Nie ma konfliktu wokół Auschwitz wśród poważnych badaczy. Zawsze znajdą się jednak jednostki, które liczą, że Auschwitz jest czymś tak potężnym, iż mogą coś ugrać na ofiarach i zaistnieć - mówi dyrektor Muzeum Auschwitz Piotr Cywiński.
PAP: Czym jest prawda historyczna w Auschwitz?
Piotr Cywiński: To fakty historyczne, liczby, daty, numery. Są też setki tysięcy historii indywidualnych, w niektórych przypadkach bardzo emocjonalnie spisanych. Traumatyczne. Są historie rodzin, które pozostały poza obozem, a tu kogoś straciły. Potem są różne narracje, które narastały po wojnie.
PAP: Czy różne narracje prowadzą do konfliktów?
Piotr Cywiński: Napięcia narracyjne były bardzo obecne w latach komunistycznych, zwłaszcza w okresie stalinowskim i później w czasach „moczarowskich” (koniec lat 60), gdy historia była naginana do pewnych idei, a także na początku lat 90. XX w. Wówczas, po upadku komunizmu, dość boleśnie zderzyło się w tym miejscu kilka narracji. Pamiętajmy, że po wojnie dwa pokolenia żyjące po różnych stronach „żelaznej kurtyny” szły zupełnie innymi drogami, a spotkały się w jednym Miejscu Pamięci dosyć nagle. W latach 2000. zdecydowanie się uspokoiło. Jakby różne doświadczenia Auschwitz zaczęły się wzajemnie dostrzegać i rozumieć.
Piotr Cywiński: Trzeba odróżnić poważny problem, nad którym trzeba pracować mrówczo i pozytywistycznie, od fali emocji, które są nie tylko zbędne, ale i szkodzą. W wielu miejscach sięgnęły one zenitu. Generalnie, wokół Miejsca Pamięci dominujący jest trend skierowany na utrzymanie spokoju. Problem tkwi jednak w tym, że ludzi spokojnych, myślących trzeźwo, nie dających się ponieść próbom rozbudzenia konfliktu, choć jest więcej, to jest to większość milcząca. Czasem wystarczy kilkadziesiąt głośnych osób, aby stworzyć wrażenie totalnej wojny.
Współcześnie poza problemem nazewnictwa - mówię o tzw. polskich obozach - ogromna większość ludzi, ci, którzy nie są zainteresowani w szukaniu konfliktu i rozpalaniu emocji, przyjęła pewien konsensus wypracowany od lat 90. To wówczas rozmaite oblicza tego miejsca, te indywidualne i zbiorowe, ukazujące Auschwitz jako obóz koncentracyjny i te związane z Zagładą, znalazły tutaj wreszcie swoje miejsce.
PAP: Czasem można jednak odnieść wrażenie, że różne wrażliwości – polska, żydowska - jednak rywalizują na polu pamięci.
Piotr Cywiński: Nie odczuwam konfliktu wśród poważnych badaczy, edukatorów, czy pisarzy. Owszem, co pewien czas pojawiają się osoby, które szukają konfliktu dla samego konfliktu i w ten sposób chcą zaistnieć. Zawsze znajdą się jednostki, które liczą, że Auschwitz jest czymś tak potężnym, iż mogą coś ugrać na ofiarach.
PAP: Takie osoby są po każdej ze stron. Zadziwia jednak łatwość z jaką udaje się im wywoływać konflikty. Dlaczego tak jest?
Piotr Cywiński: Miejsce Pamięci zawsze było, jest i będzie w różnych epicentrach. To normalne. Ono nadal jest strasznie wrażliwe. Dla wielu osób to część rodzinnych, indywidualnych odniesień. Jest też absolutnie stałym punktem odniesienia dla świata w najpoważniejszych dyskusjach. W związku z tym jest wyjątkowo łatwo nacisnąć na ten "bolący guzik" i wywołać awanturę. Wielu z tego korzysta, żeby osiągnąć rozgłos, zbić kapitał społeczny albo żeby destabilizować. Motywy są różne. Zdarzały się przypadki destabilizacji na ogromną skalę. Przypomnijmy najbardziej znany epizod - krzyże na Żwirowisku. Zbiegło się to z głosowaniem w sprawie wejścia Polski do NATO.
