W nocy z 20 na 21 sierpnia 1968 r. wojska Układu Warszawskiego dokonały inwazji na Czechosłowację. Jej celem było zduszenie reform zapoczątkowanych przez Aleksandra Dubczeka i jego ekipę. Południową granicę Polski, oprócz wojsk sowieckich, przekroczyła ponad 25-tysięczna 2 Armia Wojska Polskiego pod dowództwem gen. Floriana Siwickiego. Polskie społeczeństwo protestowało poprzez ulotki, napisy na murach czy listy. Symbolem wstydu i niezgody na tę agresję stało się samospalenie Ryszarda Siwca w czasie dożynek na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie 8 września 1968 r.
W środowisku twórczym w kraju na otwarte wystąpienie zdobyli się Jerzy Andrzejewski i Zygmunt Mycielski. Na emigracji protestowali Sławomir Mrożek, Jan Lebenstein i Gustaw Herling-Grudziński.
Przebywający od 1963 r. poza Polską Sławomir Mrożek, 28 sierpnia 1968 r. opublikował na łamach francuskiego „Le Monde” list otwarty, w którym zaprotestował przeciwko agresji. Pisarz wyrażał solidarność „ze wszystkimi Czechami i Słowakami, którzy się tej akcji sprzeciwiają. Szczególnie z moimi towarzyszami pisarzami czeskimi i słowackimi, którzy są prześladowani i w więzieniach”. Jego akcja spowodowała wśród literatów w Polsce duże wrażenie. Z uznaniem pisał o nim Stefan Kisielewski, choć zauważał, że władze mogły mu już niewiele zrobić, gdyż przebywał od kilku lat za granicą. Podobnie fakt ten komentował, w rozmowie z Pawłem Jasienicą i Andrzejem Kuśniewiczem, Artur Sandauer. Swoim postępowaniem Mrożek wymazał swe nazwisko z listy twórców publikowanych i granych na polskich scenach na kilka kolejnych lat.
W kraju w ślady dramaturga poszedł Jerzy Andrzejewski, który wystosował list do prezesa Związku Pisarzy Czechosłowacji Eduarda Goldstückera. Uważał, że jest to głos większości polskich pisarzy, dla których „słowa: prawda, miłość, lojalność, nadzieja, patriotyzm i postęp, jeszcze nie umarły ani nie stały się ciężkim brzemieniem”. Stefan Kisielewski był pod wrażeniem odwagi Andrzejewskiego w czasie, gdy literaci byli na cenzurowanym. Sam Andrzejewski, obawiając się o swoje bezpieczeństwo, przezornie przez kilka dni nie opuszczał domu, bo przecież nieznani sprawcy, którzy pobili Kisielewskiego, mogli uderzyć ponownie. Wśród literatów podejrzewano, że list autora „Popiołu i diamentu” nie był jego indywidualnym pomysłem, a w jego redagowanie zaangażowany był także Andrzej Kijowski. Plotkowano również, że podpisy na nim mieli złożyć Marian Brandys i Artur Międzyrzecki. Niewybrednie z kolei list Andrzejewskiego w swoich dziennikach skomentował Jarosław Iwaszkiewicz, urzędujący prezes Związku Literatów Polskich: „Andrzejewskiego zawsze uważałem za ścierwo, a on wyrósł na bohatera narodowego, wobec którego nie wolno nic powiedzieć. I nawet przed własną żoną muszę ukrywać prawdziwe o nim myśli”.
