Grudniowe „Mówią Wieki” poświęcone są epoce jagiellońskiej, która – jak czytamy w artykule wstępnym – wzbudzała i wzbudzać będzie zachwyt nie tylko wśród zawodowych historyków. A, że był to czas piękny i burzliwy, w którym nie brakowało zarówno krwawych wojen, jak i zakulisowych intryg, z pewnością miesięcznik dostarczy ciekawej lektury także w święta Bożego Narodzenia.
Już na wstępie Dariusz Milewski w tekście pt. „Dynastia Jagiellonów” przekonuje, że „próba znalezienia wśród współczesnych monarchów europejskich kogoś, kto nie byłby potomkiem Władysława Jagiełły, jest zajęciem dość karkołomnym, jeśli nie skazanym z góry na niepowodzenie”.
Autor prowadzi czytelnika przez meandry ożenków i zamążpójść Jagiellonów, aby na koniec stwierdzić, że „niemal wszyscy obecni władcy europejscy mają w sobie krew – czy też geny, jak by to nowocześnie powiedzieć – Władysława Jagiełły”.
Dla przykładu podaje: „panujący obecnie w Wielkiej Brytanii Karol III (ur. 1948) jest w 16. pokoleniu potomkiem Kazimierza Jagiellończyka poprzez jego córkę Zofię, matkę Albrechta Hohenzollerna – wielkiego mistrza krzyżackiego i pierwszego księcia w Prusach”.
Wyjaśnia, że pomiędzy Zofią „a obecnym królem brytyjskim przewinęły się rody Wettinów, Oldenburgów, Anhalt-Zerbstów (z samą carycą Katarzyną II), Romanowów i greckich Glücksburgów”.
Dodaje, że także królowa Elżbieta II „była potomkinią Kazimierza Jagiellończyka, tylko w innej konfiguracji, a ostatnim wspólnym przodkiem królowej i jej syna na drodze do Jagiellonów była wnuczka wspomnianego Albrechta Hohenzollerna Magdalena Sybilla (zm. 1659)”.
Na liście Jagiełłowych potomków Milewski umieścił też władców Belgii, Danii, Hiszpanii, Holandii, Liechtensteinu, Luksemburga, Norwegii i Szwecji, a także ostatnich monarchów Austro-Węgier, Bułgarii, Grecji, Jugosławii, Niemiec, Portugalii, Rosji, Rumunii i Włoch.
„Jak zatem widać, jagiellońska krew wciąż płynie w żyłach królów. Ile w nich >>prawdziwych<< Jagiellonów, to już inna sprawa” – konstatuje autor. Nie pozostawia nas w niewiedzy lecz prowadzi obliczenia.
„Jak wiadomo – pisze - zawsze dziedziczymy połowę genów po każdym ze swoich rodziców, tak więc podobieństwo genetyczne córki do ojca (np. Zofii Jagiellonki do Kazimierza) można wyrazić ułamkiem ½. Wartość tę obliczamy dla każdego kolejnego pokolenia, potęgując mianownik zgodnie z liczbą pokoleń następujących po wskazanym przodku. Zatem skoro Karol III jest w 16. pokoleniu potomkiem Kazimierza Jagiellończyka, jego podobieństwo genowe do tego króla obliczymy następująco: Ponieważ król brytyjski ma geny jagiellońskie również po matce (w tym samym pokoleniu), wartość jego >>udziałów” możemy podwoić i skonstatować, że jest Jagiellonem w 1/32768. Przyznajmy – krew jagiellońska jest, ale mocno rozcieńczoną”.
Z kolei z artykułu „Bitwa pod Koronowem 1410” możemy dowiedzieć się – co wcale nie jest oczywistością – o tym, jak przebiegała sama walka. Krzysztof Mikulski pisze tak: „Pogoń trwała do momentu, w którym Krzyżacy dotarli do dogodnego z ich punktu widzenia wzgórza w pobliżu wsi Wilcze (zwanej wówczas Małym Łąskiem). Ustawili się na nim w szyku bojowym, czekając na przeciwnika. Polacy otoczyli wzgórze bokiem i również zajęli pozycje bojowe. Bitwę rozegrano w sposób bardzo typowy dla średniowiecznej Europy. Obie armie były ustawione w tzw. płot – rycerze stali obok siebie w odstępach równych długości kopii. Za nimi stawali ich giermkowie. Następnie walczący z obu stron stępa lub truchtem zbliżali się do przeciwnika. Cała bitwa składała się ostatecznie z wielu bezpośrednich pojedynków, bardzo przypominając w tym elemencie starcia na turniejach rycerskich. Batalię poprzedziło starcie dwóch elearów (rycerzy poprzedzających w pojedynku osobistym otwartą bitwę) – Ślązaka Konrada Nimpcza i Jana Szczyckiego herbu Doliwa. Zwycięstwo tego drugiego dodało otuchy słabszym liczebnie rycerzom polskim. Zmagania na polu bitewnym kilkakrotnie przerywano, podczas tych przerw walczący z obu stron raczyli się winem, a nawet odwiedzali. Przerwy w boju wykorzystywano też na zniesienie z pola bitwy rannych towarzyszy”.