PAP: Jak zapobiegać takim sytuacjom?
Piotr Cywiński: To będzie coraz trudniejsze, bo liczba bezpośrednich świadków historii maleje. Choć zawodzi czasem podstawowa ludzka uczciwość, szacunek dla ofiar, jestem jednak przekonany, że prawda się obroni. W ostatnich tygodniach zdarzyło się wielokrotnie, że telefonowały do nas osoby, które tutaj straciły najbliższych, i pytały: "Dlaczego oni tańczą na prochach moich bliskich?". Wydawałoby się bowiem naturalne, że nie powinno się żonglować miejscem największego mordu na świecie.
PAP: Przez ostatnie kilkanaście lat panował względny spokój wokół Auschwitz. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy obserwujemy nasilenie konfliktu. Dlaczego?
Piotr Cywiński: Tu trzeba odróżnić poważny problem, nad którym trzeba pracować mrówczo i pozytywistycznie, od fali emocji, które są nie tylko zbędne, ale i szkodzą. W wielu miejscach sięgnęły one zenitu. Generalnie, wokół Miejsca Pamięci dominujący jest trend skierowany na utrzymanie spokoju. Problem tkwi jednak w tym, że ludzi spokojnych, myślących trzeźwo, nie dających się ponieść próbom rozbudzenia konfliktu, choć jest więcej, to jest to większość milcząca. Czasem wystarczy kilkadziesiąt głośnych osób, aby stworzyć wrażenie totalnej wojny.
PAP: Doświadczyliście takiej wojny w ostatnich tygodniach?
Piotr Cywiński: Przekazaliśmy służbom państwowym chyba 70 najbardziej obraźliwych e-maili, które otrzymaliśmy w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Były nieraz różnie podpisane, ale większość została wysłana z kilku adresów IP. Są osoby, które mają wyraźnie za dużo wolnego czasu lub czują się zbyt niedowartościowane. Ile trzeba mieć siły woli, aby w jednej kwestii napisać dziesięć obelżywych i wulgarnych e-maili, balansujących na granicy prawa?
PAP: Po nowelizacji ustawy o IPN ambasador Izraela Anna Azari podczas obchodów rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz skrytykowała polskie prawo. Wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki nie krył zaskoczenia reakcją izraelskich polityków, czy szerzej – strony żydowskiej. Mówił, że nikt nie zgłaszał zastrzeżeń do zapisów ustawy podczas tworzenia nowelizacji. Czy Muzeum uczestniczyło w konsultacjach?
Piotr Cywiński: Nie, w żadnym momencie nikt nas nie pytał o zdanie. Nie wiem jak wyglądały te konsultacje i z kim były przeprowadzane. W Polsce mamy sporo specjalistów w dziedzinie historii II wojny światowej, obozów zagłady, dialogu międzynarodowego. Tak wrażliwa i trudna ustawa, według mnie, powinna być obiektem szerszych konsultacji.
PAP: Krytycznie o nowelizacji wypowiedziała się Międzynarodowa Rada Oświęcimska, ciało doradcze polskiego premiera w sprawach dotyczących terenów byłego obozu Auschwitz oraz innych miejsc Zagłady w granicach Polski. Zdaniem jej członków nieprecyzyjne przepisy budzą uzasadnione obawy o ograniczanie wolności w odkrywaniu prawdy o Holokauście. Czy ustawa zagraża pracom Centrum Badań w Muzeum?
Piotr Cywiński: Pracy naukowej nie zagraża. W ustawie jest zapis, że badania są wyjęte z perspektywy prokuratorskiej. Nie wiadomo jednak, co będzie w przypadku popularyzacji tych prac. To już nie jest sprecyzowane. Można założyć, że o ile naukowiec w zaciszu gabinetu zbada jakąś kwestię i opublikuje wyniki wraz z przypisami w niewielkim czasopiśmie naukowym, to ujdzie. Ale co będzie, gdy dziennikarz zrobi na tej podstawie artykuł, który nie będzie miał charakteru naukowego?
