Piętno Sybiru znaczyło cały polski wiek XIX. Najpierw zawisło jak fatum już od Konfederacji Barskiej i Powstania Kościuszkowskiego, nie kończąc wcale na rewolucji 1905 roku, trwało aż do Wielkiej Wojny 1914 roku. Groziło nie tylko powstańcom, spiskowcom i wszelkim działaczom patriotycznym, ale także zwykłym Polakom skazanym bez sądu, urzędowo, administracyjnie – pisze w książce „Sybir” Marek Klecel.
Chyba nie ma Polaka, u którego samo słowo „Sybir” nie wywoływałoby obrazów bezkresu pokrytego śniegiem i skutego lodem, nie kojarzyłoby się z wyczerpującymi marszami kolumn skazańców, pędzącą kibitką z Polakami walczącymi o wolność kraju. „Syberia była miejscem katorgi i wygnania, czyli cierpień często niewspółmiernych do naganności czynów” – pisze Marek Klecel.
Przywołuje słowa badaczki tego zagadnienia Elżbiety Kaczyńskiej, która wyjaśniała, że: „na katorgę skazywano za bunt, zdradę i zabójstwo, karano nią niewypłacalnych dłużników i osoby zalegające z podatkami”. Syberia „groziła za wiele innych jeszcze czynów: za wyrąb lasu, podrabianie monet, kradzież, nawet za noszenie brody i zakazanej przez Piotra I tzw. ruskiej odzieży”. „Katorga mogła być okresowa i wówczas nie pociągała utraty czci. Mogła też być katorga wieczysta – była to ciężka kara, poprzedzona obrzędem śmierci cywilnej, okaleczeniem, piętnowaniem lub szelmowaniem (obrzędem pohańbienia). Żony ukaranych w ten sposób uzyskiwały rozwiązanie małżeństwa i mogły zawierać nowe związki” - czytamy.
Samo przygotowanie i droga na Sybir była okrutna karą. „Już same odległości, które zesłańcy musieli pokonać idąc lub jadąc na Daleki Wschód, przyprawiają o zawrót głowy. Z Królestwa Polskiego do Moskwy było około tysiąca kilometrów, ale stamtąd do Irkucka 15 tys. kilometrów. Podróż pieszo (…) trwała więc miesiącami, a często zbliżała się do roku (…). Tyle właśnie Justynian Ruciński wędrował do kopalń w Nerczyńsku za Irkuckiem. Powstaniec styczniowy z Radomia szedł w okolice odległego o 6600 km Krasnojarska 7 miesięcy, a powstaniec z Żytomierza zmierzał do Irkucka aż przez dwa lata. Szybciej było oczywiście konnymi pojazdami. Rafał Błoński przejechał z Warszawy do Tobolska, a więc około 4 tys. km, w 32 dni, zaś Gustaw Ehrenburg – 28 dni¨- wylicza autor książki.
Katorga mogła być okresowa i wówczas nie pociągała utraty czci. Mogła też być katorga wieczysta – była to ciężka kara, poprzedzona obrzędem śmierci cywilnej, okaleczeniem, piętnowaniem lub szelmowaniem (obrzędem pohańbienia). Żony ukaranych w ten sposób uzyskiwały rozwiązanie małżeństwa i mogły zawierać nowe związki
Wyjaśnia, że więźniami politycznymi na Syberii byli w większości Polacy, karani za wszelki sprzeciw wobec władzy rosyjskiej już od czasów Konfederaci Barskiej w 1768 r. „Jeszcze przed zaborami, gdy krajem rządziły prawomocne polskie władze, Rosjanie z Carycą Katarzyną uznali, że jeńców można potraktować, jak łup wojenny, pozbawić praw szlacheckich, zsyłać w `sołdaty` lub wywozić na katorgę w głąb Rosji” – podkreśla Klecel. Dodaje: „Na zesłanie poszły wówczas liczne rzesze ludności cywilnej, z której część zawędrowała aż do Nerczyńskich kopalni srebra”.
