„Mit Iwana narodził się w trakcie wojny. Był wytworem Sowinformbiura, wojennych pieśni i poezji oraz opowieści, które ludzie uwielbiali czytać. Nawet żołnierze czasem wyobrażali sobie samych siebie jako romantycznych ochotników, bohaterów, którzy będą walczyć za ojczyznę. Prawdziwa walka odbiegała od ideału, ale drewniany żołnierz propagandystów był pożyteczną figurą, na którą można się było powoływać przed konkretną operacją i później, kiedy ci, którzy przeżyli, musieli walczyć z wyczerpaniem i szokiem” – czytamy.
Iwan to zatem szary sowiecki żołnierz, który często niewiele rozumie, ale możliwe, że właśnie o to ma chodzić. „Prosty bohater i jego kompetentni, bezinteresowni oficerowie stanowili wzory, które dawały żołnierzom poczucie celu, gloryfikowały brutalne zabijanie i zapewniały osłonę dla przestępstw, o których nikt nie powinien wiedzieć” – wskazuje autorka.
Takie mityczne postacie służyły również jako cel okrutnych żartów – Iwan nie był bowiem ani mistrzem w posługiwaniu się bronią, ani panem swego ciała, nie wspominając już o kierowaniu się najnowszymi dyrektywami partii. „Jednak chociaż żołnierze wyśmiewali sztywne zasady i rzetelność, wojenna propaganda trafiała w podstawowe ludzkie potrzeby” – zauważa Merridale. Było to także istotne w momencie, kiedy ucichły strzały, czyli wówczas, gdy armia z poboru się rozproszyła, a żołnierze wrócili do cywilnego świata. Jak ocenia autorka, „myśl o odważnym i prostym strzelcu przydawała im godności, publicznego szacunku, bez względu na to, jakie historie zachowywali tylko dla siebie”.
Hasła, którymi posługiwali się żołnierze, w miarę upływu czasu nabrały wręcz świętego wymiaru. Sowiecka ojczyzna była nienaruszalną przestrzenią, a jej naród związany był wobec niej lojalnością. „Jednak powtarzanie utartych frazesów ukrywało prawdziwe zmiany w ich znaczeniu. Patriotyzm w 1941 roku był radykalnym, wyzwalającym, a nawet rewolucyjnym ideałem. Słowo to faktycznie nabrało waloru moralnego, kiedy z zachodu zaatakowały niemieckie wojska. Wreszcie prawdziwi patrioci mieli najeźdźcę do odparcia, zamiast mglistych zdrajców wywoływanych przez organy bezpieczeństwa. Przypływ wiary w 1941 roku ożywił nawet ducha internacjonalizmu, gdyż aby być patriotą w radzieckim rozumieniu, należało znów być dumnym przywódcą proletariackiej kampanii o powszechne braterstwo. Miała ona stać w opozycji do faszyzmu, którego okrucieństwo, jak stało się jasne, skłoniło miliony do pokładania nadziei w socjalizmie” – czytamy.
Patriotyzm był również kwestią samoobrony oraz wspólnej walki całego narodu sowieckiego z agresorem. Ci, którzy się do niej przyłączyli w ocenie Merridale byli zadufani w sobie. „Nasza sprawa jest słuszna” – zapewniał bowiem w 1941 roku Wiaczesław Mołotow. „Bez względu na to, jak daleko doszła ich armia i jakie okrucieństwa popełniła, większość nie przestała w to wierzyć. Masowe śmierci i cierpienie uświęciły patriotyczny impuls. Najgorsi wyrzutkowie powojennych lat nazywani byli zdrajcami ojczyzny” – czytamy.
Znaczenie patriotycznej dumy zmieniło się pod koniec wojny, stało się sprawą wewnętrzną, skupiano się na państwie Stalina, a także na Rosji. Autorka zauważa, że „odtąd zamiast aspirować do wolności, patrioci – chętnie lub nie – mieli uczestniczyć w represjonowaniu mniejszości, aresztowaniach na wielką skalę i przede wszystkim wierzyć w posępny i śmiercionośny dogmat, który nie miał prawie nic wspólnego z obietnicami swobód, jakie ściągnęły tłumy na plac Pałacowy w miesiącach rewolucji 1917 roku”.
Mityczny żołnierz-sowiecki bohater wrócił i rościł sobie prawo do lojalności narodu. „Był on surowy, moralny i niezachwianie odważny. W wielu opowieściach, co bardzo wygodne, był również martwy. Chociaż większość weteranów uważała wspaniałą rocznicę dwudziestolecia zwycięstwa w 1965 roku za szczyt upamiętnienia wojny, historyczny feniks, jaki wzleciał ze Stalingradu i Kurska w latach sześćdziesiątych, był symboliczny, dwuwymiarowy” – pisze autorka.
