in. Jarosław i Lech Kaczyńscy. Lech Kaczyński – uczestnik wszystkich tajnych rozmów w ośrodku MSW w Magdalence, gdzie przyjęto najważniejsze ustalenia Okrągłego Stołu - stwierdził: „traktowałem te rozmowy jako posunięcie szachowe, najodpowiedniejsze w konkretnej sytuacji. Inni traktowali Okrągły Stół jako fundamentalne porozumienie dwóch elit i z takim podejściem ja się nie godzę”. Zdaniem Kaczyńskiego nie wolno było traktować rezultatów obrad „jako swoistej umowy organicznej. A takiej umowy w rzeczywistości nie było. To znaczenie, które nadano rezultatom obrad post factum”.
Późniejszy prezydent Polski reprezentował zatem pogląd, że porozumienia okrągłostołowe miały jedynie doraźny, taktyczny charakter i po zmianie sytuacji spowodowanej wyborami czerwcowymi, zwycięski obóz solidarnościowy powinien odrzucić „ducha okrągłego stołu” i przejść do bardziej radykalnych działań określanych później mianem dekomunizacji.
„Należało przystąpić do zdecydowanych działań – mówił na ten temat z kolei Jarosław Kaczyński – zdelegalizować PZPR i opanować aparat przymusu, aresztować szefów bezpieki i partii, oplombować archiwa Komitetu Centralnego, MSW i MON. Natychmiast trzeba było zatrzymać proces uwłaszczania nomenklatury i przystąpić do systematycznej rewindykacji zagrabionego majątku”. Taki pogląd stał się istotnym elementem narracji historycznej tworzonej w latach 90. przez Porozumienie Centrum, a obecnie przez Prawo i Sprawiedliwość.
Radykalna wersja nurtu krytycznego jest szczególnie popularna wśród innych niż PiS środowisk prawicowych. Kornel Morawiecki, w ostatniej dekadzie PRL przywódca Solidarności Walczącej – przeciwnej rozmowom Okrągłego Stołu i nawołującej do bojkotu wyborów czerwcowych jako nie w pełni demokratycznych – sformułował w 2009 r. następującą ocenę wydarzeń sprzed dwudziestu lat: „Dzisiaj patrzymy na konsekwencje ugody Okrągłego Stołu, na nierozliczenie komuny, fałszywe autorytety, skrywanie agentów, na rozgrabienie społecznego majątku z jednej, a biedę i wegetację wielu działaczy podziemia z drugiej strony. Uświadamiamy sobie, że Okrągły Stół zaprzepaścił wielką ideę solidarności. Nie tylko nas, Polaków, ale wszystkie po części naśladujące Polskę pokomunistyczne kraje wepchnął w nomenklaturowy, nieprawy kapitalizm”. W tej perspektywie to nie w zaniechaniach rządu Mazowieckiego i prezydenturze Wałęsy (jak w narracji Kaczyńskich) leży praprzyczyna zła, ale właśnie w obradach Okrągłego Stołu.
Pogląd Morawieckiego znalazł poparcie w niektórych kręgach radykalnej prawicy. W czerwcu 2013 r. przedstawiciele kilkunastu organizacji prawicowych, wchodzących w skład Ruchu Narodowego, ogłosili na swoim kongresie, że ich celem jest „obalenie republiki okrągłego stołu”, z którą utożsamiają obecny ustrój III Rzeczpospolitej.
Nietrudno zauważyć, że zarówno nurt afirmatywny, jak i radykalnie krytyczny stykają się w jednym punkcie: uznania Okrągłego Stołu za swoisty mit założycielski III Rzeczpospolitej. Tylko umiarkowani krytycy skłonni są przywiązywać do tego wydarzenia mniejsze znaczenie, koncentrując swoje zarzuty raczej na wydarzeniach z drugiej połowy 1989 r. i lat następnych, kiedy trzy rządy solidarnościowe (T. Mazowieckiego, J.K. Bieleckiego i H. Suchockiej) nie podjęły działań dekomunizacyjnych. Obiektem szczególnie ostrej krytyki jest w tej narracji prezydent L. Wałęsa, oskarżany m.in. o obalenie rządu J. Olszewskiego za próbę przeprowadzenia w 1992 r. akcji lustracyjnej.
Podziały wśród polityków są funkcją odmiennych ocen społecznych kontraktu Wałęsa-Kiszczak. W 2009, 2010 r. oraz na początku tego roku badania na ten temat przeprowadzili socjologowie z Centrum Badania Opinii Społecznej. Zapytano w ich trakcie o ocenę bilansu Okrągłego Stołu, dając respondentom do wyboru odpowiedzi dobrze oddające trzy omówione wyżej charakterystyki tego wydarzenia: afirmatywną, umiarkowanie krytyczną i radykalnie krytyczną. Badania przeprowadzone w z l. 2009-10 i 2014 przyniosły podobne wyniki, co potwierdza, że rozkład ocen Okrągłego Stołu jest dość dobrze ugruntowany w opinii publicznej.
Warto zauważyć, że widoczna w tabeli przewaga krytycznych ocen Okrągłego Stołu – w dodatku o stopniowo rosnącym natężeniu - nie przekłada się jednak na równie silną akceptację dla działań dekomunizacyjnych. W badaniu z 2010 r. zapytano bowiem respondentów, czy uważają, iż rząd Mazowieckiego słusznie „dążył do porozumienia ponad podziałami i włączenia wszystkich grup społecznych i sił politycznych w budowę demokracji?” Taki pogląd poparło aż 54 proc. ankietowanych, podczas gdy jedynie 29 proc. uznało, że rząd ten powinien był dążyć do „rozliczenia starego systemu i jego funkcjonariuszy”. Pozostali (17 proc.) nie mieli w tej sprawie zdania.
Widać z tego wyraźnie, że większość Polaków łączy sceptycyzm wobec samego Okrągłego Stołu z akceptacją dla linii politycznej, która została przy nim wypracowana. Dlatego też nie powinien nas zdziwić fakt, że choć tylko co trzeci Polak ocenia dziś jednoznacznie pozytywnie to wydarzenie, to zarazem aż trzy czwarte badanych w tym roku zgodziło się z opinią, że „porozumienia Okrągłego Stołu umożliwiły pokojowe, bezkrwawe przekazanie władzy w Polsce”. Ktoś z zewnątrz mógłby się tu doszukiwać jakiejś niekonsekwencji. Ale my Polacy już tacy jesteśmy. I niech się martwią ci, którzy tego nie rozumieją.
prof. Antoni Dudek