40 lat temu, 4 listopada 1981 r., w Warszawie doszło do spotkania przewodniczącego „Solidarności” Lecha Wałęsy, I sekretarza KC PZPR gen. Wojciecha Jaruzelskiego i prymasa Józefa Glempa. Rozmowy w willi przy ul. Parkowej były elementem operacji propagandowej władz komunistycznych przygotowującej się do wprowadzenia stanu wojennego.
Jesienią 1981 r. reżim komunistyczny intensywnie przygotowywał się do ostatecznej rozprawy z „Solidarnością”. 17 października nowym I sekretarzem KC PZPR został gen. Wojciech Jaruzelski. Już w pierwszym przemówieniu do swoich towarzyszy zapowiedział delegalizację jakichkolwiek akcji protestacyjnych „S”. Krytykował także postępującą radykalizację „solidarnościowej ekstremy”. Rzeczywiście nastroje wśród związkowców były coraz bardziej antyreżimowe, ale w coraz większym stopniu rozmijały się z nastrojami społeczeństwa. Propaganda i prowokacje władz sprawiały, że narastało zwątpienie i pragnienie zaznania choćby elementarnej stabilizacji. „Solidarność” wciąż stanowiła potężną, niemal 10-milionową siłę społeczną, ale w jej wnętrzu narastały ostre podziały, które uzewnętrzniły się podczas I Zjazdu NSZZ „S” w Gdańsku. Przejawem rosnącego kryzysu „Solidarności” był nieudany jednogodzinny strajk ostrzegawczy, zorganizowany 28 października 1981 r. Władze oceniły go jako porażkę związku, ponieważ do protestu przystąpiło ok. 40 proc. członków NSZZ.
Pod koniec października wewnątrz obozu władzy było już jasne, że wybór momentu wprowadzenia stanu wojennego jest już tylko formalnością. Społeczeństwo otrzymywało sygnały, że jedyną siłą zdolną do „przywrócenia ładu” jest wojsko. Tuż po wyborze na I sekretarza KC PZPR Jaruzelski, w pierwszej rozmowie z Leonidem Breżniewem, zapowiedział, że „włączy wojsko do wszystkich dziedzin życia”. Dla Kremla i stolic państw komunistycznego był to uspokajający sygnał, że Jaruzelski i jego towarzysze są zdeterminowani do „samodzielnego rozwiązania problemu”. Moskwa przyjmowała te zapewnienia z satysfakcją, bo już wcześniej sugerowała, że odrzuca możliwość interwencji zbrojnej i może zapewnić reżimowi w Warszawie tylko pomoc techniczną i gospodarczą.
Kilka dni po rozmowie Jaruzelski-Breżniew działania rozpoczęły wojskowe Terenowe Grupy Operacyjne oraz Wojskowe Grupy Operacyjno-Kontrolne. Ich formalnym celem było wspieranie władz lokalnych i zarządów zakładów pracy w rozwiązywaniu problemów „istotnych dla obywateli”. „Niezbędne stają się więc nadzwyczajne środki działania w interesie obrony państwa i obywateli. Zaostrza tę konieczność nadchodząca zima, która mimo intensywnych przygotowań może mieć niezwykle groźny wpływ na stan gospodarki i możliwości przetrwania” – stwierdził 25 października rzecznik rządu Jerzy Urban. Po wprowadzeniu stanu wojennego TGO i WGOK staną się narzędziem militaryzacji gospodarki. Ich dowódcy zostaną komisarzami-pełnomocnikami Komitetu Obrony Kraju.
Ważnym elementem przygotowań do stanu wojennego było także podjęcie działań propagandowych przedstawiających „dobrą wolę” i dążenie do kompromisu ze strony władz. 21 października I sekretarz KC PZPR spotkał się z prymasem Józefem Glempem. Nowy zwierzchnik polskiego Kościoła zgodził się na uczestnictwo w ewentualnym spotkaniu trójstronnym z udziałem przedstawicieli rządu i „Solidarności”. Był to rodzaj pułapki politycznej zastawionej na Kościół oraz „S”. Ich przywódcy nie mogli odrzucić „propozycji” Jaruzelskiego. Z punktu widzenia władz spotkanie z udziałem prymasa wciągało Kościół do działań podejmowanych w tak trudnej sytuacji. Jaruzelski mógł liczyć także na część działaczy i doradców „Solidarności”, którzy wciąż chcieli podejmować rozmowy z reżimem. Według wspomnień Zbigniewa Bujaka za rozmowami z Jaruzelskim opowiadał się m.in. Bronisław Geremek, który był zaniepokojony radykalizacją nastrojów działaczy związkowych.
