Jan Nowicki miał w sobie pewną zadziorność i przewrotność – powiedział PAP krytyk teatralny Jan Bończa-Szabłowski. „Był wielkim wrażliwcem i robił wszystko, żeby tego nie okazywać” – dodał.
Jan Nowicki był jednym z najpopularniejszych polskich aktorów, tytułowy Wielki Szu w filmie Sylwestra Chęcińskiego, Ketling w "Panu Wołodyjowskim", odtwórca głównej roli w "Magnacie" Filipa Bajona. Artysta miał 83 lata.
Jak przypomniał w rozmowie z PAP Jan Bończa-Szabłowski, "połączyła nas miłość do Wojciecha Hassa i Brunona Schulza". "Schulzem zajmuję się od wielu lat, a Jan zagrał jeszcze jako początkujący aktor w słynnym +Sanatorium pod Klepsydrą+. Tym filmem był właściwie zafascynowany praktycznie przez całe życie" - powiedział PAP krytyk teatralny.
Wskazał, że "to był film, w którym propozycję Wojciecha Hassa Nowicki przyjął - jak samo o tym mówił - z bezczelnością". "Zagrał to tak, że właściwie miał wrażenie, że nic nie rozumie z tego świata, dlatego był taki dobry w tym filmie, ponieważ Hass chciał, żeby ten świat Schulza był dla niego czymś tajemniczym i czymś nieodgadnionym" - wskazał. "Ten film właśnie i przygoda z Hassem zaważyła na jego dalszym patrzeniu na świat, że nie wszystko to, co jest rzeczywiste, jest istotne, że wiele rozgrywa się w ludzkiej fantazji i ludzkiej wyobraźni" – dodał Bończa-Szabłowski.
"Jan Nowicki był wielkim wrażliwcem i robił wszystko, żeby tego nie okazywać" – ocenił krytyk teatralny. "W +Rzeczpospolitej+ mieliśmy całą serię portretów artystów. Zawsze, kiedy ten portret stawał się za bardzo słodki, dzwoniliśmy do Jana Nowickiego, ponieważ on zawsze coś znalazł przewrotnego. Nie znaczy, że człowieka potępiał - bo nigdy tego nie robił - ale zawsze potrafił go sprowadzić na ziemię" – wskazał rozmówca PAP. Jak ocenił, "Nowicki miał w sobie pewną zadziorność i przewrotność".
Bończa-Szabłowski zwrócił także uwagę, że Jan Nowicki "był artystą, którego z jednej strony reżyserzy widzieli w rolach amantów, a on tego bardzo nie lubił". "Z drugiej strony, jak ktoś mówił, że w ogóle nie jest amantem, to był obrażony, że jak to nie jest, skoro jest" - dodał.
Zdaniem Bończy-Szabłowskiego Nowicki "lubił prowokować". "Dobrze, że on się nie urodził dużo później, ponieważ gdyby się urodził dużo później, to trafiłby na kolorowe pisma, które by rozpracowywały z podziwu godną konsekwencją jego niekonsekwencję w tym, co mówił, jego romanse, przelotne miłości" - wskazał.
"Miał wielkie poczucie niespełnienia, że po tych rolach, które zagrał u Andrzeja Wajdy, Wojciecha Hassa, Kazimierza Kutza i Starym Teatrze, to się nie przełożyło na dalsze lata" – powiedział PAP Jan Bończa-Szabłowski.
Krytyk teatralny wskazał, że Nowicki traktował ludzi serio. "Nie znosił ludzi nieinteligentnych, tych, którzy nie mają poczucia humoru. Potrafił zawsze wykpiwać ich małostkowość, pustkę myślową" – powiedział. "Potrafił komuś przykleić łatkę, lubił ściągać ludzi z pomników" - dodał.
"Lubił być prześmiewczy, ale miał ludzi, którzy go zawsze inspirowali, do których się odnosił" - wskazał. Jan Bończa-Szabłowski zaznaczył, że takimi postaciami dla Nowickiego był Piotr Skrzynecki z Piwnicy pod Baranami oraz Jerzy Jarocki.(PAP)
Autorka: Anna Kruszyńska
akr/ dki/