Protestowali też inni. Zygmunt Mycielski, krytyk muzyczny, były redaktor naczelny „Ruchu Muzycznego”, skierował list do kompozytorów czeskich i słowackich. Odwoływał się do trudnej historii obu narodów i wyrażał hołd społeczeństwu czeskiemu i słowackiemu oraz jego kierownictwu wierząc, że „to co słuszne i sprawiedliwe jest żywe w duszy jednostek i w duchu całego narodu”. List ukazał się w jugosłowiańskiej „Borbie”, francuskim „Le Monde”, paryskiej „Kulturze” oraz w Radiu Wolna Europa. Swoją niezgodę na ten haniebny czyn wyrazili również Jan Lebenstein, Gustaw Herling-Grudziński i Marian Hemar. Lebenstein, oprócz wysłanego do paryskiej „Kultury” listu, w którym wyrażał solidarność z czechosłowackimi artystami i całym narodem, poświęcił też temu wydarzeniu kilka rysunków. Herling-Grudziński napisał zaś tekst „Pół miliona żołnierz przeciwko 2000 słów”. Nawiązywał w ten sposób do słynnego manifestu „2000 słów” Ludvíka Vaculíka, który stał się credo „Praskiej Wiosny”. W swoich wierszach czytanych w audycjach Radia Wolna Europa temat ten podejmował Marian Hemar. Zebrane w zbiór „Rzeź Pragi” w tym samym roku zostały wydane w Londynie. W jednym z nich autor pisał:
„Wyprowadzili żołnierza
Na to czeskie Psie Pole
Z nowym hasłem:
Za waszą i za naszą niewolę”.
Nastroje i komentarze w środowisku twórczym notowała również Służba Bezpieczeństwa, choć krakowski pisarz Jerzy Lovell stwierdzał, że najlepiej w tej sprawie lepiej nic nie mówić. Tadeusz Hołuj w dyskusjach twierdził, że kierownictwo Związku Sowieckiego otrzymywało niepełne i fałszywe dane, na podstawie których przywódcy radzieccy mogli domniemywać, że istotnie społeczeństwo czechosłowackie szczerze „tęskni do obecności wojsk radzieckich”. Ich koledzy ze związku literatów Adam Włodek, Ryszard Nowakowski, Tadeusz Robak, Tadeusz Śliwak i Stefan Otwinowski uważali natomiast, że Władysław Gomułka popełnił wielki błąd i Polska w przyszłości poniesie konsekwencje swojego kroku. W dyskusji pojawiało się porównanie do zajęcia Zaolzia w 1938 r. i zdradzie społeczeństwa czechosłowackiego przez Polaków.
Za błąd uznali interwencję również Paweł Jasienica, Melchior Wańkowicz i płk Jan Rzepecki. Uznali, że wszelkie deklaracje czy oświadczenia nie będą miały w przyszłości większego sensu wobec złamania postanowień ze spotkań w Czernej nad Cisą i Bratysławy. Dyskutanci zastanawiali się, jaka będzie reakcja państw zachodnich i oceniali dość krytycznie postawę Czechów, jako zmarnowaną szansę dania Sowietom odporu. Julian Przyboś, szykujący się 23 sierpnia do wyjazdu do Belgradu, zastanawiał się, jak będą go traktować organizatorzy. „Paskudna sytuacja, trudno będzie rozmawiać, tym bardziej wyjaśniać, nawet Jugosłowianom” – martwił się poeta. Dosadnie wyraził się Jan Nepomucen Miller (skazany w 1965 r. na dwa lata więzienia w zawieszeniu na trzy za współpracę z londyńskimi „Wiadomościami”): „stało się coś najpotworniejszego, takiej hańby imienia i oręża polskiego nie było od czasów San Domingo. Wstyd mi, że jestem Polakiem”. January Grzędziński (relegowany ze ZLP wraz z Pawłem Jasienicą i Stefanem Kisielewskim) dodał, że kierujący na Kremlu „są cofnięci w rozwoju politycznym o kilkadziesiąt lat, nie są w stanie niczego zrozumieć ze współczesnych zasad polityki”.
Wiktor Woroszylski i Witold Dąbrowski uważali, że wkroczenie wojsk było gafą i mogło doprowadzić do dalszych posunięć militarnych w postaci interwencji w Rumunii i Jugosławii. Dąbrowski postulował zwołanie zebrania Oddziału Warszawskiego Związku Literatów Polskich i rozpoczęcie akcji zbierania podpisów pod protestem, ale został skutecznie od tego odwiedzony przez Woroszylskiego. Ten ostatni miał stwierdzić, że byłaby to gotowa lista aresztowanych.