Jaruzelski kontynuował swoją ofensywę na forum Sejmu. 30 października zapowiedział powołanie Rady Porozumienia Narodowego. „Zapraszam do udziału w tej Radzie Zjednoczone Stronnictwo Ludowe i Stronnictwo Demokratyczne, związki zawodowe, organizacje społeczne, naukowe i twórcze. Zwrócę się do obywateli cieszących się w społeczeństwie wysokim autorytetem o udział w pracach Rady. Liczę na poparcie tej inicjatywy ze strony kierownictwa Kościoła. Kraj nasz możemy ratować i wyprowadzać z kryzysu przez wspólne działanie” – powiedział Jaruzelski. W radzie miało zasiąść siedmiu przedstawicieli, po jednym reprezentującym każde środowisko, „Solidarność” i episkopat. Rada miała być gremium pozakonstytucyjnym, ale w ramach jej kompetencji znalazło się wnoszenie do Sejmu projektów ustaw. Ostatecznie więc wszystkie korzyści z jej funkcjonowania miałyby władze.
4 listopada 1981 r. w rządowej wilii przy ul. Parkowej w Warszawie spotkali się przewodniczący NSZZ „Solidarność” Lech Wałęsa, prymas Józef Glemp oraz I sekretarz KC PZPR i premier Wojciech Jaruzelski. Rezultaty godzinnej rozmowy były żadne. Jaruzelski ponownie przedstawił swój pomysł powołania rady. Odpowiedź Kościoła była umiarkowanie pozytywna, przewodniczący „Solidarności” uznał zaś, że projekt rady jest zbyt ogólnikowy, wstrzymał się z odpowiedzią i skrytykował władze za niewypełnianie dotychczasowych zobowiązań. „Dużo było mowy, pretensji do siebie, o to, co złego się dzieje w kraju. Powiedziałem, że władza nie robi tego, co ustalone, że związek ma dobre rady, że coś z tym trzeba zrobić, strajki trzeba przerwać, że kompromis potrzebny. Na to była zgoda, tylko jak to zrobić. Premier mówił o jakiejś komisji czy grupie, zgłosił nawet swojego reprezentanta. Prymas też zgłosił księdza biskupa Bronisława Dąbrowskiego, widziałem, że zgadza się, ale ja się wstrzymałem, bo nie chciałem ryzykować, wiązać się. Wtedy premier powiedział, że bez tego nic nie będzie, zrobił się milczący” – relacjonował Wałęsa podczas rozmów władz „Solidarności”.
W kolejnych tygodniach Wałęsie i umiarkowanym działaczom „Solidarności” udało się jednak zmniejszyć napięcie społeczne. Zgodnie z zapowiedzią ze spotkania 4 listopada doprowadzono do wygaszenia niemal wszystkich ognisk strajkowych. Wyjątkiem były protesty w uczelniach, m.in. w Wyższej Szkole Inżynierskiej w Radomiu i Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarniczej w Warszawie. Strajk studentów tej drugiej został brutalnie stłumiony przez siły specjalne milicji 2 grudnia 1981 r.
Kluczem do zrozumienia celów przyświecających Jaruzelskiemu są jego wypowiedzi z obrad Biura Politycznego KC PZPR z 10 listopada. Stwierdził wówczas, że spotkanie pokazało, iż inicjatywa polityczna leży po stronie władz. Część członków władz partii miała nawet nadzieję, że efektem spotkania z 4 listopada będzie wywołanie podziałów między „Solidarnością” a Kościołem. W tych dniach uwagę Jaruzelskiego przyciągała jednak zupełnie inna sprawa, która położyła się cieniem na jego wizerunku i była kompromitacją kontrwywiadu wojskowego PRL. 7 listopada z Warszawy zniknął zaufany oficer Sztabu Generalnego WP płk Ryszard Kukliński.
Po 1989 r. gen. Wojciech Jaruzelski oraz jego sympatycy przywiązywali do spotkania z 4 listopada ogromną wagę. Ich zdaniem była to ostatnia szansa na zażegnanie groźby wprowadzenia stanu wojennego, która została przekreślona z powodu „warcholstwa” „Solidarności”. Większość historyków jednoznacznie odrzuca argumenty byłego dyktatora. Paweł Kowal i Mariusz Cieślik w biografii „Jaruzelski. Życie paradoksalne” zauważają, że „tworzenie tego typu fasadowych instytucji będzie wkrótce specjalnością Jaruzelskiego”. Celem było wzmocnienie jego pozycji politycznej przy zachowaniu pozorów demokratyzacji, która była jednym z głównych haseł propagandy jego reżimu.(PAP)
Autor: Michał Szukała
szuk / skp /