Jeśli na monachijskich radiowców z Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa spojrzeć jak na radiową rodzinę, to Londyn - skupisko powojennej polskiej emigracji był dla nich rodziną dalszą.
Londyn był dla Monachium ważny także z powodów pozarodzinnych. Tam biło tętno życia politycznej emigracji. Działały polityczne stronnictwa, będące kontynuacją przedwojennych partii politycznych, wydawano książki, funkcjonowały kluby i organizacje społeczne, swą siedzibę miały prezydent i rząd RP. Te ostatnie, choć dyplomatycznie nieuznawane po 1945 r., były symbolem sprzeciwu wobec Jałty i miały atut legalizmu - opierały swój polityczny mandat na konstytucji kwietniowej z 1935 r., dopuszczającej możliwość działania najwyższych władz RP na emigracji, w sytuacji, gdy w kraju nie można przeprowadzić demokratycznych wyborów.
W Londynie osiadł po wojnie, działał politycznie i przez pewien czas pracował dla BBC Jan Nowak Jeziorański. Historia Rozgłośni jest z nim, ściśle związana na jej pionierskim etapie aż do lat 70. Lwia część monachijskich radiowców to ludzie zatrudnieni z Londynu. Werbując zespół i uzupełniając go Nowak (1952-75) miał to szczęście, że po wojnie na emigracji w Londynie przebywało wielu uzdolnionych twórców: aktorów, pisarzy, publicystów, piosenkarzy. Miał zatem w czym wybierać. Zwerbowani przez niego ludzie to na ogół DiPisi (Displaced Persons), co było urzędowym określeniem wykorzenienia kogoś z jego ojczyzny.
Ponad 50 proc. pracowników z początkowego zespołu urodziło się na terenach, które przypadły ZSRR na mocy paktu Ribbentrop-Mołotow, a dalsze 10-15 proc. za granicą z traktatu ryskiego.
Ponad 50 proc. pracowników z początkowego zespołu urodziło się na terenach, które przypadły ZSRR na mocy paktu Ribbentrop-Mołotow, a dalsze 10-15 proc. za granicą z traktatu ryskiego. Wielu miało za sobą wojenną tułaczkę, wyraźne grupy tworzyli „andersowcy” i akowcy, ale byli także więźniowie oflagów i tacy, którzy wojnę spędzili w Londynie, lub gdzie indziej. Np. gwiazda Lwowskiej Fali Włada Majewska i jej założyciel Wiktor Budzyński, po klęsce wrześniowej przez Rumunię i Francję dostali się do Szkocji i byli w grupie artystów przydzielonych do Dywizji gen. Stanisława Maczka.
Te więzi z wojskiem powodowały, że wielu pracowników Rozgłośni traktowało pracę w niej jak przedłużenie służby. Londyński korespondent Tadeusz Kryska-Karski nigdy właściwie nie zdjął munduru. Po godzinach pracy prowadził historyczne badania nad wojskowością II Wojny Światowej, chodził na spotkania kombatanckie i nagrywał rozmowy z weteranami. Po 1989 r. dwa razy przyjechał do Polski, oba razy w mundurze, jako adiutant gen. Klemensa Rudnickiego z okazji przekazania insygniów II RP Lechowi Wałęsie przez prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego w grudniu 1990 r. i drugi raz z okazji przeniesienia szczątków gen. Władysława Sikorskiego na Wawel w 1993 r. „Guardian” zamieścił jego zdjęcie w mundurze z 1939 r., gdy stoi z poduszkę z orderami generała.
Dla słuchaczy RWE w Polsce, Londyn był przede wszystkim miejscem, gdzie powstawał kabaret Mariana Hemara. Współpraca Nowaka z Hemarem niewątpliwie uatrakcyjniała program RWE, choć nie zawsze była harmonijna. Radio na niej zyskało, ale sam Hemar stracił. Jego wiersze pisane w Londynie na zamówienie z Monachium były wpisane w konkretny sytuacyjny kontekst; są to wierszowane komentarze polityczne na bieżące tematy. Stosunki Nowaka i Hemara można porównać do tych, które łączyły Prospera z Arielem w szekspirowskiej „Burzy”. Hemar pisał na zadany temat, ale nie było mu z tym wygodnie - marzył o wolności twórczej. Między Nowakiem, a Hemarem dochodziło do sporów o honoraria. O honoraria handryczyli się z kolei z Hemarem zatrudniani przez niego dorywczo aktorzy.
Dyrektorzy RWE zabiegali o poparcie Londynu, paryskiej Kultury i Kongresu Polonii Amerykańskiej, ponieważ wiedzieli, że mając je, byli dla Amerykanów wyrazicielami wolnej polskiej opinii. Nie oznacza to, że Amerykanie słuchali się polskiej emigracji - było wprost przeciwnie, ale rozumieli skąd się wzięła, na czym polega jej rola i nie chcieli konfliktów, zwłaszcza z Kongresem Polonii Amerykańskiej, który liczył się, jako lobby w USA, wówczas o wiele bardziej niż teraz.
