30 lat temu, 24 marca 1992 r., zmarł dowódca harcerskiego batalionu „Zośka” Ryszard Białous ps. Jerzy. „W trudnych czasach konspiracji potrafił być jednocześnie wojskowym i harcerzem – dowodzić i wychowywać, a raczej dowodząc wychowywać” - napisał o nim podharcmistrz Henryk Kozłowski ps. Kmita z batalionu „Zośka”.
Podobnie jak wielu innych przyszłych dowódców powstańczych oddziałów Białous był człowiekiem świetnie wykształconym i znanym ze swojej działalności społecznej. Urodził się 4 kwietnia 1914 r. w Warszawie. Podczas nauki w znanym warszawskim Gimnazjum im. Św. Stanisława Kostki został instruktorem harcerskim i hufcowym Hufca „Powiśle”. W 1932 r., po uzyskaniu świadectwa maturalnego, został podharcmistrzem. Swoją pasję harcerską łączył ze studiami na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej, który ukończył tuż przed wybuchem wojny. Podobnie jak wielu jego kolegów odbył kursy podchorążówki. Służąc w 8. Dywizji Piechoty jesienią 1938 r. wraz z innymi oddziałami polskimi wkraczał na Zaolzie.
W tej samej dywizji walczył podczas kampanii polskiej 1939 r. Wchodzące w jej skład pułki walczyły w obronie Twierdzy Modlin i osłaniały odwrót innych jednostek w kierunku Warszawy. Białous wraz z częścią swojej dywizji bronił warszawskiej Pragi od strony Radzymina. 19 września został ranny w obie nogi. Trafił do szpitala w podziemiach kościoła Świętego Krzyża; aby uchronić go przed niewolą, jego żona Krystyna zabrała go do domu.
W trakcie rekonwalescencji wstąpił do Szarych Szeregów. Jak pisał Stanisław Broniewski „Orsza”, „gdy tworzył się program Szarych Szeregów +Jerzy+ - wówczas podharcmistrz, młody oficer saperów, ranny i odznaczony za Kampanię Wrześniową – stał się głównym współpracownikiem Floriana Marciniaka”. Wspomniany przez Broniewskiego Marciniak był pierwszym dowódcą podziemnego harcerstwa. Opracowany przez niego i jego współpracowników program „Dziś, jutro, pojutrze” zakładał udział harcerzy w bieżącej walce dywersyjnej, przygotowywanie się do otwartego wystąpienia przeciwko okupantom oraz kształcenie w celu ukształtowania elit odbudowujących powojenną Polskę.
Marciniak nie doczekał realizacji drugiego etapu swojego planu. Został aresztowany przez Gestapo 6 maja 1943 r. Próba jego odbicia nie doszła do skutku. Jej głównym wykonawcą miały być tworzone między innymi przez Białousa Grupy Szturmowe. Jego praca przy ich organizacji była wysoko oceniana przez jego dowódców, takich jak Aleksander Kamiński, który pisał „Jemu jako organizatorowi Grupy Szturmowe zawdzięczały bardzo wiele”. Florian Marciniak zginął w niemieckim obozie koncentracyjnym Gross-Rosen prawdopodobnie 20 lutego 1944 r.
Szare Szeregi dowiodły swoich umiejętności w słynnej akcji pod Arsenałem 26 marca 1943 r. Biorący w niej udział harcerze wchodzili w skład Oddziału Specjalnego „Jerzy”, nad którym dowództwo od 1942 r. pełnił Białous. Pod tym kryptonimem, pochodzącym od pseudonimu Białousa, kryły się Grupy Szturmowe funkcjonujące jako oddział dyspozycyjny Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej Armii Krajowej. Określano je również kryptonimem „Wisła”. 1 września 1943 r. „Jerzy” wydał rozkaz zmiany nazwy oddziału: „Z dniem dzisiejszym oddział Szarych Szeregów noszący nazwę OS +Wisła+ zostaje przekształcony na Baon Szarych Szeregów Kedywu KG +Sztuka 90+ dla uczczenia bohaterskiej śmierci na polu walki poległego dowódcy śp. Tadeusza +Zośki+ przyjmujemy go na patrona baonu, którego nazwa zostaje ustalona na Baon Szarych Szeregów +Zośka+”. Rodząca się legenda oddziału i jego elitarny charakter spowodował przeniesienie go pod bezpośrednią komendę Głównej Kwaterze Szarych Szeregów.
Szare Szeregi dowiodły swoich umiejętności w słynnej akcji pod Arsenałem 26 marca 1943 r. Biorący w niej udział harcerze wchodzili w skład Oddziału Specjalnego „Jerzy”, nad którym dowództwo od 1942 r. pełnił Białous. Pod tym kryptonimem, pochodzącym od pseudonimu Białousa, kryły się Grupy Szturmowe funkcjonujące jako oddział dyspozycyjny Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej Armii Krajowej.