Piotr Cywiński nt. noweli ustawy o IPN: Pracy naukowej nie zagraża. W ustawie jest zapis, że badania są wyjęte z perspektywy prokuratorskiej. Nie wiadomo jednak, co będzie w przypadku popularyzacji tych prac. To już nie jest sprecyzowane. Można założyć, że o ile naukowiec w zaciszu gabinetu zbada jakąś kwestię i opublikuje wyniki wraz z przypisami w niewielkim czasopiśmie naukowym, to ujdzie. Ale co będzie, gdy dziennikarz zrobi na tej podstawie artykuł, który nie będzie miał charakteru naukowego?
Nowelizacja jest bardzo nieprecyzyjna. Ma za zadanie karać przerzucanie na Polskę winy niemieckiej. To oczywiście nie budzi problemu. Ma jednak też wkraczać, gdy winami będzie obarczony naród polski. Rodzi się pytanie, co to dokładnie oznacza? Czy naród to wszyscy obywatele przedwojennej Polski z mniejszościami narodowymi? Czy naród polski to tylko Polacy nie będący Litwinami, Ukraińcami, Niemcami, Żydami, Tatarami? Czy szeregowy człowiek, który doniósł Niemcom na tajne komplety lub na zebrania struktur państwa podziemnego jest częścią narodu w myśl tej ustawy, czy nie?
PAP: Wrócę do Muzeum. Czy w waszej działalności istnieją pola, w których – w związku z nowelizacją ustawy - mogą pojawić się kontrowersje?
Piotr Cywiński: Niestety, to się zaczyna. 12 kwietnia mamy Marsz Żywych, jedno z większych, dorocznych wydarzeń. Przyjedzie kilka tysięcy młodych Żydów z całego świata oraz ok. 2 tys. Polaków. Żydzi, nie przyjeżdżają tylko na tych kilka godzin do Miejsca Pamięci, lecz spędzają w Polsce tydzień. Jeżdżą do różnych miejsc. Zawsze towarzyszyli im ocaleni z Holokaustu, z obozów, małych gett, sztetli. Opowiadali o swoim życiu. Dostałem bardzo jasne informacje od organizatorów Marszu Żywych, że w tym roku część z nich nie przyjedzie. Przestraszyli się, że nie będą mogli opowiadać o tym, co spotkało ich rodzinę w obawie przed prokuratorem. Ludzie boją się realnie. Nie jest istotne w tej chwili, czy ich strach jest uzasadniony. Jeśli boją się stawać w prawdzie, to sam ten fakt pokazuje, że prawo jest źle napisane.
PAP: Czasem pojawiają się jednak wątpliwości, co do rzetelności relacji ocalonych. Osobiście poznałem kobietę z Kirjat Bialik, ocaloną, która młodzieży izraelskiej jako swoją opowiadała historię byłej więźniarki Haliny Birenbaum.
Piotr Cywiński: Z tzw. historią mówioną zawsze jest gigantyczny problem. Dobry historyk nie do końca traktuje ją jako źródło. Świat zachłysnął się "historią mówioną" w ostatnich latach; narracjami świadków. Gdy historyk otrzyma informację o wydarzeniu, to traktuje ją jako tezę. Teza staje się faktem historycznym, gdy dwa niezależne od siebie źródła ją potwierdzą. Czym jest teza, a czym fakt, tego uczy się na pierwszym roku wstępu do badań z historii.
PAP: Międzynarodowa Rada Oświęcimska uważa, że Miejsca Pamięci powinny pozostać wolne od bieżącej polityki...
Piotr Cywiński: Wielu ludzi całe lata nad tym pracowało i naprawdę wydawało się, że udało się to osiągnąć, że z tego miejsca nie uprawia się bieżącej polityki. Ostatnio zostało to zachwiane.