Nowy sowiecki patriotyzm miał zostać w nadchodzących latach wykorzystany do napiętnowania i usunięcia wszelkiego rodzaju dysydentów, a sami weterani wojenni znaleźli się w pułapce. Merridale pisze wprost: „Nie mogli wykazać się brakiem patriotyzmu i nie mogli się przeciwstawiać rządowi. Było to państwo (i w pierwszych latach powojennych także przywódca), za które przelano oceany krwi”.
Proces przekształcania się weteranów w konserwatywne bastiony sowieckiej władzy nie trwał długo, nie przebiegał gładko i zawsze pewne kwestie kazały dawnym żołnierzom gotować się z wściekłości. „Wśród nich znalazła się decyzja następcy Stalina, Nikity Chruszczowa, by zmniejszyć armię. Wsławiony zdemaskowaniem Stalina, tajnym referatem z 1956 roku, który wprawił w zakłopotanie i rozgniewał wielu kombatantów, teraz wywołał powszechne niezadowolenie zdradą sił zbrojnych” – czytamy.
Natomiast lata rządów Breżniewa zmienią się „w złoty wiek partyjnego betonu i pustosłowia, czas dofinansowywanych przez państwo wielotomowych historii wojny, uroczystych mów ku czci, rozdawnictwa, nowych medali oraz masowego projektowania i wznoszenia pomników” – czytamy. Jak wskazuje autorka przekaz tego czasu był taki: „naród walczył jako jedność, że młodzież postradała życie i że nowe pokolenia są winne tym minionym (a także swym obecnym przywódcom) bezgraniczną lojalność i wdzięczność”. Weterani, będący już w średnim wieku, zostali wezwani, aby znów odegrać patriotyczną rolę. „Zawsze zbierali się, by wspominać wojnę, ale teraz zachęcano ich do odwiedzania szkół, opowiadania o walkach i podsycania romantycznej wyobraźni młodych obywateli. Miało to ściślej związać pokolenie, które nie znało wojny, z radzieckim ideałem” – czytamy.
Dekoracje i rekwizyty z czasów Breżniewowskiego przekształcania wojennego eposu wciąż istnieją w całym dawnym imperium, a z upamiętniania wojny wyłonił się cały przemysł. Beneficjentami tej szczególnej gałęzi gospodarki rzadko są jednak sami weterani, a raczej urzędnicy państwowi.
Sowieci nie byli jedynym narodem, który stworzył mit Iwana. Również i Niemcy, ze swoją namiętnością do przyklejania etykietek rasowych, mieli własne poglądy na temat Słowian w mundurze. W ocenie Josepha Goebbelsa sowieccy żołnierze byli „czerwoną hordą”, na poły azjatyckimi dzikusami, którzy zagrażali europejskiemu stylowi życia. W okresie wojny wywiad korzystał jednak z bardziej naukowych metod. Niemieccy obserwatorzy wojskowi gromadzili informacje, obserwując walkę, rozmawiając z własnymi ludźmi i przepytując jeńców.
Weterani Armii Czerwonej zawsze byli przedstawiani jako zwycięzcy i wciąż się za takich uważają. Jednak większość stała się również ofiarami najokrutniejszego reżimu współczesności. Co prawda nosili karabiny i mieli prawo ich używać, ale dorastali w świecie, w którym obywatele żyli w cieniu arbitralnej i upokarzającej przemocy państwowej, a kiedy wojna dobiegła końca, wrócili do niego. Ich wkład, jako grupy, został uznany, ale większość z tego, o co walczyli – bardziej otwarty rząd, na przykład, i koniec strachu – nigdy nie nadeszła. Jak na ironię, to państwo natchnęło ich poczuciem dumy tak potężnym, iż niewielu dostrzegło, jak całkowicie ich wydziedziczyło” – czytamy.
Dla Catherine Merridale poszukiwania Iwana wiązały się z niejedną podróżą, a czasem najbardziej oczywiste ścieżki świadomie blokowano. „Nim zdołałam znaleźć prawdziwego Iwana, musiałam się upewnić, że nie szukam własnego o nim wyobrażenia. Młody rekrut stalinowskiej armii dorastał w świecie tak odmiennym od mojego, że należało zacząć od pejzażu, języka, rodziny, wykształcenia, obaw i nadziei. Państwo, które rości sobie prawo do przekształcania ludzkich dusz, jak robiło to za Stalina, nieuchronnie wyciskało swoje piętno na każdym młodym człowieku; ich wewnętrzny świat został przez nie naruszony, jeśli nie wręcz całkowicie przebudowany” – pisze. Armia Czerwona liczyła miliony, a w jej szeregach znaleźli się rekruci i ochotnicy, zwykli mężczyźni i kobiety, jak również zawodowi żołnierze. „Na wiele sposobów armia uosabiała społeczeństwo, z którego wyrosła, a jej losy odzwierciedlają mocne i słabe punkty tego utraconego świata” – dodaje.
Książka „Wojna Iwana. Życie i śmierć w Armii Czerwonej 1939-1945” Catherine Merridale ukazała się nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.
Anna Kruszyńska (PAP)
akr/