Pomnik Pamięci Ofiar Lubina' 82 w Lubinie. Fot. PAP/Krzysztof Ćwik
Wiceprezes IPN Karol Polejowski poinformował we wtorek o akcie oskarżenia wobec 10 byłych funkcjonariuszy milicji, którzy wzięli udział w pacyfikowaniu solidarnościowej manifestacji w Lubinie w 1982 r. Przypominamy dotychczasowy przebieg tej sprawy.
Aktem oskarżenia przygotowanym przez prokuratorów Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu objęci są byli funkcjonariusze ZOMO (Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej). 31 sierpnia 1982 r. zostali wysłani do spacyfikowania manifestacji zorganizowanej z inicjatywy zdelegalizowanej przez władze stanu wojennego „Solidarności”. W sumie przeciwko demonstrantom skierowano ok. 150 milicjantów różnych formacji. Część była uzbrojona w broń palną. Od wystrzelonych przez nich kul zginęły trzy osoby, a jedenaście zostało rannych.
W toku śledztwa wszczętego już po upadku PRL-u prokuratura postawiła zarzut „sprawstwa kierowniczego” kilku osobom. Przed sądem stanęli ostatecznie były zastępca komendanta wojewódzkiego milicji w Legnicy Bogdan G., były dowódca jednego z plutonów ZOMO Tadeusz J. oraz Jan M. - były zastępca komendanta miejskiego milicji w Lubinie.
Pierwszy proces rozpoczął się w 1993 r. Po dwóch latach sąd uniewinnił Bogdana G. z braku wystarczających dowodów. Wyjaśniał on, że w czasie pacyfikacji nie przebywał w Lubinie.
Wobec Jana M. i Tadeusza J. postępowanie umorzono z powodu przedawnienia. Sąd Apelacyjny we Wrocławiu w 1996 r. uchylił jednak ten wyrok i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia. Drugi proces rozpoczął się w 1997 r. przed Sądem Wojewódzkim we Wrocławiu.
Sąd zmienił kwalifikację prawną na zaniechanie obowiązków służbowych, „sprowadzenie powszechnego niebezpieczeństwa dla zdrowia i życia ludzi” oraz nieumyślne spowodowanie śmierci przez niedopełnienie obowiązków służbowych.
Jak ustalił sąd, Bogdan G. przewidywał ewentualność „sprowadzenia niebezpieczeństwa”, a mimo to zatwierdził plan działania ZOMO, które miało rozpraszać manifestację 31 sierpnia 1982 r. Wiedział, że funkcjonariusze będą wyposażeni w długą broń i ostrą amunicję. „Nie przewidział, choć mógł, że milicjanci użyją tej broni” - mówiła sędzia.
Jan M., jako dowódca jednego z rejonów działań, wydał rozkaz rozproszenia demonstracji. Kiedy dowiedział się o rannych, samowolnie oddalił się z miejsca zdarzenia i wrócił do komendy. „Jeden ze świadków, ówczesny milicjant, mówił na procesie, że Jan M. rozpętał wojnę, a potem uciekł” - przypomniała sędzia.
Tadeusz J., b. dowódca plutonu ZOMO, wydał swym ludziom po trzy magazynki ostrej amunicji i po jednym z ładunkiem chemicznym. Wiedział, że wielu z nich nie przeszkolono z używania ostrej amunicji i technik rozpraszania tłumu. Mimo to rozkazał utworzyć tyralierę i skierować broń w stronę manifestantów.
„Mógł rozkazać przynajmniej założenie broni na plecy” - powiedziała sędzia. Rozkaz wstrzymania ognia wydał dopiero, gdy padł pierwszy zabity.
Sąd zauważył też wówczas, że odtworzenie stanu faktycznego jest po 16 latach trudne. Stwierdził, że śledztwo, które bezpośrednio po wydarzeniach prowadziła Wojskowa Prokuratura Garnizonowa, było „bardzo pobieżne”. Nie zabezpieczono broni, z której strzelało ZOMO, tuszowano ślady, dopuszczono do zatynkowania przestrzelin w murach kamienic na lubińskim Rynku. „Śledztwo umorzono wtedy z przyczyn politycznych, taka decyzja zapadła na najwyższych szczeblach MSW i PZPR” - stwierdziła sędzia.
Według sądu nie można zakwalifikować czynu, o jaki zostali oskarżeni milicjanci, jako „sprawstwo kierownicze", ponieważ brak dowodów, aby oskarżeni działali w zamiarze zabójstwa i w jakikolwiek sposób motywowali do tego funkcjonariuszy ZOMO. Mówiąc o tym, sąd powołał się na orzeczenie Sądu Najwyższego z 1975 r. dotyczące sprawstwa kierowniczego.
Bogdan G. i Jan M. wiedzieli, że wśród manifestantów byli funkcjonariusze operacyjni MO. Nieprawdopodobne jest, by godzili się także na ich śmierć - uzasadnił sąd. Zauważył, że nie wykryto bezpośrednich sprawców zabójstwa. „Wyposażenie ZOMO w długą broń i ostrą amunicję nie wystarczy, by przypisać oskarżonym zamiar zabójstwa” - mówiła sędzia. W odniesieniu do wszystkich oskarżonych sąd, opisując ich czyn, używał sformułowań „nieumyślna wina” i „rażące niedbalstwo”.