PAP: W tym samym stanowisku Rady jest też wniosek, że instytucje państwa powinny aktywnie chronić Miejsca Pamięci przed kampaniami kłamstw. Po wystąpieniu ambasador Izraela Anny Azari, wylała się fala hejtu także w stosunku do Muzeum. Można odnieść wrażenie, że niewiele osób stanęło w waszej obronie. Czujecie dziś wsparcie instytucji państwa?
Piotr Cywiński: Tak było przez tydzień, może dwa tygodnie. Kiedy wyszło na jaw, że za hejtem stoją wyssane z palca kłamstwa, to się zmieniło. Odbyłem wiele rozmów w różnych ministerstwach z decydentami, z małopolskimi policjantami i innymi instytucjami. Wiem teraz, że są ohydne fale nienawiści, na które państwo nie pozwoli.
PAP: Najbardziej agresywnymi e-mailami zajmą się wyspecjalizowane służby. Czy ktoś wziął was w obronę?.
Piotr Cywiński: Wicepremier prof. Piotr Gliński wydał oświadczenie.
PAP: Co państwo może zrobić więcej?
Piotr Cywiński: Cenię sobie sytuację, w której państwo sprawnie funkcjonuje, ale polityk z głosem politycznym nie ingeruje w Auschwitz. Nawet jeśli powstaje wrażenie, że państwo funkcjonuje słabiej. Zresztą prawda nie jest taka. Moimi zwierzchnikami było już czworo ministrów kultury. Pochodzili z bardzo różnych opcji: Michał Ujazdowski, Bogdan Zdrojewski, prof. Małgorzata Omilanowska, prof. Piotr Gliński. Były w tym czasie momenty kryzysowe, jak kradzież napisu „Arbeit macht frei”. Roztropność decydentów polega także na tym, żeby wiedzieć kiedy coś powiedzieć, a kiedy nie. Ich głos zawsze będzie bowiem odebrany jako polityczny. Zawsze!
PAP: Wrócę jeszcze do hejtu, którego Muzeum doświadczyło. Jak pan sądzi, kto jest autorem ataków?
Piotr Cywiński: Myślę, że przyjęcie klucza ideologicznego dla tych głosów jest błędne z założenia. To nie jest tak, że jedna formacja ideologiczna, radykalna, nagle zmówiła się na "ustawkę". Oczywiście, część osób podpisuje się pod takimi poglądami. W moim przekonaniu jednak fali hejtu, która trwa tak długo, nie da się uzasadnić wyłącznie powiązaniami polityczno-ideowymi.
PAP: E-maile przychodzą z Polski, czy także spoza kraju?
Piotr Cywiński: Niemalże 100 proc. tego co dostaliśmy zostało napisane po polsku przez ludzi, którzy ewidentnie uważali się za najprawdziwszych Polaków. Może 1 proc. ataków pochodził z zagranicy.
PAP: Czyli spór wokół Muzeum to raczej nasza wewnętrzna sprawa. Świat się nią nie zainteresował?
Piotr Cywiński: Owszem, zainteresował się, obserwował. W życiu nie otrzymałem tylu wyrazów wsparcia, słów otuchy z Polski i zagranicy, zarówno dla mnie, jak i pracowników. Codziennie przychodzi ich wiele.
PAP: Obok hejtu pojawiało się też dużo nieprawdziwych informacji, np. że byli więźniowie ubierają chusty w barwach Izraela, choć to symbol biało-niebieskiego pasiaka obozowego.
Piotr Cywiński: Powiem więcej - jakiś człowiek rozpowszechniał informację, że jego kolega miał dziadka, który był więźniem Auschwitz i chciał przekazać do zbiorów Muzeum listy obozowe, których my nie przyjęliśmy. Nasz pracownik miał powiedzieć, że to są listy od Polaka i mamy ich już tyle, że teraz zbieramy tylko od Żydów. Podkreślam: Żydzi w obozie nie mieli prawa pisać listów! Coś, co mnie zaskoczyło, to niezmiernie słaba świadomość historyczna wśród hejterów. Zresztą proszę zwrócić uwagę na konstrukcję tej informacji: nie wiadomo o kogo chodzi i kiedy to było, kto był rozmówcą.
