Na Węgrzech obowiązywał niepisany pakt, w myśl którego ludzie nie wtrącali się do polityki, a partia miała odwdzięczać się zapewniając w miarę dostatnie życie. W Czechosłowacji przeważał strach przed represjami. Czy to naprawdę powstanie „Solidarności” zapoczątkowało upadek komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej? We wtorek w Warszawie zastanawiali się nad tym uczestnicy debaty zorganizowanej przez Instytut Pamięci Narodowej.
W debacie „Transformacja ustrojowa w krajach Europy Środkowo-Wschodniej – bilans doświadczeń” oprócz Karola Nawrockiego, prezesa IPN, wzięli udział przedstawiciele analogicznych instytucji w Czechach (Kamil Nedvědický - zastępca dyrektora Instytutu Badań nad Reżimami Totalitarnymi), Węgier (Áron Máthé - zastępca przewodniczącego Komitetu Pamięci Narodowej) oraz Słowacji (Peter Jašek - historyk z Instytutu Pamięci Narodu).
Dyskutowali m.in. o tym, jaki jest bilans polskiej transformacji po 35 latach, jak wyglądały przemiany 1989 r. w Czechosłowacji oraz na Węgrzech i czy to powstanie „Solidarności” zapoczątkowywało upadek komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej.
Twierdzącej odpowiedzi na to ostatnie pytanie udzielił już na wstępie Karol Nawrocki, podkreślając, że choć najbardziej znanym momentem, kojarzonym powszechnie z końcem komunizmu jest upadek Muru Berlińskiego, to nie można pominąć roli, jaką w całym procesie odegrała „Solidarność”.
„Była ruchem społecznym, który nie tylko walczył o prawa robotników, ale też o demokratyzację systemu. I nie przestał tego robić nawet po wprowadzeniu stanu wojennego” – przypomniał Nawrocki.
Z wypowiedzi pozostałych uczestników debaty wynikało jednak, że to działo się w Polsce było raczej nie było inspiracją dla Węgrów, Słowaków i Czechów.
Áron Máthé wyjaśnił, że na Węgrzech obowiązywał swego rodzaju pakt między społeczeństwem a rządzącą partią komunistyczną. „Wszyscy wiedzieli, że nie mówi się o polityce, skupiamy się tylko na pracy i życiu rodzinnym, a partia w zamian zapewni całą resztę. Pakt legł w końcu w gruzach dopiero wtedy, gdy Węgierska Republika Ludowa faktycznie zbankrutowała, a zmiany polityczne zostały wymuszone przez zachodnie instytucje finansowe, które uzależniły udzielenie kredytów od przestrzegania praw człowieka” – streścił przemiany na Węgrzech Áron Máthé.
Nieco inaczej sytuacji wyglądała pod koniec lat osiemdziesiątych w Czechosłowacji. Kamil Nedvědický przyznał, że pomimo świeżej pamięci sowieckiej interwencji z 1968 roku wielu Czechów i Słowaków było zadowolonych ze swojej sytuacji, a inni nie chcieli się angażować w działania opozycyjne z obawy przed represjami. Paradoksalnie nastroje podgrzały same władze – surowymi represjami wobec uczestników pokojowych demonstracji, które odbyły się w styczniu 1989 roku z okazji dwudziestej rocznicy śmierci Jana Palacha (student, dokonał samospalenia na Placu Wacława w Pradze w proteście przeciwko stłumieniu Praskiej Wiosny – przyp. PAP).
„To właśnie te represje były iskrą, oburzyły szczególnie młodych” – zaznaczył Kamil Nedvědický. Zwrócił też uwagę na to, że inną rolę w silnie zlaicyzowanych Czechach, a nawet w nieco bardziej katolickiej Słowacji odgrywał Kościół. František Tomášek, arcybiskup metropolita praski, był jednak jednym z bohaterów wydarzeń 1989 roku, bo upomniał się o wolność słowa i wyznania.
(PAP)
autor: Józef Krzyk
jkrz