Rok po akcji pod Arsenałem Białous wydał okolicznościowy rozkaz, w którym porównywał cele walki Niemców i Polskiego Państwa Podziemnego: „Miłość i Nienawiść, to dwa najpotężniejsze motory ludzkości, uczucia przeciwstawne, z których pierwsze uosabia potęgę wybawiania, a drugie zguby”. Nazywał w nim swoich żołnierzy „biczem w ręku Polski Karzącej, Polski, która nie czeka na koniec wojny, aby wymierzyć sprawiedliwość germańskiej bestii, ale na ciosy odpowiada ciosami, tym dotkliwszymi, iż mierzą one w najczulsze punkty wroga”.
W podobnym, przepełnionym patriotyzmem tonie, utrzymany jest jego rozkaz wydany na dwa tygodnie przed Powstaniem Warszawskim, w którym wprowadzał żałobę po śmierci żołnierza batalionu ppor. Andrzeja Malinowskiego „Włodka”: „Stoczył wiele walk, odniósł wiele zwycięstw, ale największą walkę stoczył samotnie z sobą samym. Ta walka - to kształtowanie swego charakteru. Myśmy obserwowali tylko skutki tej największej walki i podziwialiśmy przemiany. Niech cel, który Mu przyświecał, stanie się naszym celem, niech praca, którą włożył w oddział, wyda jak najlepsze owoce”.
„Ludzie, którymi miałem zaszczyt dowodzić, to nie wyspa oderwana od społeczeństwa ani cierpiętnicy, dla których było ideałem polec za Ojczyznę, lecz świadomi swych obowiązków młodzi obywatele Rzeczypospolitej” – pisał we wspomnieniach Ryszard Białous. W jego wspomnieniach Powstanie Warszawskie nie było bezsensowną rzezią, lecz trudną walką żołnierzy Armii Krajowej, którzy w ciągu 63 dni wielokrotnie udowodnili swoje przygotowanie do walki. Nie byłoby ono możliwe bez takich ludzi jak Marciniak i Białous, którzy przez cztery lata przygotowywali harcerzy do tego momentu.
W Powstaniu Warszawskim Białous dowodził Batalionem „Zośka”, wchodzącym w skład Zgrupowania „Radosław”. Był jednocześnie zastępcą mjr. Jana Kajusa Andrzejewskiego „Jana” – dowódcy Brygady Dywersyjnej „Broda 53”. Po jego śmierci 31 sierpnia 1944 roku został dowódcą. „Jan” szczególnie zapisał się w pamięci Białousa, ponieważ „łączył w sobie w dziwnej harmonii dojrzały umysł dowódcy z niefrasobliwością dziecka, najwyższe koleżeństwo i dbałość o żołnierza z zupełną pogardą śmierci i brakiem dbałości o bezpieczeństwo własne”.
"Jerzy" wraz z batalionem „Zośka” przeszedł szlak bojowy przez Wolę, Starówkę, Śródmieście, Czerniaków i Mokotów. Batalion stracił 360 żołnierzy, co stanowiło ok. 70 proc. pierwotnego stanu. W swoich wspomnieniach Białous próbował odpowiedzieć na pytanie, co pomimo tak dramatycznych strat i przygniatającej przewagi technicznej przeciwnika sprawiło, że Powstanie trwało tak długo. „Co było tym cementem, który łączył nas wszystkich? Co było tą więzią, która powodowała, że nawet ciągnęli za oddziałem. Cementem tym było bezsprzecznie najwyższe koleżeństwo, którego żywym dowodem byliście Wy wszyscy, polegli, dalecy a tak bliscy Przyjaciele. […] Czy łatwo jest zrozumieć, że są decyzje, których powzięcie jest proste, gdy się ma pełną świadomość bliskości tych, z którymi człowiek związał się najsilniej”.
Jako towarzyszy broni traktował również walczących na przyczółku czerniakowskim tzw. berlingowców.
Wspomnienia Białousa są uważane za jedne z najważniejszych świadectw Powstania. Jak podkreślał sam autor „Nie są one historią, lecz osobistym przeżyciem. Są prawdziwe, aczkolwiek pisane całkiem subiektywnie, z tej perspektywy z jakiej patrzeć może d-ca batalionu biorący sam udział w walce, a więc widzący krąg ograniczony, mimo iż zna całość zadania czy operacji” – pisał Białous.
