Na Górnym Śląsku upamiętniono w sobotę ofiary komunistycznych represji, które dotknęły tysiące mieszkańców regionu po wkroczeniu Armii Czerwonej w 1945 r. "Wtedy umarł Śląsk taki, jakim był przez setki lat: dwujęzyczny, międzynarodowy, budujący dobre sąsiedztwo" - mówił europoseł Marek Plura.
Represje określane przez historyków mianem Tragedii Górnośląskiej rozpoczęły się wraz z wkroczeniem Armii Czerwonej pod koniec stycznia 1945 r. Akty terroru wobec Górnoślązaków - aresztowania, internowania, egzekucje i wywózki do niewolniczej pracy na Wschód, trwały przez kilka miesięcy. Według szacunków, wywieziono ok. 40-60 tys. mieszkańców regionu. Część z nich zginęła. Według niektórych źródeł, różnego typu represje mogły dotknąć nawet 90 tys. osób.
Choć ustanowiony sześć lat temu przez śląski sejmik Dzień Pamięci o Tragedii Górnośląskiej 1945 r. jest obchodzony w ostatnią niedzielę stycznia, wiele uroczystości upamiętniających ofiary sprzed 72 lat zorganizowano już w sobotę. Przed pomnikami i tablicami przypominającymi o tamtych wydarzeniach złożono kwiaty i zapalono znicze.
Po raz dziewiąty z katowickiego placu Wolności ponad sto osób wyruszyło w organizowany przez Ruch Autonomii Śląska Marsz Pamięci o Zgodzie. Jego uczestnicy pokonali ok. 10-kilometrową trasę do bramy dawnego obozu Świętochłowice-Zgoda, gdzie przed laty trafiali Górnoślązacy. Tam, przy pamiątkowych tablicach, odbyły się główne uroczystości. Przed wymarszem uczestnikom rozdawano opaski w żółto-niebieskich, śląskich, barwach, z czarną wstążką - znak pamięci o tych, którzy za swoją śląskość cierpieli i ginęli.
Represje określane przez historyków mianem Tragedii Górnośląskiej rozpoczęły się wraz z wkroczeniem Armii Czerwonej pod koniec stycznia 1945 r. Akty terroru wobec Górnoślązaków - aresztowania, internowania, egzekucje i wywózki do niewolniczej pracy na Wschód, trwały przez kilka miesięcy. Według szacunków, wywieziono ok. 40-60 tys. mieszkańców regionu. Część z nich zginęła. Według niektórych źródeł, różnego typu represje mogły dotknąć nawet 90 tys. osób.
Uczestniczący w marszu europoseł PO Marek Plura, znany z wielu inicjatyw na rzecz kultywowania śląskiej tożsamości, podkreślił wagę pamięci o Tragedii Górnośląskiej. "W dzisiejszych, tak bardzo zagonionych, czasach trudno o chwile pamięci i refleksji; one są bardzo ważne dlatego, żebyśmy wiedzieli kim jesteśmy, skąd wzięliśmy się na śląskiej ziemi. Stąd rola tego marszu - on jednoczy nas nie tylko wokół spraw minionych, ale też tych bieżących (...). To ważny dzień dla każdego Ślązaka, bo właśnie tu budujemy naszą śląską wspólnotę i hartujemy naszą śląską tożsamość" - powiedział Plura.
Pytany o spory wokół np. nazywania obozów, w których więziono Górnoślązaków, "polskimi obozami koncentracyjnymi", europoseł ocenił, że najistotniejsze są nie nazwy, a pamięć o historii śląskich rodzin i małych lokalnych wspólnot, które w 1945 r. przeżywały swoje dramaty.
