Było kilka powodów rozbudowanego kultu Świerczewskiego w PRL. Cała jego kariera opierała się na służbie władzy sowieckiej i Armii Czerwonej – mówi PAP dr Mariusz Patelski z Uniwersytetu Opolskiego. 70 lat temu, 28 marca 1947 r. w zamachu pod Baligrodem zginął jeden z dowódców LWP gen. Karol Świerczewski.
PAP: Dlaczego propaganda komunistyczna w Polsce tak bardzo eksponowała postać gen. Karola Świerczewskiego?
Dr Mariusz Patelski: W każdym wielkim polskim mieście była ulica „Waltera”. W niektórych miastach były to główne ulice. We Wrocławiu ta arteria została nazwana w 1992 r. imieniem Józefa Piłsudskiego. W Warszawie aleją gen. Karola Świerczewskiego była obecna Aleja Solidarności.
Dla polskich komunistów Świerczewski był postacią nadzwyczajną. Jego imieniem nazywano nie tylko ważne ulice, ale również szkoły, fabryki, wznoszono pomniki, a nawet poświęcono mu trasę narciarską w Bieszczadach. Był to więc człowiek wyniesiony na piedestał.
Było kilka powodów tak rozbudowanego kultu. Można powiedzieć, że od zawsze był komunistą. Cała jego kariera opierała się na służbie władzy sowieckiej i Armii Czerwonej, niemal od samego początku ich istnienia. Był też „do przyjęcia” przez część Polaków, ponieważ urodził się w Warszawie w 1897 r. i zginął z rąk Ukraińskiej Powstańczej Armii, która była odpowiedzialna za śmierć dziesiątek tysięcy Polaków.
PAP: Bieszczady są miejscem w Polsce, gdzie kult Świerczewskiego wciąż jeszcze w pewnej formie istnieje…
Dr Mariusz Patelski: Wynika to między innymi z niezasklepienia ran konfliktu polsko-ukraińskiego.
Dr Mariusz Patelski: Cała jego kariera opierała się na służbie władzy sowieckiej i Armii Czerwonej, niemal od samego początku ich istnienia. Był też „do przyjęcia” przez część Polaków, ponieważ urodził się w Warszawie w 1897 r. i zginął z rąk UPA, która była odpowiedzialna za śmierć dziesiątek tysięcy Polaków.
Jedną z podstaw kultu generała „Waltera” był także międzynarodowy wymiar jego biografii. Podczas wojny domowej w Hiszpanii dowodził XIV Brygadą Międzynarodową im. Marsylianki, Dywizją A i 35 Dywizji Międzynarodowej po stronie lewicy. Brygady te wciąż w niektórych środowiskach lewicowych otoczone są swoistym kultem i postrzegane jako formacje walczące z tzw. faszystowskim reżimem generała Franco. Można więc powiedzieć, że komuniści na sprawie Świerczewskiego upiekli dwie pieczenie na jednym ogniu, został on obwołany bohaterem polskiego i światowego komunizmu.
PAP: Jak pogodzić fakt, że Świerczewski przedstawiany był w komunistycznej propagandzie jako wybitny dowódca, podczas gdy ponosi odpowiedzialność za takie klęski jak rozbicie nad Wiaźmą w 1941 r. dowodzonej przez niego dywizji w wojnie sowiecko-niemieckiej, czy w kwietniu 1945 r., kiedy dowodzona przez niego II Armia WP poniosła klęskę pod Budziszynem?
Dr Mariusz Patelski: Również zastanawiałem się nad tym. Wyjaśnił to w jednym ze swoich wykładów prof. Paweł Wieczorkiewicz. Omawiając sztukę wojenną Armii Czerwonej stwierdził, że takie metody jak rozpoznanie bojem były w niej powszechnie stosowane. Takich generałów jak Świerczewski było więc w sowieckiej armii bardzo wielu. Jego klęski nie wyróżniały go więc z tego grona. Inni ponosili podobne. Utrata dywizji nie musiała być kompromitacją, bo bardzo wielu dowódców traciło znacznie więcej jednostek znajdujących się pod ich dowództwem.
