"Wygraliśmy wszystko, co było do wygrania, ale ponad jedna trzecia obywateli nie poszła głosować (…) Zrobiono bardzo wiele, by święto zepsuć" - pisze Marcin Król w książce „Byliśmy głupi”. To wspomnienia dawnego opozycjonisty i uczestnika obrad Okrągłego Stołu z przełomowego dla Polski i innych krajów komunistycznych roku 1989 oraz kolejnych lat tzw. transformacji ustrojowej.
Król przedstawia obraz przemian ustrojowych z dominującym wątkiem „wojny na szczycie” - stałym elementem najnowszej historii Polski po 1989 roku. Autor przedstawia okoliczności, w których doszło do podziału obozu solidarnościowego.
„Święto zostało ostatecznie zepsute, kiedy do wyborów na prezydenta stanęli naprzeciw siebie Tadeusz Mazowiecki i Lech Wałęsa. Było to najgłupsze wydarzenie w historii III Rzeczypospolitej. Od tego momentu wszystko uległo zmianie i już nigdy do Polski nie wróciła „normalna” polityka. (…) Wałęsa okazał się marnym prezydentem, a dla Mazowieckiego działalność w Sejmie i partii politycznej była tylko utrapieniem. (…) Daliśmy się ponieść inteligenckim emocjom przeciw Wałęsie, który dawał do takiej reakcji liczne powody. Po drugie przeceniliśmy szanse wyborcze Mazowieckiego”.
„Święto zostało ostatecznie zepsute, kiedy do wyborów na prezydenta stanęli naprzeciw siebie Tadeusz Mazowiecki i Lech Wałęsa. Było to najgłupsze wydarzenie w historii III Rzeczypospolitej. Od tego momentu wszystko uległo zmianie i już nigdy do Polski nie wróciła „normalna” polityka - pisze Marcin Król.
Wedlug Króla szansę na „normalność” w polskiej polityce Polska straciła 24 czerwca 1990 roku, podczas ostatniego zebrania Komitetu Obywatelskiego. Wówczas doszło do konfliktu pomiędzy Wałęsą a Jerzym Turowiczem, Władysławem Frasyniukiem oraz innymi zwolennikami kandydatury Tadeusza Mazowieckiego. Nastąpił podział, w którym wyłoniły się dwa główne odłamy postsolidarnościowe: Porozumienie Centrum i Unia Wolności. Jesienią 1990 roku, podczas pierwszych wyborów prezydenckich doszło, do sytuacji, która zaskoczyła cały obóz solidarnościowy. Na scenie politycznej pojawił się nagle nieznany nikomu kandydat, Stanisław Tymiński.
„Tymiński i 22 procent głosów oddanych na niego zdumiewają. Nie reprezentował niczego ani nikogo poza czarną teczką i pieniędzmi w Kanadzie. Nie miał żadnego poparcia, a jednak miliony na niego głosowały. Nie wiadomo, czyja to była wina. Kto był głupi? Na pewno głosujący i na pewno rodząca się klasa polityczna” - ocenia Król. Powszechnie znany premier Mazowiecki, promowany jako ”premier pierwszego niekomunistycznego rządu”, zdobył wówczas 18 proc. głosów i nie przeszedł do drugiej tury wyborów.
Charakterystyczną cechą pierwszych lat przemian była niezliczona ilość stronnictw i partii oraz nieznane w krajach o ugruntowanej demokracji rozdrobnienie sceny politycznej na efemeryczne partie, a raczej partyjki „kanapowe”.
„Żadna z partii nie przypominała wielkich europejskich partii politycznych i tak zresztą jest do dzisiaj. Oczywiście, nie musiały wzorować się na Zachodzie, ale czy wzorowały się na czymkolwiek? Nie, jak wielokrotnie po 1989 roku polskie życie publiczne poszło własną dziwaczną drogą. (…) Do dzisiaj w Polsce nie ma ani prawicy, ani lewicy, ani centrum. Jedyną partią, która trzymała się tradycji i majątku, najsprytniejszą w Polsce partią, było PSL, które bez wyjaśnień ani wahań kontynuowało instytucjonalnie para-komunistyczne ZSL. (…) Bałagan wprowadzony w 1989 roku trwa” - uważa Marcin Król.
Przemiany ustrojowe przełomu lat 80. i 90. były procesem trudnym. Doszło do przewartościowania postaw. Sukces finansowy nagle stał się wzorcem do naśladowania. „Pojawiła się niemal znikąd, obok elity intelektualnej i politycznej, elita pieniądza (…) Pokazała się inna Polska (...) to Polska bazaru, starej ciężarówki jadącej na handel do Berlina, Polska kantorów i małych spryciarzy. Oni nie interesowali się polityką, a politycy kompletnie ich lekceważyli (...) Nie rozumieliśmy, z jak zniszczoną tkanką społeczną mamy do czynienia. Wybrano model wolnorynkowego społeczeństwa, w którym każdy miał sobie sam poradzić”.
Król stawia pytanie, czy twórcom III RP zabrakło tzw. wrażliwości społecznej. I odpowiada: „Na pewno wielki Jacek Kuroń nie był dobrym ministrem (…) On sam rozumiał ogrom niesprawiedliwości, ale też popierał gospodarkę wolnorynkową i nie zdążył znaleźć z tego roztropnego wyjścia. Rzecz w tym, że nikt z nas nie miał śladu wyobraźni socjologicznej, żeby zobaczyć przyszłe kształty nowej Polski”.
Obraz transformacji opisany przez Marcina Króla jest przygnębiający. „Wolnością żyły setki tysięcy, a w niedostatku były miliony (...) rozwój gospodarki wolnorynkowej prowadził do nieuniknionej dewastacji resztek więzi społecznej” podsumowuje autor „Byliśmy głupi”.
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Czerwone i Czarne.
rep/ ls/