Pamięć o bitwie pod Zadwórzem, która w 1920 r. ocaliła Lwów, była starannie pielęgnowana w II Rzeczypospolitej - wspomina dla PAP weteran płk Otton Hulacki, który w 2. Korpusie Polskim brał udział w walkach m.in. o Monte Cassino. To Lwów ukształtował nasze charaktery - podkreśla.
W sobotę na Cmentarzu Orląt Lwowskich, a także na nekropolii wojennej w Zadwórzu pod Lwowem odbędą się uroczystości upamiętniające 98-lecie bitwy, podczas której polscy żołnierze ochotniczego batalionu kpt. Bolesława Zajączkowskiego starli się z przeważającymi siłami bolszewików. Bitwa ta ocaliła rodzinne miasto Ottona Hulackiego (do niedawna majora, ostatnio awansowanego na stopień podpułkownika) i przeszła do historii jako polskie Termopile.
"W przedwojennym Lwowie, moim rodzinnym i ukochanym mieście, cały czas pamiętaliśmy o tych dzielnych chłopakach-żołnierzach, którzy walczyli pod Zadwórzem. To oni w sierpniu 1920 roku obronili nasze miasto, byli dla nas jak Spartanie, byli naszymi bohaterami. Z tego zrobiła się tradycja nie tylko u nas, ale w całej przedwojennej Polsce" - ocenił w rozmowie z PAP 96-letni weteran, który obecnie mieszka w Wielkiej Brytanii i w ostatniej chwili musiał zrezygnować z podróży do Lwowa z powodów zdrowotnych.
"Bardzo żałuję, że nie mogłem przyjechać na uroczystości do Lwowa, ale za rok udam się na pewno i nawet lepiej, bo to będzie już 99. rocznica bitwy pod Zadwórzem, czyli bliżej setki" - mówił weteran, który służył m.in. w 6. Pułku Pancernym "Dzieci Lwowskich", i z wojskiem gen. Władysława Andersa przeszedł zwycięsko całą kampanię włoską.
W rozmowie z PAP i "Kombatantem" Hulacki długo opowiadał o swojej miłości do rodzinnego miasta. "Lwów to było moje dzieciństwo i wczesna młodość. Pamiętam je bardzo dobrze, to ono ukształtowało mój i nie tylko mój charakter i dało siły na całe życie" - podkreślił.
Weteran wspominał, że we Lwowie od najwcześniejszych lat życia największy wpływ na niego - poza rodziną - miały tamtejsze szkoły; jak mówił, to od swojej nauczycielki, pani Karpinowej, otrzymał zadanie rozpowszechniania znaczków na fundusz Ligi Morskiej i Kolonialnej, a także na fundusz Ligi Obrony Przeciwlotniczej i Przeciwgazowej. "Lubiłem się społecznie angażować. Ważne dla nas były też wydarzenia historyczne. Pamiętam jak Polakami we Lwowie, podobnie jak i w całym kraju, wstrząsnęła śmierć marszałka Józefa Piłsudskiego" - powiedział Hulacki.
"To był bardzo podniosły i patriotyczny, ale i niepokojący moment. Cały naród płakał... Trzeba było być bardzo zawziętym przeciwnikiem Piłsudskiego, żeby tego nie widzieć. Pamiętam jak była minuta ciszy, jak wszystko - cały ruch uliczny we Lwowie - stanęło, a patrzyłem na to z okna swego domu, na który później leciały bomby niemieckie..." - wspominał.
Po śmierci Piłsudskiego Hulacki jak wielu młodych, patriotycznie nastawionych ludzi, wstąpił do Orląt - organizacji działającej przy Związku Strzeleckim. "Marzyłem, jak wielu innych chłopców, o pójściu do słynnego na całą Polskę Korpusu Kadetów Nr 1 im. marszałka Józefa Piłsudskiego" - powiedział weteran, dodając, że w tym okresie przede wszystkim lubił historię i prasę, zwłaszcza tę która opisywała sprawy wojskowe. "A poza tym z zapartym tchem czytałem powieści Henryka Sienkiewicza, w tym jego słynną Trylogię" - dodał.
Mimo młodego wieku Hulacki dość wcześnie został instruktorem Orląt Związku Strzeleckiego we Lwowie. "To stało się po kursie w Spale, do której dotarłem z moim hufcem na piechotę z Tomaszowa Mazowieckiego. Do kursu zachęcił mnie jego komendant prof. Oberleitner. Mimo młodego wieku, a byłem chyba najmłodszy, kurs udało mi się ukończyć z powodzeniem. Szkolił nas słynny poeta Kazimierz Wierzyński, który należał do Polskich Drużyn Strzeleckich - organizacji niepodległościowej powstałej we Lwowie już w 1911 roku" - wspominał Hulacki.
"Do dzisiaj dobrze pamiętam jak mówił nam, żeby +iść przez życie, a nie przez ciocię na kanapie+. Miał na myśli, by w życiu nie korzystać z protekcji rodziny czy znajomych, ale samodzielnie zdobywać pozycję w świecie" - podkreślił, przypominając też, że po powrocie objął funkcję p.o. instruktora powiatowego Orląt Związku Strzeleckiego na miasto Lwów.