Dziwny wydaje się jednak inny element jego biografii. Większość dowódców, czyli tak zwanych „ochotników” wracających z Hiszpanii, zostało z rozkazu Józefa Stalina zgładzonych. Świerczewski ponoć był aresztowany, ale przeżył czystkę. To bardzo zastanawiający element jego życiorysu. Zupełnie inaczej potoczyły się losy Manfreda Sterna – czyli słynnego z czasów wojny domowej w Hiszpanii gen. Emilio Klébera, który także był związany z sowieckim wywiadem wojskowym. Po powrocie do Związku Sowieckiego został on skazany na 15 lat więzienia i w 1954 r. zmarł z wycieńczenia w GUŁAGU, a jego nazwisko wymazano z sowieckich opracowań poświęconych wojnie domowej w Hiszpanii.
PAP: Po powrocie z Hiszpanii Świerczewski wykładał na jednej z sowieckich szkół wojskowych. Czy stosunek do niego NKWD mógł wynikać z jego domniemanej współpracy z sowieckim wywiadem wojskowym?
Dr Mariusz Patelski: Istnieją takie poszlaki, ale jego szczęście mogło wynikać również z dalekosiężnych planów Stalina, który potrzebował dowódców przyszłej, podporządkowanej mu polskiej armii. Trudno jednak powiedzieć czy tak mogło być, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę fakt, iż do wybuchu wojny z Niemcami polscy komuniści, którym udało się przeżyć czystkę, znajdowali się na marginesie. Sytuacja zaczęła się zmieniać dopiero po 22 czerwca 1941 r. Świerczewski, jako sprawdzony sowiecki generał o polskich korzeniach, mógł być wówczas uznany przez Stalina za bardzo użytecznego.
PAP: Jak w ogóle doszło do tego, że urodzony w Warszawie Karol Świerczewski trafił do Rosji i stał się bolszewikiem?
Dr Mariusz Patelski: W 1915 r. w obliczu nadciągających wojsk niemieckich Rosjanie ewakuowali z Warszawy wszystkie najważniejsze fabryki, razem z pracującymi w nich robotnikami. Ewakuacja objęła również osiemnastoletniego Świerczewskiego, pracującego w zakładach Gerlacha. Pracował w moskiewskiej fabryce „Prowodnik”, gdzie zetknął się z ruchem komunistycznym. Według oficjalnych biografii Świerczewskiego z czasów PRL, już w Warszawie przystąpił on do Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy, ale jest to raczej mało prawdopodobne ze względu na jego młody wiek.
PAP: Wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej…
Dr Mariusz Patelski: Najpierw wziął udział w wydarzeniach rewolucji październikowej. Przystąpił do Moskiewskiego Oddziału Gwardii Czerwonej, a następnie walczył z wojskami białych oraz Ukraińcami. Podczas ofensywy Tuchaczewskiego był jednym z niskich rangą dowódców w Grupie Mozyrskiej. Paradoksalnie, miał wiele szczęścia, ponieważ 22 lipca 1920 r. został ranny. Gdyby dostał się do polskiej niewoli mógłby zostać skazany na karę śmierci za zdradę, jaką niewątpliwie było uczestnictwo w najeździe na własny kraj.
PAP: Wracając do wojny w Hiszpanii: co wiemy o jego przyjaźni z Ernestem Hemingwayem?
Dr Mariusz Patelski: Informacja, że Świerczewski znał się z Hemingwayem jest dość powszechnie znana. Amerykański pisarz w książce „Komu bije dzwon” miał go sportretować w postaci generała Golza, wysyłającego dywersantów przeciwko wojskom gen. Franco.
PAP: Czy Świerczewski w czasie wojny domowej wydawał rozkazy dotyczące rozstrzeliwania jeńców lub swoich towarzyszy?
Dr Mariusz Patelski: Surowe traktowanie swoich żołnierzy było powszechne wśród dowódców oddziałów komunistycznych w Hiszpanii. Ta informacja jest więc bardzo prawdopodobna. Wynikało to również z charakteru tej wojny i walczących stron. Oddziały walczące po stronie republikańskiej były bardzo zanarchizowane. Komuniści starali się je „porządkować” często poprzez niszczenie potencjalnych przeciwników w ich szeregach związanych z partiami anarchistycznymi i trockistowskimi. Świerczewski jako wierny podwładny Moskwy z pewnością realizował taką taktykę.
PAP: Jaka miała być rola Świerczewskiego u boku Zygmunta Berlinga dowodzącego podporządkowaną Sowietom armią? Czy jego zadaniem miało być również kontrolowanie poczynań swojego przełożonego?
