Gdyby nie porozumienia Okrągłego Stołu, Polska mogłaby iść w stronę krajów Trzeciego Świata, w których rządy sprawuje oligarchia – mówi PAP Jan Skórzyński z Europejskiego Centrum Solidarności. „Upadek systemu mógłby nastąpić tylko za cenę krwi” – dodaje historyk.
PAP: Co skłoniło władze komunistyczne do tego, aby usiąść do rozmów z opozycją solidarnościową?
Jan Skórzyński: O rozmowach przy Okrągłym Stole zadecydowało kilka czynników. Jednym z nich było trwanie Solidarności, która po represjach stanu wojennego i pewnej zapaści w połowie lat 80. powróciła w 1988 roku na scenę polityczną. Innym czynnikiem była klęska polityki gospodarczej władz – Polska jeszcze od dekady Edwarda Gierka tkwiła w kryzysie ekonomicznym. Nie sposób było go zakończyć bez zasadniczych reform, do których władza nie była zdolna, gdyż narażały one interesy komunistów i wymagały aprobaty społecznej, której rząd nie uzyskał, przegrywając listopadowe referendum w 1987 roku. Jaruzelski nie zdołał naprawić gospodarki, mimo prób podejmowanych pod osłoną stanu wojennego. Pogarszające się warunki życia powodowały coraz większą utratę zaufania społecznego do ekipy rządzącej.
Jan Skórzyński: Koncepcją komunistów było dopuszczenie do zalegalizowania opozycji politycznej, ale nie do powrotu wielomilionowego ruchu związkowego – Solidarności. Zgadzali się zatem na pewien stopień pluralizmu politycznego, ale nie na pluralizm związkowy.
Gdy na początku roku 1988 stan nastrojów społecznych osiągnął poziom krytyczny, stało się jasne, że władzy grozi potężny, niekontrolowany wybuch społeczny. Postanowiła więc podjąć dialog z opozycją.
PAP: Czyli komuniści wierzyli, że Okrągły Stół pomoże im zachować władzę?
Jan Skórzyński: Tak. Właśnie dlatego zaczęli poważnie traktować możliwość porozumienia z głównym, umiarkowanym nurtem opozycji, reprezentowanym przez obóz solidarnościowy. Był on gotowy do jakiegoś kompromisu, nie projektował gwałtownej zmiany – stawiał na drogę pokojową i ewolucyjną.
Rozmowy podjęto w 1988 r. w wyniku strajków, które wybuchły w maju i sierpniu tego roku. Były to najpoważniejsze strajki od czasów wprowadzenia w Polsce stanu wojennego. Okazało się, że Solidarność nie tylko przetrwała, ale potrafi zorganizować protesty, zachowując status reprezentacji społeczeństwa. Wciąż żywa była jej legenda i autorytet Lecha Wałęsy.
PAP: Z jaką koncepcją przystępowali komuniści do rozmów z opozycją?
Jan Skórzyński: Koncepcją komunistów było dopuszczenie do zalegalizowania opozycji politycznej, ale nie do powrotu wielomilionowego ruchu związkowego – Solidarności. Zgadzali się zatem na pewien stopień pluralizmu politycznego, ale nie na pluralizm związkowy. Generał Kiszczak, minister spraw wewnętrznych i prawa ręka Jaruzelskiego, 31 sierpnia 1988 r. mówił w rozmowie z Wałęsą, że władze zapraszają do rozmów ludzi Solidarności, ale bez Solidarności jako organizacji, którą nadal uznawano za nielegalną.
Komuniści proponowali opozycji działalność w ramach stowarzyszeń, a w przyszłości być może w partiach politycznych, wejście do sejmu, a nawet do rządu. Miało to być jednak działanie w ramach systemu zdominowanego przez aparat PZPR.
Przez kilka miesięcy toczyły się o tę ofertę spory. Opozycja ją odrzuciła, upierając się przy żądaniu przywrócenia Solidarności. Wydawało się, że nie dojdzie do porozumienia. Przygotowany już do rozmów w Jabłonnie specjalny okrągły stół został zdemontowany. Dopiero w styczniu 1989 r. partia zgodziła się, aby działający w podziemiu związek został zalegalizowany, co otworzyło drogę do właściwych negocjacji Okrągłego Stołu.