Przypomina, że jednym z konfederatów zesłanych na Syberię był legendarny Maurycy Beniowski, którego wywieziono aż na Kamczatkę. Wzniecił on tam bunt, wciągając weń także Rosjan, opanował główny port, porwał rosyjski statek i uciekł nim przez arktyczne morze okrężną, nieznaną dotąd drogą na północ w stronę Alaski, a potem na południe, ku Japonii i Chinom. Stamtąd skierował się do Europy, ale w drodze dookoła Afryki zatrzymał się na dłużej na wyspie Madagaskar, gdzie został okrzyknięty królem.
Marek Klecel podkreśla, że podobna fala zesłańców jak po Konfederacji Barskiej została skierowana w głąb Rosji za udział w Insurekcji Kościuszkowskiej (1794 r.) Oblicza się, że liczyła ona od 10 do 20 tysięcy powstańców.
Później na Sybir byli pędzeni młodzi Polacy, urodzeni już w niewoli. Autor publikacji historycznej wskazuje na losy filomatów, oskarżonych i uwiezionych w 1823 roku za udział w konspiracji, a później zesłanych w głąb Rosji. „Znamy losy Mickiewicza, który znalazł się również wśród nich, ale prawie nieznane pozostają losy innych filomatów, skazanych na osiedlenie w Rosji lub na zesłanie na daleką Syberię” – ocenia. Dlatego w swej książce koncentruje się na tych mniej znanych postaciach.
Po Powstaniu Listopadowym (1830 – 1831) zesłano do Rosji i na Syberię już ponad 30 tysięcy Polaków rozpraszając ich w różne strony, jako element niebezpieczny w oczach władz rosyjskich, buntowniczy i demoralizujący.
Sztandarowym przykładem jest Piotr Wysocki. Przywódca spisku podchorążych, który dał początek Powstaniu Listopadowemu, spędził na Syberii 23 lata. Przebywał tam do roku 1857. Nie udały się ucieczki, a za bunt spotkały go srogie kary, w tym kara „tysiąca pałek przed szeregiem pięciuset żołnierzy”. „Kara ta oznaczała często śmierć, tyle że bardziej okrutną, bardziej wyrachowaną niż szybka egzekucja, śmierć w męczarniach, na pokaz i dla postrachu”. „Wysocki przeżył tę karę (…) mimo to skazano go na najcięższe roboty w kopalni w Akatui, gdzie musiał pracować w kajdanach (według innych źródeł `przykuty do taczki`)”.
Mimo ciężkich warunków, pracy ponad siły, a także rozmaitych sporów zarówno wokół klęski Powstania, jak i dalszej strategii przetrwania na Syberii, zwłaszcza przywódcy wojskowi i żołnierze nie zamierzali przystać na rosyjska niewolę. Jeszcze przed 1866 rokiem powstają koła wzajemnej pomocy, plany ucieczek, a także zaczątki współpracy z rosyjskimi zesłańcami” - czytamy.
Po Powstaniu Styczniowym (1863 – 1864) na Syberię trafiło kolejne pokolenie polskich zesłańców. „Oblicza się, że mogło ich być już około 40 tysięcy. Wokół jeziora Bajkał, gdzie zsyłano do ciężkich robót w kopalniach, a także w samym Irkucku skupiło się kilka tysięcy Polaków. Mimo ciężkich warunków, pracy ponad siły, a także rozmaitych sporów zarówno wokół klęski Powstania, jak i dalszej strategii przetrwania na Syberii, zwłaszcza przywódcy wojskowi i żołnierze nie zamierzali przystać na rosyjska niewolę. Jeszcze przed 1866 rokiem powstają koła wzajemnej pomocy, plany ucieczek, a także zaczątki współpracy z rosyjskimi zesłańcami” - czytamy.
