Nie wiemy jeszcze o Edwardzie Gierku bardzo ważnej rzeczy, a pewnie i długo nie będziemy wiedzieć – myślę tutaj o jego powiązaniach ze Związkiem Sowieckim i z sowieckimi służbami specjalnymi, ale nie w okresie, kiedy był I sekretarzem KC PZPR, lecz dużo wcześniej: gdy był działaczem belgijskiej partii komunistycznej w pierwszych powojennych latach – mówi PAP prof. Jerzy Eisler, historyk, dyrektor Oddziału IPN w Warszawie.
Polska Agencja Prasowa: Jakie nastroje panowały w obozie władzy latem 1980 r.? Jaka była pozycja samego Edwarda Gierka jako I sekretarza KC PZPR?
Prof. Jerzy Eisler: Realny socjalizm cechował się m.in. tym, że prewencyjna cenzura oraz jednolity system propagandy kontrolowany przez Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą, ze Służbą Bezpieczeństwa w tle, dbali o to, żeby społeczeństwo i zagranica nie byli informowani o tym, co się dzieje w kraju. Zakrawa to wręcz na paradoks, że dzisiaj historycy wiedzą dużo więcej niż ówcześni uczestnicy strony strajkującej tamtych wydarzeń, chociaż jeszcze więcej od historyków wiedzą żyjący działacze partyjni.
Dzisiaj wiemy natomiast, że Edward Gierek w lipcu 1980 r., u progu pierwszej fali strajków, zachował się bardzo nieodpowiedzialnie: wyjechał na tradycyjny urlop na Krym, a następnie udał się do Moskwy na igrzyska olimpijskie. W swoim wywiadzie rzece pt. „Przerwana dekada” z 1989 r. tłumaczył, że był to jego przemyślany wybieg, którym chciał pokazać, że sytuacja w Polsce jest pod kontrolą i nie dzieje się nic złego. A przecież mieliśmy za sobą już pierwsze, pojedyncze, lipcowe strajki.
PAP: Czy inni działacze partyjni patrzyli podobnie jak Gierek na przetaczającą się właśnie przez Polskę falę strajków?
Prof. Jerzy Eisler: Sądzę, że większość towarzyszy z kierownictwa partii latem 1980 r. nie doceniało w ogóle grozy i powagi sytuacji. Dzisiaj, z tego, co wiemy, najbardziej trzeźwi wydają się ci towarzysze, którzy dość szybko odrzucili rozwiązanie z użyciem siły i jakiejkolwiek formy pacyfikacji – tak jak w Grudniu ’70 – lecz zdecydowali się na rozwiązania polityczne.
Prof. Jerzy Eisler: Zaryzykowałbym tezę, że większość z nich tak, a ta władza dyktatorska ich uśpiła. Oczywiście otrzymywali meldunki dotyczące ingerencji podczas protestów, ale, powiedzmy sobie szczerze, nikt nie lubi dostawać tylko złych wiadomości. Ponadto nie ma żadnej pewności, że służby specjalne, cenzura i administracja terenowa PZPR przekazywały do góry „prawdę, całą prawdę i tylko prawdę”. Myślę, że należy nawet to wykluczyć, ponieważ nierzadko sprawozdania i raporty pisano pod domniemane gusta i przyzwyczajenia przełożonych z kierownictwa PZPR.
Sądzę zatem, że większość towarzyszy z kierownictwa partii latem 1980 r. nie doceniało w ogóle grozy i powagi sytuacji. Dzisiaj, z tego, co wiemy, najbardziej trzeźwi wydają się ci towarzysze, którzy dość szybko odrzucili rozwiązanie z użyciem siły i jakiejkolwiek formy pacyfikacji – tak jak w Grudniu ’70 – lecz zdecydowali się na rozwiązania polityczne. Jedną z takich osób był nadzorujący aparat bezpieczeństwa Stanisław Kania, który we wrześniu 1980 r. został I sekretarzem KC PZPR.
