Obrona chce zwrotu do IPN sprawy gen. WP Floriana Siwickiego i gen. SB Władysława Ciastonia, oskarżonych o bezprawne powołanie w stanie wojennym działaczy NSZZ "Solidarność" na ćwiczenia wojskowe. Przeciw są poszkodowani i IPN. Sąd podejmie decyzję w środę.
Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie dostał w marcu br. z pionu śledczego IPN akt oskarżenia wobec Siwickiego (b. szefa Sztabu Generalnego WP z lat 80.); Ciastonia (b. wiceszefa MSW i szefa SB) i b. dyrektora z MSW gen. Józefa Sasina. W śledztwie żaden z nich nie przyznał się do winy. Grozi im kara do 10 lat więzienia.
Obrońca Siwickiego mec. Józef Szewczyk złożył wniosek o zwrot sprawy do uzupełnienia w IPN. We wtorek w sądzie adwokat mówił, że oskarżonemu uniemożliwiono złożenie wyjaśnień i przedstawienie wniosków dowodowych oraz zapoznanie się z aktami sprawy - co pozbawiło go prawa do obrony. Szewczyk podkreślał, że nie ma podpisów Siwickiego na ówczesnych dokumentach. Taki sam wniosek złożył też obrońca Ciastonia mec. Andrzej Różyk.
"Oskarżonym zarzuca się, że na przełomie 1982/83 roku w Warszawie i Chełmnie dopuścili się popełnienia zbrodni polegającej na stosowaniu represji wobec wytypowanych ze względu na poglądy polityczne i działalność opozycyjną grupy 304 żołnierzy rezerwy" - mówił w marcu Maciej Schulz z delegatury IPN w Gdańsku.
Prokurator IPN Mieczysław Góra i dawni powołani na ćwiczenia (a dziś oskarżyciele posiłkowi) byli przeciwni zwrotowi sprawy IPN. Prokurator mówił, że Siwicki nie złożył wniosku o wgląd w akta śledztwa. Podkreślił, że oskarżony ma prawo złożyć wyjaśnienia w sądzie. "Wnioski obrony mają na celu jedynie przewlekłość postępowania" - dowodziła pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych mec. Anna Bogucka-Skowrońska. Sąd odroczył decyzję do środy.
"Oskarżonym zarzuca się, że na przełomie 1982/83 roku w Warszawie i Chełmnie dopuścili się popełnienia zbrodni polegającej na stosowaniu represji wobec wytypowanych ze względu na poglądy polityczne i działalność opozycyjną grupy 304 żołnierzy rezerwy" - mówił w marcu Maciej Schulz z delegatury IPN w Gdańsku.
Zdaniem IPN rzekome ćwiczenia były tylko pretekstem do "odizolowania przeciwnika politycznego" - działaczy opozycji, co łączyło się z ich szczególnym udręczeniem. Na przełomie 1982-83 spędzili oni trzy zimowe miesiące na poligonie w Chełmnie. Spali w namiotach; dostali stare buty i mundury; zlecano im też różne - najczęściej nieprzydatne - zadania, jak np. kopanie rowów. Zdaniem IPN warunki były tam surowsze od tych, w jakich trzymano internowanych.
Ćwiczenia teoretycznie przeznaczone były dla żołnierzy rezerwy, w rzeczywistości powołano na głównie działaczy "S" z Pomorza. Były to przede wszystkim osoby, wobec których nie było podstaw do internowania. Według IPN ćwiczenia można było zorganizować, aby np. poprawić obronność kraju. Z materiału dowodowego wynika zaś, że chodziło tylko o "pozbawienie wolności i odizolowanie działaczy opozycji od ich zakładów pracy oraz poddanie ich swoistej reedukacji".
Jak ustaliła PAP, przesłuchany jako świadek gen. Wojciech Jaruzelski zeznał, że ćwiczenia odbywały się "w ramach istniejącego porządku wojskowego". Przyznał, że powołanie działaczy opozycji na te ćwiczenia było "mniejszym złem". Dodał, że instytucja internowania już wtedy wygasła, a forma ćwiczeń była "mniej restrykcyjna". B. szef MSW gen. Czesław Kiszczak zeznał, że izolując "element ekstremalny", władza chciała "zachować spokój w państwie; nie doprowadzić do strajków, rozlewu krwi". IPN nie znalazł dowodów, by w tej sprawie stawiać zarzuty Jaruzelskiemu i Kiszczakowi.
W aktach sprawy są m.in. meldunki wojskowych służb specjalnych o tym, by wśród wcielonych ekstremistów "pozyskiwać osobowe źródła informacji" oraz "podejmować współpracę ze źródłami, które uprzednio były na łączności SB". Meldunki dokumentują, że nawet kadra obozu narzekała, że praca w nim "równa się dla nich internowaniu". Pokazują też one sprzeciw wcielonych, którzy odmawiali spożywania posiłków, śpiewali "wrogie piosenki", prowadzili inne akcje protestacyjne. Służby wojska były zaniepokojone, że nie wszczynano za to wobec nich spraw karnych.
IPN wszczął śledztwo w 2008 r., po zawiadomieniu złożonym przez Stowarzyszenie Osób Internowanych "Chełminiacy 1982", zrzeszającego pokrzywdzonych.
Jego szef Józef Pintera, który jest oskarżycielem posiłkowym, powiedział PAP, że nie było to normalne wcielenie rezerwistów, ale represja polityczna. "Nie mieliśmy żadnego szkolenia wojskowego, jedynie zajęcia polityczne" - dodał. W obozie miał on zawał, a nie udzielono mu pomocy medycznej. Potem trafił do wojskowego aresztu, bo "źle wpływał na morale wojska". Nie chodzi nam o odwet na oskarżonych, ale o pokazanie tego, co przeżyliśmy" - oświadczył. "Wojsko zostało użyte przez SB, która wskazywała +ekstremistów+" - powiedziała PAP mec. Bogucka-Skowrońska.
Według IPN w procesie miałoby zeznawać ok. 300 pokrzywdzonych.
87-letni dziś Siwicki był jednym z oskarżonych przez IPN w sprawie wprowadzenia stanu wojennego w grudniu 1981 r. Jego sprawę wyłączono jednak z tamtego procesu w 2009 r., gdy przeszedł zawał i śmierć kliniczną, do odrębnego postępowania z powodu jego złego zdrowia.
88-letni Ciastoń (b. wiceszef MSW) został w latach 90. oskarżony o "sprawstwo kierownicze" zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki przez oficerów SB w 1984 r. Z braku wystarczających dowodów winy był dwa razy uniewinniany przez warszawski sąd - w 1994 i 2002 r.
78-letni Sasin był m.in. szefem departamentu MSW, który zajmował się "ochroną gospodarki".
Łukasz Starzewski (PAP)
sta/ malk/ bk/