Poranek był ciepły, ale pogoda mogłaby być lepsza. „Nabrzeże było zalane deszczem i skąpane w lekkiej mgle” - pisał dziennikarz Bohdan Witwicki. Na brzegu zgromadził się tłum gapiów. Były wiązanki róż i goździków, a także orkiestra, która zagrała Mazurka Dąbrowskiego, „My, Pierwsza Brygada” oraz kilkanaście innych pieśni i piosenek.
Na pokładzie właściwie sama towarzyska śmietanka – artyści, finansiści, przedsiębiorcy, arystokraci. MS „Batory”, najsłynniejszy w historii polski statek pasażerski, ruszył w swoją pierwszą morską podróż 21 kwietnia 1936 roku, z Wenecji do Gdyni.
Parostatkiem w piękny rejs
„Na dziewiczy rejs najpiękniejszym i najnowocześniejszym transoceanikiem Bałtyku wybrało się 620 burżujów wyładowanych grubszą forsą, którzy obżerali się, pili, werandowali i byczyli za wszelkie czasy” – napisał niedługo po zakończonym rejsie Melchior Wańkowicz, jeden z jego uczestników. W relacji dla miesięcznika „Morze” dodawał z sarkazmem: „Wody z takich statków nie widać za wiele i najłatwiej byłoby mi pisać do rubryki +moda i salon+”.
Na pokładzie znaleźli się niemal sami znamienici goście: malarz Wojciech Kossak, aktorka Irena Eichlerówna, reżyser Arnold Szyfman, pisarze i dziennikarze Melchior Wańkowicz, Andrzej Strug, pisarz i podróżnik Arkady Fiedler, żona i córka Stefana Żeromskiego. Do tego żony prominentów: ministra Świtalskiego, prezydenta Warszawy Starzyńskiego czy dowódcy polskiej floty admirała Unruga. Nie zabrakło też przedsiębiorców, finansistów czy arystokratów, jak Tarnowscy i Potoccy.
Trzytygodniowy rejs miał być dla wszystkich niezapomnianą wycieczką, której mottem było zdanie: „Dziś czas na wino i dziewczyny młode. Jutro – na kazanie i sodową wodę”. Pasażerowie według relacji korzystali z przyjemności pełnymi garściami, zarówno na pokładzie, jak i w kolejnych miastach, do których „Batory” zawijał. Były to Dubrownik, Barcelona, Casablanca, Funchal, Lizbona, Londyn.
Na pokładzie znaleźli się niemal sami znamienici goście: malarz Wojciech Kossak, aktorka Irena Eichlerówna, reżyser Arnold Szyfman, pisarze i dziennikarze Melchior Wańkowicz, Andrzej Strug, pisarz i podróżnik Arkady Fiedler, żona i córka Stefana Żeromskiego. Do tego żony prominentów: ministra Świtalskiego, prezydenta Warszawy Starzyńskiego czy dowódcy polskiej floty admirała Unruga. Nie zabrakło też przedsiębiorców, finansistów czy arystokratów, jak Tarnowscy i Potoccy.
Notabene krytycznie piszący o rejsie Melchior Wańkowicz, sam również musiał ulec urokowi rejsu. Po jednej z imprez 44-letni pisarz miał wdrapać się na szczyt masztu i doznać tam ataku paniki, w związku z czym nie mógł wrócić na pokład. Akcja ratunkowa trwała podobno kilka godzin.
Wycieczka po statku
Statek był imponujący – miał 160 metrów długości (tyle, co półtora boiska do piłki nożnej) i 21,5 metra szerokości. Na dziobie widniał herb – wilcze kły i stylizowane skrzydła husarskie. Sylwetka statku jawiła się w tych czasach jako nowoczesna i harmonijna. „Batory” posiadał niezbyt mocno wychyloną dziobnicę, dwa maszty i dość grube, pochyłe kominy, pomalowane na jasnożółty kolor.
Statek był imponujący – miał 160 metrów długości (tyle, co półtora boiska do piłki nożnej) i 21,5 metra szerokości. Na dziobie widniał herb – wilcze kły i stylizowane skrzydła husarskie. Sylwetka statku jawiła się w tych czasach jako nowoczesna i harmonijna. „Batory” posiadał niezbyt mocno wychyloną dziobnicę, dwa maszty i dość grube, pochyłe kominy, pomalowane na jasnożółty kolor.
Statek miał aż 7 pokładów. Trzy z nich – spacerowy, słoneczny i łodziowy – mieściły się w nadbudówkach, pozostałe w kadłubie. Załoga liczyła ponad 300 osób, miejsc dla pasażerów było ponad 750.
W pierwszej klasie Batory miał 26 luksusowych kabin z łazienkami, klasa turystyczna miała 355 miejsc w jedno- i dwuosobowych kajutach, trzecia składała się z dwu- i cztero-osobowych kabin mieszczących łącznie 405 łóżek. Wszystkie wyposażone były w umywalki z ciepłą wodą.
