60 lat temu, 14 marca 1964 r., Antoni Słonimski doręczył do Urzędu Rady Ministrów podpisany przez 34 przedstawicieli polskiego życia literackiego i kultury, będący sprzeciwem wobec polityki kulturalnej prowadzonej przez władze PRL, m.in. ograniczania wolności słowa.
„List 34 odegrał bardzo ważną rolę. Z jednej strony pokazał bowiem, że wśród intelektualistów nie było zgody na odejście od dokonań Października ‘56, co definitywnie przypieczętowała władza komunistyczna na tzw. ideologicznym XIII plenum KC PZPR w lipcu 1963 r.” – zauważyła w rozmowie z PAP dr Małgorzata Ptasińska, historyk z IPN. Panowało rozczarowanie popaździernikowym odwrotem reżimu od odwilży roku 1956. Symbolem coraz bardziej sceptycznej postawy środowisk intelektualnych wobec Gomułki i jego otoczenia był opublikowany w 1959 r. esej „Kapłan i błazen” filozofa-marksisty Leszka Kołakowskiego „Intelektualiści nie są potrzebni partii komunistycznej po to, żeby zachwycać się mądrością jej decyzji, ale tylko po to, żeby jej decyzje były mądre. Są więc potrzebni komunizmowi jako ludzie wolni w myśleniu, a zbędni jako oportuniści” – pisał przyszły krytyk systemu komunistycznego.
Na rozczarowanie środowisk intelektualnych wpływała także niechęć do nich przejawiana przez Gomułkę. „Specyficzny był jego stosunek wobec doradców i intelektualistów. Nie cenił pracy umysłowej. Jeśli intelektualiści nie mieli w swojej biografii pracy fizycznej, to nie mieli prawa się odzywać” – mówił w rozmowie z PAP prof. Jerzy Eisler, autor biografii „Siedmiu wspaniałych: poczet pierwszych sekretarzy KC PZPR”.
W tym czasie Związek Literatów Polskich negocjował z władzami sposoby rozwiązania problemów związanych z poprawą sytuacji materialnej swoich członków, starał się doprowadzić do uchwalenia nowej konwencji autorskiej, która zwiększałaby zarobki autorów i lepiej chroniła ich prawa. Ostrożna polityka Jarosława Iwaszkiewicza, prezesa ZLP, zaczęła przynosić w tej sferze pozytywne skutki. Na początku 1964 r. udało się wynegocjować podpisanie nowej, korzystniejszej konwencji autorskiej i doprowadzić do powołania Funduszu Autorskiego. Jednak pisarze o bardziej opozycyjnym nastawieniu obawiali się, że spełnienie części postulatów finansowych i prawnych osłabi wolę środowiska do walki o złagodzenie cenzury i zwiększenie wolności wypowiedzi. Pojawił się zatem pomysł skierowania do władz listu protestacyjnego. Jak pisały Anna Bikont i Joanna Szczęsna w monografii „Lawina i kamienie” „tej zimy z 1963 na 1964 rok coś wisiało w powietrzu, coś musiało się wydarzyć. Pisarze dojrzewali do buntu, a władza to przeczuwała”.
Do Prezesa Rady Ministrów Józefa Cyrankiewicza. Ograniczenie przydziału papieru na druk książek i czasopism oraz zaostrzenie cenzury prasowej stwarza sytuację zagrażającą rozwojowi kultury narodowej. Niżej podpisani, uznając istnienie opinii publicznej, prawa do krytyki, swobodnej dyskusji i rzetelnej informacji za konieczny element postępu, powodowani troską obywatelską, domagają się zmiany polskiej polityki kulturalnej w duchu praw zagwarantowanych przez konstytucję państwa polskiego i zgodnych z dobrem narodu
7 marca, prawdopodobnie po serii kilku potajemnych spotkań przyszłych sygnatariuszy listu, pisarz Antoni Słonimski w warszawskiej kawiarni PIW-u rozpoczął zbieranie podpisów pod powstającym listem do władzy. Pierwszy poparł go Paweł Jasienica, a następnie Jan Józef Lipski i Paweł Hertz rozpoczęli akcję zbierania podpisów. Zgadzali się, że nazwiska, które znajdą się pod listem muszą być bardzo znane i reprezentować wiele środowisk – od lewicy, po środowiska konserwatywne, reprezentowane przez Stanisława Cata-Mackiewicza i Jerzego Turowicza, redaktora naczelnego katolickiego „Tygodnika Powszechnego”. Jak wspominał Lipski, gryzło go sumienie, „czy aby nie każe Turowiczowi wbijać gwoździa do trumny `Tygodnika Powszechnego`”, obawiając się, że podpis Turowicza może zaszkodzić tytułowi. Ten jednak nie miał wątpliwości. „My się wahaliśmy, on nie” – wspomniał Lipski.
