Julian Brzeziński był żydowskim inżynierem, który prowadził w Warszawie firmę handlującą sprzętem medycznym, takim jak m.in. aparaty rentgenowskie. Wojna sprawiła, że po przedsiębiorstwie została mu jedynie metalowa tabliczka z napisem „Bracia Brzezińscy. Instrumenty medyczne”. Los biznesmena, tak jak wielu podobnych mu zwykłych ludzi, pewnie zostałby zapomniany, gdyby Wioletta Grzegorzewska nie spotkała jego córki Hanny.
Prostota, zwięzłość, dyskrecja, precyzja, powściągliwość - takie określenia pojawiały się w recenzjach opowiadań Kornela Filipowicza, pisarza obecnie nieco zapomnianego. Justyna Sobolewska przypomina jego postać w niedawno wydanej książce „Miron, Ilia, Kornel”.
„Nadeszła najgorsza chwila mojego dzieciństwa. Pociąg uszył, zagwizdała przeraźliwie lokomotywa. Stukot kół pędzącego pociągu zagłuszył płacz i modlitwę ludzi” – wspominała Aurelia Raszkiewicz.
Wśród laureatów prestiżowej literackiej Nagrody Nobla jest tylko piętnaście kobiet (do 2019 r. włącznie). Dwie z nich to Polki, co wobec niewielkiej liczby wyróżnionych pań jest znakomitym rezultatem. Obok owych piętnastu dam nagrodę otrzymało bowiem aż 101 mężczyzn. Autorka sylwetek wszystkich tych pisarek przedstawia nie tylko ich twórczość, ale i sięga do życiorysów, zamieszczając nawet przepisy kulinarne dań, które z chęcią jadały.
„Niemal dokładnie w szóstą rocznicę wybuchu II wojny światowej (…) 2 września 1945 r. w żoliborskim mieszkaniu w Warszawie spotkało się kilku polskich oficerów, aby powołać Ruch Oporu bez Wojny i Dywersji +Wolność i Niezawisłość+. Jeszcze niedawno stali na czele struktur największej podziemnej organizacji zbrojnej okupowanej Europy – Armii Krajowej, a przed czterema miesiącami byli świadkami niemieckiej kapitulacji” – czytamy.
Najbarwniejsza mniejszość dawnej RP (a przynajmniej – rywalizująca o tę godność z Karaimami). Uchodźcy z Ordy, egzotyczni sojusznicy pod Grunwaldem i Orszą, minarety wznoszące się nad równinami Białorusi i kitaby, czyli zbiory pobożnych opowieści zapisywane wprawdzie alfabetem arabskim, ale po starobiałorusku lub po polsku… Nie da się ukryć: wspaniale było mieć w Rzeczypospolitej Wielu Narodów Ormian, menonitów i Czechów, ale z Tatarami nikt nie mógł się równać.
Miejsca w Warszawie związane z życiem i twórczością Leopolda Tyrmanda jak dawny gmach YMCA czy Restauracja Kameralna opisuje w „Przewodniku po Warszawie Leopolda Tyrmanda” Grzegorz Sołtysiak. Proponuje też m.in. spacery po mieście szlakiem bohaterów „Złego” czy jazzowej pasji pisarza.
Tradycja ścisłego reglamentowania, co wolno fotografować, a czego nie w Związku Sowieckim, a wcześniej i później w Rosji, sięga początków historii fotografii. Dobrze ilustruje to obszerny album wydany właśnie przez IPN, zbierający plon kilkunastu wypraw filmowych znanego amerykańskiego dokumentalisty, Juliena Bryana.
„Lewica, stojąca na pierwszej linii antyfaszystowskiego frontu, wydaje się być ostatnim podejrzanym o faszyzowanie. Nietrudno jednak podać przykłady, że ruchy faszystowskie i faszyzujące współtworzone były przez dysydentów z lewicy” – czytamy.
Był wzorcem z Sèvres dyplomaty. Urodzony w arystokratycznej rodzinie, szybko odnalazł się w działalności publicznej. W międzywojniu zdobywał doświadczenie w reprezentowaniu Polski za granicą, by w końcu jako ambasador w Londynie uczestniczyć w wielkiej polityce prowadzonej przez ówczesne mocarstwa. W trakcie wojny tworzył w Anglii polski rząd na uchodźctwie. Nigdy nie pogodził się z nowym ładem politycznym, w którym nasz kraj pozostawał pod władzą Sowietów.