Londyn był ważny także politycznie. Dyrektorzy RWE zabiegali o poparcie Londynu, paryskiej Kultury i Kongresu Polonii Amerykańskiej, ponieważ wiedzieli, że mając je, byli dla Amerykanów wyrazicielami wolnej polskiej opinii. Nie oznacza to, że Amerykanie słuchali się polskiej emigracji - było wprost przeciwnie, ale rozumieli skąd się wzięła, na czym polega jej rola i nie chcieli konfliktów, zwłaszcza z Kongresem Polonii Amerykańskiej, który liczył się, jako lobby w USA, wówczas o wiele bardziej niż teraz. Nowak miał poparcie polityczne polskiej emigracji od samego początku, bo sam do niej należał. Jego wojenna karta była dobrze znana. Z wojennej emigracji wywodził się także jego następca Zygmunt Michałowski (1976-81), który pod koniec wojny pracował w dyplomacji dla rządu RP. Kolejni dwaj dyrektorzy: Zdzisław Najder (1982-87) i Marek Łatyński (1987-89) trafili do RWE z PRL-u, więc dopiero musieli się dać emigracji poznać.
Najder wziął udział w Kongresie Kultury Polskiej w Londynie zorganizowanym staraniem emigracji i wprowadził do programu audycję „Z Życia Polskiej Emigracji Politycznej”. Jako przewodniczący Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie zaaranżował przekazanie insygniów II RP, których depozytariuszem był prezydent RP na uchodźstwie (m. in. oryginału Konstytucji z 1935 r. i tłoków pieczęci prezydenckiej) pierwszemu demokratycznie wybranemu prezydentowi III RP Lechowi Wałęsie. Najder i Łatyński rozumieli, że choć władze londyńskiej emigracji żołnierskiej nie są politycznym graczem w Polsce, to są ważnym symbolem, reprezentują niepodległościową tradycję, do której aspirowały ruchy wolnościowe w kraju, przynajmniej ich prawicowa część. Świadomość wspólnych politycznych celów była bardzo silna.
Łatyńskiemu zależało na poparciu politycznej emigracji także z innego powodu. Miał słabą pozycję w dyrekcji amerykańskiej. By ją wzmocnić, w 1988 r. zorganizował w siedzibie RWE w Monachium dużą naradę programową, by ustami polskich polityków emigracyjnych przekonać Amerykanów, że rozgłośnia jest potrzebna, a on sam powinien być traktowany partnersko. Dyrektor Łatyński był ambitny, miał wizerunek Rozgłośni ukształtowany w czasach jej świetności, a został dyrektorem na etapie wygaszania świateł i w tym tkwi jego życiowy dramat. Jego następca Piotr Mroczyk (1989-94) był menedżerem bez politycznych ambicji.
Bardzo ważna w stosunkach Rozgłośni z polską emigracją polityczną była zasada partnerstwa. Oznaczała, że dyrektor polskiej redakcji (desku) politycznie umocowany na emigracji był partnerem wobec dyrekcji amerykańskiej, a nie urzędnikiem. Stąd rząd RP i prezydent na uchodźstwie w Londynie, prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej i redaktor paryskiej Kultury wspierali każdego z dyrektorów Rozgłośni, choć stosunki z Jerzym Giedroyciem zwykle zaczynały się dobrze, a z czasem chłodły.
Partnerstwo miało także znaczenie w stosunkach dyrektora polskiej redakcji ze środowiskami politycznej emigracji. Za kadencji Nowaka partnerstwo w tym wymiarze było bardzo ścisłe np. audycje dla wsi redagował członek PSL zaaprobowany przez PSL w Londynie, a dla robotników PPS-owiec. Był też endek i piłsudczyk - wszyscy z Londynu. Takie podejście podyktowane było dążeniem do utrzymania pluralizmu opinii w Radiu i udostępnienia anteny nurtom politycznym stłumionym w Polsce. Nie oznaczało bynajmniej, że RWE było trybuną emigracji, co najwyżej można mówić o antenowym emigracyjnym sejmiku. Partnerstwo było ważniejsze dla emigracji niż dla dyrektora polskiej redakcji, ponieważ dawało jej możliwość mówienia do kraju.
Najwięcej członków w zespole RWE na wczesnym etapie funkcjonowania Rozgłośni liczyło ugrupowanie NiD (Niepodległość i Demokracja), którego członkiem byli m. in. sam Nowak i jego zastępca Tadeusz Żenczykowski. Grupa ta była nadreprezentowana w stosunku do innych. Za to w londyńskim biurze RWE prym wiodło troje lwowiaków: Marian Hemar, Włada Majewska i Leopold Kielanowski.