List był krótki, liczył zaledwie 64 słowa: „Do Prezesa Rady Ministrów Józefa Cyrankiewicza. Ograniczenie przydziału papieru na druk książek i czasopism oraz zaostrzenie cenzury prasowej stwarza sytuację zagrażającą rozwojowi kultury narodowej. Niżej podpisani, uznając istnienie opinii publicznej, prawa do krytyki, swobodnej dyskusji i rzetelnej informacji za konieczny element postępu, powodowani troską obywatelską, domagają się zmiany polskiej polityki kulturalnej w duchu praw zagwarantowanych przez konstytucję państwa polskiego i zgodnych z dobrem narodu”.
Pod tekstem swoje podpisy złożyli przedstawiciele elity polskiego życia intelektualnego. Wśród sygnatariuszy znaleźli się zarówno pisarze oraz krytycy (Jerzy Andrzejewski, Maria Dąbrowska, Stanisław Dygat, Paweł Hertz, Paweł Jasienica, Mieczysław Jastrun, Stefan Kisielewski, Zofia Kossak-Szczucka, Anna Kowalska, Stanisław Cat-Mackiewicz, Adolf Rudnicki, Artur Sandauer, Antoni Słonimski, Jerzy Turowicz, Melchior Wańkowicz, Adam Ważyk, Jerzy Zagórski), jak i wybitni uczeni (Karol Estreicher, Marian Falski, Aleksander Gieysztor, Konrad Górski, Leopold Infeld, Tadeusz Kotarbiński, Jan Kott, Julian Krzyżanowski, Kazimierz Kumaniecki, Edward Lipiński, Maria Ossowska, Jan Parandowski, Stanisław Pigoń, Wacław Sierpiński, Jan Szczepański, Władysław Tatarkiewicz, Kazimierz Wyka).
Łukasz Garbal w książce „opozycji. Krótka biografia Jana Józefa Lipskiego” zauważył, że w czasie rozmów spotkań wąskiego kręgu intelektualistów zaistniały trzy wersje listu. Pierwsza wersja brzmi: „Zmniejszenie kwoty papieru na wydawnictwa literackie i naukowe, likwidacja `Przeglądu Kulturalnego`, brak rzetelnej informacji i przeszkody w cyrkulacji periodyków i książek zagranicznych oraz zaostrzenie się cenzury stwarza stan zagrażający rozwojowi twórczości artystycznej i naukowej. Niżej podpisani, powodowani troską obywatelską, apelują o zmianę polityki kulturalnej w duchu praw zagwarantowanych przez Konstytucję Państwa Polskiego i zgodnych z dobrem kultury narodowej”.
Z kolei druga wersja, pochodząca z rękopisu Lipskiego, brzmi: „Ograniczenie przydziału papieru na druk książek i czasopism oraz zaostrzenie cenzury prasowej stwarza sytuację zagrażającą rozwojowi kultury narodowej. Niżej podpisani, uznając istnienie opinii publicznej, prawa do krytyki, swobodnej dyskusji i rzetelnej informacji za konieczny element postępu, powodowani troską obywatelską, domagają się zmiany polskiej polityki kulturalnej w duchu praw zagwarantowanych przez Konstytucję Państwa Polskiego i zgodnych z dobrem narodu”.