Na początku września 1968 r. na adres polskiego Pen Clubu wpłynęły trzy listy z oddziałów holenderskiego, austriackiego (podpisany przez Franza Theodora Csokora) oraz angielskiego (w tym od szefa Międzynarodowej Federacji Pen Clubów Arthura Millera i szefa oddziału londyńskiego Davida Carvera). Wszystkie listy, skierowane do prezesa Jana Parandowskiego i sekretarza generalnego Michała Rusinka, zawierały pytanie skierowane do polskich władz tego stowarzyszenia, co zamierzały uczynić w związku z aresztowaniem i prześladowaniem intelektualistów czechosłowackich. Miller sugerował wystąpienie do przewodniczącego Rady Najwyższej Związku Sowieckiego z ostrym protestem przeciwko krokom podejmowanym wobec czechosłowackich intelektualistów. O reakcji polskiego PEN Clubu nic nie wiadomo.
Fakt agresji Związku Sowieckiego na Czechy i współudział wojsk polskich z potępieniem i zgorszeniem przyjęli również twórcy wrocławscy. Wyrażali obawę o atak Republiki Federalnej Niemiec na Czechy oraz kontratak Związku Sowieckiego, co mogło wywołać kolejną wojnę światową. Elżbieta Drzewińska uważała, że Czesi zapamiętają na długo ten krok. W komentarzach podkreślano, że u południowych sąsiadów dokonywała się naprawa socjalizmu, która została brutalnie zahamowana przez interwencję sowiecką i jej sojuszników. Według Henryka Worcella (TW „Konar”), który w tym czasie przebywał w Zakopanem, w dyskusjach toczonych w zakopiańskiej Harendzie, u Pani Kasprowiczowej, „w środowisku literackim dawało się wyczuć niezadowolenie z obecnej sytuacji, gdyż [pisarze] uważają że dalszy przebieg takiej sytuacji może wpłynąć na zaostrzenie cenzury i do zmuszenia pisarzy do pisania powieści w duchu socrealizmu”. Zbigniew Kubikowski stwierdzał, że groźba interwencji istniała, ale nikt nie przypuszczał, że dojdzie do okupacji tego kraju. W podobny sposób decyzje władz PRL-u krytykował Henryk Gała, uważając, że w Czechosłowacji żadnej kontrrewolucji nie było, a zagrożenie ze strony Niemiec Zachodnich było wymysłem komunistycznej propagandy. Bogdan Butryńczuk chwalił się swoimi kontaktami z Jerzym Andrzejewskim oraz Stefanem Kisielewskim i opowiadał o liście Andrzejewskiego do czeskich literatów, co miało go nobilitować w środowisku. Zarówno Butryńczuk jak i Gała uważali, że naród czeski się nie podda i wojskom okupacyjnym będzie trudno opanować sytuację w tym kraju, a bierny opór będzie skuteczniejszy niż otwarta walka przeciwko ZSRR i innym okupantom. Sylwester Chęciński w czasie rozmowy ze znajomymi stwierdzał, że wejście wojsk UW do Czechosłowacji było naruszeniem suwerenności tego państwa.
Sebastian Ligarski: Polscy twórcy, pomimo wydarzeń z lutego i marca 1968 r. (protest w sprawie zdjęcia „Dziadów”, oskarżenia Gomułki pod adresem Pawła Jasienicy, pobicie Stefana Kisielewskiego) wyrażali potępienie dla działań wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji i solidaryzowali z tamtejszym społeczeństwem. Zbiorowy protest był nierealny, lecz pojedyncze głosy Andrzejewskiego, Mycielskiego czy Mrożka publikowane we francuskiej prasie czy „Kulturze” Jerzego Giedroycia były wyrazem nastrojów panujących wśród polskich twórców.
Szczeciński krytyk literacki i nauczyciel, Erazm Kuźma, uważał, że interwencja była „zaprzepaszczeniem marksistowskiej zasady samostanowienia narodów”. Co więcej, działania wojsk UW przyrównał do działań wojsk zachodnich (czyli imperialistycznych) i nie widział dla nich żadnego usprawiedliwienia. Według niego padł ostatni ideał socjalizmu i stracił on, jako nauczyciel, argumenty do rozmów z młodzieżą. Na zwróconą uwagę o błędne rozumowanie i konieczność zapoznania się z opiniami w prasie na ten temat, Kuźma miał stwierdzić, że to język propagandy, a on jej nie wierzy. Joanna Kulmowa wraz z mężem weszła do Konsulatu Czeskiego w Szczecinie i otwarcie przeprosiła zdumionego konsula za zachowanie Polaków.
