Grudzień ’70, który zapisał się tak tragicznie w historii Polski, nie znalazł masowego odzwierciedlenia w kulturze. „Cała polska inteligencja trzyma się na uboczu. Intelektualiści polscy (literaci, filmowcy, artyści) milczą zupełnie” – zapisał w styczniu 1971 r. Karol Estreicher w „Dzienniku wypadków”.
„Krwawo stłumiony przez władze bunt, nie tyle robotniczy, ile bardziej pokoleniowy, miał w przeświadczeniu wielu istotnie i znacząco zmienić funkcjonowanie komunistycznego państwa. Powinien znaleźć zatem widoczne i masowe odzwierciedlenie również w literaturze pamiętnikarskiej, której autorami byli m.in. twórcy kultury. Tak się jednak nie stało. Rewolta grudniowa z 1970 r. została odnotowana bądź opisana w niewielkiej części literatury memuarystycznej i epistolograficznej, dokonanej przez środowiska twórcze” – wskazuje Sebastian Ligarski w artykule „Twórcy wobec grudnia 1970 r. – stycznia 1971 r. oraz zmiany na szczytach władzy w literaturze memuarystycznej i epistolograficznej” („+Intelektualiści polscy milczą zupełnie+. Grudzień 1970 – styczeń 1971 w Szczecinie, red. S. Ligarski, Szczecin 2010). Historyk zauważa również, że informacje, które odnajdujemy w dziennikach lub listach, w głównej mierze dotyczyły relacji z wydarzeń opartych zazwyczaj na podstawie zasłyszanych wiadomości oraz obserwacji zmian na szczytach władzy.
Echa Grudnia w dziennikach
Blokada informacyjna zastosowana przez władze uniemożliwiała ludziom kultury pełny ogląd i ocenę sytuacji. „Trudno się zorientować, co tam się dzieje teraz – podobno strajk w stoczni trwa, próbuje się też otwierać porozbijane sklepy. Nasza telewizja i radio odezwały się na ten temat po dwóch dniach, gdy cały świat trąbił już o tym na wszelkie sposoby, prasa zaś nasza podała komunikat dopiero dziś” – zanotował Stefan Kisielewski 16 grudnia w swoich „Dziennikach”. Również pisarz Leszek Prorok skarżył się na deficyt informacji. Jak zapisał w swoim „Dzienniku”, „znów radio czekało 2,5 doby z pierwszymi komunikatami. To, co zaczęło się 14 grudnia, radio skwitowało komunikatem o zajściach wywoływanych przez chuliganów”. Szczątkowe informacje dochodziły również do Mieczysława Jastruna: „Liczne ofiary, godzina policyjna, o czym doniosło radio. Poza tym znane już dobrze milczenie. Jestem tak wstrząśnięty, że nie ma mowy o codziennej pracy. Niepokój” – zapisał 16 grudnia. Także Zdzisław Tadeusz Łączkowski opierał się na zasłyszanych informacjach, które uważał wręcz za niewyobrażalne: „I właściwie nikt więcej nic nie wie. Tylko tyle, że są ofiary śmiertelne. Że jest nowa tragedia, jak każda – bolesna. Że przeciw czołgom jest bezbronność. Upokorzenia. I hańba, i ogromny ból. I Polak przeciwko Polakowi. To zbrodnia!” – zapisał 16 grudnia.
Mimo blokady informacji wydarzenia na Wybrzeżu zostały odnotowane w dziennikach i wspomnieniach ludzi kultury, chociażby w „Dzienniku wypadków” Karola Estreichera, „Niby-dzienniku” Zygmunta Mycielskiego, „Dzienniku” Henryka Worcella czy „Dzienniku” Andrzeja Kijowskiego. Świadkiem wydarzeń była Kira Gałczyńska, która sytuację z 14 i 15 grudnia w Gdańsku zapisała w swoich wspomnieniach „W zgiełku wieku”. Reminiscencje wydarzeń grudniowych można także odnaleźć w „Dzienniku pisanym nocą” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego – w marcu 1971 r. pisarz odniósł się do przeczytanego w prasie porównania rewolty na Wybrzeżu do antybolszewickiego buntu, jakim było powstanie w Kronsztadzie z 1921 r. O swoich przemyśleniach z tamtego okresu wspominał w „Kręgach obcości. Opowieściach autobiograficznych” także językoznawca Michał Głowiński. Nawiązanie do Grudnia można odnaleźć również w korespondencji pomiędzy Sławomirem Mrożkiem a Adamem Tarnem oraz pomiędzy Lechem Bądkowskim a Maciejem Słomczyńskim. Ponadto w felietonach wysyłanych do paryskiej „Kultury” o sytuacji w Gdańsku pisał malarz, krytyk sztuki i tłumacz Zbigniew Florczak.