Druga wersja została złagodzona. Nie zawierała ona ogólnych zarzutów, które przez rządzących mogły być postrzegane jako podważanie ich pozycji i praktyki panującego ustroju. W tej wersji nie znalazły się również takie określenia takie jak „brak rzetelnej informacji”, „przeszkody w cyrkulacji periodyków i książek zagranicznych”, a także „likwidacja `Przeglądu Kulturalnego`" – mogły bowiem one sprawiać wrażenie ataku skierowanego bezpośrednio w Gomułkę. „Możliwa jest zatem interpretacja, że protest – zawęziwszy zarzuty i złagodziwszy krytykę w stosunku do wersji pierwotnej – skierowano przeciw konkretnym tendencjom, tak aby władze mogły uznać, że chodzi o rzeczowy dialog, a nie prowokowanie konfliktu” – uważa Łukasz Garbal.
14 marca Słonimski złożył oryginał listu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Jednocześnie w środowisku literackim zaczęły krążyć odpisy listu, które kolportowali Lipski oraz Jerzy Robert Nowak. Odpisy zaczęły też trafiać do warszawskich korespondentów zagranicznych mediów oraz do personelu ambasad państw zachodnich. Początkowo władze nie zareagowały zbyt gwałtownie. Co prawda Jan Józef Lipski został aresztowany, przeprowadzono dochodzenie w sprawie kolportażu kopii pisma, wzmocniono także inwigilację środowisk literackich, jednak całą sprawę właściwie przemilczano. Skandal wybuchł z opóźnieniem – wywołała go publikacja listu przez Agencję Reutera oraz odczytanie jego treści na falach Sekcji Polskiej Radia Wolna Europa 26 marca.
W tej sytuacji władze zareagowały szybko i ostro – kilkunastu spośród sygnatariuszy objęto zakazem cenzorskim, odebrano im możliwość wyjazdu za granicę, rozpoczęto kampanię prasową krytykującą list, a nakład „Tygodnika Powszechnego” został zmniejszony o 10 tysięcy egzemplarzy. W swoich działaniach władze odwołały się do strategii dzielenia sygnatariuszy na cynicznych inicjatorów pisma, którzy wykorzystali je do własnej walki z partią i na nabranych („cwaniacy”), którzy podpisali je pełni dobrych intencji i nie wiedzieli, że zostanie ono przekazane za Zachód („naiwniacy”). Do pewnego stopnia strategia ta przyniosła władzom skutek, ponieważ część sygnatariuszy odwołało swój podpis.
Sprawa zyskała międzynarodowy rozgłos. 18 kwietnia na łamach dziennika „The Times” został opublikowany list 21 intelektualistów, w którym krytykowali oni łamiącą wolność słowa politykę kulturalną PRL. Po dziesięciu dniach angielska gazeta opublikowała odpowiedź – list 10 sygnatariuszy Listu 34 ubolewających, że podpisane przez nich wystąpienie stało się pretekstem do „zorganizowania kampanii przeciw naszemu krajowi”.
„Zamknąć niemal całkowicie usta ludziom, co się domagają większej swobody wypowiedzi i za to, że się jej domagają – to nie wykazuje zbędności Listu do premiera, lecz raczej potwierdza jego wagę – aktualność” – stwierdziła pisarka. Dąbrowska otrzymała owację na stojąco. Może to świadczyć o tym, że dla znacznej części środowisk twórczych List 34 zyskał status środowiskowego mitu niezależności i odwagi w wypowiadaniu fundamentalnych racji.
Kolejnym etapem kontrataku władz było przygotowanie w maju 1964 r. kontrlistu literatów, który przeszedł do historii jako List 600. W odróżnieniu od Listu 34 nie chodziło w jego przypadku o elitarność, ale o masowość poparcia. Różnic jest zresztą więcej – kontrlist nie był głosem środowiska pisarzy, a jego kolejne wersje powstawały w partyjnej centrali, w gmachu Komitetu Centralnego PZPR. Również przy zbieraniu podpisów stosowano naciski, często pod listem podpisywano automatycznie wszystkich członków organizacji partyjnej funkcjonujących przy poszczególnych oddziałach związku. Symboliczne jest to, że pod Listem 600 nie podpisał się ani jeden z sygnatariuszy Listu 34, jak również to, że nie wsparło go aż 57 członków ZLP, którzy byli jednocześnie członkami PZPR.
