Opór górników strajkujących przed 34 laty w kopalni Wujek był potrzebny Polsce, ale również światu: żeby świat zobaczył, z jaką determinacją ludzie chcieli bronić Solidarności i swej wolności – ocenił w niedzielę uczestnik tamtych wydarzeń, Krzysztof Pluszczyk.
Pluszczyk był jednym z uczestników strajku w Wujku, a dziś pełni funkcję wiceprzewodniczącego Społecznego Komitetu Pamięci Górników KWK Wujek w Katowicach poległych 16 grudnia 1981 r. Oprowadza też zwiedzających po Muzeum Izbie Pamięci Kopalni Wujek. W niedzielę rozmawiał z dziennikarzami, czekając przed Wujkiem na przyjazd prezydenta Andrzeja Dudy, który w 34. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego m.in. złożył kwiaty przed pomnikiem dziewięciu poległych tam górników.
Pluszczyk opowiadał, że w niedzielę, 13 grudnia 1981 r. rano nawet nie wiedział o wprowadzeniu stanu wojennego. Dość późno wstał, dzień wcześniej późno wrócił z kabaretu organizowanego przez Solidarność w kopalnianym domu kultury. Rano nie włączał telewizora ani radia. Dowiedział się dopiero idąc do kościoła.
„I to była przede wszystkim taka normalna złość: co się stało, co to jest stan wojenny – to jest wojna? Nawet takiego sformułowania nie znaliśmy – stan wojenny. Wiedziałem, że to jest zamach na Solidarność, że na pewno będą aresztowania. Ale też liczyłem i wierzyłem, że moja kopalnia tego tak nie zostawi - że jak przyjdę do pracy, będziemy protestować, będzie strajk. I faktycznie tak się stało” - zaznaczył Pluszczyk.
„I to była przede wszystkim taka normalna złość: co się stało, co to jest stan wojenny – to jest wojna? Nawet takiego sformułowania nie znaliśmy – stan wojenny. Wiedziałem, że to jest zamach na Solidarność, że na pewno będą aresztowania. Ale też liczyłem i wierzyłem, że moja kopalnia tego tak nie zostawi - że jak przyjdę do pracy, będziemy protestować, będzie strajk. I faktycznie tak się stało” - zaznaczył Pluszczyk.
Ocenił, że począwszy od 13 grudnia kolejne dni mocno zapadały w pamięć, lecz 16 grudnia był szczególny. „Od rana było wiadomo, że coś się wydarzy. Najpierw cała dyrekcja opuściła swoje biura, wszyscy wyszli, udali się do domów, tam zostały okna pootwierane... Przyszli do nas m.in. dyrektor, pułkownik (Piotr – PAP) Gębka z wojska. Przekazali ultimatum, że mamy w ciągu dwóch godzin opuścić teren kopalni” - opowiadał uczestnik tych wydarzeń.
Jak mówił, załoga, strajkujący, początkowo słuchali ich wypowiedzi. Jednak gdy płk Gębka powiedział, że Wujek jest jedynym strajkującym jeszcze zakładem w Polsce, podczas gdy górnicy wiedzieli, że to nieprawda, rozpoczęły się gwizdy i okrzyki. „Potem zaczęliśmy śpiewać hymn, odśpiewaliśmy: Boże, coś Polskę. Oni już nie potrafili więcej żadnej informacji nam przekazać” - wyjaśnił Pluszczyk.
Dodał, że wychodzącym zostało jeszcze przekazane, że jeżeli na teren kopalni wejdzie wojsko, załoga z nim bić się nie będzie. „Natomiast pałować się milicji nie damy. I faktycznie tak się stało. Nie dotrzymano tych dwóch godzin. Wcześniej rozpoczął się atak – najpierw na nasze rodziny, ludzi, którzy przyszli bronić kopalni. Tutaj, przy tym szesnastostopniowym mrozie lano wodą kobiety, dzieci. Jeśli gdzieś było otwarte okna, to wstrzeliwano pojemniki z gazami. A potem rozbito nasze barykady czołgami i weszli na teren kopalni” - relacjonował Pluszczyk.
Pytany czy patrząc z perspektywy 34 lat na ofiary - kolegów, górników, było warto uznał, że „na pewno, jeżeli chodzi o śmierć, nie było warto”. „Bo to jest największa rzecz, jaką mamy, życie nasze. Ale wtedy też nie przypuszczaliśmy, że mogą strzelać. Nie znaliśmy tajnego szyfrogramu, który został wydany i rozesłany do komendantów wojewódzkich, który w zasadzie zezwalał na (...) strzelanie, jakie się tu odbyło” - zastrzegł uczestnik strajku.
„Liczyliśmy się z tym, że wejdzie milicja, że będą nas próbowali stąd usunąć, że może nawet będziemy bici, może nawet będą groziły nam kary więzienia, ale nie że będą strzelali. Może nawet zabrzmi to trochę dziwnie, ale ja nawet wynosząc jednego z rannych, postrzelonych górników w dalszym ciągu nie wierzyłem, że oni strzelają” - zaznaczył.
Pluszczyk nie odpowiedział wprost na pytanie czy gdyby nie ofiara górników z Wujka, Polska jako kraj byłaby w innym miejscu. „Nie wiem, nie zastanawiałem się nigdy. Ale na pewno ten opór był potrzebny Polsce, ale również światu – żeby świat zobaczył, że ludzie się tu nie zgadzają, bo przecież propaganda była zupełnie inna, że Solidarność mąciła w kraju, że wszystko niszczyła. A tutaj społeczeństwo światowe mogło zobaczyć, z jaką determinacją ludzie chcieli bronić Solidarności, chcieli bronić swojej wolności” - ocenił uczestnik wydarzeń sprzed 34 lat.(PAP)
mtb/ je/