PAP: W ostatnich tygodniach padał zarzut, że Muzeum marginalizuje polską martyrologię w tym miejscu. Jak się pan do tego odniesie?
Piotr Cywiński: Próba marginalizacji. A co to znaczy? Mówmy o konkretach. One nigdzie się nie pojawiły.
Piotr Cywiński o wystawie poświęconej ruchowi oporu: Od pewnego czasu widzimy, że w miejscu, które ona zajmuje - na I piętrze bloku 11 - nie może być udostępniana grupom masowym ze względów technicznych. To jedyny blok, w którym aż trzy piętra są eksploatowane. Zresztą ta wystawa jest już stara. Pracujemy nad nową ekspozycją, która będzie usytuowana na parterze. To najlepsze miejsce, bo wszystkie grupy zwiedzające tamtędy przechodzą. Pamiętajmy, że do Muzeum przyjeżdżają też osoby niepełnosprawne. To m.in. dlatego przyszła wystawa główna będzie wykorzystywała tylko partery bloków poobozowych. To bardzo usprawni zwiedzanie.
PAP: Mowa była przykładowo o wystawie w bloku 11, poświęconej ruchowi oporu, który w znacznej mierze tworzyli polscy więźniowie. Zarzucono Muzeum, że jest niedostępna.
Piotr Cywiński: Od pewnego czasu widzimy, że w miejscu, które ona zajmuje - na pierwszym piętrze bloku 11 - nie może być udostępniana grupom masowym ze względów technicznych. To jedyny blok, w którym aż trzy piętra są eksploatowane. Zresztą ta wystawa jest już stara. Pracujemy nad nową ekspozycją, która będzie usytuowana na parterze. To najlepsze miejsce, bo wszystkie grupy zwiedzające tamtędy przechodzą. Pamiętajmy, że do Muzeum przyjeżdżają też osoby niepełnosprawne. To między innymi dlatego przyszła wystawa główna będzie wykorzystywała tylko partery bloków poobozowych. To bardzo usprawni zwiedzanie. Grupy nie będą się mijały na wąskich schodach.
PAP: Zatem umiejscowienie na parterze ułatwi zwiedzającym lepsze zapoznanie się z tematem ruchu oporu?
Piotr Cywiński: Zdecydowanie. Umieszczenie wystawy o ruchu oporu na parterze jest kolejnym krokiem do wpisania tej kwestii do ogólnego zwiedzania. Prace nad nią postępują i to od dawna. Nie od kilku tygodni. Chciałbym jednak podkreślić, że pod wpływem agresywnych e-maili nie będę ich przyspieszał. Będziemy pracowali nad tą wystawą tyle czasu, ile potrzeba, by była dobrze zrobiona.
PAP: Czy wątek polski w ruchu oporu zostanie uwypuklony?
Piotr Cywiński: Oczywiście, że tak. Ruch oporu zaczął się w obozie już w 1940 r. Część ekspozycji skupi się na działaniach podejmowanych przez polskich więźniów, zarówno wojskowych, jak i cywilnych, od początku utworzenia obozu. Mowa będzie m.in. o Związku Organizacji Wojskowej utworzonym przez Witolda Pileckiego oraz o innych polskich komórkach konspiracyjnych, które tworzyli reprezentanci różnych środowisk politycznych.
PAP: Auschwitz był obozem, który powstał z myślą o więzieniu Polaków. Później pojawiły się inne nacje.
Piotr Cywiński: Oczywiście i ma to znaczenie dla tematu ruchu oporu, gdyż - żeby było jasne - on nie był wyłącznie polski. Grupy oporu organizowały się wokół języka. Belg mógł współpracować z Francuzem, ale z uwagi na barierę językową gorzej mu szło z Grekiem.
PAP: Scenariusz wystawy już jednak powstał. Co dalej?
