24 czerwca 1914 r. przyszedł na świat Jan Kozielewski, znany później jako Karski. Legendarny kurier z Warszawy, emisariusz Polskiego Państwa Podziemnego, był jednym z pierwszych, którzy przekazali aliantom informacje o zagładzie Żydów w okupowanej przez Niemców Polsce.
Z dzieciństwa zapamiętał głównie niedostatek – Kozielewscy mieszkali w biednej, nieskanalizowanej dzielnicy Łodzi. Ojciec całe dnie spędzał w zakładzie rymarsko-kaletniczym, a matka zajmowała się domem. Wzorem dla Jana pozostawał starszy brat Marian, legionista, zadeklarowany piłsudczyk, który zrobił karierę w Policji Państwowej. Punktem wyjścia przyszłego legendarnego kuriera z Warszawy był więc, jak pisał prof. Andrzej Żbikowski, „tradycyjny katolicyzm i wierność idei Legionów marszałka Piłsudskiego. Sam Profesor rzadko wracał do tych miejsc i czasów zakorzenienia. Być może dlatego, że nigdy nie stawiał siebie na pierwszym miejscu, lecz wręcz ukrywał się w cieniu wydarzeń, których był świadkiem”.
Jak rozgnieciony robak
„Kozielewski jest człowiekiem bardzo zdolnym i inteligentnym; posiada silnie rozwinięty zmysł obserwacyjny i dużą łatwość uczenia się; umysł analityczny, dużo zmysłu krytycznego” – oceniał w 1938 r. swojego praktykanta ówczesny konsul generalny Karol Poznański.
Kilkanaście miesięcy później dobrze wykształcony, młody, choć już doświadczony dyplomata i prawnik Jan Kozielewski, w ramach powszechnej mobilizacji został skierowany do 5. Dywizjonu Artylerii Konnej w Oświęcimiu. Żołnierze jednak nie wzięli udziału w walkach. Po kilkunastu dniach wędrówki – 17 września – pod Tarnopolem dostali się do niewoli sowieckiej. Kozielewski pozbył się dystynkcji oficerskich i jako szeregowiec został przekazany stronie niemieckiej. Na terenie okupowanej Polski uciekł z niemieckiego transportu, a w połowie listopada 1939 r. był już w Warszawie, gdzie wkrótce rozpoczął działalność konspiracyjną. Szybko doceniono jego doskonałą pamięć i znajomość języków obcych. Został wytypowany jako jeden z kurierów politycznych. W styczniu 1940 r. rozpoczął swoją pierwszą misję w Paryżu i Angers. Kozielewski z kolejnych zadań wywiązywał się wzorowo, zyskując zaufanie polityków.
„Pierwsze raporty Karskiego zaskakiwały dojrzałością, pokazały też, że ich autor posiada umiejętność syntezy i dar samodzielnego myślenia” – pisała Beata Wolszczak. Mimo przestrzegania zasad konspiracji i wszelkich środków ostrożności w czasie jednej z kolejnych misji do Francji został zatrzymany niedaleko Koszyc. Zdołał zniszczyć mikrofilmy, które przenosił. W więzieniu został poddany brutalnemu przesłuchaniu przez gestapo. Obawiając się, że nie wytrzyma kolejnych tortur i zdradzi szczegóły dotyczące wewnętrznych spraw podziemia, zdecydował się popełnić samobójstwo.
„Pomyślałem o mojej matce, o dzieciństwie, studiach, wielkich planach na przyszłość. Zrobiło mi się żal, że muszę umierać tak anonimowo, bezsensownie i banalnie jak rozgnieciony robak. Ani rodzina, ani koledzy, ani przełożeni z Podziemia nigdy nie dowiedzą się, jak i gdzie zginąłem, gdzie mnie pochowali” – wspominał w „Tajnym państwie”.Odratowany trafił do więziennego szpitala, z którego został uwolniony dzięki akcji Związku Walki Zbrojnej. Dopiero po latach dowiedział się, że przy jego ucieczce pomagało przeszło dwadzieścia osób, a Niemcy w odwecie rozstrzelali ponad trzydzieści.