Milczenie po Grudniu
„Cała polska inteligencja trzyma się na uboczu. Intelektualiści polscy (literaci, filmowcy, artyści) milczą zupełnie. Wszyscy czekają na zelżenie cenzury, a także nie chcą – nauczeni wzorem Czech – utrudniać Gierkowi spodziewanych reform” – zapisał Karol Estreicher w styczniu 1971 r. To milczenie jest jednak wrogie: „Stosunek do nowych władz jest chłodny – pisze Estreicher – Żadnego zaangażowania, nie tak jak kiedyś, w październiku 1956 r. Warstwa inteligencji, ta patriotyczna, odsunięta od wszelkiej informacji, związana z odbudową państwa po II wojnie, z troskami dnia codziennego, o szkoły, o przemysł, o kulturę, czując, że jest przedmiotem rządzenia, nie ma, nie może mieć wpływu na rozgrywające się wypadki polityczne – milczy. Milczenie jest wyraźnie zawzięte, wobec komunizmu wrogie”.
To milczenie ma niewątpliwie przełożenia na twórczość literacką – dramat Grudnia 1970 jest bowiem „wielkim nieobecnym” w literaturze polskiej. „Trudno zrozumieć, dlaczego tak się stało. Oczywiście, duże znaczenie miały względy cenzuralne – od wiosny 1971 motyw grudniowej tragedii (czy, jak wówczas pisano, +wypadków grudniowych+) znika z łamów prasy i książek, szykanowani są nawet uczestnicy pierwszomajowych demonstracji w Trójmieście, domagający się pamięci o zabitych” – mówi PAP historyk dr Wojciech Stanisławski z Muzeum Historii Polski.
Nawiązanie do grudnia 1970 r. co prawda pojawiło się w dwóch ważnych książkach z lat siedemdziesiątych i, jak zauważa Stanisławski, „w obu przypadkach jest dowodem na mistrzostwo gry z cenzurą”. W „Wariacjach pocztowych” Kazimierza Brandysa z 1972 r., w ostatnim z „listów”, które składają się na tę książkę, narrator, opisując wyobrażone „muzeum narodowych pamiątek”, pisze do syna: „kto wie, co z nas odkopią za sto lat? Moją fajkę i twoją gitarę. I wyłożą je pod szkłem obok jakiegoś kasku czy gipsowego buta”. Jak ocenia Stanisławski, „ten +kask+ i +but+ na początku lat siedemdziesiątych, zwłaszcza w kontekście całego tekstu +Wariacji…+ – gorzkich wypominków z narodowej przeszłości, szczególnie bolesnych w ostatnim z powieściowych +listów+, mierzących się z wojennymi i powojennymi dziejami Polski – są bardzo wymowne”. Z kolei drugie grudniowe nawiązanie znalazło się „Obłędzie” Jerzego Krzysztonia. Jeden z pacjentów Tworek, młody marynarz Grześ, wyznaje: „Kręćka dostałem. [...] Ja tam wiem, że w ogóle do ludzi strzelać nie trzeba, a już do swoich żadną miarą. Bo to jest prawda, proszę pana, nie daj Boże zobaczyć.. Pewnie dlatego na mózg mi padło. Jak nie zobaczysz, to różnie tam sobie myśleć możesz. Dopóki nie zobaczyłem sam, na własne oczy...”. Podobnie skąpe aluzje, takie jak „wyjechał”, „zmarł” czy „zginął”, pojawiają się również w „Miazdze” Jerzego Andrzejewskiego.