Mikulski przypomina, że „momentem przełomowym starcia stał się pojedynek Jana Naszana z Ostrowic herbu Topór z chorążym krzyżackim”. „Polski rycerz, zwaliwszy z konia przeciwnika, porwał chorągiew wroga i okręcił ją wokół swego siodła. Utrata znaku bojowego wywołała najpierw zamieszanie, a następnie popłoch w szeregach krzyżackich. Hufce nieprzyjaciół szybko zostały rozproszone, a ścigający Polacy uciekających częścią pomordowali, częścią pobrali w niewolę i zupełne nad nimi odnieśli zwycięstwo.”
Inną ciekawą i mało znaną historię opisuje Tomasz Bohun w tekście „Władysław Warneńczyk i samozwańcy”. „Klęska krucjaty polsko-węgierskiego króla Władysława III (I) pod Warną w listopadzie 1444 roku była zaskoczeniem dla Europy. Wszak władca od czterech lat bił na Bałkanach Turków i ich sojuszników. Z równym niedowierzaniem przyjęto jego śmierć na polu bitwy, bo też nikt jej nie widział. Inna sprawa, że wielu zależało, aby podtrzymywać wersję o tym, iż władca przeżył feralne starcie” - czytamy.
Nic więc dziwnego, że w Polsce oraz innych krajach zaczęli pojawiać się samozwańcy. „Do szytej grubymi nićmi i niekoniecznie wrażą ręką hochsztaplerki zaliczyć natomiast trzeba pojawienie się wiosną 1445 roku na dworze wileńskim Kazimierza Jagiellończyka >>posłańca dobrej nowiny<< – nieznanego z imienia kupca litewskiego, który twierdził, że w dalekim kraju spotkał się z Władysławem. Niespełna 17-letni następca tronu połknął przynętę i sowicie obdarował przybysza” – relacjonuje Mikulski.
Następny samozwaniec objawił się najpierw w Nadrenii, z kolei na Śląsku w 1451 roku. Ciekawsza była historia z samozwańcem, który miał przebywać na początku lat pięćdziesiątych XV wieku na Maderze, a jego synem był Krzysztof Kolumb.
W kolejnym artykule zamieszczonym w grudniowym numerze „Mówią Wieki” Rafał Jaworski zdradza, że Aleksander Jagiellończyk (urodzony w 1461 roku) nie bardzo przykładał się do nauki łaciny. „Za to nauki moralne, w zakresie których edukował królewiczów niestroniący od dydaktyzmu i moralizatorstwa Jan Długosz, przyswoił sobie nader dokładnie.”
Natomiast Andrzej Rachuba w tekście „Władca i społeczeństwo w Wielkim Księstwie Litewskim przed 1569 rokiem” przypomina, że wielki książę był władcą elekcyjnym wybieranym na tron przez Radę Panów. Wyboru dokonywano w obrębie dynastii jagiellońskiej. „Jego władza była dużo silniejsza niż królów polskich, ale na mocy przywileju ziemskiego z 6 sierpnia 1492 roku musiał się nią dzielić z ową Radą” – zaznacza autor.
O ostatnich Jagiellonach na Węgrzech pisze Piotr Tafiłowski. „Rok 1526 stanowi kres jagiellońskiej Europy, a także Królestwa Węgierskiego w jego dotychczasowym, średniowiecznym kształcie. Dwaj ostatni Jagiellonowie rządzili już tylko państwem polsko-litewskim, a trony Czech i podzielonych Węgier przypadły Habsburgom. Jedynie Siedmiogród pozostający pod protektoratem tureckim zachował pewne związki z dynastią jagiellońską” – ocenia Tafiłowski. (PAP)
Autor: Wojciech Kamiński