I tym razem oskarżeni nie zostali ukarani. W lipcu 1998 r. sąd uznał bowiem, że są oni winni śmierci manifestantów, ale kara za to podlega umorzeniu, bo sprawę obejmuje amnestia z 1984 r.
Jak relacjonowała wtedy PAP, publiczność zgromadzona w sądzie: b. manifestanci z Lubina i członkowie rodzin zabitych wyszli z sali tuż po ogłoszeniu wyroku, ale jeszcze przed odczytaniem jego uzasadnienia. Słysząc, że sprawa kolejny raz zostaje umorzona, rozwinęli transparent: „Sąd pod sąd” i z okrzykami „hańba”, "komunistyczny sąd”, „kontynuacja PRL” - opuścili salę.
Na sądowym korytarzu kilkudziesięciu lubinian nie ukrywało rozgoryczenia. „Walczymy o sprawiedliwość od 16 lat, a zbrodniarze wciąż chodzą wolno” - powiedział PAP Janusz Sawicki, prezes Towarzystwa Pamięci Sierpnia '82. Wszyscy zgodnie twierdzili, że nadal będą się domagali skazania milicjantów za zabójstwo. Tylko Wanda Adamowicz - żona jednego z zabitych - zrezygnowana przyznała, że spodziewała się takiego wyroku.
„Mój syn miał wtedy 25 lat i wracając z pracy kupował kwiaty na imieniny. Dopiero następnego dnia dowiedziałam się, że syn został zabity” - opowiadała zapłakana Wiesława Poźniak, matka innego zabitego w Lubinie.
Jak informowała PAP, z trzech oskarżonych tylko Bogdan G. (b. zastępca komendanta wojewódzkiego MO w Legnicy) chętnie rozmawiał z dziennikarzami. Przekonywał ich o swojej niewinności. „Śmierć tych ludzi to wielka tragedia zarówno dla rodzin zabitych, jak i dla mnie samego” - zapewniał. Pytany, kto ponosi odpowiedzialność za lubińskie wydarzenia, uchylał się jednak od odpowiedzi. Mówił o „tamtym systemie” i „splocie wydarzeń”. Zapewniał, że nie bardzo miał pojęcie o tym, co faktycznie działo się 31 sierpnia 1982 r. na ulicach Lubina. „Byłem prawie 30 km od miejsca wydarzeń. Skąd miałem wiedzieć, co tam się dzieje” - utrzymywał.
Jan M. (b. zastępca komendanta rejonowego MO w Lubinie) nie chciał rozmawiać z prasą. Przeszkadzał również dziennikarzom w rozmowie z jego obrońcą. Namawiał Tadeusza J., aby ten „nie wdawał się w dyskusje z mediami”.
Tadeusz J. (b. dowódca plutonu ZOMO) jako jedyny nie deklarował, że będzie się nadal ubiegał o oczyszczenie z zarzutów. „Mnie już wystarczy, jestem tym zmęczony” - powiedział PAP na pytanie, czy satysfakcjonuje go wyrok.
Sprawa ponownie trafiła do Sądu Apelacyjnego, który podobnie jak za pierwszym razem uchylił wyrok, ale tym razem ze względów proceduralnych. Pod uzasadnieniem wyroku podpisało się bowiem dwóch sędziów i czterech ławników, czyli o jednego za dużo.
Ostatecznie sprawę rozstrzygnął Trybunał Konstytucyjny. W 1999 r. zadecydował, że nie ma amnestii dla winnych zbrodni PRL, m.in. dlatego, że ich czyny nie były wtedy ścigane. Oznacza to, że wrocławski sąd nie mógł wobec oskarżonych ponownie zastosować amnestii.
Kolejny, czwarty proces w sprawie zbrodni lubińskiej zakończył się w lipcu 2007 roku. Sąd Okręgowy we Wrocławiu skazał Bogdana G., b. zastępcę komendanta wojewódzkiego MO w Legnicy, na rok i trzy miesiące więzienia za kierowanie pacyfikacją manifestacji w Lubinie, Tadeusza J., b. dowódcę plutonu ZOMO, na 2,5 roku więzienia, zaś Jana M. na trzy i pół roku więzienia za „sprawstwo kierownicze”.
Ten ostatni nie przyznał się do winy ani nie okazał skruchy. Nie stawił się też do odbycia kary, powołując się na zły stan zdrowia. Do więzienia trafił dopiero w 2017 r., 35 lat po zajściach w Lubinie. Po kilku miesiącach wyszedł jednak na przepustkę – ponownie powołując się na zły stan zdrowia. Do odbycia reszty kary został doprowadzony dopiero po interwencji mieszkańców Lubina, którzy informowali, że M. chodzi na zakupy i nie sprawia wrażenia osoby chorej.
Oskarżonym obecnie w tej sprawie byłym milicjantom – jak przekazał IPN – zarzucono, że „wzięli udział w pobiciu uczestników pokojowej manifestacji związanej z uczczeniem drugiej rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych, bezprawnie używając wobec manifestujących mieszkańców Lubina broni palnej, oddając strzały z pistoletów maszynowych załadowanych amunicją ostrą w ich kierunku, powodując śmierć Mieczysława Poźniaka i Andrzeja Trajkowskiego oraz ciężki uszczerbek na zdrowiu czterech innych osób”. (PAP)
wto/ jkrz/


