Pomnik pamięci tyskich ofiar Tragedii Górnośląskiej, czyli komunistycznych represji, które dotknęły dziesiątki tysięcy mieszkańców regionu po wkroczeniu Armii Czerwonej w 1945 r., poświęcono w niedzielę przy kościele w dzielnicy Tychów – Wilkowyjach.
Pojęcie Tragedii Górnośląskiej odnosi się do fali sowieckich represji wobec mieszkańców Górnego Śląska z lat 1945-1948. Terminem tym określa się aresztowania, egzekucje oraz wywózki na Sybir i do kopalń Donbasu. Szacuje się, że wywieziono - według różnych opracowań - od 50 do 90 tys. osób. Z Wilkowyj – dawniej odrębnej wsi – na wschód trafiły 33 osoby. Obozy przeżyło 14.
Na odsłoniętym przez prezydenta Tychów Andrzeja Dziubę, ufundowanym przez miasto pomniku znalazł się napis: „Pamięci ofiar Tragedii Górnośląskiej wywiezionych z Wilkowyj oraz innych dzielnic miasta Tychy do katorżniczej pracy na terenie Związku Sowieckiego, a także tych, którym rok 1945 przyniósł grabieże, gwałty, osierocenie i śmierć. Mieszkańcy Tychów”.
Pomnik poświęcił metropolita katowicki abp Wiktor Skworc, który wcześniej przekazał też do złożenia pod pomnikiem ziemię przywiezioną w 2013 r. z Donbasu, z miejsca, gdzie kiedyś stał jeden z obozów z przetrzymywanymi Ślązakami. „Myślę, że ta ziemia także ma prochy tych, którzy zostali tu, z Wilkowyj i z Górnego Śląska wywiezieni, więc to też jakiś ich symboliczny powrót na tę ojcowiznę, do swoich” - mówił arcybiskup na zakończenie poprzedzającej poświęcenie pomnika mszy.
Na odsłoniętym przez prezydenta Tychów Andrzeja Dziubę, ufundowanym przez miasto pomniku znalazł się napis: „Pamięci ofiar Tragedii Górnośląskiej wywiezionych z Wilkowyj oraz innych dzielnic miasta Tychy do katorżniczej pracy na terenie Związku Sowieckiego, a także tych, którym rok 1945 przyniósł grabieże, gwałty, osierocenie i śmierć. Mieszkańcy Tychów”.
„Bardzo ważnym znakiem pamięci o nich będzie ten pomnik. (…) Niechaj wszystkim nam Pan Bóg błogosławi w tych naszych wysiłkach budowania wspólnoty i także w trosce o najważniejsze dobro, jakim jest dla człowieka, jakim może być, powinien być pokój. To jest to dobro, które umożliwia wszystko inne, bo to w warunkach pokoju człowiek może się rozwijać, mogą wzrastać rodziny, człowiek, państwo. O ten pokój wszyscy się módlmy i troszczmy – i ten lokalny i ten globalny: to nasze powołanie” - wezwał abp Skworc.
Przekazaną przez metropolitę ziemię wmurowali: Artur Badeja - syn działającego w komórce AK w Wilkowyjach Ryszarda Badeji, który został wywieziony do Donbasu i zginął, gdy Artur Badeja miał dwa lata – oraz jego wnuk, który otrzymał imię po zmarłym.
Artur Badeja opowiadając dziennikarzom historię wywiezienia ojca mówił, że otrzymał on zimą 1945 r. nakaz zgłoszenia się w punkcie NKWD. „No to się zgłosił, to było wszystko. Mama nic nie mówiła. Nie wiedzieliśmy, nie było żadnego znaku; dopiero sąsiad, który z nim siedział, przyjechał i powiedział mamie, przedstawił sytuację. Wtedy dopiero mama ośmieliła się, to był chyba 1946 r., nam powiedzieć” - mówił wilkowyjanin.
Artur Badeja przypomniał, że w poprzednim systemie dotknięci sowieckimi zbrodniami bali się o nich mówić. „Mama powiedziała tak: absolutnie, gdy cię będzie pan wychowawca w ogólniaku wpisywał do dziennika, nie wolno ci powiedzieć ani słowa o tym, co się stało. Ja mówię: no to co? Zginął na wojnie, na froncie. I to było wszystko” - zaznaczył.
Współwięzień Ryszarda Badeji, który powrócił do Wilkowyj z Donbasu opowiedział rodzinie zmarłego, że sam wywoził jego ciało z baraku do masowego grobu. Ciała były tam oblewane benzyną, palone i zasypywane. Więźniowie pracujący w kopalni Trudnowskaja umierali m.in. z powodu zatrucia wody metalami.
Podczas uroczystości inicjator pomnika, kustosz Archiwum Archidiecezjalnego w Katowicach, tyszanin dr Wojciech Schäffer mówił, że udało się ustalić 33 nazwiska wywiezionych ze wsi. Wśród nich były trzy kobiety. Wiedza o losach deportowanych wilkowyjan jest różna – wobec niektórych bardzo obszerna, wobec innych - szczątkowa. Wracało 14 osób, z których jedna zmarła w drodze.
Tekst na odsłoniętym w niedzielę pomniku informuje: „W pierwszych miesiącach 1945 roku internowano i deportowano do Związku Sowieckiego ponad 30 osób z Wilkowyj. Przymusowe wywózki odbywały się ramach +oczyszczania tyłów frontu+ przez NKWD przy wsparciu Milicji Obywatelskiej. Wśród wywiezionych byli m.in. działacze Armii Krajowej, górnicy, osoby zarządzające wsią w czasie wojny. Dla Sowietów wywózka mieszkańców Górnego Śląska i ich praca miały być formą reparacji wojennych za szkody wyrządzone przez Niemców w trakcie II wojny światowej na terenie Związku Sowieckiego”.
Internowanie wilkowyjan przed deportacją miało miejsce na terenie Browaru Książęcego w Tychach, w szkole podstawowej w Knurowie oraz w więzieniu w Bytomiu; dla części z nich kolejnym przystankiem było Więzienie Montelupich w Krakowie. Podróż na wschód odbywała się koleją, w bydlęcych wagonach.
Mieszkańcy wsi w większości trafili w cztery miejsca: do Kandałakszy koło Murmańska, do Stalino w Donbasie, do Krasnowodzka nad Morzem Kaspijskim oraz do Karagandy i Dżezkazganu w Kazachstanie. Miejsca deportacji kilku osób nie są znane. Wywiezieni wilkowyjanie pracowali m.in. w kamieniołomach przy budowie hydroelektrowni, w kopalniach przy wydobyciu węgla kamiennego oraz przy odbudowie zniszczonych budynków, fabryk i dróg.
„Połowa z deportowanych zmarła w wyniku chorób, mrozu i wycieńczenia. Na terenie byłego ZSRS leżą w bezimiennych mogiłach...” - przypomina napis.
Jak mówili w niedzielę pomysłodawcy koncepcji pomnika, umieszczona poziomo na dwóch pionowych płytach belka podkładu kolejowego ma symbolizować wywózkę, a jednocześnie jest poziomą belką krzyża nawiązującego do śląskiej Golgoty, jaką były upamiętniane wydarzenia. Umieszczona ponad belką korona cierniowa w kształcie gwiazdy nawiązuje do symbolu oprawców. Z kolei betonowy odlew za głównymi płytami monumentu ma fakturę mającą odzwierciedlać uciekające w perspektywie tory.(PAP)
mtb/ mhr/