PAP: Co mogło sprawić, że Gierek zlekceważył to zagrożenie, jakie może nieść z sobą fala strajków? Czy tak pewnie się czuł na stanowisku?
Prof. Jerzy Eisler: Ważna wydaje mi się tutaj cecha charakteru Gierka, o której nie często się mówi. Poza wszystkim był on człowiekiem leniwym, nie za bardzo lubił pracę. To był jeden z tych polityków, którzy najlepiej czują się na salonach, dyplomatycznych przyjęciach. Myślę, że było mu bardzo przyjemnie, kiedy odwiedzał prezydenta Stanów Zjednoczonych w Białym Domu jako oficjalny gość, a także podczas wizyt u prezydenta Francji Valéry’ego Giscarda d’Estaing, kiedy był równorzędnym partnerem podczas rozmów. Zresztą d’Estaing również przyjeżdżał do Polski, do ośrodka w Arłamowie. Gierek był także człowiekiem o dość ograniczonych horyzontach intelektualnych, chociaż mówiono, że był inżynierem. Może i był inżynierem, ale matury nie miał. To nie był człowiek wykształcony, który stopniowo piąłby się do góry.
Prof. Jerzy Eisler: Gdyby latem 1980 r. Gierek rzeczywiście był wielkim i przenikliwym politykiem, a za takiego chciał uchodzić, nie popełniłby takich błędów, jakie jednak popełnił. Polsce jednak te popełnione przez niego błędy przyniosły wiele pozytywnych zmian.
Nie wiemy też jeszcze jednej ważnej rzeczy, a pewnie i długo nie będziemy o niej wiedzieć – myślę tutaj o powiązaniach Gierka ze Związkiem Sowieckim i z sowieckimi służbami specjalnymi, ale nie w okresie, kiedy był I sekretarzem KC PZPR, lecz jeszcze dużo wcześniej: gdy był działaczem belgijskiej partii komunistycznej w pierwszych powojennych latach. Wystarczy przypomnieć, że kiedy Nikita Chruszczow przyleciał do Warszawy w październiku 1956 r., aby zablokować powrót do władzy Władysława Gomułki, to wśród towarzyszy najwierniejszych Kremlowi wymieniał sowieckiego marszałka, a jednocześnie polskiego ministra obrony narodowej Konstantego Rokossowskiego, a także Zenona Nowaka i Franciszka Jóźwiaka – dwóch tzw. natolińczyków sympatyzujących z twardym, moskiewskim nurtem – oraz Edwarda Gierka właśnie, który był od trzech miesięcy zaledwie członkiem Biura Politycznego KC PZPR, a od marca 1956 r., a zatem od siedmiu miesięcy, sekretarzem KC PZPR. Na jakiej zasadzie Chruszczow uważał zatem, że Gierek jest niezawodnym przyjacielem ZSRS, a także zaliczał go do grona czterech najbardziej prosowieckich polskich towarzyszy? Niestety bez swobodnego dostępu do sowieckich materiałów przechowywanych dzisiaj w rosyjskich archiwach – a na szybki dostęp się nie zanosi – nie znajdziemy odpowiedzi na te pytania.
Oczywiście gdyby na podstawie tych materiałów okazało się, że Gierek był lojalnym człowiekiem Moskwy, to ten cały mit dobrego polskiego gospodarza w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych, a wcześniej dobrego gospodarza na Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim, zostałby bardzo poważnie podważony czy wręcz trzeba by go było odrzucić.
Gdyby latem 1980 r. Gierek rzeczywiście był wielkim i przenikliwym politykiem, a za takiego chciał uchodzić, nie popełniłby takich błędów, jakie jednak popełnił. Polsce jednak te popełnione przez niego błędy przyniosły wiele pozytywnych zmian – strajk w Gdańsku i wielu innych częściach kraju zakończył się sukcesem protestujących, niedługo potem powstała „Solidarność”, a dziewięć lat później Tadeusz Mazowiecki stworzył pierwszy niekomunistyczny rząd w dziejach powojennej Polski.