Piotr Cywiński: Trwają tłumaczenia na angielski i hebrajski, bo w tych językach w Muzeum wszystko jest prezentowane od wielu lat. Dopiero po ich zakończeniu nad zagadnieniem pochylą się graficy. Muszą znać rozmiar tekstu, by zacząć pracować. Chciałem podkreślić, że przedstawienie historii ruchu oporu jest dość trudnym zagadnieniem. Po pierwsze dlatego, że był bardzo rozczłonkowany. Tworzyły go różne komórki. Po drugie, ruch oporu z definicji jest czymś szalenie tajnym. Pozostaje mało śladów. Mamy trochę grypsów, wyroków na członkóch ruchu oporu, nieco więźniarskich zdjęć tych ludzi. To nie jest tak, że ruch oporu zostawia ślady, z których łatwo zrobić ciekawą wystawę, nie przeładowaną wyłącznie opisem. Atrakcyjną.
PAP: Czy wystawa zostanie otwarta jeszcze w tym roku?
Piotr Cywiński: Myślę, że tak. Musimy jednak wpierw uznać za zadowalające efekty pracy grafików. Wiele będzie zależało od przetargu na wykonanie konstrukcji wystawy.
PAP: Dlaczego akurat temat tej wystawy pojawił się w dyskusji o Muzeum? Nie ma natomiast mowy o polskiej wystawie narodowej w bloku 15, przecież też już dość anachronicznej. Czy ona z punktu widzenia polskiej polityki historycznej nie jest istotniejsza? Jakie jest pana zdanie?
Piotr Cywiński: To poważniejszy problem, bo ta wystawa jest dużo większa. Powstaje jej scenariusz. Moją chęcią jest, aby parter bloku 15 był poświęcony transportom z Polski do Auschwitz od 1940 r. po koniec obozu - całej historii Polaków w Auschwitz. Na piętrze przybliżony zostałby temat Auschwitz w kontekście lokalnym, co jest niezmiernie ważne, a często słabo zrozumiane. Pamiętajmy, że ta ziemia była częścią Rzeczypospolitej, która została zaanektowana do III Rzeszy. To nie było Generalne Gubernatorstwo. Istniały bardzo wyraźne plany osadnicze SS na tej ziemi, które w pewnej mierze zostały zrealizowane. Tutaj powstawały też pewne niemieckie wizje rolnicze i industrialne. Osiem wiosek zostało kompletnie wysiedlonych na potrzeby obozu. Co istotne również, w przeciwieństwie do pobliskiego Śląska, tutaj okoliczną ludność w ogromnej mierze stanowili Polacy.
PAP: Ta wystawa, przynajmniej w jakiejś części, tematycznie może pokrywać się z ekspozycją, która powstać ma w budynku zwanym Lagerhaus, stojącym niedaleko byłego niemieckiego obozu Auschwitz I. Ministerstwo kultury i starostwo oświęcimskie chcą utworzyć w nim muzeum poświęcone mieszkańcom Oświęcimia i okolic, którzy pomagali więźniom.
Piotr Cywiński: Tak, ale nasz kierunek prac rozpoczęliśmy już parę lat temu. O muzeum w Lagerhausie wiemy mniej więcej od roku. Nie znam scenariusza tamtej ekspozycji. Być może trzeba będzie zrewidować nasze plany. Pytanie, ile osób zwiedzi Lagerhaus, a ile pierwsze piętro bloku 15.
PAP: Kiedy powstanie scenariusz polskiej wystawy narodowej?
Piotr Cywiński: Pracujemy nad nim od dwóch-trzech lat. Perspektywy samej wystawy są jednak odległe, bo takiego wysiłku budżet Muzeum samodzielnie nie udźwignie.
PAP: Wiele osób jest pod dużym wrażeniem ekspozycji żydowskiej w bloku 27, która poświęcona jest Zagładzie. Jej scenariusz przygotował Instytut Yad Vashem. Nowoczesna, ascetyczna, skłaniająca do refleksji. To nie tylko historia, ale także miejsce na wyciszenie, rozmowę. Czy tak powinna też wyglądać polska wystawa?