Wspominając życie lwowskie weteran podkreślił, że w latach jego młodości, w okresie przedwojennym Lwów był przede wszystkim miastem przyjacielskim. "To najlepsze słowo. Bardzo przyjacielskie. Dopiero pod koniec lat 30., przed wojną, były oczywiście awantury komunistyczne czy inne studenckie, ale we Lwowie każdy czuł serdeczną atmosferę. Naprawdę piękne, szczęśliwe miasto i wcale nie małe, bo w sumie żyło w nim ponad 300 tysięcy ludzi - Polaków, Żydów, Ukraińców" - powiedział.
"Dobre to było moje życie lwowskie, ale na miłości nie miałem czasu; ciągle byłem w coś zaangażowany. Daję słowo" - dodał.
Weteran wspominał też początek drugiej wojny światowej, gdy był już nastolatkiem. "To było straszne dla mnie, dla wszystkich lwowiaków. Pamiętam jak ojciec opowiadał o bombardowaniu okazałego i pięknego gmachu Dworca Głównego, gdzie akurat 1 września pełnił służbę (jako policjant - PAP). Ojciec był w szoku. Ucierpiał też nasz dom z powodu bomb. Po bombardowaniu zaniosłem z jedną sanitariuszką rannego naszego sąsiada Mellera do szpitala. To był straszny widok, musiałem jego wnętrzności włożyć do brzucha" - przypomina kombatant.
"Co do Sowietów to spotkałem ich po raz pierwszy na północny-wschód od Lwowa, nie wiem dlaczego, ale nakazano nam iść na wschód w kierunku Krasnego. I tam po raz pierwszy na drodze widziałem Armię Czerwoną. W mundurku strzeleckim przyczepiłem się do szwadronu śląskiej policji i pewnego dnia rano zbudził mnie szum czołgów, ukazała ich cała masa, a za nią czerwonoarmiści. Co za żałosny widok! Niektórzy z nich byli na bosaka, większość miała karabiny zawieszone na sznurkach, robiło to na mnie straszne wrażenie. Pomyślałem, że lepiej będzie wrócić do Lwowa, a po drodze wstąpiłem do chaty jakiejś Ukrainki, by dostać wodę i gdy powiedziała mi, że +wy Polacy biedni jesteście+ to się rozpłakałem. Było mi bardzo smutno. To była tragedia" - opowiadał.
Po aresztowaniu ojca przez NKWD, młody Hulacki, wraz z pozostałymi najbliższymi krewnymi, został zesłany do Kazachstanu. "Zrobili nam też rewizję, przeglądali moje papiery i bardzo się zainteresowali moimi wycinkami z gazet dotyczącymi pogrzebu Józefa Piłsudskiego. I jeden z oficerów NKWD zwrócił się do mnie mówiąc: +To wasz wojwoda+. Odpowiedziałem mu, że Piłsudski nie był żadnym wojewodą, ale naczelnym wodzem, marszałkiem. Wreszcie po zabraniu ojca minęły trzy dni, przyszli znowu i wysłali nas na wschód" - powiedział weteran.
Dalsze koleje losu Ottona Hulackiego to m.in. wstąpienie do tworzącej się jesienią 1941 r. Armii Polskiej na Wschodzie (do 6. Pułku Pancernego "Dzieci Lwowskich" wstąpił w marcu 1942 r.). Podczas pobytu w Związku Sowieckim poznał Menachema Begina - przyszłego premiera Izraela, również żołnierza Armii Andersa. Po ewakuacji ze Związku Sowieckiego, w 1944 r. Hulacki został przeniesiony do dowództwa 2. Brygady Pancernej 2. Korpusu Polskiego, w składzie której walczył pan m.in. o Monte Cassino. Po wojnie pozostał na emigracji w Wielkiej Brytanii.
"Nie było innego wyboru, przecież po tym, co mi i mojej rodzinie we Lwowie zrobiło NKWD, stałem się znany komunistycznym władzom. Powrót do Polski był niemożliwy" - ocenił weteran.
Bitwa pod Zadwórzem, która rozegrała się 17 sierpnia 1920 r. ponad 30 km na wschód od Lwowa, była jednym z najważniejszych starć w wojnie polsko-bolszewickiej. W bohaterskiej obronie Lwowa przed bolszewikami 1. Armii Konnej Siemiona Budionnego wzięło udział kilkuset ochotników batalionu dowodzonego przez kpt. Bolesława Zajączkowskiego. W walce poległo 318 młodych lwowian - niemal wszyscy żołnierze polskiego batalionu. Dzięki ich ofiarnej walce bolszewicy nie zdobyli Lwowa, opóźnił się także ich marsz w głąb Polski.
Bohaterska obrona Zadwórza przeszła do historii jako polskie Termopile. Ich walka stała się symbolem poświęcenia życia dla ojczyzny.
Z Lwowa Norbert Nowotnik (PAP)
nno/ pat/