Prof. Jerzy Eisler: W drugiej połowie sierpnia w rejonie Gdańska skoncentrowano ponad 10 tys. milicjantów z całego kraju, a w odwodzie pozostawały jednostki Wojska Polskiego. To znaczy, że wariant z Grudnia ’70 nie do końca był jednak wykluczony, że brano pod uwagę rozwiązanie kryzysu za pomocą siły.
PAP: Twarzą obozu władzy podczas rozmów z Międzyzakładowym Komitetem Strajkowym był m.in. Mieczysław Jagielski. Jakie zatem było jego nastawienie do wydarzeń, w których przyszło mu brać udział?
Prof. Jerzy Eisler: Niektórzy czołowi działacze PZPR nigdy nie mieli w swoich życiorysach takiego okresu, w którym byli dobrzy dla Polski bezprzymiotnikowej, a nie tylko dla „Polski ludowej”, dla której wszyscy zawsze byli dobrzy. I właśnie dlatego bardzo ciekawy jest casus Mieczysława Jagielskiego, czyli kogoś, kto był przez kilkadziesiąt lat działaczem partyjnym, bardzo blisko współpracującym z Radą Wzajemnej Pomocy Gospodarczej i utrzymującym częste oraz ścisłe kontakty z sowieckimi towarzyszami. Jagielski był ponadto politykiem, który cieszył się uznaniem Władysława Gomułki, który sam będąc tytanem pracy – trzeba mu to sprawiedliwie oddać – bardzo cenił tych, którzy dużo pracowali i mieli dużą wiedzę. Gomułka nie cierpiał takich wystąpień, w których ktoś mówił, że „sprawa jest trudna, ale trzymamy rękę na pulsie, będziemy uważniej się przyglądać i kontrolować”. Za coś takiego potrafił zrugać od najgorszych najbardziej wpływowe osoby w partii i państwie. A Jagielski właśnie był inny. Ten aparatczyk i wieloletni wicepremier nagle okazał się zręcznym negocjatorem w Stoczni Gdańskiej, umiejętnie prowadząc i kontynuując linię dialogu.
Pamiętajmy jednak, że w tym samym czasie, czyli w drugiej połowie sierpnia, w rejonie Gdańska skoncentrowano ponad 10 tys. milicjantów z całego kraju, a w odwodzie pozostawały jednostki Wojska Polskiego. To znaczy, że wariant z Grudnia ’70 nie do końca był jednak wykluczony, że brano pod uwagę rozwiązanie kryzysu za pomocą siły.
PAP: Czy Jagielski o tym wiedział?
Prof. Jerzy Eisler: Nie wiemy, czy Jagielski, a także Kazimierz Barcikowski, który prowadził rozmowy ze szczecińskim Międzyzakładowym Komitetem Strajkowym, byli we wszystko wprowadzeni czy też zachowywali się trochę jak saper na polu minowym, starając się omijać miny i nie wylecieć w powietrze. To musiała być na pewno subtelna gra, aby nie zgodzić się na coś, za co potem byliby w kierownictwie partyjnym ostro atakowani.
Dzisiaj, z perspektywy czasu, patrzymy na Sierpień ’80 tylko i wyłącznie jako na sukces. A przecież przez wiele tygodni sytuacja w Polsce była dramatyczna. Podam jeden, choć zapomniany, na to przykład. W okresie działalności „Solidarności” był jeden segment gospodarczy wyłączony ze wszystkich strajków – pracy nigdy nie przerwały i nie podejmowały czynnego strajku Polskie Koleje Państwowe, chociaż pracownicy kolei mogli na znak solidarności ze strajkującymi robotnikami wieszać biało-czerwone flagi na dworcach i lokomotywach, a także nosić biało-czerwone opaski. Dlaczego tak się stało? Ponieważ w NRD stacjonowało ponad 400 tys. żołnierzy armii sowieckiej, a prawie wszystkie główne szlaki zaopatrzeniowe dla sowieckiej armii w NRD prowadziły ze Związku Sowieckiego przez Polskę. Gdyby zatem pociągi stanęły, choćby na godzinę, byłby to pretekst do natychmiastowej sowieckiej interwencji militarnej. Pamiętajmy również o kilkadziesięciu tysiącach sowieckich żołnierzy stacjonujących w Polsce na zachodnim Pomorzu i Dolnym Śląsku, do których także szlaki dla pociągów z zaopatrzeniem prowadziły po polskich torach. Kolejarze mieli jednak świadomość ogromnej odpowiedzialności za państwo.