Bydła ludzie tak nie traktują
Ocalony Kozielewski rozpoczął pracę w Biurze Informacji i Propagandy ZWZ. Był odpowiedzialny za analizowanie prasy konspiracyjnej, łączność z Delegaturą Rządu i informowanie jej o życiu podziemnym oraz utrzymywanie kontaktu między Komendą Główną ZWZ a poszczególnymi ośrodkami politycznymi w kraju.
W 1942 r. przełożeni przydzielili mu kolejną przełomową misję. Tym razem, używając pseudonimu Jan Karski, miał wyruszyć do Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Jednym z celów było poinformowanie przedstawicieli Zachodu o tragicznej sytuacji ludności żydowskiej pod okupacją niemiecką. Krótko przed rozpoczęciem podróży na polecenie Delegata Rządu na Kraj Cyryla Ratajskiego spotkał się z przedstawicielem Bundu, Leonem Feinerem i delegatem syjonistów Menachemem Kirszenbaumem.
„Jadę w oficjalnej misji. W jej ramach chcę przekazać wasz apel do świata. Zrobię to uczciwie. Co chcecie, abym powiedział w imieniu Żydów?” – zapytał Karski.
„Zagłada jest faktem. Nie możemy się obronić sami. Nikt w Polsce też nie jest nam w stanie pomóc. Niemcom nie chodzi o to, aby zrobić z nas niewolników, jak z Polaków czy innych podbitych narodów. Im chodzi o zgładzenie wszystkich Żydów. Na tym polega różnica! I… świat tego nie rozumie. Zginiemy wszyscy, może uratują się nieliczni. Ani polskie, ani tym bardziej żydowskie Podziemie nie jest w stanie temu zapobiec. Cała odpowiedzialność spoczywa na aliantach. Niech żaden przedstawiciel w Lidze Narodów nie śmie się tłumaczyć, że nie wiedział, co tu się dzieje!” – mieli odpowiedzieć przedstawiciele organizacji żydowskich.
Chcąc zebrać szersze informacje na temat zagłady Żydów, Karski dwukrotnie przedostał się do warszawskiego getta, a także do obozu przejściowego w Izbicy, z którego Żydzi byli kierowani do obozów zagłady. „Znowu widziałem straszne rzeczy. Rampa kolejowa, wywózka z tego obozu. Żandarmi, esesmani, masy Żydów. Nie wiem – tysiąc, półtora tysiąca. Dzieci, kobiety, starcy. […] Przerażenie. Obraz nie z tego świata, bydła ludzie tak nie traktują” – wspominał.
„Wszystko zmarznięte, zrozpaczone, bezmyślne, głodne. Gromada męczonych zwierząt – nie ludzie. To działo się tygodniami” – zapisał w innym miejscu.
Karski w przygotowywanych raportach odnosił się nie tylko do położenia Żydów na ziemiach wcielonych do Rzeszy oraz w Generalnym Gubernatorstwie, wskazywał również na odmienną sytuację ludności żydowskiej pod okupacją sowiecką.
„Żydzi są tu u siebie, nie tylko nie doznają upokorzeń i prześladowań, ale posiadają, dzięki swojemu sprytowi i umiejętności przystosowania się do każdej nowej sytuacji, pewne uprawnienia natury zarówno politycznej, jak i gospodarczej” – pisał.
Nie jestem w stanie uwierzyć
W listopadzie 1942 r. Karski bezpiecznie dotarł przez Niemcy, Francję i Hiszpanię do Londynu. W rozmowie ze Szmulem Zygielbojmem, przedstawicielem Bundu i członkiem Rady Narodowej RP, przekazał wiadomość o tragicznym położeniu Żydów w okupowanej Polsce. Zygielbojm miał powiedzieć pod koniec spotkania: „Zrobię wszystko, co w mojej mocy. Zrobię wszystko, o co mnie proszą. Jeśli tylko będę mógł…”. Kilka miesięcy później, gdy w dzienniku „Times” przeczytał o upadku powstania w warszawskim getcie, Zygielbojm popełnił samobójstwo, odkręcając w mieszkaniu gaz. W pożegnalnym liście napisał, że odbiera sobie życie w „proteście przeciwko światu bez sumienia. Z nadzieją, że może jego ofiara uratuje Żydów, którzy jeszcze żyją”.