Członkowie Teatru Wybrzeże z Gdańska i jego kierownik literacki, Róża Ostrowska, uważali, że istniała realna groźba wybuchu nowego konfliktu zbrojnego. Dyskutanci dowodzili mobilizowania na granicy z Austrią i RFN dużych sił wojskowych, w tym amerykańskich, gotowych do uderzenia na wojska Układu Warszawskiego w Czechosłowacji. Po tych wypowiedziach Ostrowska została zwolniona z teatru.
Sytuacja w Trójmieście była o tyle ciekawa, że od 22 do 24 sierpnia 1968 r. odbywał się tam coroczny Międzynarodowy Festiwal Piosenki, na którym występowali goście z krajów zachodnich oraz socjalistycznych, w tym siedemnastoosobowa ekipa z Czechosłowacji (m. innymi Karel Gott i Josef Laufer). Według nich Aleksander Dubczek cieszył się poparciem niemal całego społeczeństwa i nikt nie był w stanie zmusić go do ustępstw. Już pierwszego dnia pobytu w Sopocie, 21 sierpnia, Czesi zbojkotowali oficjalny bankiet (nota bene na zakończeniowym też się nie pojawili), co wywołało nieprzychylne komentarze innych gości festiwalowych. W czasie jednego ze spotkań Laufera i polskich muzyków, przedstawiciele grupy „No to co” przepraszali go za udział polskich żołnierzy w agresji na jego kraj. W tym kontekście warto wspomnieć, że samo słowo agresja budziło złość u zwolenników tego aktu, którzy w odwecie kazali swoim adwersarzom przypatrzeć się sytuacji w Wietnamie, aby ci lepiej zrozumieli, co ono oznaczało.
Jako jedna z pierwszych z festiwalu wyjechała zachodnioniemiecka piosenkarka Alexandra (właśc. Doris Nefedov) oraz dwaj impresario z tego kraju. Następnie Sopot opuściła ekipa angielska, po niej do wyjazdu mieli szykować się Szwajcarzy, Holendrzy, Austriacy i dwaj Kanadyjczycy Ginete Ravel i Sierre Nole’s. Organizatorzy robili wszystko, co w ich mocy, aby zatrzymać zachodnich uczestników i pokazać, że festiwal odbywał się normalnie. Ostatecznie bojkot oprócz Anglików podjęli Holendrzy, Kanadyjczycy, Niemcy z Zachodu, Duńczycy i Irlandczycy. Ogółem na 130 zaproszonych z krajów zachodnich przyjechało 61 osób.
Podobne do organizatorów sopockiego festiwalu problemy mieli także warszawscy twórcy „Warszawskiej Jesieni”. Zaangażowanie polskich wojsk w haniebną interwencję odbijało się także na polskich artystach przyjmowanych na występach w krajach zachodnich. Zdarzały się przypadki odwoływania zaplanowanych wyjazdów (np. tournee „Mazowsza” w USA). Z drugiej strony wielu polskich artystów wzięło udział w kłamstwach szerzonych na łamach prasy. Dziś o swych występach przed polskimi żołnierzami okupującymi Czechosłowację nie chcą pamiętać.
Przytoczone przykłady pokazują, że polscy twórcy, pomimo wydarzeń z lutego i marca 1968 r. (protest w sprawie zdjęcia „Dziadów”, oskarżenia Gomułki pod adresem Pawła Jasienicy, pobicie Stefana Kisielewskiego) wyrażali potępienie dla działań wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji i solidaryzowali z tamtejszym społeczeństwem. Zbiorowy protest był nierealny, lecz pojedyncze głosy Andrzejewskiego, Mycielskiego czy Mrożka publikowane we francuskiej prasie czy „Kulturze” Jerzego Giedroycia były wyrazem nastrojów panujących wśród polskich twórców.
Sebastian Ligarski
Źródło: Muzeum Historii Polski