O zmianie stanowiska komunistów w dużej mierze przesądziła jedna telewizyjna debata, która odbyła się 30 listopada 1988 r. Alfred Miodowicz, szef prorządowych związków zawodowych OPZZ i członek władz PZPR, niespodziewanie zaprosił do niej Lecha Wałęsę. Miodowicz był przekonany, że w starciu przed kamerami łatwo pokona prostego elektryka – całkowicie się pomylił. Lider opozycji, którego propaganda przedstawiała jako awanturnika i ekstremistę, nie tylko zdecydowanie wygrał z Miodowiczem w dyskusji, ale też pokazał się jako rozsądny i umiarkowany przywódca, twardo obstający przy żądaniu pluralizmu związkowego, a zarazem gotowy do kompromisu. Tym jednym występem telewizyjnym, który oglądały miliony ludzi, Lech Wałęsa zdobył sobie ponownie Polaków. Nastąpił także skok poparcia w opinii społecznej dla postulatu relegalizacji Solidarności. Wynik tej debaty miał też znaczący wpływ na stanowisko komunistów – zrozumieli oni, że Wałęsa jest niezbywalnym partnerem porozumienia, że nie ma już ucieczki od zgody na powrót Solidarności.
Jan Skórzyński: Opozycja w swoim głównym, solidarnościowym nurcie bała się gwałtownych wybuchów społecznych i ceny krwi, jaką za nie trzeba płacić, miała w pamięci m.in. krwawy finał protestów z Grudnia 1970 r. Chciała także uniknąć wojskowej interwencji sowieckiej, co jak pokazywały doświadczenia Węgier z 1956 r. i Czechosłowacji z 1968 r., groziło w przypadku zbyt daleko idących zmian demokratycznych.
PAP: Na co liczyli ludzie Solidarności biorąc udział w rozmowach?
Jan Skórzyński: Polska opozycja od lat 70. stosowała strategię ewolucyjną, czyli wymuszała kolejne zmiany poszerzające sferę wolności w Polsce, ale nie stawiała jako postulatu „na dziś” upadku systemu, wprowadzenia od razu demokracji parlamentarnej. To były otwarcie deklarowane cele perspektywiczne, ale przewidywano, że droga do nich może być długa. Opozycja w swoim głównym, solidarnościowym nurcie bała się gwałtownych wybuchów społecznych i ceny krwi, jaką za nie trzeba płacić, miała w pamięci m.in. krwawy finał protestów z Grudnia 1970 r. Chciała także uniknąć wojskowej interwencji sowieckiej, co jak pokazywały doświadczenia Węgier z 1956 roku i Czechosłowacji z 1968 r., groziło w przypadku zbyt daleko idących zmian demokratycznych.
Podjęcie rozmów Okrągłego Stołu miało być zatem kolejnym etapem na drodze do wolności i niepodległości. Przede wszystkim zamierzano odzyskać to, co utracono w wyniku stanu wojennego. Domagano się m.in. przywrócenia legalnie działającej Solidarność, swobody stowarzyszania się, rozszerzenia wolności słowa, ograniczenia cenzury, zabiegano o niezależność sądownictwa, autentyczny samorząd terytorialny i reformę gospodarki w duchu wolnorynkowym.
Opozycja nie domagała się natomiast uczestnictwa w wyborach do sejmu i wejścia do parlamentu. Była to oferta komunistów i przedmiot przetargu. W zamian za zmiany demokratyczne, których oczekiwała Solidarność, komuniści żądali od niej wzięcia udziału w „niekonfrontacyjnych” wyborach, czyli takich, które miały zapewnić większość obozowi rządzącemu. Udział opozycji miał przynieść stabilizację polityczną i legitymizację zreformowanego systemu władzy.
PAP: Czy sukces Okrągłego Stołu zaskoczył opozycję?