"Dzisiaj tworzenie polityki w oparciu o historyczne dywagacje jest bardzo nie fair wobec nas, którzy tu żyją i którzy na nowo budują tę śląską, współczesną wspólnotę. To były obozy cierpienia, stworzone po to, żeby sprawiać ludziom ból, żeby wdrażać totalitarny system. Czy ktoś będzie nazywał je polskimi, sowieckimi, czy komunistycznymi - to tak naprawdę jest tylko gra polityczna; dla nas to nieistotne – my chcemy szanować pamięć tych, którzy cierpieli i chcemy, żeby przez ich pamięć szanowano naszą górnośląską tożsamość" - skomentował Plura.
Obóz w Świętochłowicach-Zgodzie, będący wcześniej filią niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz, potem służył Urzędowi Bezpieczeństwa Publicznego. Trafiali tam m.in. Ślązacy podejrzewani o wrogi stosunek do władzy i żołnierze AK. Osadzane tam po wojnie osoby nazywano "zbrodniarzami faszystowsko-hitlerowskimi". Liczba śmiertelnych ofiar tego obozu szacowana jest na blisko 2 tys. Ginęli z powodu tragicznych warunków sanitarnych, chorób, niewolniczej pracy i nieludzkiego traktowania.
Lider Ruchu Autonomii Śląska Jerzy Gorzelik podkreślił, że doroczny Marsz Pamięci o Zgodzie upamiętnia wszystkie ofiary obozów, choć Zgoda jest głównym symbolem tego, co w 1945 r. miało miejsce na Górnym Śląsku i co historycy nazwali Tragedią Górnośląską. Według Gorzelika, w ostatnich latach wzrosła świadomość tych wydarzeń, o których przez wiele lat nie wolno było mówić, a po 1989 r. mówiono niechętnie. Jego zdaniem, warto przypominać o tym szczególnie teraz, kiedy obserwuje się wzrost nacjonalistycznych nastrojów.
"Zmieniają się okoliczności, w których dokonuje się upamiętnienie. Wydaje się, że czas, kiedy maszerujemy po raz kolejny, to czas wymagający szczególnej wrażliwości. W debacie publicznej słyszymy często brak refleksji nad przyczynami tego, co w 1945 r. dotknęło Górnoślązaków, ale nie tylko ich – także np. Mazurów, w wyniku polityki, której celem było ustanowienie społeczeństwa jednolitego narodowo" - powiedział Gorzelik, wskazując na potrzebę przypominania o tym, "do czego prowadzi niechęć do obcych, czym kończy się zainfekowanie wirusem szowinizmu, do którego doszło na tak wielką skalę w roku 1945".
Według lidera RAŚ, wciąż wielu obywateli, także na Górnym Śląsku, nie wie, że w 1945 r. nie skończył się dramat związany z wojną, ale - jak mówił - "rozpoczęła się kolejna jego odsłona - dla wielu Górnoślązaków bardziej dramatyczna niż wcześniejsze lata, za sprawą obozów, w których osadzono tysiące mieszkańców Górnego Śląska uznanych za nie Polaków; tysiące znalazło w tych obozach śmierć" - podsumował Gorzelik.
Przedstawiciele organizacji pielęgnujących śląską tożsamość chcieliby, aby do przyszłego roku na katowickim Placu Wolności, skąd od 9 lat wyruszają Marsze na Zgodę, stanął pomnik upamiętniający ofiary Tragedii Górnośląskiej. Dziś na placu znajduje się posty cokół, po dawnym "pomniku wdzięczności" Armii Czerwonej, która w 1945 r. wkroczyła na Śląsk.
Dzień Pamięci o Tragedii Górnośląskiej 1945 r. jest obchodzony w ostatnią niedzielę stycznia. Wiele uroczystości upamiętniających ofiary sprzed 72 lat zorganizowano już w sobotę. Przed pomnikami i tablicami przypominającymi o tamtych wydarzeniach złożono kwiaty i zapalono znicze. Po raz dziewiąty z katowickiego placu Wolności ponad sto osób wyruszyło w organizowany przez Ruch Autonomii Śląska Marsz Pamięci o Zgodzie.