Piotr Cywiński: Tego nie wiem. W Muzeum jest wiele miejsc, w których można się wyciszyć, rozmawiać, pracować. Nie wiem, czy warto zmniejszać w ten sposób przestrzeń wystawienniczą. Powiem inaczej. Wystawiennictwo w Muzeum, tak jak zostało przez byłych więźniów zbudowane, nie jest może tym, które jest w tej chwili modne – narracyjno-historycznym. Ono zaczęło się w Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie. Potem podobnie wystawę przygotował Instytut Yad Vashem w Jerozolimie, a dalej choćby Muzeum Powstania Warszawskiego. To przykłady muzeów narracyjno-historycznych. Człowiek przechodzi przez taką wystawę, jakby czytał książkę lub oglądał film.
W Auschwitz jest ekspozycja, która przede wszystkim znajduje się w miejscu autentycznym. Ona przygotowuje do jego zrozumienia. Jednak na samym doświadczeniu wystawy nie kończy się doświadczenie wizyty. Ludzie, którzy tworzyli we wczesnych latach 50. wystawę główną Muzeum, w sposób niezwykle inteligentny i w moim przekonaniu wizjonerski, stworzyli ekspozycję, która jest dużo bardziej fenomenologiczna. Ona nie opowiada, lecz pokazuje. Stosy butów, walizki, włosy. To jest siła tej wystawy. Yad Vashem poszedł drogą, którą można zobaczyć w bloku 27, bo spodziewali się, że nowa wystawa główna też będzie starała się tę fenomenologię uratować. Zresztą wystawy narodowe obrały różne kierunki. Wracając do bloku 15, w moim przekonaniu tworzenie ekspozycji, która byłaby holistyczna, narracyjno-historyczna i zamknięta sama w sobie, byłoby błędne. Powstałby rozdźwięk między nią, a doświadczeniem autentycznego miejsca.
PAP: Czy jest wola państwa polskiego, aby stworzyć nową wystawę w bloku 15?
Piotr Cywiński: Trudno mówić o woli, gdy nie mamy jeszcze scenariusza. On jest podstawą do skosztorysowania, konstrukcji harmonogramów. Dopiero później można mówić o woli. Trudno, żebym poprosił mojego szefa, ministra kultury, o decyzję kierunkową, gdy nie jestem w stanie odpowiedzieć na podstawowe pytania. Jestem jednak przekonany, że niezależnie od opcji politycznej, wystawa – gdy będą konkrety – zyska przychylność. Nie widzę powodów, dla których miałoby być inaczej. Pamiętajmy jednak, że to duża wystawa, na dwóch piętrach. Budynek wprawdzie nie jest w złym stanie, ale część prac trzeba będzie wykonać.
PAP: Czy jakieś elementy obecnej wystawy powinny pozostać?
Piotr Cywiński: Chciałbym zachować wybrane elementy. Głównie myślę o instalacji byłego więźnia Auschwitz prof. Józefa Szajny. To "pasiaki" w kształcie ludzi wracających z pracy. Ona zamyka obecną wystawę. To coś tak mocnego, co trzeba koniecznie zachować.
PAP: Czy można się pokusić o zakreślenie horyzontu czasowego?
Piotr Cywiński: Trudno powiedzieć. W tej chwili przygotowujemy nową ekspozycję główną, przy której pracuje część naszych wystawienników. Kolejna ich część przygotowuje wystawę o ruchu oporu. Przygotowujemy powoli scenariusz ekspozycji w bloku 15. Moce przerobowe są ograniczone.
PAP: Panie dyrektorze, czy ostatni niespokojny, trudny czas przyniósł coś pozytywnego?
Piotr Cywiński: Hejterzy są głośni, ale też mocno ograniczeni w liczbie i wiedzy historycznej. To nie były trzy dni awantury, ale już dwa miesiące. To pokazało jednak, że prawda ma niesamowitą moc. Gdy demontujemy kłamstwa, to okazuje się, że jest sporo ludzi, którzy czytają, zaglądają, a potem podejmują decyzję o wysłaniu choćby e-maila z wsparciem. To bardzo budujące.
Rozmawiał: Marek Szafrański (PAP)
szf/ mjs/ ls/