We wnętrzach pasażerowie mieli do dyspozycji: sale jadalne, dansingowe, wielką salę balową, również czytelnie, trzy bary, basen oraz świetnie wyposażoną salę gimnastyczną z rowerkami, wiosłami, ciężarami oraz elektrycznymi: koniem i... wielbłądem.
Na wykończenie wnętrz nie szczędzono pieniędzy. „Batory” i jego nieco starszy brat bliźniak, MS „Piłsudski”, miały być – jak wówczas mówiono – „pływającymi salonami i ambasadorami kultury polskiej”. Została nawet powołana specjalna parlamentarna podkomisja artystyczna, której przewodził senator i znany projektant sztuki użytkowej Wojciech Jastrzębowski (uważano go za głównego eksperta od sztuki należącego do „grupy sanacyjnych pułkowników”), a w jej skład wchodzili znani architekci i malarze. Przy kompleksowym projekcie pracowała liczna grupa artystów. Nie ograniczyli się do aranżacji pomieszczeń (salonów, palarni, halli), ale projektowali też najdrobniejsze szczegóły, w tym zastawy stołowe czy nawet kartę dań!
Na wykończenie wnętrz nie szczędzono pieniędzy. „Batory” i jego nieco starszy brat bliźniak, MS „Piłsudski”, miały być – jak wówczas mówiono – „pływającymi salonami i ambasadorami kultury polskiej”.
Przy wystroju wnętrz – malowaniu obrazów, grafik, tworzeniu mebli – pracowało ponad siedemdziesięciu artystów. Niektórzy na pokładzie statku spędzili aż 8 miesięcy. Najbardziej znana wśród nich była malarka Zofia Stryjeńska. Meble zaprojektował Lech Niemojewski, a czarne metalowe kolumny rzeźbiarz Antoni Kenar.
Paderewski, Kościuszko, Batory. Afera o imię
Rządowa decyzja, by zbudować nowe „transatlantyki”, zapadła już na początku lat trzydziestych. Inwestycja była jednak niezwykle droga. Polska zapłaciła stoczni włoskiej w większości barterem – 5-letnimi dostawami węgla. Umowę na budowę dwóch statków podpisano w grudniu 1933 roku.
Jako pierwszy w 1935 roku zwodowany został „Piłsudski”. Statek wzbudził entuzjazm. Gdy przypłynął do Gdyni, witały go tłumy, a jego zdjęcia pojawiły się na pierwszych stronach niemal wszystkich polskich gazet. Młodszy z bliźniaków też stał się sensacją medialną, choć początkowo w niezbyt pochlebnym świetle: rozgorzała bowiem walka o nazwę transatlantyku.
Rządowa decyzja, by zbudować nowe „transatlantyki”, zapadła już na początku lat trzydziestych. Inwestycja była jednak niezwykle droga. Polska zapłaciła stoczni włoskiej w większości barterem – 5-letnimi dostawami węgla. Umowę na budowę dwóch statków podpisano w grudniu 1933 roku.
Polonia amerykańska zaproponowała nadanie mu imienia „Paderewski”, co było nie w smak rządzącej w Polsce sanacji. Armator preferował natomiast „Kościuszkę”, a kręgi rządowe promowały „Batorego”. Polonia i środowiska emigracyjne protestowały niemal do dnia chrztu statku: „W dalszym ciągu nadchodzą z Ameryki wiadomości, że nazwa naszego statku budzi wśród znacznego odłamu prasy amerykańskiej, jak również wśród organizacji tamtejszych poważne zastrzeżenia. Tak dalece, że słychać głosy nawołujące do zmiany dotychczasowego przychylnego stosunku do interesów linii, jaki był okazywany przez całą Polonię, jeśli żądania nazwania drugiego statku +Paderewski+ zostaną zignorowane” – mówił na zebraniu z urzędnikami i przedstawicielami ministerstwa dyrektor spółki Gdynia-Ameryka Linie Żeglugowe Aleksander Leszczyński.
Ale dla sanacji nazwisko byłego premiera i jednego z ojców niepodległości było nie do przyjęcia, bo polityk od dawna był w ostrej opozycji wobec obozu rządzącego. Minister przemysłu i handlu Franciszek Doleżal przekonywał w prasie, że imię „Batorego” jest idealne: „[Król Batory] Był śmiałym obrońcą granic, zwycięskim wodzem i mężem stanu”, a sanacyjni dziennikarze dodawali: „Ten król prowadził zaciętą i zwycięską walkę o dostęp Polski do morza i o rozwój żeglugi handlowej”. I to politycy ostatecznie postawili na swoim.
Statek pod imieniem „Batory” ochrzczony został latem 1935 roku. Prace wykończeniowe opóźniały się – w ostatniej chwili wprowadzano do konstrukcji poprawki, eliminowano błędy, które wykryto po zwodowaniu „Piłsudskiego”.