Jan Skórzyński: W trakcie obrad Okrągłego Stołu okazało się, że rozmowy o legalizacji Solidarności – co było głównym celem opozycji – idą stosunkowo łatwo. Skupiono się więc na wywalczenia innych postulatów demokratycznych. Dzięki temu rezultatem negocjacji był generalny remont systemu politycznego w Polsce.
Kluczową kwestią był sposób przeprowadzenia wyborów – komuniści chcieli stworzyć wspólny front na rzecz reform, ale opozycja nie chciała się utożsamiać z władzą. Innym problemem były uprawnienia prezydenta, który to urząd zaprojektowano z myślą o generale Jaruzelskim. Partia chciała jak największych kompetencji dla głowy państwa, opozycja dążyła do ich ograniczenia. W trakcie ostrych sporów na ten temat komuniści zaproponowali wolne wybory do Senatu, co zmieniało sytuację.
Traktowane początkowo jako cena za powrót Solidarności zgoda na udział w wyborach i uczestnictwo w parlamencie okazały się – paradoksalnie – zyskiem dla opozycji. W wyniku negocjacji wybory zresztą zmieniły swój charakter z reżyserowanego spektaklu w prawdziwą konkurencję między dwoma obozami politycznymi. Końcowy kształt porozumienia Okrągłego Stołu przewidywał wyłonienie w wyniku wolnego głosowania 100 proc. miejsc w Senacie i 35 proc. w Sejmie, a więc wybory były znacznie bardziej demokratyczne niż to było zamiarem komunistów.
Zwycięstwo opozycji było ogromnym zaskoczeniem dla obu stron. Porozumienia Okrągłego Stołu przewidywały, że opozycja pozostanie opozycją; dopiero kolejne wybory, za cztery lata, miały być całkowicie wolne. Ten kalendarz zmieniły wyniki wyborów czerwcowych – pokazały one siłę opozycji, która w dwa miesiące przeprowadziła jedną z najskuteczniejszych kampanii wyborczych w historii. Masowe głosowanie na kandydatów Solidarności dało jej tak silną pozycję w parlamencie, że bez jej zgody nie można ani powołać rządu, ani prezydenta.
Jan Skórzyński: Okrągły Stół był przykładem dla społeczeństw bloku sowieckiego, dowodem na to, ile można zdobyć przystępując do rozmów z władzą. Jeżeli Polska, najważniejsze ogniwo imperium, mogła osiągnąć to, co osiągnęła, to tym bardziej mogły to uczynić inne kraje. Klimat społeczny, który szedł z Polski, pokazywał innym drogę do sukcesu. To był efekt domina.
PAP: Na czym polegała rola Kościoła podczas rozmów?
Jan Skórzyński: Kościół był pośrednikiem, „przyzwoitką polityczną”. Ludzie Kościoła wielokrotnie organizowali spotkania przedstawicieli władzy i obozu solidarnościowego. Duchowni asystowali przy tych rozmowach zapewniając ich dyskrecję i gwarancję dotrzymania umów z obu stron.
Kościół dawał poczucie bezpieczeństwa, gwarantował treść uzgodnień, w niektórych momentach – kiedy dochodziło do spięć – rozładowywał napięcie. Wszystko to odbywało się przy aprobacie papieża Jana Pawła II. Możliwe, że gdyby nie postawa Kościoła, rozmowy Okrągłego Stołu nie zakończyłyby się sukcesem.
PAP: Jaki wpływ na rozmowy przy Okrągłym Stole miała sytuacja międzynarodowa?
Jan Skórzyński: W dekadzie lat 80. XX w. nastąpiła ogromna zmiana sytuacji międzynarodowej, co było związane z dojściem do władzy w Związku Sowieckim Michaiła Gorbaczowa. Zrozumiał on, że system sowiecki jest skazany na porażkę w rywalizacji wojskowej i technologicznej z Zachodem, jeśli nie ograniczy zbrojeń i nie zmodernizuje państwa. Gorbaczow podjął próby reform wewnętrznych i śmiałe zmiany w polityce zagranicznej – odszedł od agresywnej polityki imperialnej.