Tę dramatyczną, choć jednocześnie finezyjną grę z cenzurą, podjęli również w latach siedemdziesiątych poeci Nowej Fali. Ryszard Krynicki w jednym z wierszy pisał: „i naprawdę nie wiedzieliśmy / że tyle wozów bojowych można skierować przeciwko bezbronnym” („I naprawdę nie wiedzieliśmy”, w: „Nasze życie rośnie”, Paryż 1978). Z kolei w wierszu Juliana Kornhausera możemy przeczytać: „Włączamy radio, nasłuchujemy, czy gdzieś / nie strzelają, czy gdzieś nie strzelają / do nas” („Warkot”, w: „Zabójstwo”, samizdat, 1973).
W skali powszechnej możemy jednak mówić o niezrozumiałym milczeniu i nieobecności. Zwłaszcza że pewne pola wolności były, takie jak chociażby kwartalnik „Zapis”, który w 1977 r. zaczął ukazywać się poza cenzurą. „Do opowiedzenia było jednak mnóstwo krzywd: od sprawy katyńskiej, przez stalinizm, po współczesną zapaść kraju i prześladowanie opozycji. Pisarze mieli też ambicję być kimś więcej niż kronikarzami” – ocenia Stanisławski.
Nastawienia do tematu „wydarzeń grudniowych” nie zmieniły również lata dziewięćdziesiąte. Co prawda odwołania pojawiały się w opowiadaniach Leszka Elektorowicza, Kazimierza Orłosia czy tak „gdańskiego” pisarza jak Paweł Huelle oraz w czwartym tomie cyklu powieściowego Janusza Krasińskiego, to wypada pisać o nich jako o „wzmiankach” czy „wątkach”. Co więcej, do dzisiaj nie powstało dzieło literackie, które za swój główny temat wzięłoby właśnie Grudzień ’70.
Przyczyn tego milczenia może być całkiem sporo. Możliwe, że za godne i bardzo przejmujące świadectwo Grudnia ’70 uznano dyptyk filmowy Andrzeja Wajdy: „Człowieka z marmuru” i „Człowieka z żelaza”, obok których po latach pojawił się film „Czarny czwartek” Antoniego Krauzego. Jak wskazuje również Wojciech Stanisławski, „nie bez znaczenia jest, choć to zdumiewające, pewna +warszawskocentryczność+ czy +inteligenckocentryczność+ autorów. Inny wielki dramat epoki PRL, czyli Marzec 1968 i następujące po nim czystki, jest przecież obecny w dziesiątkach utworów literackich i wspomnieniowych”.
Stanisławski wskazuje jednak także na jeszcze jedną możliwość: Grudzień 1970 został – w „bliskiej”, kilkuletniej pamięci autorów czynnych w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych – niejako zatarty przez dramat stanu wojennego. „Zmobilizowanie wojska i milicji przez Jaruzelskiego, zabójstwa stoczniowców, górników, uczniów i księży stały się przecież na dużą skalę +tematem+ powieściopisarzy i poetów, można wręcz uznać, że literatura drugoobiegowa w latach osiemdziesiątych trochę jednostronnie skupiła się na przetwarzaniu współczesnych doświadczeń obywateli, straumatyzowanych końcem +karnawału+” – zauważa historyk. W pewien sposób można to porównać z wojną polsko-bolszewicką 1920 r., która nie została opisana tak wielostronnie, jak być mogła, ponieważ w pewien sposób została „przykryta” przez nieporównywalne z niczym doświadczenie lat 1939–1945. Grudzień 1970 był ponadto utrwalony i opisany w pewnej „ludowej” konwencji „Ballady o Janku Wiśniewskim”, która została zaakceptowana i była szanowana, z którą – jak ocenia Wojciech Stanisławski – nikt z artystów nie chciał się mierzyć ani konkurować. Grudzień 1970 r. pozostaje zatem wielkim tematem do opowiedzenia i opisania.
Anna Kruszyńska (PAP)
akr/ skp /