W tym czasie Karski był już w Stanach Zjednoczonych, gdzie opowiadał amerykańskim politykom, dziennikarzom, pisarzom o niemieckim terrorze, konspiracyjnej walce Polaków, o jedynym w okupowanej Europie państwie podziemnym, zagrożeniu komunistycznym, a także o fatalnej sytuacji Żydów pod okupacją niemiecką. Feliks Frankfurter, amerykański prawnik pochodzenia żydowskiego, ówczesny sędzia Sądu Najwyższego, miał na relację Karskiego odpowiedzieć: „Człowiek taki jak ja, który rozmawia z człowiekiem takim jak pan, musi być całkowicie szczery. Toteż ja mówię: nie jestem w stanie uwierzyć w to, co pan mi powiedział”.
W podobny sposób reagowali inni – większość rozmówców w tym prezydent Stanów Zjednoczonych Franklin Delano Roosevelt, nie dowierzała doniesieniom kuriera z Warszawy lub je ignorowała. „Niewątpliwie Roosevelt został rzeczowo poinformowany o sytuacji w okupowanej Polsce […]. Wydaje się, że słuchał wypowiedzi Karskiego z autentycznym zainteresowaniem i głębokim przejęciem. Najsłabsza, i to rzeczywiście zaskakuje, była jego reakcja na wieści o zagładzie europejskich Żydów. Nie podtrzymał tego wątku, nie pytał o szczegóły” – podkreślał prof. Żbikowski w biografii „Karski”.
Niewygodny autor bestsellera
Po wojnie Jan Karski zdecydował się pozostać na emigracji w Stanach Zjednoczonych. Podjął studia z zakresu nauk politycznych i obronił doktorat na Uniwersytecie Georgetown w Waszyngtonie. Tam, przez dalsze czterdzieści lat wykładał (od 1964 r. jako profesor zwyczajny) stosunki międzynarodowe i teorię komunizmu. Wśród jego studentów znalazł się m.in. przyszły prezydent Bill Clinton. Jako ekspert współpracował z FBI, CIA i Pentagonem. Wydana w 1944 r. książka Karskiego „Tajne państwo” od razu została bestsellerem – tylko w pierwszych dniach sprzedano 50 tys. egzemplarzy. Wydawnictwo zdecydowało się więc na gigantyczny dodruk – 350 tys. dodatkowych książek. Podpisano umowy na tłumaczenia na francuski, norweski i szwedzki. W promocję zaangażowano nawet Emery’ego Reevesa, agenta literackiego reprezentującego w USA m.in. Winstona Churchilla. Jednak z czasem Karski zaczął być niewygodny.
„Jako zdeklarowany przeciwnik Rosji sowieckiej na oficjalnych spotkaniach głośno wyrażał oburzenie z powodu aresztowania i skazania na wieloletnie wyroki więzienia szesnastu przywódców polskiego podziemia” – wyjaśniała Beata Wolszczak.
Do końca życia legendarny kurier z Warszawy zarzucał sobie, że nie zrobił wystarczająco dużo dla ratowania Żydów. Nie potrafił zrozumieć dlaczego informacje, które przekazał światu, nie wywołały oczekiwanych, stanowczych reakcji. Poczucia rozgoryczenia nie osłabił nadany mu w latach osiemdziesiątych tytuł „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Zmarł 13 lipca 2000 r. w Waszyngtonie. Amerykański tygodnik „Newsweek” uznał go za jedną z najwybitniejszych postaci XX w.
„On starał się dotrzeć do świadomości, a jeszcze bardziej pobudzić sumienie Zachodu. Osiągnął swój cel tylko do pewnego stopnia. I to była tragedia jego życia” – mówił o zmarłym naukowiec i polityk polskiego pochodzenia Zbigniew Brzeziński.
Dr Jan Hlebowicz (IPN Gdańsk)
Źródło: Muzeum Historii Polski
szuk/