Niektóre fragmenty czyta się niczym powieść wojenną. Tak jest między innymi w wypadku jego opisu przejścia w niemieckich mundurach przez Ogród Saski. Podczas tego brawurowego marszu pod okiem Niemców dochodziło nawet do wymiany zdań z Niemcami kontrolującymi okoliczne budynki: „W niedalekiej odległości od giełdy [ul. Królewska] mijamy gniazdo niemieckiego ckm-u, z którego obsługą wywiązuje się krótka rozmowa: - A wy skąd? – pada pytanie. – Z Pałacu Brühla – rzuca Drogosław. – Uważajcie bo tu ostrzał – Da sind de polnische Ratten – ostrzegają Niemcy pokazując rękoma w kierunku wypalonych domów na Królewskiej. – No, ale damy im dzisiaj nauczkę – dorzuca Drogosław. – Powodzenia – i na tym kończy się rozmowa”.
„Ludzie, którymi miałem zaszczyt dowodzić, to nie wyspa oderwana od społeczeństwa ani cierpiętnicy, dla których było ideałem polec za Ojczyznę, lecz świadomi swych obowiązków młodzi obywatele Rzeczypospolitej” – pisał we wspomnieniach Ryszard Białous.
Wspominając ostatnie dni walki na Czerniakowie, pisał: „Z radiostacji przenoszę wzrok na kuchnię, przy której dziewczęta w tumanach kurzu gotują zupę, na ten skarb czekają wygłodniali chłopcy. Jak trudno ochronić zawartość kotła przed opadającymi kawałkami tynku, jak trudno jest utrzymać ogień, kiedy podmuch co chwila wyrzuca ogień i dym z paleniska. Ta cicha walka w huku rozrywających się pocisków, w dymie i w ogniu nabiera cech symbolu”.
Ryszard Białous po uwolnieniu z obozu jenieckiego w kwietniu 1945 r. znalazł się w szeregach legendarnej 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Po jej demobilizacji na powrót zaangażował się w działalność harcerską wśród Polaków w Niemczech, a następnie w Londynie. Tam publikował we fragmentach swoje wspomnienia spisane kilka miesięcy po upadku Powstania.
W lipcu 1948 r. przybył do Argentyny. „Początki były bardzo trudne, ciężki klimat, choroby, nostalgia, trudności finansowe, nieznajomość języka. Pracowałem początkowo z żoną przy opracowaniu projektów dla polskiej spółki. Po kilku miesiącach, na skutek choroby żony, której klimat stolicy nie służył, podjąłem decyzję osiedlenia się w Patagonii, około 1500 km od Buenos Aires, u podnóża Andów. […] Gdyby nie fakt, że posiadaliśmy tyle sprawności harcerskich, wątpię, czy przetrzymalibyśmy ten pierwszy okres. Kiedy miał się rodzić syn Jerzy, spadł prawie metrowy śnieg. Lekarze nie byli w stanie dojechać. Poród musiałem odbierać sam...” – wspominał pierwsze lata w Patagonii. Wraz z żoną doczekali się czwórki dzieci.
Białous nadzorował budowę lotniska najwyżej położonego w Ameryce Południowej, był dyrektorem uzdrowiska i szefem urzędu do spraw dróg w Patagonii. Zakładał kluby narciarskie w Andach. Stał się jednym z najwybitniejszych badaczy kultury miejscowych Indian – Araukanów.
W 1974 r., w trzydziestą rocznicę Powstania odwiedził Warszawę. Tolerowany przez komunistów udzielał wywiadów i występował w telewizji. Jedna z największych ówczesnych gwiazd polskiej piosenki, Irena Jarocka podczas jednego ze spotkań z weteranami „Zośki” w dedykowanej mu „Balladzie o żołnierzu, któremu udało się powrócić” śpiewała:
„I doniosłeś, mój żołnierzu,
wszystkie swoje ludzkie sprawy,
nawet te najbardziej skryte,
których nie zdradziłeś listom.
Możesz wracać, choćby jutro,
do spalonej swej Warszawy”.
Ryszard Białous zmarł 24 marca 1992 r. Spoczął na cmentarzu w Neuquén w Patagonii. Na Wojskowych Powązkach w kwaterze batalionu „Zośka”, gdzie wypisane są nazwiska tych, którzy nie mają tam grobów, umieszczono jego epitafium. Po śmierci Białousa ostatni dowódca kompanii „Maciek” batalionu „Zośka” podharcmistrz Henryk Kozłowski ps. Kmita napisał o nim: „Ryszard Białous w trudnych czasach konspiracji potrafił być jednocześnie wojskowym i harcerzem – dowodzić i wychowywać, a raczej dowodząc wychowywać. […] Żyje w serdecznej pamięci kolegów i przyjaciół i historycznej pamięci społeczeństwa, z którego pochodził”.
Wszystkie cytaty pochodzą z książki Ryszarda Białousa „Walka w pożodze” oraz wstępu do niej autorstwa Andrzeja K. Kunerta.
Michał Szukała (PAP)
szuk/ mjs/ ls/