W latach 1987-1988 stało się jasne, że ZSRS nie będzie za wszelką cenę ratować władzy komunistów w krajach bloku sowieckiego. W grudniu 1988 r. Gorbaczow oświadczył na forum ONZ, że w stosunkach międzynarodowych - także w relacjach między państwami komunistycznymi – nie można stosować siły, ani grozić jej użyciem. Odwołał tym samym tzw. doktrynę Breżniewa. Oznaczało to, że Związek Sowiecki nie będzie ingerował zbrojnie w państwach Ukladu Warszawskiego.
PAP: Czy można uznać Okrągły Stół za mit założycielski wolnej Polski?
Jan Skórzyński: Na pewno. U źródeł wolnej Polski leży konsekwentny, wieloletni opór wobec władzy komunistycznej, ale także gotowość do kompromisu i porozumienie opozycji z obozem rządzącym co do ewolucyjnego, pokojowego wyjścia z systemu i odbudowy demokracji.
Taka była polska droga do wolności. W istocie historia Solidarności rozciąga się od jednego porozumienia do drugiego – od Porozumień Sierpniowych do kompromisu przy Okrągłym Stole. Przy czym to drugie porozumienie przyniosło Polakom o wiele większy zakres wolności niż to pierwsze.
Proces dochodzenia Polaków do demokracji można rozłożyć na kilka etapów – każdy z nich pozwalał na przejście do następnego. Jednym z tych etapów były negocjacje Okrągłego Stołu, następnym – wybory czerwcowe. Zakończeniem tego procesu było powołanie rządu Tadeusza Mazowieckiego 12 września 1989 r.
PAP: Czy można jednoznacznie stwierdzić, że przemiany wolnościowe zaczęły się właśnie w Polsce?
Jan Skórzyński: Przemiany, o których mowa, zaczęły się już w sierpniu 1980 r. Rok 1989 pokazał natomiast, że daleko idące zmiany polityczne są możliwe i nie budzą agresji Związku Sowieckiego.
Okrągły Stół był przykładem dla społeczeństw bloku sowieckiego, dowodem na to, ile można zdobyć przystępując do rozmów z władzą. Jeżeli Polska, najważniejsze ogniwo imperium, mogła osiągnąć to, co osiągnęła, to tym bardziej mogły to uczynić inne kraje. Klimat społeczny, który szedł z Polski, pokazywał innym drogę do sukcesu. To był efekt domina.
PAP: Jak rozmowy Okrągłego Stołu oceniały środowiska opozycyjne, które nie popierały jakichkolwiek kompromisów z władzą?
Jan Skórzyński: Część polityków związanych z ruchem solidarnościowym dystansowało się lub wręcz sprzeciwiało Okrągłemu Stołowi. Byli wśród nich działacze „Solidarności Walczącej” kierowanej przez Kornela Morawieckiego.
W tym nurcie mieściła się też grupa dysydentów z Solidarności – Grupa Robocza Komisji Krajowej – m.in. Marian Jurczyk, Andrzej Gwiazda i Jan Rulewski. Nie sprzeciwiali się oni samej decyzji o rozmowach z komunistami, krytykowali jednak sposób, w jaki ją podjęto.
Z kolei członkowie Konfederacji Polski Niepodległej (KPN) uważali, że komuniści nie dotrzymają obietnic, a opozycja straci wiarygodność społeczną. W przekonaniu KPN należało podjąć radykalne kroki w celu odzyskania niepodległości, m.in. strajki. Miało to wymusić zmiany polityczne bez żadnych koncesji dla ekipy rządzącej.
Wszystkie te grupy pozostawały jednak w wyraźnej mniejszości w ruchu opozycyjnym. Jak się okazało zresztą, koncepcja KPN przegrała – Leszek Moczulski i jego współpracownicy nie zdobyli mandatów wyborczych w wyborach czerwcowych 1989 r.
Jan Skórzyński: Brakuje nam poczucia sukcesu, dumy z tego, co udało nam się zrobić. W ciągu ostatnich 25 lat Polacy sami ukształtowali swój los – święto 4 czerwca powinno być chwilą satysfakcji z tego, co udało nam się osiągnąć. Nikt nam tego nie podarował; Polacy mądrzy wykorzystali dziejową okazję, aby odzyskać wolność. (...) Mamy dzisiaj Polskę demokratyczną, bezpieczną, rozwijającą się. To znacznie więcej niż osiągnęła II Rzeczpospolita.