Podsumowaniem historii Listu 34 było zebranie warszawskiego oddziału ZLP z czerwca 1964 r., w czasie którego słynne przemówienie wygłosiła Maria Dąbrowska. Ostro skrytykowała propagandową kampanię wymierzoną w autorów listu do premiera i wykazała, że represje stosowane w stosunku do sygnatariuszy potwierdzają tylko zasadność ich wystąpienia. „Zamknąć niemal całkowicie usta ludziom, co się domagają większej swobody wypowiedzi i za to, że się jej domagają – to nie wykazuje zbędności Listu do premiera, lecz raczej potwierdza jego wagę – aktualność” – stwierdziła pisarka. Dąbrowska otrzymała owację na stojąco. Może to świadczyć o tym, że dla znacznej części środowisk twórczych List 34 zyskał status środowiskowego mitu niezależności i odwagi w wypowiadaniu fundamentalnych racji.
Szczególne wsparcie dla listu wyraził Melchior Wańkowicz, który napisał trzydziestostronicowy tekst, w którym krytykował politykę władz i kampanię wszczętą przeciw sygnatariuszom listu. Pocztą dyplomatyczną ambasady USA przesłał go mieszkającej w Waszyngtonie córce, a ta przekazała go Radiu Wolna Europa, gdzie tekst trafił na antenę. Dlatego właśnie władze PRL-u uznały 72-letniego wówczas Wańkowicza za głównego prowodyra „Listu 34” i postanowiły przykładnie go ukarać. Na początku października Prokuratura Generalna wszczęła śledztwa przeciw Wańkowiczowi pod zarzutem przekazywania za granicę materiałów oczerniających i poniżających Polskę Ludową.
9 listopada sąd uznał Wańkowicza za winnego stawianych mu zarzutów i skazał na trzy lata więzienia, ale na mocy dekretu o amnestii z 20 lipca 1964 roku, karę zmniejszono o połowę - do roku i sześciu miesięcy. Następnie do czasu rewizji procesu przez Sąd Najwyższy pisarza zwolniono do domu. Wańkowicz podejrzewał, że władze szukają pretekstu, aby go ułaskawić i po cichu wycofać się z całej afery. Wańkowicz nie zamierzał im jednak niczego ułatwiać i domagał się uwięzienia. Sprawa słynnego pisarza okazała się kompromitacją władz.
Wydarzenie jakim było podpisanie „Listu 34” miało swoją symboliczną kontynuację w dziesiątą rocznicę wydarzeń roku 1956, 21 października 1966 roku. Tego dnia w sali 17 Instytutu Historycznego UW odbyło się spotkanie w dziesiątą rocznicę przejęcia władzy przez Władysława Gomułkę. Szczególnie wiele miejsca poświęcono niedofinansowaniu polskiej kultury i cenzurze. „Znajdujemy się w zadziwiającej sytuacji, w której wiadomości, jakie każdy może usłyszeć przez odkręcenie gałki od radia, w Polsce są drukowane w tajnych biuletynach z numerowanymi egzemplarzami” – mówił Leszek Kołakowski. Wkrótce Centralna Komisja Kontroli Partyjnej podjęła decyzji o wyrzuceniu Kołakowskiego z partii. Wraz z nim usunięto kilkunastu intelektualistów, którzy protestowali przeciw tej decyzji. Półtora roku później, po decyzji władz o zdjęciu z afisza „Dziadów” Kazimierza Dejmka wybuchł masowy bunt młodzieży przeciwko coraz bardziej represyjnej polityce władz.(PAP
Autor: Michał Szukała
szuk/ aszw/