O rzezi wołyńskiej napisano w ostatnim czasie dużo. Natomiast zbrodnia dokonana przez ukraińskich nacjonalistów na polskich mieszkańcach Galicji Wschodniej wciąż pozostaje niezbadanym i w dużej mierze nieobecnym w świadomości społecznej tematem. Nad nim właśnie postanowił pochylić się Damian Karol Markowski.
Osobom zainteresowanym historią dawnych kresów II Rzeczpospolitej autora nie trzeba przedstawiać. Historyk i badacz dziejów Europy Wschodniej ma już w swoim dorobku kilka publikacji poświęconych tej tematyce. Warto wspomnieć choćby o „Płonących Kresach” – pierwszej w polskim piśmiennictwie pracy relacjonującej przebieg operacji „Burza” na wschodnich rubieżach dawnej Rzeczpospolitej czy o dwóch książkach o Lwowie, dokumentujących tak historię walk o miasto u zarania polskiej niepodległości, jak i jego trudną sytuację polityczną i militarną u schyłku II wojny światowej. Tym razem Markowski podjął się zbadania zbrodni galicyjskiej oraz obalenia narosłych wokół niej mitów czy błędnych przekonań.
Tuż po kulminacji tragicznych wydarzeń na Wołyniu, na dawnych ziemiach Rzeczpospolitej doszło do kolejnych aktów ludobójstwa – tym razem w Galicji Wschodniej. To obszar znacznie rozleglejszy od polskiej części Wołynia, rozciągający się od nadbużańskich ziem po Karpaty i od Sanu po Zbrucz. W ciągu mniej więcej dwóch lat – od lata 1943 roku do czerwca 1945 roku – ukraińscy nacjonaliści zamordowali przynajmniej 30 tysięcy. Gdy dodamy tych, którzy zginęli z rąk funkcjonariuszy Ukraińskiej Policji Pomocniczej i 4. Pułku Policyjnego SS, całkowity bilans ofiar wzrasta aż do 265 tysięcy osób. Choć w założeniu ukraińskich partyzantów „antypolska akcja” w Galicji Wschodniej miała przybrać inny charakter niż działania na Wołyniu. W rzeczywistości nie ustępowała jej pod kątem okrucieństwa i bezwzględności.
Ludobójstwo dokonane na obszarze Galicji Wschodniej jest przez wielu historyków mylnie zaliczane do historii Wołynia lub osadzane w szerszym kontekście „konfliktu polsko-ukraińskiego”. W swojej książce Markowski ukazuje jego wyjątkowość. Swoją narrację zaczyna od upadku II Rzeczpospolitej w 1939 roku, kończy ją zaś na roku 1945 i ostatnich akordach „antypolskiej akcji” ukraińskich nacjonalistów oraz na działaniach odwetowych polskiego podziemia, przeprowadzonych w tej części Galicji Wschodniej, która znalazła się w granicach powojennej Polski.
Zamykając się w tym przedziale czasowym, autor ukazuje w niemal cały przekrój ówczesnych stosunków polsko-ukraińskich. Zaczyna od podejmowanych z daremnym skutkiem prób porozumienia. Następnie prowadzi czytelnika przez stopniową radykalizację ukraińskich nacjonalistów i podburzanie przez nich ludności wiejskiej przeciwko Polakom, ukazuje ich reakcje na zbrodnię wołyńską i ukraińskie plany przeniesienia jej doświadczeń na grunt Galicji Wschodniej. Jednocześnie Markowski oddaje też głos jej polskim mieszkańcom. Opisuje rodzący się w nich bunt i nienawiść wobec ukraińskich sąsiadów, ale i rosnące poczucie strachu i bezowocne apele kierowane do polskich władz o pomoc w walce z zagrożeniem ze strony Ukraińców. Wreszcie omawia samą zbrodnię – okrucieństwo i zorganizowany charakter działań ukraińskich nacjonalistów, bezradność polskich cywilów czy reakcję z zewnątrz – głównie niemieckiego okupanta podburzającego oprawców oraz Węgrów, którzy w zdecydowanej większości przyszli Polakom z pomocą.
Autor nie unika trudnych tematów. Pisze choćby o zlekceważeniu problemu przez polskie podziemie czy niemożności wypracowania jednolitego sposobu postępowania z ukraińskimi nacjonalistami. To wszystko sprawia, że gdy dochodzi do zbrodni, polscy mieszkańcy Galicji Wschodniej zostają pozostawieni sami sobie – i swoim oprawcom. Markowski nie pisze jednak z pozycji sędziego, nie feruje sądów czy oskarżeń – nie robi tego również, gdy pisze o ukraińskich badaczach i ich współczesnym postrzeganiu tego tematu.
A ono w wielu miejscach mija się z historyczną prawdą – bo trudno, zgodnie z jej wymogami, nazwać ludobójstwo dokonane na bezbronnej ludności cywilnej mianem „zawziętej wojny między podziemnymi ruchami obu narodów” – jak zrobił to Wołodymyr Wiatrowycz, ukraiński historyk i jeden z architektów polityki historycznej Ukrainy. Podobnie mocno rozmija się z prawdą historyczną nazwanie mordów i zorganizowanych czystek etnicznych mianem „aktywnej pracy” ukraińskiej formacji.
Dostrzegając ten problem, Markowski podchodzi do niego z dużym wyczuciem, którego brakuje wielu autorom podobnych publikacji oraz – co najważniejsze – zrozumieniem celu, jakiemu powinny służyć tego typu opracowania: rozliczeniu się z bolesną przeszłością i zabliźnieniu jątrzących się ran.
Natalia Pochroń
Źródło: MHP