Marek Klecel jeden z rozdziałów poświęca katordze polskich duchownych. „(…) prześladowano ich jak wrogów lub niebezpiecznych konkurentów. Więziono ich często bez procesów sądowych tylko na podstawie decyzji administracyjnych, (…) pozbawiano ich godności kapłańskich, wysyłano do więzień lub na Syberię” - wylicza
Jednym z najbardziej znanych zesłańców (który przywdział habit) jest Józef Kalinowski, a właściwie św. Rafał Józef Kalinowski, początkowo oficer wojska rosyjskiego, następnie powstaniec styczniowy. Aresztowany w nocy z 24 na 25 maja 1864 roku, na procesie dostał wyrok śmierci, zamieniony na zesłanie na Syberię do kopalń Nereczyńska. W 1874 roku, po prawie dziesięciu latach zesłania nastąpiło jego uwolnienie z Syberii. Nie mógł jednak wrócić w rodzinne strony. Ostatecznie w austriackim Grazu wstąpił do zakonu karmelitów. Przybył do Czernej koło Krzeszowic. „Resztę życia poświęcił na odnowę życia zakonnego, podupadłego lub w ogóle kasowanego w całej Polsce pod rządami zaborców” – by w XX wieku zostać wyniesionym na ołtarze.
Autor „Sybiru” wyjaśnia, że „władze rosyjskie najpierw rozsyłały duchownych w te wszystkie miejsca, gdzie kierowano polskich zesłańców”. „Później doszły do wniosku, że duchowni mogą mieć zbyt duży wpływ na Polaków (…). Wyznaczono wieś Tunkę na znajdująca się na południowy zachód od Bajkału, położoną w Górach Sajańskich, zamieszkanych przez Buriatów, dokąd od 1866 roku zaczęto przewozić duchownych z całej wschodniej Syberii. Wiadomo, że znajdowało się tam z czasem ponad 150 księży, a według obliczeń z lat 80. XIX wieku nawet około trzystu.”
„Duchowni w Tunce prowadzili ożywione życie wspólnotowe (…) Nabożeństwa odprawili w swoich pomieszczeniach, wspólne odbywały się, gdy przyjeżdżał proboszcz z Irkucka ks. Krzysztof Szwernicki. Święta Bożego Narodzenia obchodzili dwa razy, bo byli wśród nich także księża prawosławni” – relacjonuje autor.
Wyznaczono wieś Tunkę na znajdująca się na południowy zachód od Bajkału, położoną w Górach Sajańskich, zamieszkanych przez Buriatów, dokąd od 1866 roku zaczęto przewozić duchownych z całej wschodniej Syberii. Wiadomo, że znajdowało się tam z czasem ponad 150 księży, a według obliczeń z lat 80. XIX wieku nawet około trzystu.”
Podkreśla, że „przez Syberię przeszły setki polskich duchownych, księży i zakonników”. Wielu z nich pozostało tam na zawsze i do dziś są nieznani z imienia i nazwiska, a ich szczątki i groby zostały rozproszone.
Innym mało znanym wątkiem w dziejach Sybiraków, który podejmuje Klecel jest zsyłka polskich kobiet. „Polek zesłanych na Syberię było oczywiście dużo mniej niż mężczyzn: powstańców, konspiratorów, działaczy patriotycznych. Jeżeli jednak uznano je za podobnie niebezpieczne dla władz rosyjskiego imperium, karano je bezwzględnie i prawie równo surowo jak mężczyzn, oszczędzając im tylko katorgi na etapach i w więzieniach, nie wysyłając do najcięższych robót. Ewa Felińska, matka przyszłego świętego, abp Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, podejrzewana o udział w spisku Szymona Konarskiego z 1833 r., została zesłana do Berezowa Koło Tobolska. Rozdzielono ją z sześciorgiem dzieci, które pozostawiono własnemu losowi” – dowiadujemy się książki.
Polki trafiały na Syberię nie tylko w kibitkach. „Po Powstaniu Listopadowym, gdy zaczęły się liczniejsze zesłania, wiele kobiet szło dobrowolnie na wygnanie razem ze swoimi skazanymi mężami, albo dołączało do nich w czasie odbywania kary. Niekiedy zdarzały się małżeństwa zawierane dopiero na Syberii, jak to było w przypadku tragicznych dziejów Migurskich, kiedy narzeczona odbywała podróż przez całą Rosję, by połączyć się z przyszłym mężem.