PAP: Porozumienia Okrągłego Stołu są różnie oceniane, wciąż budzą dyskusje. Z czego to wynika?
Jan Skórzyński: Niestety historia najnowsza stała się dziś polem walki politycznej. Pokutuje m.in. legenda o tajnych układach przy Okrągłym Stole lub w Magdalence.
Bardzo dobrze znamy przebieg wszystkich najważniejszych negocjacji z lat 1988-1989 – odbywały się one w obecności przedstawicieli Kościoła. Wydane są zapisy tych rozmów. Współpracownik abp Bronisława Dąbrowskiego, osoby numer dwa w Kościele polskim tamtej dekady, ks. Alojzy Orszulik był świadkiem rozmów opozycji z władzą, zachowały się jego bardzo dokładne notatki. Wynika z nich, że żadnych ukrytych porozumień w 1989 r. nie było. Na poparcie teorii spiskowych nie ma żadnych dowodów. Jeżeli się one utrzymują, to tylko dlatego, że są one korzystne politycznie.
PAP: Co by było, gdyby nie doszło do rozmów Okrągłego Stołu?
Jan Skórzyński: Alternatywą najbardziej prawdopodobną jest powolne staczanie się Polski w stronę jeszcze głębszego kryzysu gospodarczego, brak reform, ciąg dalszy dominacji komunistów w aparacie władzy. Polska mogłaby iść w stronę krajów Trzeciego Świata, gdzie istnieją olbrzymie zróżnicowania społeczne a rządy sprawuje oligarchia – broniona przez siły policji i wojska. Upadek systemu mógłby nastąpić tylko za cenę krwi – po gwałtownych protestach społecznych.
Można sobie wyobrazić np. wprowadzenie wolnego rynku przez rządzących nadal, choć zreformowanych komunistów. Modernizacja systemu mogłaby się odbyć bez zasadniczej demokratyzacji, tak jak to planował rząd Mieczysława Rakowskiego. Znamy przykłady dyktatur wojskowych, które prowadziły liberalną politykę gospodarczą, wyciągając kraj z kryzysu i osiągając dzięki temu poparcie społeczne, nie ewoluowały one jednak w kierunku demokracji.
Gdyby nie było polskiego przełomu, mogłoby nie dojść do pokojowego rozpadu bloku sowieckiego. Koniec komunizmu mógł wszędzie wyglądać tak jak w Rumunii.
PAP: 4 czerwca przypada 25. rocznica pierwszych po wojnie częściowo wolnych wyborów parlamentarnych. Czym dla Polaków powinna być ta data?
Jan Skórzyński: Brakuje nam poczucia sukcesu, dumy z tego, co udało nam się zrobić. W ciągu ostatnich 25 lat Polacy sami ukształtowali swój los – święto 4 czerwca powinno być chwilą satysfakcji z tego, co udało nam się osiągnąć. Nikt nam tego nie podarował; Polacy mądrzy wykorzystali dziejową okazję, aby odzyskać wolność. Na całym świecie Polska jest postrzegana jako kraj wielkiego sukcesu. Mamy dzisiaj Polskę demokratyczną, bezpieczną, rozwijającą się. To znacznie więcej niż osiągnęła II Rzeczpospolita.
Rozmawiał Waldemar Kowalski (PAP)
wmk/ ls/
***
Dr hab. Jan Skórzyński - historyk, pracuje w Europejskim Centrum Solidarności, profesor Collegium Civitas. Autor książek o najnowszej historii Polski, m.in.: Kalendarium Solidarności 1980-89, Rewolucja Okrągłego Stołu, Zadra. Biografia Lecha Wałęsy, Siła bezsilnych. Historia Komitetu Obrony Robotników (nominowana do nagrody im. K. Moczarskiego). Jest redaktorem naczelnym pisma „Wolność i Solidarność. Studia z dziejów opozycji wobec komunizmu i dyktatury”.