Nie cały polityczny Londyn był zwolennikiem RWE. Wybitny publicysta Stanisław Cat Mackiewicz, który w 1956 r. wrócił do Polski, jako tzw. zamkowy premier (polityczny Londyn był wówczas rozbity na Zamek z prezydentem Augustem Zaleskim i Zjednoczenie Narodowe pod kierunkiem trzech generałów) widział we Free Europe, jak ją protekcjonalnie nazywał kontynuację tego samego myślenia, które doprowadziło do afery Bergu, czyli angażowania się politycznych stronnictw emigracyjnych w Londynie w utrzymywanie tajnych kontaktów wywiadowczych z krajem za obce pieniądze w imię podsycania w nim anty-sowieckiego fermentu.
Bez politycznego Londynu, Rozgłośnia Polska RWE byłaby zupełnie inna, jeśli by w ogóle powstała. Nie można zrozumieć RWE, jeśli się nie rozumie wyjątkowego zjawiska w powojennej historii Polski, jakim był polityczny, polski Londyn.
Afera Bergu skończyła się represjami władz stalinowskich wobec niepodległościowego podziemia. Cat Mackiewicz obawiał się, że idąc na płatną współpracę z Amerykanami, czy Brytyjczykami, polscy politycy emigracyjni stracą niezależność, staną się klientelą, a w samej Polsce wzbudzą nierealistyczne oczekiwania wobec Zachodu.
Cat Mackiewicz sądził, że Amerykanie wykorzystają polską emigrację do skomplikowania życia komunistom w Polsce, a następnie odstawią ją na bok i porozumieją się z Moskwą ponad jej głowami. Wyraz tym obawom dał w broszurze „Od Małego Bergu do Wielkiego Bergu” z 1954 r. Obawy Cata Mackiewicza potwierdziły się pośrednio w przypadku węgierskiej rozgłośni RWE w 1956 r., która w czasie powstania w Budapeszcie stwarzała u Węgrów przeświadczenie, że mogą liczyć na pomoc Zachodu.
Obok Londynu ważną rolę w działalności RWE miał Jerzy Giedroyć, którego miesięcznik „Kultura” (choć w odróżnieniu od Londynu stał na gruncie uznania powojennych granic, a po październiku 1956 r. dał kredyt zaufania Władysławowi Gomułce) miał w Wlk. Brytanii najwięcej czytelników. Giedroyć z pewnością rozumiał rolę RWE, jako masowego środka przekazu, ale jego Instytut Literacki był zamkniętym zakonem, więc miał wobec RWE poczucie wyższości. Jednak perspektywa likwidacji Rozgłośni wyczuwalna z końcem lat 80., a nawet wcześniej po dojściu do władzy Michaiła Gorbaczowa niewątpliwie niepokoiła Giedroycia.
Londyn zaczynał tracić na znaczeniu od połowy lat 70., gdy w coraz większym zakresie w Monachium zaczęto zatrudniać ludzi z PRL-u mających doświadczenie tamtejszych mediów. W latach 80. działacze Solidarności wyjeżdżający z Polski w większości nie przyjeżdżali do Londynu. Najważniejszym zapleczem intelektualnym polskiego wychodźstwa stała się w latach 80. Francja, a z politycznego punktu widzenia – USA. Zmierzch politycznej roli polskiego Londynu w latach 80. był także schyłkiem RWE.
Polityczny Londyn dał RWE osłonę polityczną, której Rozgłośnia nie mogła mieć w Polsce. Dzięki RWE wielu polskich uchodźców miało w RWE nie tylko możliwość zarabiania, ale także rozwijania życiowych pasji: historycznej, publicystycznej, artystycznej.
W Londynie mieszkała rzesza freelancerów, obok Mariana Hemara, byli to m. in. historyk gen. Marian Kukiel, niezrównany gawędziarz Zygmunt Nowakowski, jezuicki erudyta ks. Jerzy Mirewicz, dziennikarz Zbigniew Racięski i inni. Na antenie występowali wybitni przedwojenni politycy m. in. Adam Ciołkosz z PPS, a po jego żona dr. Lidia Ciołkoszowa, Franciszek Wilk z PSL, działacze społeczni, wydawcy. Londyńskie biuro RWE na początku przy Wardour Street w dzielnicy Soho pełniło też funkcję zakonspirowanego adresu do korespondencji listowej z Polską. Za pośrednictwem organizacji Haskoba w Londynie polski zespół RWE posyłał pieniądze i paczki, głównie dla inwalidów Armii Krajowej w Polsce. Otrzymywali oni przekaz od PekaO faktycznie nie wiedząc, od kogo. W tym celu składał dobrowolne składki na tzw. fundusz społeczny.
Bez politycznego Londynu, Rozgłośnia Polska RWE byłaby zupełnie inna, jeśli by w ogóle powstała. Nie można zrozumieć RWE, jeśli się nie rozumie wyjątkowego zjawiska w powojennej historii Polski, jakim był polityczny, polski Londyn.
Andrzej Świdlicki (PAP)
Andrzej Świdlicki pracował w RWE w latach 1981-94 jako redaktor programowy (editor), redaktor dziennika radiowego (newsroom editor), redaktor aprobujący teksty na antenę (supervising program editor). W Londynie mieszka od 1973 r.