Za swym mężem Ludwikiem Sobańskim skazanym za udział w Towarzystwie Patriotycznym na zesłanie udała się jeszcze przed Powstaniem Listopadowym Róża Sobańska. Została jednak karnie zmuszona do powrotu. Po kilku latach mąż wrócił do kraju, lecz nie na długo. Gdy wybuchło Powstanie władze rosyjskie uwięziły go prewencyjnie i wysłały do Permu pod Uralem. Żona znów podążyła za mężem i tym razem została na Syberii. Tam m.in. pomagała księciu Romanowi Sanguszce, którego car osobiście ukarał pieszą wędrówką w kajdanach na Sybir.
Róża Sobańska wraz z przyjaciółką Ksawerą z Brzozowskich Grocholską z Podola i Teklą Bogusławską postanowiły poświęcić się pomocy powstańcom zesłanym na daleki rosyjski wschód. „W ten sposób powstał Komitet Opiekuńczy, zwany później Kampanią Syberyjską” – przypomina Marek Klecel.
„Z dokumentów pozostałych po Komitecie wiadomo, że Grocholska i Sobańska zebrały w ciągu pięciu lat, od 1843 do 1848 roku, niebagatelna sumę ponad 18 tysięcy rubli, z czego wydano ponad 17 tysięcy” – przytacza dane autor Sybiru.
Z sybiru dowiadujemy się również o innej, niekonwencjonalnej kobiecej inicjatywie. „W kręgu kobiet z komitetu syberyjskiego powstały tez inne plany pomocy zesłańcom. Paulina Wilczopolska, która powróciła po zesłaniu za spisek Konarskiego, wystąpiła z niezwykłą inicjatywą, by rozpocząć i ogłosić nabór kobiet, które zdecydowałyby się wyjechać na Syberię i tam wejść w związki małżeńskie, by w ten sposób tworzyć rodziny syberyjskie, które mogłyby zachowywać polskość. Zgłosiło się kilkanaście kobiet, którym Sobańska ułatwiła i opłaciła podróż do Rosji”.
W niemal 500-stronicowej książce „Sybir” Marek Klecel sporo uwagi poświęca również problematyce lepiej znanej szerszemu gronu czytelników. Pisze mianowicie o losach polskich naukowców zesłanych na daleki wschód. Opisuje m.in. dzieje Bronisława Piłsudskiego. Jego losy potoczyły się zupełnie inaczej niż jego brata Józefa Piłsudskiego, późniejszego Naczelnika Państwa, który również został zesłany w głąb imperium carów. Bronisław będąc na dalekim wschodzie Rosji, a także przebywając na wyspach japońskich zajmował się badaniami nad zwyczajami ludów zamieszkujących te tereny.
Podsumowaniem książki mogą być dwa cytaty, które bynajmniej nie pochodzą z jej zakończenia. To co autor pisze w rozdziale poświęconym wileńskim filomatom można odnieść do wszystkich pokoleń zesłańców: „Gdyby nie zesłanie (…) filomaci i filareci zostaliby uczonymi, nauczycielami, pisarzami, służącymi swym rodakom. Wygnanie złamało nie tylko ich życie osobiste, ale i zawodowe, zahamowało ich wewnętrzny rozwój i uniemożliwiło służbę społeczną. Tylko niektórzy, prócz Mickiewicza, któremu udało się wcześniej wyjechać z Rosji, mogli pracować intelektualnie i zostać (…), uczonymi, znawcami języków orientalnych lub, jak inni, przyrodnikami czy folklorystami.”
I jeszcze jeden cytat na koniec, tym razem pochodzący ze wstępu: „A jednak (…) ten system (carskich zsyłek – przyp. PAP) nie okazał się najgorszy w porównaniu z tym, który miał dopiero nadejść. Perspektywa Sybiru (…) otwarła się jednak na nowo po 1917 r. w udoskonalonej i dużo bardziej bezwzględnej praktyce łagrów i gułagów sowieckich. Zesłanie carskie nie miało ostatecznie jeszcze charakteru eksterminacyjnego (…) W sowieckich obozach nikt nie miał żadnych praw z prawem do życia włącznie.”
Książka Marka Klecela „Sybir. Dzieje polskich zesłańców XVIII – XX w.” ukazała się nakładem Biały Kruk. (PAP)
Autor: Wojciech Kamiński
szuk/