„Wstydu nie przyniesiemy”
Pierwszy rejs „Batory” zakończył 11 maja. Nie było aż takiej fety, jak podczas powitania „Piłsudskiego”, ale na nabrzeżu znów zebrał się tłum i zagrała orkiestra. Był też wielki transparent z napisem „Witajcie”, ale goście rejsu zmęczeni wielodniowymi atrakcjami szybko rozjechali się do domów. Statek jednak długiego czasu na odpoczynek nie miał.
Pierwszy rejs „Batory” zakończył 11 maja. Nie było aż takiej fety, jak podczas powitania „Piłsudskiego”, ale na nabrzeżu znów zebrał się tłum i zagrała orkiestra. Był też wielki transparent z napisem „Witajcie”, ale goście rejsu zmęczeni wielodniowymi atrakcjami szybko rozjechali się do domów. Statek jednak długiego czasu na odpoczynek nie miał.
Już 6 dni później czekała go kolejna uroczystość – podniesienie biało-czerwonej bandery. „W złotych promieniach słońca, na tle błękitu nieba i fal lśnił niepokalaną świeżością przybrany w galę banderową, najmłodszy, a zarazem największy obok +Piłsudskiego+, najwspanialszy statek polskiej floty handlowej – +Batory+. Jego dumny, majestatyczny kształt w tym dniu najsilniej przemawiał do serc i uczuć zebranej tłumnie na nabrzeżu i peronie Dworca Morskiego publiczności. Jako żywy symbol prawiecznej tęsknoty narodu do morza” – pisał z emfazą „Dziennik Gdański”. Na pokładzie zgromadził się tłum gości z premierem, ministrami i dowódcami wojskowymi na czele, a orkiestra po hymnie polskim odegrała także – hymny włoski, duński, kanadyjski, amerykański i węgierski.
„Wstydu wam nie przyniesiemy” – krzyknął kapitan Eustazy Borkowski chwilę po tym, jak wciągnął banderę. Dobę później orkiestra zagrała „Batoremu” jeszcze raz, tym razem już z brzegu. Statek ruszył w pierwszy z regularnych rejsów do Nowego Jorku. Do 1939 roku do Ameryki i z powrotem popłynął 39 razy, do tego dołożył 9 wypraw wycieczkowych. Rejsy transatlantyckie w zależności od pogody trwały 8 lub 9 dni.
„Wstydu wam nie przyniesiemy” – krzyknął kapitan Eustazy Borkowski chwilę po tym, jak wciągnął banderę.
Po wybuchu wojny „Batory” zawinął najpierw do Nowego Jorku, a potem do Halifaxu. W grudniu został zarekwirowany przez brytyjską admiralicję, uzbrojony i przysposobiony do przewozu żołnierzy. Pozostawiono na nim polską załogę, choć wymieniono kapitana. Najsłynniejszy rejs odbył w lipcu 1940 roku, gdy wypłynął ze Szkocji do Kanady z ładunkiem brytyjskiego złota i papierów wartościowych, a także z 36 skrzyniami z dobrami polskiej kultury, w tym wawelskimi arrasami. Miesiąc później popłynął natomiast z ewakuowanymi do Australii dziećmi – tamten rejs trwał 73 dni i dał „Batoremu” przydomek „rozśpiewanego statku”.
Głównie jednak „Batory” transportował wojsko. Według szacunków podczas wojny przewinęło się przez jego pokład około 120 tysięcy żołnierzy. Ani razu nie został uszkodzony i z tego powodu przylgnął do niego przydomek „lucky ship”.
Po wojnie został przekazany Polsce i znów zaczął pływać do Nowego Jorku. Koniec nastąpił nagle – po 46 rejsach Amerykanie postanowili zawiesić linię. Było to związane z aferą szpiegowską – na pokładzie „Batorego” wywieziony został sowiecki agent Gerhart Eisler.
W marcu 1971 roku został sprzedany na złom. 30 marca wyszedł w swój ostatni rejs do Hong Kongu, gdzie dopłynął 11 maja. Banderę opuszczono 2 czerwca.
Statek musiał zmienić trasę. Po remoncie zaczął transportować pasażerów i towary do Indii i Pakistanu. Używany był też do rejsów wycieczkowych, m.in. przewiózł polskich olimpijczyków do Helsinek. W 1957 roku znów wrócił na Atlantyk, tym razem pływał do Kanady.
W czasie cywilnej służby „Batory” odbył 222 rejsy oceaniczne i 75 wycieczek, podczas których przewiózł około 300 tysięcy pasażerów. Wycofany został pod koniec lat sześćdziesiątych. Przez rok pełnił rolę hotelu na wodzie.
W marcu 1971 roku został sprzedany na złom. 30 marca wyszedł w swój ostatni rejs do Hong Kongu, gdzie dopłynął 11 maja. Banderę opuszczono 2 czerwca.
Łukasz Starowieyski
Źródło: MHP