Uczestniczący w sobotnim marszu politolog z Uniwersytetu Śląskiego dr Tomasz Słupik ocenił, że choć upamiętniana szerszej od kilku lat Tragedia Górnośląska nie stała się jeszcze częścią powszechnej zbiorowej pamięci, to jednak zaistniała jako element - momentami ostrego - publicznego dyskursu, zarówno historycznego jak i politycznego, dotyczącego m.in. określenia "polski obóz koncentracyjny" w stosunku do takich miejsc jak dawny obóz Zgoda - zamiast obóz "komunistyczny".
"To chyba jednak trochę gra słów, spór semantyczny. Nie ulega wątpliwości, że to były obozy komunistyczne, bo wówczas monopol miała władza komunistyczna. Były to również polskie obozy, choć w argumentach często pada, że byliśmy krajem niesuwerennym; jednak myślę, że kwestia także polskiej odpowiedzialności pozostaje poza dyskusją" - ocenił dr Słupik. "Kontekst był tragiczny o tyle, że gdy skończyła się niemiecka okupacja, Ślązacy, mówiący często po śląsku czy po niemiecku, wpadli z deszczu pod rynnę; została wobec nich zastosowana zasada odpowiedzialności zbiorowej na olbrzymią skalę" - dodał naukowiec.
Hołd ofiarom represji oddają w ten weekend mieszkańcy wielu śląskich miejscowości. W sobotę rano przedstawiciele lokalnych stowarzyszeń zorganizowali uroczystości przy pomniku ofiar obozu pracy na mysłowickiej Promenadzie; w Katowicach uczczono pamięć żołnierzy węgierskich rozstrzelanych przez Armię Czerwoną; w Lublińcu marszem upamiętniono Ślązaków więzionych w danej przędzalni; w Bytomiu zainscenizowano walki o Miechowice - dziś dzielnicę miasta. W niedzielę w Rybniku odbędzie się nabożeństwo Drogi Krzyżowej - w ten sposób lokalne władze i stowarzyszenia upamiętnią nie tylko Tragedię Górnośląską, ale też ofiary obozu Auschwitz. Na niedzielę zaplanowano też mszę i uroczystości w Gliwicach-Żernicy.
Gdy w styczniu 1945 r. na Górny Śląsk wkroczyła wypierająca oddziały niemieckie Armia Czerwona, mieszkańcy tych ziem traktowani byli jako Niemcy; doświadczali licznych represji, w tym gwałtów i mordów. Rozpoczęła się też akcja masowych zatrzymań i deportacji do pracy przymusowej, co - jak mówią historycy - miało być swoistą formą reparacji wojennych. Pierwsze transporty na Wschód ruszyły w marcu 1945 r. Podróż w bydlęcych wagonach - nazywanych na Śląsku "krowiokami" - trwała nawet kilkadziesiąt dni. Część deportowanych nie przeżyło transportu. W obozach na Wschodzie Ślązacy więzieni byli w bardzo trudnych warunkach: w barakach, z głodowymi racjami żywnościowymi, ograniczonym dostępem do wody pitnej i bez opieki medycznej.
Według różnych szacunków, z Górnego Śląska wywieziono ok. 40-60 tys. ludzi - górników, kolejarzy, hutników. Wśród deportowanych byli powstańcy śląscy, żołnierze kampanii wrześniowej, a także członkowie konspiracji antyhitlerowskiej. Według ostrożnych szacunków, jedna trzecia deportowanych pozostała na Wschodzie na zawsze. Pierwsi Górnoślązacy wrócili do domów latem 1945 r. Wielu z nich w krótkim czasie zmarło. IPN od kilkunastu lat prowadzi badania naukowe, poświęcone wywózkom, publikuje wspomnienia i organizuje wystawy, wciąż tworzy też imienną listę deportowanych. Do 1989 r. wydarzenia określane mianem Tragedii Górnośląskiej były ze względów politycznych tematem zakazanym; w ostatnich latach powstaje coraz więcej inicjatyw związanych z ich badaniem i upowszechnianiem wiedzy na ten temat. (PAP)
mab/ je/