Dr Mariusz Patelski: Jest to bardzo prawdopodobne. Pamiętajmy, że Berling musiał być postrzegany przez Kreml jako swego rodzaju „ciało obce”. Do 1939 r. służył w "sanacyjnej" armii broniącej „interesów burżuazji”. Jego deklaracje lojalności wobec Stalina mogły być przyjmowane, ale jednak kluczowa była obowiązująca w ZSRS zasada kontroli. Przydanie mu Świerczewskiego na pewno miało na celu kontrolę poczynań Berlinga. Szczególnie uprawdopodabnia ten fakt założenie, że Świerczewski współpracował z wywiadem sowieckim.
Dr Mariusz Patelski: Niedawno potwierdzono, które ukraińskie sotnie brały udział w wydarzeniach z 28 marca 1947 r. Sami ich uczestnicy potwierdzali udział w zasadzce. Z pewnością więc Ukraińcy mieli swój udział w zabiciu Świerczewskiego. Z drugiej strony pojawia się kwestia rzekomych śladów na mundurze generała po przebiciu bagnetem wojskowym w jego tylnej części. Mógł więc zostać dobity przez swoich żołnierzy. Zagadkowa jest również sprawa aresztowania płk. Jana Gerharda za rzekomy udział w spisku na życie Świerczewskiego oraz śmierć Gerharda w 1971 r.
PAP: Dlaczego był tak nieudolny jako dowódca? Czy może raczej wynikało to z sowieckiego stylu kierowania jednostkami?
Dr Mariusz Patelski: Myślę, że mógł o tym zadecydować również alkoholizm, w którym był pogrążony. Z drugiej strony słynne rozpoznanie bojem w strategii sowieckiej z góry skazywało żołnierzy biorących w nim udział na niemal pewną śmierć. Celem takich działań miało być tylko ujawnienie pozycji nieprzyjaciela przed właściwym atakiem. To wszystko składało się na ogrom strat podporządkowanych mu oddziałów. Tak jednak było w całej Armii Czerwonej. Z naszego punktu widzenia jest to jednak niezwykle bolesne ze względu na fakt śmierci tysięcy Polaków znajdujących się pod jego dowództwem, między innymi na Łużycach w kwietniu 1945 r.
PAP: Czy śmierć Świerczewskiego pod Baligrodem 28 marca 1947 r. rzeczywiście była wynikiem zamachu UPA, czy raczej efektem spisku jego towarzyszy?
Dr Mariusz Patelski: To bardzo trudne pytanie. Niedawno potwierdzono, które ukraińskie sotnie brały udział w wydarzeniach z 28 marca. Sami ich uczestnicy potwierdzali udział w zasadzce. Z pewnością więc Ukraińcy mieli swój udział w zabiciu Świerczewskiego.
Z drugiej strony pojawia się kwestia rzekomych śladów na mundurze generała po przebiciu bagnetem wojskowym w jego tylnej części. Mógł więc zostać dobity przez swoich żołnierzy. Zagadkowa jest również sprawa aresztowania pułkownika Jana Gerharda za rzekomy udział w spisku na życie Świerczewskiego oraz śmierć Gerharda w 1971 r.
Przygotowując artykuł o Świerczewskim dotarłem do informacji, że zamachu mogło dokonać NKWD. Taką wersję śmierci gen. Świerczewskiego miał podać prof. Juliusz Stroynowski z Uniwersytetu w Kolonii. Polski naukowiec powoływał się na raport płk. Piotra Szemberga dotyczący tej kwestii, ale ja nie dotarłem wówczas do tego dokumentu.
PAP: Dlaczego komunistom mogłoby zależeć na śmierci Świerczewskiego?
Dr Mariusz Patelski: Jeżeli był bohaterem dla komunistów, to być może Sowieci lub polscy komuniści woleli mieć martwego bohatera, niż człowieka, który całkowicie skompromitowałby ich jako alkoholik. Być może koniecznie było jego wyeliminowanie w kontekście przejęcia nadzoru nad WP przez sowieckiego marszałka Konstantego Rokossowskiego. Świerczewski musiał znać również dużo tajemnic, ale raczej cieszył się zaufaniem Sowietów, mimo jego alkoholizmu, który był w szeregach Armii Czerwonej dość powszechny. Wydaje się więc, że wszystko wskazuje na zamach Ukraińców.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ mjs/ ls/