Musimy maksymalnie przygotować siebie do beatyfikacji kard. Stefana Wyszyńskiego i przyjąć duchowe owoce tego wydarzenia, a równocześnie otworzyć się na przyjęcie tej drogi świętości, która się objawia i jeszcze bardziej objawi się przy okazji beatyfikacji – podkreślił kard. Kazimierz Nycz.
PAP: Co będzie najistotniejsze we właściwym przygotowaniu się do beatyfikacja kard. Stefana Wyszyńskiego, która odbędzie się w czerwcu na placu Piłsudskiego w Warszawie?
Kard. Nycz: Najważniejszą sprawą na ten czas jest maksymalne przygotowanie siebie. Musimy przyjąć duchowe owoce tego wydarzenia, a równocześnie otworzyć się na przyjęcie tej drogi świętości, która się objawia i jeszcze bardziej objawi przy okazji beatyfikacji. To droga, którą przeszedł najpierw jako człowiek, potem jako chrześcijanin, w końcu jako biskup i Prymas Tysiąclecia.
PAP: W czym możemy naśladować kard. Wyszyńskiego?
Kard. Nycz: Jeśli słyszę pytania, w czym możemy naśladować kard. Wyszyńskiego, w tych pytaniach jest zastrzeżenie, że niewiele jest spraw, w których możemy go naśladować, bo nie jesteśmy tak jak on księdzem, biskupem, prymasem. To jest prawda, tylko że w naśladowaniu świętości ważne jest przede wszystkim odkrycie tego, co jest jej istotą: więzi z Panem Bogiem. W tym konkretnym przypadku więzi, jaką z Bogiem miał kard. Wyszyński. Dzięki modlitwie wstawienniczej i życiu chrześcijańskim inspirowanym życiem kard. Stefana Wyszyńskiego kult może się rozwinąć tak mocno, jak rozwija się kult Jana Pawła II czy ks. Jerzego Popiełuszki.
PAP: W najbliższy czwartek rozpoczyna się trwający do beatyfikacji cykl spotkań "Myśląc z Wyszyńskim". Czy pokażą one nie tylko osobę prymasa i jej historyczne znaczenie, ale też biografię ducha kard. Wyszyńskiego?
Kard. Nycz: Poszedłbym dalej – nie tylko biografię ducha, ale też działanie Boga w jego życiu. Życie Prymasa Tysiąclecia było trudne, miało swoje zakręty, o których wszyscy wiemy, i wątpliwości, często przeżywane w samotności. Wówczas prymas wiedział, gdzie szukać siły i mocy: na kolanach, przed Bogiem odczytywał wolę bożą i starał się ją realizować.
Podczas spotkań "Myśląc z Wyszyńskim" chcemy się zastanowić, w jakim sensie jest on aktualny dzisiaj. Nie łudźmy się, nie ma prostego przeniesienia wszystkich jego spraw, decyzji, odniesień z tamtego świata do dzisiejszego, bo świat się zasadniczo zmienił. To co chcemy zrobić podczas debat "Myśląc z Wyszyńskim", to wydobyć z nauczania kard. Wyszyńskiego to wszystko, co jest aktualne dziś, w jakim sensie możemy go naśladować. Nie chodzi o kopiowanie i proste naśladowanie, lecz o inspirację. Szukamy źródła, szukamy zasady.
PAP: Zaplanowane tematy na cykl siedmiu spotkań "Myśląc z Wyszyńskim" to m.in. rodzina, człowiek i antropologia, relacje państwo – Kościół. W jakim sensie są one aktualne?
Kard. Nycz: Powiedziałbym nawet więcej. Poza kilkoma sprawami, nieznanymi w czasach Wyszyńskiego, generalne problemy życia człowieka i świata są takie same, ale konteksty, w których one występują, są inne. Weźmy problem relacji Kościół – państwo. Polska dopiero 20 lat temu wypracowała konkordat, inne kraje, jak Francja czy Niemcy, uczyniły to o wiele wcześniej, bo nie miały okresu komunizmu. Ale autonomia i współpraca to przecież nie jest sprawa dwudziestoletnia, lecz zapisana w konstytucji "Gaudium et spes" podczas Soboru Watykańskiego II. Oczywiście, prymas Wyszyński próbował współpracy, ale współpraca była kulawa, bo wiadomo, jaki był partner po stronie państwa.
Z autonomią problem jest odwrotny niż dziś. Dziś i Kościół, i państwo, muszą pilnować granic autonomii. Wówczas państwo w ogóle nie uznawało autonomii Kościoła, instrumentalizowało Kościół, próbując wpływać nawet na nominacje biskupów czy proboszczów. Problem relacji Kościół – państwo jest zatem, ale jego charakter, specyfika, sposób jego postawienia i rozwiązywania są zupełnie inne.
Weźmy przykład rodziny. Problemy rodzina miała zawsze, w latach 50. czy 60. dopiero raczkowały te problemy, które dziś są zwielokrotnione. Moglibyśmy pytać dziś Prymasa, jakby działał, gdyby znalazł się w obliczu takiej sytuacji, jaką mamy dziś.
PAP: W czasach posługi Prymasa Tysiąclecia sprawa obrony życia wcale nie była łatwa, mówi się o kilkuset tysiącach zabijanych nienarodzonych dzieci. Jak na to reagował prymas Wyszyński?
Kard. Nycz: Wypowiedzi Prymasa Tysiąclecia były na ten temat zdecydowane i stanowcze, posłuch słaby, ale tamta praktyka zabijania dzieci mocno pokiereszowała sumienia ludzi. Kiedy rozpoczynał się czas ku wolności w latach 90. w konsekwencji tamtej praktyki akceptowalność aborcji, również aborcji na życzenie, była bardzo wysoka. Patrząc od tej strony, wiele zmieniło się na lepsze dzięki działalności Kościoła, pasterzy, ruchów pro-life kształtujących mentalność i sumienia. Ale widzimy w ostatnich latach, że problem znów narasta, w sensie negatywnym. Profetyczna działalność kard. Wyszyńskiego powinna być tym, co powinno skłonić nas do refleksji nad sprawą obrony życia od samego poczęcia.
PAP: Wierni widzą w każdym świętym specjalistę od pewnego rodzaju problemów i spraw. Czy ksiądz kardynał ma już przeczucie, od jakiego typu spraw specjalistą może być kard. Wyszyński?
Kard. Nycz: Ja bym się bał już teraz szufladkować kardynała. Każdy może uczynić go patronem indywidualnym dla siebie, wzorem więzi z Panem Bogiem. Jeśli się patrzy na jego życie, to był człowiek, który był zatopiony w Panu Bogu, modlił się dużo, a z drugiej strony człowiek szalonej pracowitości. Każdy jego dzień był skrupulatnie zapełniony, zaplanowany na godziny, na minuty. Bez zatopienia się w Panu Bogu nie udźwignąłby liczby i wagi zadań, wobec których każdego dnia stawał. Nie udźwignąłby ciężaru niejednokrotnie niezrozumienia, kiedy podejmował ważne decyzje. Niech będzie patronem dla wszystkich, dla każdego, kto zechce brać przykład świętości jego życia.
Rozmawiał Stanisław Karnacewicz (PAP)
skz/ joz/