Prof. Jerzy Eisler: W historii PRL możemy zauważyć łączność między społecznymi buntami, takimi jak Czerwiec ’56, Grudzień ’70 i Sierpień ’80, a zmianami na stanowisku I sekretarza KC PZPR. Ten system nie posiadał innych mechanizmów przeprowadzenia zmiany, to było wręcz wpisane w jego istotę. Dobrze, że w 1980 r. mogło się to dokonywać bezkrwawo i bez ofiar niewinnych ludzi, bo wcześniej było inaczej.
Jedyny fizyczny wypadek, kiedy koleje zastrajkowały, a pociągi stanęły, to strajk kolejarzy z Lublina w lipcu 1980 r. Czy ktoś w czasie pomiędzy strajkiem lubelskim a strajkiem gdańskim uzmysłowił robotnikom albo wręcz oni sami uzmysłowili sobie tę specyfikę sytuacji Polskich Kolei Państwowych i zagrożenia, jakie może przynieść zatrzymanie pociągów? Chyba nigdy nie znajdziemy na to pytanie odpowiedzi.
PAP: Czy obóz władzy wykorzystał strajki do odsunięcia Gierka od władzy? Czy możemy pokusić się o tezę, że gdyby nie wybuchły strajki, to Gierek utrzymałby się na stanowisku I sekretarza?
Prof. Jerzy Eisler: To bardzo ciekawe pytanie, a rzadko stawiane. Oczywiście nie znamy jednoznacznej odpowiedzi „tak/nie”, ale wydaje mi się, że ten stan głębokiego i permanentnego kryzysu mógłby trwać dłużej, choć nie pokuszę się o zgadywanie, o ile dłużej.
Zawsze się śmieję, że w statucie PZPR zapisano, że I sekretarza KC PZPR wybiera zjazd partii. Jednak nigdy, w całej historii PZPR, nie zdarzyło się, aby I sekretarza KC wybrano w ten sposób – Bolesław Bierut umarł, pełniąc funkcję I sekretarza, natomiast jego następcy byli zmieniani w sytuacji kryzysowej lub wybierani na zasadzie tymczasowości na kilka, kilkanaście miesięcy, tak jak np. Stanisław Kania, który był I sekretarzem od września 1980 do października 1981 r.
Czy bez tych strajków Gierka by odsunięto od władzy? Wydaje mi się to mało prawdopodobne. W historii PRL możemy jednak zauważyć tę łączność między społecznymi buntami, takimi jak Czerwiec ’56, Grudzień ’70 i Sierpień ’80, a zmianami na stanowisku I sekretarza KC PZPR. Te zmiany dokonywały się albo w trakcie tych polskich miesięcy, jak w Grudniu ’70, albo niedługo po nich, jak to się stało w 1956 r., kiedy kilka miesięcy po buncie w Poznaniu, ale w środku kryzysu Października ’56, władzę objął Władysław Gomułka. Gierek z kolei przestał być I sekretarzem kilka dni po podpisaniu Porozumień Sierpniowych.
Ten system nie posiadał innych mechanizmów przeprowadzenia zmiany, to było wręcz wpisane w jego istotę. Dobrze, że w 1980 r. mogło się to dokonywać bezkrwawo i bez ofiar niewinnych ludzi, bo wcześniej było inaczej.
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
akr/ skp /