Grudzień 1970 to jedna z polskich stacji na drodze ku wolności i jedno z tych miejsc, gdzie to pragnienie łączyło się z ofiarą krwi – powiedział w poniedziałek w Bazylice św. Brygidy w Gdańsku metropolita gdański abp Sławoj Leszek Głódź.
W Grudniu 1970 r. w Gdańsku, Gdyni, Szczecinie i Elblągu śmierć poniosły, według oficjalnych danych 45 osób, tysiące zaś zostało rannych. Wbrew obiegowej opinii tragiczna rewolta nie objęła tylko polskiego wybrzeża, ale szeroką ławą rozlała się również po Polsce, żeby wspomnieć protesty w Słupsku, Krakowie, we Wrocławiu czy w Warszawie.
14 grudnia 1970 r. w Stoczni Gdańskiej wybuchł strajk wywołany ogłoszonymi dwa dni wcześniej podwyżkami na artykuły pierwszej potrzeby, zwłaszcza na żywność. Rozpoczął on falę strajków i manifestacji ulicznych, które objęły większość Wybrzeża. Najtragiczniejsze zdarzenia miały miejsce w Gdyni, gdzie 17 grudnia wojsko bez ostrzeżenia otworzyło ogień do idących do pracy robotników. Pacyfikacja robotniczych protestów na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. spowodowała wg oficjalnych danych śmierć 45 osób. 1 165 osób odniosło rany, około 3 tys. zostało najpierw bestialsko pobitych, a następnie aresztowanych.
Gdańscy radni przyjęli podczas czwartkowej sesji apel dotyczący obchodów 40. rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych i 50. rocznicy Grudnia '70. Przeciwko głosowali radni PiS argumentując m.in., że to Solidarność, a nie samorząd powinna organizować obchody.
Z tamtego ziarna tu w Gdyni wyrosła „Solidarność” – powiedział prezes IPN Jarosław Szarek w poniedziałek w Gdyni podczas obchodów 48. rocznicy Grudnia '70. Dodał, że „od samorządu Gdyni mogą się uczyć dzisiaj inne samorządy w Polsce, które mają kłopot z historią”.
Przelana krew ofiar Grudnia 1970 była początkiem końca komunizmu; kule dopadły robotników, którzy walczyli o godność człowieka i wolność narodu - napisał w poniedziałek na Twitterze premier Mateusz Morawiecki.